Bo czĹowiek gĹupi jest tak bez przyczyny
Nazwa konta postaci - Rose84
Nazwa postaci - Galathea Ma'for
Płeć - Kobieta
Rasa - Elf księżycowy
Wiek - 120 lat
Pochodzenie - gdzieś pomiędzy Neverwinter a Luskan
Charakter - Neutralny-Dobry
Język - wspólny, elficki
Statystyki początkowe - siła 14, zręczność 12, kondycja 14, inteligencja 10, mądrość 16, charyzma 10.
Opis postaci:
Młoda elficka kobieta o jasnej cerze i długich czarnych włosach.Porusza się czujnie, lecz pewnym krokiem. Jej ciepłe spojrzenie i przyjemne rysy twarzy mogą sugerować przyjazne usposobienie.
Historia postaci :
Urodziłam się w małej chatce przy drodze pomiędzy Neverwinter a Luskanem. Mój ojciec jest
myśliwym a matka druidką. Może to wydać się dziwne zważywszy na to, że oboje są
Księżycowymi Elfami, ale takie życie sobie wybrali. Nie stronili od ludzi, jednakże
położenie naszego gospodarstwa samo w sobie utrudniało kontakty towarzyskie. Jednym słowem
nikomu nie było po drodze do chaty przy lesie pełnym dzikich zwierząt. Od dziecka włóczyłam
się po lasach i polanach poznając zwierzęta i ich zwyczaje.W mojej rodzinie od pokoleń
służyło się Sylwanusowi patronującemu druiidom. Rodzice wpoili mi poczucie szacunku do
wszystkiego co żywe i naturalne. Z resztą...jestem Elfem sama z siebie wiele wiedziałam,
albo raczej czułam się związana z przyrodą. Kiedy osiągnęłam wiek około 110 lat zaczęłam
odczuwać również coś więcej. Z początku nie mogłam zidentyfikować uczucia, jednak w końcu
zdałam sobie sprawę, że to zew. Jednak nie zew natury a zew przygody. Nagle w domu
rodzinnym, gdzie czułam się zawsze tak bezpieczna i szczęśliwa zaczęłam czuć się również
zamknięta, ograniczona i bez możliwości rozwoju. Już od parudziesięciu lat znałam kilka
prostych zaklęć opierających się o magię natury, nauczyła mnie ich matka wpajając
jednocześnie ze spokojem i właściwą jej łagodnością akrana Druidztwa. Chciałam być druidką,
ale wiedziałam, że w chatce przy drodze nigdy sie nie spawdzę, nigdy nie rozwinę skrzydeł.
Kiedy osiągnęłam wiek około lat 120 podjęłam najważniejszą decyzję w moim dotychczasowym
życiu. Postanowiłam opuścić dom i wyruszyć w nieznane ku przygodzie. Najpierw wierzyłam się
z pomysłu mojemu ukochanemu bratu Celdurowi. Nie był zachwycony, to jasne...ale zaoferował
mi swoją pomoc. Potajemnie w stodole na leśne zbiory uczył mnie władania kijem i
podstawowych uderzeń...ot tak, bym umiała się nim obronić. Wreszcie zdecydowałam się
powiedzieć o swych planach rodzicom. Zaprotestowali, chodź czułam, że rozumieją mnie lepiej
niźli sami chcieliby to przyznać. Jako jednostka pełnoletnia nie mogli mnie zatrzymać siłą,
ale rozstanie było dla mnie bardzo ciężkie. Bardziej niż się tego spodziewałam. Wyruszyłam
zatem w do Neverwinter. Miasto pokonało już zarazę i port na powrót zaczął funkcjonować. Na
miejscu w dzielnicy portowej dowiedziałam się, na który statek powinnam wsiąść by dotrzeć do
Moray, wyspy archipelagu Moonshae Isles, nie wiem dlaczego akurat tam...może poprostu
spodobała mi się nazwa?. Jednego byłam tylko pewna, chcę znaleźć się daleko od rodzinnych
stron by zacząć samodzielne życie. Wszystko szło nad wyraz prosto i zapewne szłoby nadal
gdybym tylko nie pomyliła statków. Wsiadłam będąc pewną, że wchodzę na odpowiedni.
Zapłaciłam uprzejmemu człowiekowi z brodą i zajęłam odpowiednie miejsce. Podróż upłynęła
całkiem znosnie, wysiadłam pewna i zadowolona, żem znalazła się na wyspach na Moray.
