ďťż
[druid] Ethani Redfeather


Bo człowiek głupi jest tak bez przyczyny

Nazwa konta postaci: keeira
Nazwa postaci: Ethani
Nazwisko postaci: Redfeather
Płeć postaci: Kobieta
Rasa postaci: Niziołek walczeniak
Klasa postaci: Druid
Wiek postaci: 27
Wyznanie postaci: Sheela Peryroyl
Pochodzenie postaci: Crimel, Luiren
Charakter postaci: Neutralny dobry
Języki: wspólny, niziołczy, shaarski, leśny, druidzki, krasnoludzki



*pac* 3 dni.
Machnęłaś się w językach - powinna znać wspólny, rasowy i jeden bonusowy z inteligencji. Popraw tylko to.
Niby tak ale... *zerka na opis świata* Wspólny niziołczy shaarski to automaty z uwagi na pochodzenie - Luiren, podobnie jak druidzki(znów podręcznik) i leśny (to wg poradnika aerisowego) I bonusowy krasiowy.


No dobra, skoro w poradniku jest błąd to:

Nazwa konta postaci: keeira
Nazwa postaci: Ethani
Nazwisko postaci: Redfeather
Płeć postaci: Kobieta
Rasa postaci: Niziołek walczeniak
Klasa postaci: Druid
Wiek postaci: 27
Wyznanie postaci: Sheela Peryroyl
Pochodzenie postaci: Crimel, Luiren
Charakter postaci: Neutralny dobry
Języki: wspólny, niziołczy, shaarski,leśny, druidzki
Historia bez wątku krasnoludzkiego