Zapytałam bardziej dla formalności stojącej w porcie kobiety czy to Moray. Popatrzyła na
mnie wzrokiem sugerującym, że na pewno zwariowałam i odpowiedziała "nie proszę pani...to
wyspa Aeris". Byłam chyba tak zszokowana odpowiedzią, której się nie spodziewałam usłyszeć,
że nie byłam pewna czy naprawdę to usłyszałam. "Aeris?-spytałam jak echo" "Tak, Aeris" po
czym odeszła do swojej roboty zerkając na mnie dziwnie jeszcze kilka razy. Więc
Aeris...próżno dociekać teraz przyczyn mej tutaj obecności...Możliwe, że sam Sylwanus chciał
bym znalazła się właśnie tutaj?-pomyślałam w duchu, chodź może było to zbyt śmiałe
przypuszczenie. Tak czy inaczej, znalazłam się na nieznanym i zupełnie obcym lądzie
uzbrojona w kij i kilka sztuczek magicznych mojej matki...Cóż Galatheo...chciałaś przygody?
To ją masz!
Brakuje bóstwa w klepsydrze.
I popraw proszę formatowanie, bo tego nie da się czytać...
Co do pochodzenia to niema dokładnego miejsca, tzn. w nvn 1 była taka droga właściwie ścieżka między port last a knieja neverwinter i nazywało się to "droga przez pola" chyba...noto tak mam napisać? a wymyśliłam sobie, że własnie tam stoi mpoja chatka bo podobało mi się to miejsce. Ale to nie była wioska.
Nazwa konta postaci - Rose84
Nazwa postaci - Liriane Ma'for
Płeć - Kobieta
Rasa - Elf księżycowy
Wiek - 120 lat
Pochodzenie - pobliska okolica Neverwinter
Charakter - Neutralny-Dobry
Język - wspólny, elficki
Bóstwo - Sylwanus
Statystyki początkowe - siła 14, zręczność 12, kondycja 14, inteligencja 10, mądrość 16, charyzma 10.
Opis postaci:
Młoda elficka kobieta o jasnej cerze i długich czarnych włosach.Porusza się czujnie, lecz pewnym krokiem i uważnie bada okolicę. Ma ciepłe spojrzenie i przyjemne rysy twarzy.
Urodziłam się w małej chatce przy drodze pomiędzy Neverwinter a Luskanem. Mój ojciec jest myśliwym a matka druidką. Może to wydać się dziwne zwarzywszy na to, że oboje są Księżycowymi Elfami, ale takie życie sobie wybrali. Nie stronili od ludzi, jednakże położenie naszego gospodarstwa samo w sobie utrudniało konkakty towarzyskie. Jednym słowem nikomu nie było po drodze do chaty przy lesie pełnym dzikich zwierząt. Od dziecka włóczyłam się po lasach i polanach poznając zwierzęta i ich zwyczaje.W mojej rodzinie od pokoleń służyło się Sylwanusowi patronującemu druiidom. Rodzice wpoili mi poczucie szacunku do wszystkiego co żywe i naturalne. Z resztą...jestem Elfem sama z siebie wiele wiedziałam, albo raczej czułam się związana z przyrodą. Kiedy osiągnęłam wiek około 110 lat zaczęłam odczuwać również coś więcej. Z początku nie mogłam zidentyfikować uczucia, jednak w końcu zdałam sobie sprawę, że to zew. Jednak nie zew natury a zew przygody. Nagle w domu rodzinnym, gdzie czułam się zawsze tak bezpieczna i szczęśliwa zaczęłam czuć się również zamknięta, ograniczona i bez możliwości rozwoju. Już od parudziesięciu lat znałam kilka prostych zaklęc opierających się o magię natury, nauczyła mnie ich matka wpajając jednocześnie ze spokojem i właściwą jej łagodnością akrana Druidztwa. Chciałam być druidką, ale wiedziałam, że w chatce przy drodze nigdy sie nie spawdzę, nigdy nie rozwinę skrzydeł. Kiedy osiągnęłam wiek około lat 120 podjłam najważniejszą decyzję w moim dotychczasowym życiu. Postanowiłam opuścić dom i wyruszyć w nieznane ku przygodzie. Najpierw wierzyłam się z pomysłu mojemu ukochanemu bratu Celdurowi. Nie był zachwycony, to jasne...ale zaoferował mi swoją pomoc. Potajemnie w stodole na leśne zbiory uczył mnie władania kijem i podstawowych uderzeń...ot tak, bym umiała się nim obronić. Wreszcie zdecydowałam się powiedzieć o swych planach rodzicom. Zaprotestowali, chodź czułam, że rozumieją mnie lepiej niźli sami chcieliby to przyznać. Jako jednostka pełnoletnia nie mogli mnie zatrzymać siłą, ale rozstanie było dla mnie bardzo ciężkie. Bardziej niż się tego spodziewałam. Wyruszyłam zatem w do Neverwinter. Miasto pokonało już zarazę i port na powrót zaczął funkcjonować. Na miejscu w dzielnicy portowej dowiedziałam się, na który statek powinnam wsiąść by dotrzeć do Moray, wyspy archipelagu Moonshae Isles, nie wiem dlaczego akurat tam...może poprostu spodobała mi się nazwa?. Jednego byłam tylko pewna, chcę znaleźć się daleko od rodzinnych stron by zacząć samodzielne życie. Wszystko szło nad wyraz prosto i zapewne szłoby nadal gdybym tylko nie pomyliła statków. Wsiadłam będąc pewną, że wchodzę na odpowiedni. Zapłaciłam uprzejmemu człowiekowi z brodą i zajęłam odpowiednie miejsce. Podróż upłynęła całkiem znosnie, wysiadłam pewna i zadowolona, żem znalazła się na wyspach na Moray. Zapytałam bardziej dla formalnności stojącej w porcie kobiety czy to Moray. Popatrzyła na mnie wzrokiem sugerującym, że napewno zwariowałam i odpowiedziała "nie proszę pani...to wyspa Aeris". Byłam chyba tak zszokowana odpowiedzią, której się nie spodziewałam usłyszeć, że nie byłam pewna czy naprawdę to usłyszałam. "Aeris?-spytałam jak echo" "Tak, Aeris" po czym odeszła do swojej roboty zerkając na mnie dziwnie jeszcze kilka razy. Więc Aeris...próżno dociekać teraz przyczyn mej tutaj obecności...Możliwe, że sam Sylwanus chciał bym znalazła się właśnie tutaj?-pomyślałam w duchu, chodz może było to zbyt śmiałe przypuszczenie. Tak czy inaczej, znalazłam się na nieznanym i zupełnie obcym lądzie uzbrojona w kij i kilka sztuczek magicznych mojej matki...Cóż Liriane chciałaś przygody to ja masz!
Dobrze tam był zły bóg...to będzie ostateczna forma
Nazwa konta postaci - Rose84
Nazwa postaci - Liriane Ma'for
Płeć - Kobieta
Rasa - Elf księżycowy
Wiek - 120 lat
Pochodzenie - pobliska okolica Neverwinter
Charakter - Neutralny-Dobry
Język - wspólny, elficki
Bóstwo - Rillifane Rallathil
Statystyki początkowe - siła 14, zręczność 12, kondycja 14, inteligencja 10, mądrość 16, charyzma 10.
Opis postaci:
Młoda elficka kobieta o jasnej cerze i długich czarnych włosach.Porusza się czujnie, lecz pewnym krokiem i uważnie bada okolicę. Ma ciepłe spojrzenie i przyjemne rysy twarzy.
Historia postaci :
Urodziłam się w małej chatce przy drodze pomiędzy Neverwinter a Luskanem. Mój ojciec jest myśliwym a matka druidką. Może to wydać się dziwne zwarzywszy na to, że oboje są Księżycowymi Elfami, ale takie życie sobie wybrali. Nie stronili od ludzi, jednakże położenie naszego gospodarstwa samo w sobie utrudniało konkakty towarzyskie. Jednym słowem nikomu nie było po drodze do chaty przy lesie pełnym dzikich zwierząt. Od dziecka włóczyłam się po lasach i polanach poznając zwierzęta i ich zwyczaje.W mojej rodzinie od pokoleń służyło się Rillifane Rallathil patronującemu druiidom. Rodzice wpoili mi poczucie szacunku do wszystkiego co żywe i naturalne. Z resztą...jestem Elfem sama z siebie wiele wiedziałam, albo raczej czułam się związana z przyrodą. Kiedy osiągnęłam wiek około 110 lat zaczęłam odczuwać również coś więcej. Z początku nie mogłam zidentyfikować uczucia, jednak w końcu zdałam sobie sprawę, że to zew. Jednak nie zew natury a zew przygody. Nagle w domu rodzinnym, gdzie czułam się zawsze tak bezpieczna i szczęśliwa zaczęłam czuć się również zamknięta, ograniczona i bez możliwości rozwoju. Już od parudziesięciu lat znałam kilka prostych zaklęc opierających