Ojej dzień dobry! Chce pan usiąść? Mam dużo miejsca przy ognisku. Słucham? A nie to tylko Gaurew, mój przyjaciel. Co? Nie nie on nic nie zrobi! Chce się tylko przywitać. No już Gaurew zostaw pana… Ojej przepraszam! Nie nie, już zaraz to opatrzę. Zakażenie? Nie no, Gaurew ma bardzo czyste kły… Emm no to teraz pan musi tu zostać, bo jak pan dalej pójdzie to się pan chyba wykrwawi… Może orzeszka?
Ale tu pięknie, prawda? Co to? A to taka maść, według przepisu mojej mamy. Jutro nawet blizny nie będzie. Skąd to wiem? No jestem Zielonym Dzieckiem… Jak to? Nie wie pan co to jest Zielone Dziecko? A o Sheeli Peryroyl pan słyszał. No, to ja jestem druidzką tej bogini, czyli Zielonym Dzieckiem. Naprawdę pan nigdy nie widział niziołki druidki? Emm Bo tak sobie myślę, że nie jest to najpopularniejsza droga dla mojej rasy. Ale u mnie to rodzinna tradycja! Moja mama też jest Zielonym Dzieckiem. Nie… ja nie jestem złodziejskim nasieniem, nawet nie wiem co z tego mogłoby wyrosnąć, złodziejskie drzewo? Albo złodziejski krzaczek… Przenośnia… acha… Nieważne! Ojej nie przedstawiłam się. Bardzo przepraszam jestem Ethani Redfeather. Oj zbladł pan troszkę… co? Jakie bydle? Ja tu nie widzę krowy… A Gaurew się na pana patrzy? Bo pewnie mu przykro, on jest bardzo wrażliwy. No już już! Dobrze, on się teraz położy o tutaj, daleko od pana, naprawdę nie ma powodu tak krzyczeć, no i przykryję go jego kocykiem… Hmm chyba panu jednak lepiej, skoro pan tak chichocze. A teraz to już nie rozumiem, pan nie miał kocyka, jak był dzieckiem? Założę się, że nadal go pan ma! O!
To skąd pan właściwie jest? Stąd? Aha… bo ja to jestem z Luiren. A dokładniej z Crimel! Nigdy pan nie słyszał? Ojej… no to trzeba zacząć od początku! Już widzę, że jest pan zainteresowany? Co? Niczym wzrostem trawy? Och ja też uważam, że to strasznie interesujące! No to tak… urodziłam się w Crimel, małej wiosce u strup puszczy Lluir, to taki ogromniasty las, pełen zwierząt i potworów i drzew… No wiem, że w każdym lesie są drzewa. Moja rodzina mieszkała tam od pokoleń. Tata miał duże gospodarstwo i hodował owce. Dużo owiec. Ogromniaste stado! I miały najlepszą wełnę w okolicy. A mama była druidzką, Zielonym Dzieckiem, jak jej mama, a moja babcia, a teraz ja. I pomagała Noli Threesong, strasznie miłej druidce, która strzegła lasu. Ale też pomagała tacie, dlatego nasze owce miały najlepszą wełnę w okolicy… Już o tym mówiłam? A no tak… A o rodzinnej tradycji też już mówiłam? Nie? No to było nią, że każda kobieta w rodzinie przynajmniej próbuje zostać druidzką. No i mama mnie szkoliła odkąd byłam małym brzdącem. Chodziłam z nią do lasu i ona pokazywała mi całą masę cudownych roślin i przepysznych owoców! I zbieraliśmy grzyby też czasem… no ale wie pan, tam las był trochę inny, bardziej taki parny i ciepły. No i podczas jednej z takich wypraw, jak już byłam dużo starsza, znaleźliśmy Gaurewa. Był takim malusim, śliczniusim warchlaczkiem. Najpierw myśleliśmy, że może się po prostu zgubił, ale jego mamy nigdzie nie było. Mama powiedziała, że pewnie zżarły ją potwory. Więc zabraliśmy Gaurewa do domu i on się zaraz przywiązał. Dostawał dobre mleko, bo locha sąsiada akurat urodziła. No a potem zaczął jeść inne rzeczy, na przykład ciasteczka. A najbardziej lubił placek jagodowy. Biegał po całym domu, tuptając raciczkami, a babcia nazywała go małym łobuzem. Ale też go strasznie lubiła, bo piekła mu specjalne ciasteczka z orzechami i płatkami owsianymi. No i zrobiła mu kocyk. No a potem przyjechał brat taty. A był z niego przedni kupiec i miał smykałkę do podróży niczym lekkostopy hin! I stwierdził, że znajdzie dobrego kupca na wełnę. Ale, że do domu rzadko wracał, to rodzice wyprawili mu wspaniałe przyjęcie. I było na nim tyle jedzenie, że nawet Gaurew nie mógł tego wszystkiego zjeść. I tak koło północy strasznie zachciało mi się spać. Ale, że była piękna i ciepła noc, postanowiliśmy z Gaurewem spać na dworze. A tam, na podwórzu stały wozy pełne wełny. Mówiłam już, że nasze owce dawały najlepszą wełnę w okolicy? Aha… już trzy razy? No ale to prawda! I myślałam, że obudzimy się jeszcze przed wyjazdem… Ale niestety. Kiedy otworzyłam oczy było już dobrze po południu, a karawana była już daleko od Crimel. Trochę się przestraszyłam, a stryj wyglądał na strapionego i stwierdził, że są już za daleko, żeby zawrócić, a puścić mnie samej nie chciał, bo mówił, że wszędzie pełno potworów. A jechaliśmy naprawdę szybko! Bo stryj miał takiego znajomego czarodzieja, który mu zaklął końskie uprzęże i konie biegły tak szybko, że droga aż się rozmazywała! I to było naprawdę wspaniałe. Jak się tylko zatrzymaliśmy, to stryj wysłał posłańca do Crimel, z wiadomością, że mnie i Gaurewowi nic nie jest. No a potem podróżowaliśmy z karawaną. Ależ było cudownie! No a potem jeden z kupców wpadł na pomysł, bym przyuczyła Gaurewa do tego, by mnie nosił. A że on jest strasznie mądry, to w mig wszystko zrozumiał. No a stryj podróżował od targu do targu, od wioski do wioski, od miasta do miasta, wciąż na północny zachód. Przemierzyliśmy szmat drogi, naprawdę! I tam po drodze kupiłam taki pięknie pleciony sznur. Ale wracając do historii, dojechaliśmy już do granic Amn, a było to wiele miesięcy po opuszczeniu Luiren, stryj stwierdził, że teraz będą wracać. Na początku się ucieszyłam, bo stęskniłam się za rodzicami i za babcią i za plackiem jagodowym też. Ale potem sobie pomyślałam, że taka okazja może się już nie zdarzyć i poczułam coś, co lekkostope hin nazywają gorączką podróży. Więc pożegnałam się z karawaną i ze stryjem i ruszyłam w drogę.
A wie pan, to zabawne, bo oni strasznie mnie przestrzegali, jaka to droga jest niebezpieczna i ilu bandytów tam grasuje, ale jak tak jechaliśmy z Gaurewem to najwięcej widzieliśmy dużych, biegających w przeciwnym kierunku od drogi. Tam nawet chyba mają taką zabawę, że wyskakują z krzaków, zaczynają coś krzyczeć a potem dają nogi za pas! Niesamowite!
No ale problemy zaczęły się jak dojechaliśmy do takiego dużego miasta. Nazywało się Athkatla. Przy bramie nam powiedzieli, że Gaurew do miasta nie wejdzie. Bardzo się zmartwiliśmy, bo tam na pewno mieli by ciasteczka takie jak lubimy. Ale wtedy szczęście się do nas uśmiechnęło. Bo wieczorem, jak obozowaliśmy nieopodal murów miejskich, minął nas cyrk! Taki najprawdziwszy cyrk! Z psami, kucykami i nawet tańczącym niedźwiedziem. A artystami byli sami hin! No i jak usłyszeli, że przegnano nas z miasta, to zgodzili się nam pomóc. Wtedy przebraliśmy Gaurewa za gwiazdę występów. Dostał szkarłatny czaprak z chwościkami, obszyty złotą tasiemką, na szablach założyliśmy metalowe obręcze z dzwoneczkami, a na ogonku szkarłatną kokardkę. Wyglądał wręcz niesamowicie! I chyba mu się podobało, że tak wszyscy na niego patrzą, bo kroczył dumnie i bardzo dostojnie. No i kiedy byliśmy już w mieście, pożegnaliśmy się z cyrkowcami i ruszyliśmy pomyszkować w mieście. A było naprawdę ogromne! Wszędzie też byli kupcy i proponowali naprawdę niesamowite towary. W końcu dotarliśmy do doków, a że był to naprawdę męczący dzień, chcieliśmy sobie chwilę odsapnąć. A wtedy pojawił się taki wytatuowany łysek, i zaczął krzyczeć coś o skrzyniach na których siedziałam, no a na koniec uciekł i wrócił z kapitan. Wtedy oczywiście nie wiedziałam, że to kapitan. No i on też zaczął krzyczeć i spojrzał na Gaurewa, a Gaurew na niego. Mój kochany dzik chrząknął, kapitan zbladł i słowo daję, pokochał Gaurewa od pierwszego wejrzenia! Słucham? Skąd to wiem? To proste! Powiedział, że zrobi wszystko, bylebym tylko trzymała Gaurewa. No i zapytałam się dokąd płyną, a kapitan, aż mi go trochę szkoda bo strasznie się jąkał, a kapitan chyba nie powinien, że na taka wyspę. No to ja stwierdziłam, że chętnie się z nimi zabiorę. A kapitan był taki kurtuazyjny i powiedział, proszę nie… No i tak przypłynęliśmy na wyspę. Gaurew troszkę chorował… i deptał szczury w ładowni. On po prostu nie cierpi szczurów, bo jak był małym warchlaczkiem jeden szczur pożarł jego ciasteczko… Co co? Już pan idzie? Ale tak po nocy? Ale przecież jest ciemno i jest pan ranny! Ale jak to woli się pan wykrwawić? Hmm poszedł… dziwni są czasem ci duzi Gaurew…
Wszystko w całości, ładnie uporządkowane z drobnymi poprawkami. Dzięki Felis!

Nazwa konta postaci: keeira
Nazwa postaci: Ethani
Nazwisko postaci: Redfeather
Płeć postaci: Kobieta
Rasa postaci: Niziołek walczeniak
Klasa postaci: Druid
Wiek postaci: 27
Wyznanie postaci: Sheela Peryroyl
Pochodzenie postaci: Crimel, Luiren
Charakter postaci: Neutralny dobry
Języki: wspólny, niziołczy, shaarski, leśny, druidzki

Akceptuję Niebawem straszliwie niziołki zupełnie opanują wyspę
Akceptuję. Tylko nie każcie mi tego czytać jeszcze raz.
Dziękować bardzo bardzo!
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • latwa-kasiora.pev.pl