się o magię natury, nauczyła mnie ich matka wpajając jednocześnie ze spokojem i właściwą jej łagodnością akrana Druidztwa. Chciałam być druidką, ale wiedziałam, że w chatce przy drodze nigdy sie nie spawdzę, nigdy nie rozwinę skrzydeł. Kiedy osiągnęłam wiek około lat 120 podjłam najważniejszą decyzję w moim dotychczasowym życiu. Postanowiłam opuścić dom i wyruszyć w nieznane ku przygodzie. Najpierw wierzyłam się z pomysłu mojemu ukochanemu bratu Celdurowi. Nie był zachwycony, to jasne...ale zaoferował mi swoją pomoc. Potajemnie w stodole na leśne zbiory uczył mnie władania kijem i podstawowych uderzeń...ot tak, bym umiała się nim obronić. Wreszcie zdecydowałam się powiedzieć o swych planach rodzicom. Zaprotestowali, chodź czułam, że rozumieją mnie lepiej niźli sami chcieliby to przyznać. Jako jednostka pełnoletnia nie mogli mnie zatrzymać siłą, ale rozstanie było dla mnie bardzo ciężkie. Bardziej niż się tego spodziewałam. Wyruszyłam zatem w do Neverwinter. Miasto pokonało już zarazę i port na powrót zaczął funkcjonować. Na miejscu w dzielnicy portowej dowiedziałam się, na który statek powinnam wsiąść by dotrzeć do Moray, wyspy archipelagu Moonshae Isles, nie wiem dlaczego akurat tam...może poprostu spodobała mi się nazwa?. Jednego byłam tylko pewna, chcę znaleźć się daleko od rodzinnych stron by zacząć samodzielne życie. Wszystko szło nad wyraz prosto i zapewne szłoby nadal gdybym tylko nie pomyliła statków. Wsiadłam będąc pewną, że wchodzę na odpowiedni. Zapłaciłam uprzejmemu człowiekowi z brodą i zajęłam odpowiednie miejsce. Podróż upłynęła całkiem znosnie, wysiadłam pewna i zadowolona, żem znalazła się na wyspach na Moray. Zapytałam bardziej dla formalnności stojącej w porcie kobiety czy to Moray. Popatrzyła na mnie wzrokiem sugerującym, że napewno zwariowałam i odpowiedziała "nie proszę pani...to wyspa Aeris". Byłam chyba tak zszokowana odpowiedzią, której się nie spodziewałam usłyszeć, że nie byłam pewna czy naprawdę to usłyszałam. "Aeris?-spytałam jak echo" "Tak, Aeris" po czym odeszła do swojej roboty zerkając na mnie dziwnie jeszcze kilka razy. Więc Aeris...próżno dociekać teraz przyczyn mej tutaj obecności...Możliwe, że sam Rillifane Rallathil chciał bym znalazła się właśnie tutaj?-pomyślałam w duchu, chodz może było to zbyt śmiałe przypuszczenie. Tak czy inaczej, znalazłam się na nieznanym i zupełnie obcym lądzie uzbrojona w kij i kilka sztuczek magicznych mojej matki...Cóż Liriane chciałaś przygody to ja masz!
Życzę miłej gry. Akceptuję.
Witam,
Mogłabyś odpowiedzieć na punkt 9, który znajduje się w: Postacie graczy (regulamin)?
Charyzma 10 mówi o całkiem zwyczajnej i pospolitej twarzy poza tym osoba bardzo brzydka może mieć ciepłe spojrzenie bo to nie cecha wyglądu i nie trzeba być ładnym czy pięknym by mieć przyjemna twarz, to także raczej wrażenie niż same rysy. Postać została zaakceptowana więc proszę nie pakować się za przeproszeniem w mój temat przeznaczony dla Mistrzów Gry, to nie jarmark, a czy będę dobrze odgrywała druida to wyjdzie w praniu i ocenią to odpowiednie osoby.
Pozdrawiam.
Opis jest ok, ale potrzebne są dwie akceptacje, Pomocnicy także je mogą udzielać, więc jeśli temat nie jest oznaczony tylko dla DM i napisany w hide to mają prawo się wypowiadać.
Zapewne by zyskać drugą akceptację będziesz musiała tak czy inaczej dopisać rozumienie dogmatu bóstwa przez twoją postać oraz wypisać główne święta.
Witam
Niech jakiś MG zerknie do tematu i potwierdzi moją akceptację lub go zamknie, 15 dni minęlo.
Akceptuję
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL