Bo czĹowiek gĹupi jest tak bez przyczyny
- Nazwa konta postaci: Feodanor
- Nazwa postaci: Feodanor
- Płeć postaci: Mężczyzna
- Rasa postaci: Dziki Elf
- Klasa postaci: Druid
- Wiek postaci: 130
- Wyznanie postaci: Chauntea
- Pochodzenie postaci: Mała wioska na zachodnim krańcu Lasu Tethyr
- Charakter postaci: Prawdziwie Neutralny
WYGLĄD
Widzisz przed sobą młodego, wysokiego elfa. Jest dobrze zbudowany, jednak nie należy do najpiękniejszych. Z butów wystają mu gałązki, twarz jest ubrudzona ziemią, a z brązowych włosów wystaje kilka piór. Wraz z zielonkawą cerą i srebrnymi oczami tworzy to oryginalny wygląd.
HISTORIA
Urodziłem się i wychowałem w małej wiosce na zachodnim krańcu Lasu Tethyr. Dziecięce lata spędzałem na zabawach w wiosce i polu. Będąc nieco starszym zacząłem pomagać rodzinie w pracy. Zbierałem plony, siałem nasiona, robiłem wszystko co każdy rolnik. Czasem chodziłem z innymi elfami na wyrąb kilku drzew. Zawsze prowadził nas druid z tutejszego kręgu i wskazywał drzewa, które możemy ściąć. Później szliśmy zasadzić nowe drzewa na miejsce tych wyciętych. W wolnym czasie strzelałem z łuku i biegałem po lesie obcując z przyrodą. Cieszyłem się takim życiem do moich setnych urodzin. Zgodnie z tradycją mojej rodziny wyruszyłem na sześć dni do lasu na polowanie. Moim zadaniem było zdobycie skóry dzika. Miało to pokazać, czy jestem już dorosły. Po wspaniałych uroczystościach ubrałem swoją skórznie, zarzuciłem łuk na plecy i ruszyłem do lasu.
Przez cztery dni błąkałem się nie napotykając żadnego zwierzęcia. Gdy nastał wieczór rozbiłem obóz na małej polance. Obudziłem się rankiem. Wokół panował rozgardiasz. Wszystkie moje rzeczy były porozrzucane po całej polance. Podenerwowany i wystraszony rozglądałem się szukając istoty odpowiedzialnej za ten bałagan. Po chwili dojrzałem młodego dzika szarpiącego moją torbę z prowiantem. Nagle przestał i spojrzał na mnie. Nie wiedziałem co robić. Był zdecydowanie za blisko żebym zdążył wystrzelić z łuku, a jedyną bronią nadającą się do walki wręcz był mój nóż do oprawiania skór. Staliśmy wpatrzeni w siebie przez dłuższy czas. Nagle dzik poruszył się i usiadł metr przede mną. Sparaliżowany strachem widziałem w jego oczach jakąś chorą satysfakcje. Później jednak uświadomiłem sobie, że jego oczy w rzeczywistości są przepełnione radością. Nieśmiale wyciągnąłem rękę w stronę zwierza, na co ten zbliżył się bym mógł go pogłaskać. Szczerze roześmiałem się, zebrałem cały swój majdan i z dzikiem u boku ruszyłem z powrotem do wioski. Wielkie było zdziwienie mojego ojca, no ale tradycja nic nie wspominała, że skórę z dzika trzeba ściągnąć, toteż zostałem uznany za pełnoprawnego dorosłego elfa.
Tydzień później przybył druid do naszej wioski. Poprosił mnie na prywatną rozmowę. Opowiadał mi o pięknie natury, o dobrej bogini Chauntei, później przyznał się, że obserwował mnie. Szczególnie zwrócił uwagę na moje przywiązanie do natury i obłaskawienie dzika. Na koniec zaproponował mi zostanie łowcą i strażnikiem lasu. Bez namysłu przystałem na tą propozycję. Spakowałem swoje rzeczy, pożegnałem się z mieszkańcami wioski, zawołałem Feroxa, tak bowiem nazwałem swojego dzika, i ruszyłem w drogę z druidem. Ćwiczenia na tropiciela zaczęły się natychmiast. Doświadczeni łowcy opowiadali mi o tutejszej i egzotycznej faunie i florze, uczyli mnie też strzelectwa i sztuki przetrwania. Z kolei druidzi wtajemniczali mnie w podstawy magii natury. Zauważyli, że nie sprawia mi ona jakichkolwiek problemów, wręcz przychodzi bez większych problemów. Po jednej z lekcji zaproponowali mi bym przeszedł na szkolenie druidzkie, miało mi to zapewnić „lepszą przyszłość i doskonalenie wrodzonych talentów”. Z początku niechętnie przystałem na tę propozycje, później jednak dostrzegłem, że podjąłem dobry wybór…
W moje sto trzydzieste urodziny osiągnąłem najniższy stopień wtajemniczenia i mogłem nazywać siebie druidem. Niedługo po uroczystościach otrzymałem moje pierwsze oficjalne zadanie. Około trzydzieści lat temu skolonizowany pewną wysepkę na Morzu Mieczy i mój krąg wciąż nie zna tamtejszej fauny i flory. Zostałem wysłany tam aby zobaczyć tamtejszą przyrodę i opisać ją w obszernym dzienniku. Udałem się do najbliższego portu i stamtąd wypłynąłem na Aeris…
Wiadomo?? ukryta / Hidden messageWiadomość została ukryta, aby ją przeczytać należy odpowiedzieć w temacie.
Wiadomo?? ukryta / Hidden messageWiadomość została ukryta, aby ją przeczytać należy odpowiedzieć w temacie.
Wiadomo?? ukryta / Hidden messageWiadomość została ukryta, aby ją przeczytać należy odpowiedzieć w temacie.
Nie w tym lesie.
Naprawdę zajrzyj do Lands of Intrigue i wyszukaj wzmianki dotyczące Wealdath.
Dzikie elfy są naprawdę:
- stosunkowo niecywilizowane (na równi z niziołkami zjawomyślnmi)
- tradycje łowieckie, mysliwksie itp. są nieludzkie
- odmienne od ludzi i "normalnych" elfów - ich tradycje druidyczne są typowo szamanistyczne
- inne bóstwo niż Rillifane Rallathil lub Aasterinian (tylko w przypadku Puszczy Amtar) są bardzo, ale to bardzo dziwne i wymagają potężnego uzasadnienia
Wiadomo?? ukryta / Hidden messageWiadomość została ukryta, aby ją przeczytać należy odpowiedzieć w temacie.
Wiadomo?? ukryta / Hidden messageWiadomość została ukryta, aby ją przeczytać należy odpowiedzieć w temacie.
Wiadomo?? ukryta / Hidden messageWiadomość została ukryta, aby ją przeczytać należy odpowiedzieć w temacie.
- Nazwa konta postaci: Feodanor
- Nazwa postaci: Feodanor
- Płeć postaci: Mężczyzna
- Rasa postaci: Dziki Elf
- Klasa postaci: Druid
- Wiek postaci: 135
- Wyznanie postaci: Rillifane Rallathil
- Pochodzenie postaci: Dżungła Chult
- Charakter postaci: Prawdziwie Neutralny
WYGLĄD
Widzisz przed sobą młodego, wysokiego elfa. Jest dobrze zbudowanym, średnio urodziwym mężczyzną. Z butów wystają mu gałązki, twarz jest ubrudzona ziemią, a z brązowych włosów wystaje kilka piór. Wraz z ciemną karnacją i srebrnymi oczami tworzy to oryginalny wygląd.
HISTORIA
Nazywam się Feodanor i należę, a raczej należałem do jednego z plemion dzikich elfów w dżungli Chult. Urodziłem się dokładnie sto trzydzieści trzy lata temu nad rzeką Tath. Wiodłem spokojne i przyjemne życie. Ze swoich najmłodszych lat pamiętam zabawy z rówieśnikami i innymi członkami grupy. Pamiętam także jak zbierałem owoce i wykonywałem drobne prace na rzecz grupy. Dorastając zdobywałem nowe umiejętności stając się coraz bardziej wartościowym członkiem grupy. Całkiem sporo czasu spędzałem z naszym duchowym przywódcą – druidem Quelvilarem. W czasie pomiędzy wykonywanymi obowiązkami przekazywał mi wiedzę naszego ludu. Opowiadał o naszym bogu - Rillifane Rallathil, o naszych obyczajach, tradycjach, rytuałach. Widząc zafascynowanie w moich oczach wyjaśniał mi podstawy druidyzmu. Bardzo rzadko wspomniał o swoim kręgu i nigdy nie mówił zbyt wiele na ten temat. Natomiast często powtarzał, iż wiedza którą mi przekazuje jest niezwykle cenna i ktoś musi ją przechować bowiem jego czas powoli dobiega końca. Po kilkunastu latach postanowił nauczyć mnie wszystko to, co on sam potrafi. Tym sposobem większość moich obowiązków przejęły inne elfy, abym mógł skupić się na opanowaniu magii natury. Lata mijały. Grupa wędrowała coraz dalej na północ w pogoni za zwierzyną, ja zdobywałem coraz większą wiedzę, zaś starszy druid z każdym dniem wyglądał gorzej. Gdy mój czas się zaczynał, jego kończył. No ale cóż… Taka kolej rzeczy…
Zbliżała się sto trzydziesta wiosna mojego życia. Wciąż wędrując dotarliśmy całkiem spore jezioro. Myśleliśmy, że znaleźliśmy doskonałe miejsce na dłuższy przystanek. Dostęp do świeżej wody, ryb, owoców, zwierzyny. Teraz jednak wiem jak bardzo się myliliśmy. Podczas nocnych zabaw zostaliśmy napadnięci przez Caliszytów. Zorganizowana grupa przypuściła na nas błyskawiczny atak. Na samym początku walk zostałem powalony i unieruchomiony. Widziałem moich braci walczących do upadłego, widziałem dzieci uciekające do lasu, widziałem Quelvilarema przeszytego zdradziecką strzałą. Upadł przy mnie i ostatkiem sił wyszeptał: „Przeżyj”, po czym odszedł do lepszego świata.
Leżałem związany ziemi. Kilka metrów ode mnie moi ciemiężyciele ucztowali w najlepsze. Po dłuższej chwili jeden z nich podszedł do mnie z kawałkiem pieczonego mięsa i odezwał się w moim języku: „Masz małpo jedz! Nie możesz nam umrzeć z głodu. Dostaniemy za ciebie całkiem niezłą sumkę w Calimporcie, a teraz śpij”. Obudziłem się w dziwnym miejscu. Widziałem wielkie kamienne domostwa i tłumy ludzi. Byliśmy już w mieście o którym mówił człowiek. Później dowiedziałem się, że przespałem całą podróż. Nie jestem do końca pewien jak mogłem spać przez tyle dni, ale pewnie jeden z nich władał magią, dzięki której wprawił mnie w głęboki sen. Trafiłem na targ niewolników i zostałem sprzedany pewnemu młodemu szlachcicowi, który potrzebował partnera do walki na gołe pięści. Miałem z nim walczyć, a raczej udawać walkę, on zaś walczył na poważnie, choć niezbyt skutecznie. Gdy po kilkunastu dniach nie wytrzymałem i uderzyłem tego pyszałka przez co wymierzono mi karę i znowu wystawiono na targu niewolników.
Moim drugim właścicielem został chłopiec imieniem Sabi. Zapragnął dostać na swoje trzynaste urodziny inteligentne zwierzątko i jak twierdził elfy to najmilsze, najwspanialsze i najmądrzejsze zwierzątka na całym świecie. Jego ojciec postanowił spełnić to marzenie, kupił mnie, wsadził do wielkiego pudła, po czym pozostawił je w pokoju syna z napisem „Wszystkiego najlepszego drogi synku”. W tym dniu stałem się maskotką Sabiego i muszę przyznać, że wiodło mi się całkiem dobrze. Byłem dobrze żywiony, oprowadzany po mieście i okolicach. Z czasem chłopiec zaczął uczyć mnie wspólnego, historii, geografii i wielu innych nauk. Oczywiście niewiele się od niego dowiedziałem. Jego troskliwy ojciec kupił drugiego niewolnika, którego zadaniem była nauka mojej osoby. Mimo wielu wygód źle się czułem w kamiennych murach miasta, tęskniłem za lasem i nieskrępowaną dziczą. Czasem krążyły mi po głowie samobójcze myśli. Chciałem uwolnić się, lecz wciąż słyszałem słowa umierającego druida: „Przeżyj”. Musiałem przetrwać to piekło i przekazać dalej wiedzę naszego plemienia.
Minęły cztery lata niewolniczego życia. Przez ten czas biegle opanowałem wspólny i dużo dowiedziałem się o Faerunie, a przynajmniej jego zachodniej części. Z pewnością poznałbym jeszcze wiele innych zagadnień, lecz mój pan wpadł w kłopoty finansowe i nie mógł pozwolić sobie na moje utrzymanie. Po raz kolejny trafiłem na targ niewolników. Tam ty mnie kupiłeś mój nowy panie i teraz czekam na twoje rozkazy.
- Wzruszająca historia mój drogi elfie. Chodźmy szybko do mojego domu, ponieważ mam dla ciebie bardzo ważne i odpowiedzialne zadanie.
Minęliśmy kilka zaułków, po czym znaleźliśmy się przed okazałą rezydencją. Gdy tylko weszliśmy do środka mój pan rozkuł moje kajdany po czym wskazując na spory mieszek złota wydał nowe rozkaz:
- Widzisz te złota? Masz je wziąć, pójść na targ i tam kupisz sobie porządny ekwipunek. Taki jakbyś miał wrócić powrotem do lasu. I wracaj szybko bo jestem ciekaw jak będziesz wyglądał w zbroi – mówił to uśmiechając się
- Panie, skąd wiesz że nie ucieknę?
- Po prostu wiem, a teraz idź już!
Po kilku godzinach wróciłem z nieco lżejszym mieszkiem, za to z łukiem na ramieniu i skórznią na sobie. Mój pan nie mógł wyrazić zachwytu. Po wielu komplementach wydał mi nowy rozkaz:
- Teraz pójdziemy do portu. Tam czeka mój statek handlowy. Twoim zadaniem jest dołączyć do jego załogi i strzec go przed piratami. Gdy dopłyniecie bezpiecznie do Aeris, kapitan wręczy ci dokumenty świadczące, że jesteś wolnym człowiekiem… I jeszcze jedno na koniec. Nie zadawaj mi teraz żadnych głupich pytań. Powiedzmy, że uwalnianie niewolników to moje ulubione zajęcie…
Doszliśmy do portu, gdzie pożegnałem się z moim wybawcą. Wsiadłem na statek i odpłynąłem w stronę lepszego życia. Patrząc się w wielkie morze rozmyślałem nad wieloma sprawami. Czy zobaczę jeszcze tego człowieka? Jak jest na Aeris? Co z moim ludem? Czy zostanę zaakceptowany w nowym społeczeństwie? Długo myślałem nad ludźmi. Mój pierwszy kontakt z nimi – zło i śmierć, śmierć wszystkich bliskich mi osób. Później niewolnictwo. Ale trafiłem też na dobrych ludzi. Drugi pan zaopiekował się mną, nauczył wielu przydatnych rzeczy. Trzeci pan… Przyjaciel i wybawca, osoba bezgranicznie dobra. W takim razie nie wszyscy ludzie są źli, są też dobrzy. Więc nie rasa świadczy o charakterze istoty. Przysięgam więc na to wielkie morze, że nigdy nie ocenię istoty po rasie. Z pewnością nawet wśród drowów są istoty dobre, choć na pewno stanowią zdecydowaną mniejszość, ALE SĄ!
Minęło kilka dni. Nie wiem ile dokładnie, może trzy, może sześć, a może pięćdziesiąt? Straciłem rachubę czasu. Codzienna rutyna i kołysanie morza sprawia, że każdy dzień jest taki sam jak poprzedni. Wolny czas spędzałem na zwiedzaniu statku i oglądaniu cennych towarów. Jednak jedna klatka przykuła moja szczególną uwagę. Był w niej wielki dzik. Z pewnością miał być główną atrakcją jakiejś uczty. Spędzał z nim mnóstwo czasu odczytując z jego oczu strach, nadzieję i przyjaźń. Przywiązałem się do tego stworzenia. Słysząc okrzyki „Ląd!” i bicie dzwonu wybiegłem na górny pokład. Na horyzoncie malowała się dziewicza Aeris. Tu będzie mój nowy dom – pomyślałem – jednak nie wejdę do niego sam. Zebrałem całe oszczędności i pobiegłem do kapitana z zamiarem wykupienia dzika. Z początku wyśmiał mnie, ale widok mojego złota rozjaśnił mu umysł. Wkroczyłem na wyspę bez grosza przy duszy, ale za to nie samotnie, a z przyjacielem…
Zmieniam charakter na neutralny dobry.
To ja mam pytanie, dlaczego skierwał się na Aeris, a nie do Suldanesselar lub Shilmisty?
Statek płynął z Calimportu na Aeris, później wrócił lub popłynął w dalszą drogę, tgeo niestety BG nie wie. Nie wie także dlaczego akurat statek handlowy płynął na Aeris. Handlarz mial pewnie swoje powody by wysłać go właśnie tam a nie gdzie indziej. NAtomiast dlaczego bohater skierował się na Aeris? -
Warunkowo Akceptuję - bowiem mam pewne wątpliwości co do wątku Calimporckiego /"Elfy to najmilsze zwierzątka..."/. Proszę jednak Lythariego o opinię.
Inteligencja i mądrość nie pasują mi.
Co do pozostawienia MG możliwości :spersonalizowanego questa", przepraszam, ale właśnie nie chcemy takich sytuacji.
Heh w myslałem, że dobrze dobrałem inteligencje i mądrość... W stosunku do historii są one za małe czy za duże?? I czy mógłbyś jeszcze napisać drobny komentarz do mojego poprzedniego posta, żebym wiedział w jaki sposób przerobić ta historię?
Wprowadziłem kilka zmian. Zmieniłem wątek caliszyckiego dzieciaka i usunąłem kupca-wybawcę. Poza tym poprawiłem pare błędów językowych
- Nazwa konta postaci: Feodanor
- Nazwa postaci: Feodanor
- Płeć postaci: Mężczyzna
- Rasa postaci: Dziki Elf
- Klasa postaci: Druid
- Wiek postaci: 135
- Wyznanie postaci: Rillifane Rallathil
- Pochodzenie postaci: Dżungła Chult
- Charakter postaci: Prawdziwie Neutralny
WYGLĄD
Widzisz przed sobą młodego, wysokiego elfa. Jest dobrze zbudowanym, średnio urodziwym mężczyzną. Z butów wystają mu gałązki, twarz jest ubrudzona ziemią, a z brązowych włosów wystaje kilka piór. Wraz z ciemną karnacją i srebrnymi oczami tworzy to oryginalny wygląd.
HISTORIA
Nazywam się Feodanor i należę, a raczej należałem do jednego z plemion dzikich elfów w dżungli Chult. Urodziłem się dokładnie sto trzydzieści trzy lata temu nad rzeką Tath. Wiodłem spokojne i przyjemne życie. Ze swoich najmłodszych lat pamiętam zabawy z rówieśnikami i innymi członkami grupy. Pamiętam także jak zbierałem owoce i wykonywałem drobne prace na rzecz grupy. Dorastając zdobywałem nowe umiejętności stając się coraz bardziej wartościowym członkiem grupy. Całkiem sporo czasu spędzałem z naszym duchowym przywódcą – druidem Quelvilarem. W czasie pomiędzy wykonywanymi obowiązkami przekazywał mi wiedzę naszego ludu. Opowiadał o naszym bogu - Rillifane Rallathil, o naszych obyczajach, tradycjach, rytuałach. Widząc zafascynowanie w moich oczach wyjaśniał mi podstawy druidyzmu. Bardzo rzadko wspomniał o swoim kręgu i nigdy nie mówił zbyt wiele na ten temat. Natomiast często powtarzał, iż wiedza którą mi przekazuje jest niezwykle cenna i ktoś musi ją przechować bowiem jego czas powoli dobiega końca. Po kilkunastu latach postanowił nauczyć mnie wszystko to, co on sam potrafi. Tym sposobem większość moich obowiązków przejęły inne elfy, abym mógł skupić się na opanowaniu magii natury. Lata mijały. Grupa wędrowała coraz dalej na północ w pogoni za zwierzyną, ja zdobywałem coraz większą wiedzę, zaś starszy druid z każdym dniem wyglądał gorzej. Gdy mój czas się zaczynał, jego kończył. No ale cóż… Taka kolej rzeczy…
Zbliżała się sto trzydziesta wiosna mojego życia. Wciąż wędrując dotarliśmy całkiem spore jezioro. Myśleliśmy, że znaleźliśmy doskonałe miejsce na dłuższy przystanek. Dostęp do świeżej wody, ryb, owoców, zwierzyny. Teraz jednak wiem jak bardzo się myliliśmy. Podczas nocnych zabaw zostaliśmy napadnięci przez Caliszytów. Zorganizowana grupa przypuściła na nas błyskawiczny atak. Na samym początku walk zostałem powalony i unieruchomiony. Widziałem moich braci walczących do upadłego, widziałem dzieci uciekające do lasu, widziałem Quelvilarema przeszytego zdradziecką strzałą. Upadł przy mnie i ostatkiem sił wyszeptał: „Przeżyj”, po czym odszedł do lepszego świata.
Leżałem związany ziemi. Kilka metrów ode mnie moi ciemiężyciele ucztowali w najlepsze. Po dłuższej chwili jeden z nich podszedł do mnie z kawałkiem pieczonego mięsa i odezwał się w moim języku: „Masz małpo jedz! Nie możesz nam umrzeć z głodu. Dostaniemy za ciebie całkiem niezłą sumkę w Calimporcie, a teraz śpij”. Obudziłem się w dziwnym miejscu. Widziałem wielkie kamienne domostwa i tłumy ludzi. Byliśmy już w mieście o którym mówił człowiek. Później dowiedziałem się, że przespałem całą podróż. Nie jestem do końca pewien jak mogłem spać przez tyle dni, ale pewnie jeden z nich władał magią, dzięki której wprawił mnie w głęboki sen. Trafiłem na targ niewolników. Tam nauczono mnie podstaw wspólnego żeby zwiększyć moją wartość. Po kilku miesiącach nauki i ciężkiej pracy w obozie niewolników zostałem sprzedany pewnemu młodemu szlachcicowi, który potrzebował partnera do walki na gołe pięści. Miałem z nim walczyć, a raczej udawać walkę, on zaś walczył na poważnie, choć niezbyt skutecznie. Gdy po kilkunastu dniach nie wytrzymałem i uderzyłem tego pyszałka. W odwecie wymierzono mi karę, po czym znów trafiłem na targ.
Moim drugim właścicielem został mężczyzna imieniem Sabi. Dwudziestolatek założył się ze swoimi przyjaciółmi. Żeby wygrać, w ciągu pięciu lat miał wytresować jakąś niższą istotę. Wybór padł na mnie. „Tresura” zaczęła się już pierwszego dnia. Młodzian z pomocą bata zmuszał mnie do wykonywania najprostszych komend, a ja z uporem przeciwstawiałem się. Im mocniejsze cięgi dostawałem, tym większy stawiałem opór. W końcu jestem Dzikim Elfem i byle gnój nie będzie mnie poniżał! Po niecałym miesiącu mój pan chyba zrozumiał, że elfy też myślą. Złamał przy mnie bat, po czym nakarmił mnie i napoił. Zapowiedział nową i owocną współpracę. Ja zdobywałem wiedzę i umiejętności, a on zwiększał swoje szanse na wygranie zakładu. Tym sposobem całe dnie spędzałem na poznawaniu cywilizowanego świata i opowiadaniu o dziczy. Po dwóch latach Sabi kupił mi łuk i zezwolił na samodzielne spacery po mieście. Z czasem zaprzyjaźniliśmy się i mój pan często zabierał mnie ze sobą na różne spotkania towarzyskie.
Po czterech latach niewolniczego życia odzyskałem wolność. Sabi oświadczył mi, że wygrał zakład i nie jestem mu już potrzebny. W podzięce za wierną służbę i opowieści o dżungli Chult, mój pan postanowił uwolnić mnie. Na koniec poprosił mnie o ostatnią przysługę. Miałem dostarczyć pewną paczkę do księgarni jego przyjaciela w Athkatli. Dał mi mieszek złota, konieczne wyposażenie i skierował do karawany kupców zmierzających do stolicy Amn. Przez dwa miesiące podróżowaliśmy, by w końcu osiągnąć nasz cel. Pożegnałem się z kupcami i ruszyłem do centrum. Tam z pomocą miejscowej ludności odnalazłem mój cel. Księgarz szybko otwarł paczkę i naszym oczom ukazał się księga zatytułowana „Chult oczami tubylca autorstwa Sabiego z Calimportu”. Byłem rozgoryczony. Wykorzystał całą moją wiedzę, no ale dał mi wolność i nauczył wielu przydatnych rzeczy, więc mu wybaczyłem. Gdy wychodziłem, właściciel księgarni zaproponował bym udał się na Aeris. Wychwalał dziewicze piękno tej wyspy i mówił, że spodoba mi się tam. Nie miałem nic do stracenia więc przystałem na tą propozycję.
Doszedłem do portu, wsiadłem na statek i odpłynąłem w stronę lepszego życia. Patrząc się w wielkie morze rozmyślałem nad wieloma sprawami. Jak jest na Aeris? Co z moim ludem? Czy zostanę zaakceptowany w nowym społeczeństwie? Długo myślałem nad ludźmi. Mój pierwszy kontakt z nimi – zło i śmierć, śmierć wszystkich bliskich mi osób. Później niewolnictwo. Ale trafiłem też na dobrych ludzi. Drugi pan zaopiekował się mną, nauczył wielu przydatnych rzeczy i oddał wolność. W takim razie nie wszyscy ludzie są źli, są też dobrzy. Więc nie rasa świadczy o charakterze istoty. Przysięgam więc na to wielkie morze, że nigdy nie ocenię istoty po rasie i zawszę, w miarę swych możliwości, będę pomagał innym.
Minęło kilka dni. Nie wiem ile dokładnie, może trzy, może sześć… Straciłem rachubę czasu. Codzienna rutyna i kołysanie morza sprawiają, że każdy dzień jest taki sam jak poprzedni. Wolny czas spędzałem na zwiedzaniu statku i oglądaniu cennych towarów. Jednak jedna klatka przykuła moja szczególną uwagę. Był w niej wielki dzik. Z pewnością miał być główną atrakcją jakiejś uczty. Spędzał z nim mnóstwo czasu odczytując z jego oczu strach, nadzieję i przyjaźń. Przywiązałem się do tego stworzenia. Słysząc okrzyki „Ląd!” i bicie dzwonu wybiegłem na górny pokład. Na horyzoncie malowała się dziewicza Aeris. Tu będzie mój nowy dom – pomyślałem – jednak nie wejdę do niego sam. Zebrałem całe oszczędności i pobiegłem do kapitana z zamiarem wykupienia dzika. Z początku wyśmiał mnie, ale widok mojego złota rozjaśnił mu umysł. Wkroczyłem na wyspę bez grosza przy duszy, ale za to nie samotnie, a z przyjacielem…
CytatNie jestem do końca pewien jak mogłem spać przez tyle dni, ale pewnie jeden z nich władał magią, dzięki której wprawił mnie w głęboki sen.
Wyjdę na bardziej czepliwego niż MG, ale najzdolniejsi z magów Krain pewnie mieli by problem z uśpieniem elfa.
Cała historia jest napisana w pierwszej osobie (czyli narrator jest obiektywny), w związku z tym mój bohater opowiadając o tym nie wie w jaki sposób mógł przespać czas podróży z Chult do Calimportu. Podejrzewa magię, ale w rzeczywistości mógł zostać ogłuszony lub (co bardziej prawdopodobne) podtruty.
Najlepiej, żeby wypowiedział się któryś z MG czy może pozostać takie zdanie, Jeśli nie może to je zmienię.
Ponieważ mineły 72 godziny od ostatniej aktywności DM (Lythari) przypominam o swojej postaci. Oprócz tego proszę o odpowiedź, czy ta historia wymaga wielu zmian, czy jest już do zaakceptowania przez jeszcze dwóch DM? (DM Morrie już warunkowo zaakceptowała) Jeśli odpowiedzi na te pytania będą niekorzystne dla mnie, proszę o udzielenie mi odpowiedzi czy Wy historia jest daremna, czy po prostu nie chcecie aby nowa osoba na serwerze zabierała się za wymagającą kombinację rasy i klasy (dziki elf druid niewątpliwie jest trudną postacią)? Pytanie to kieruję głownie do Lythari'ego.
Czytając historie innych postaci zauważyłem, iż u nowych osób akceptujesz niemalże tylko postacie łatwych ras (ludzie, krasnoludy) i klas (wojownik, kapłan). Oczywiście łatwych pod względem odgrywania. Natomiast interesujące postacie są zarezerwowane wyłącznie dla "weteranów" tego serwera (szczególnie dla osób z kolorowym nickiem).
Rozumiem, że w gronie sprawdzających musi być ten jeden "zły" co do wszystkiego się przyczepi, ale proszę, bez przesady. Rozumiem też, że chcesz zapobiec setce drowów łowców walczących dwoma sejmitarami i biegającymi po mieście z panterą o imieniu Guenwyhar. W dodatku ogarniętych żądzą krwi i zachowujących się jak połączenie szalonego gnoma i zapijaczonego krasnoluda.
Wiem, że popadłem tutaj w skrajność, ale tym sposobem mam zamiar coś wskazać. Okażcie trochę wyrozumiałosci. Poddajcie postać próbie na serwerze, niech wypowiedzą się o niej inni, doświadczeni gracze. W końcu nie każdy jest Alfą i Omegą FR, ale swoją postać potrafi prawiodłowo odegrać, a historię pisze średnią, mającą w sobie kilka, bądź wiele faktów niezgodnych ze światem, które w 90% NIE BĘDĄ miały znaczenia na poziom odgrywania.
Dodam jeszcze, że spotkałem na serwerze kilka zaakceptowanych postaci, ktorych poziom odgrywania był wyjątkowo słaby - no przepraszam ale jeżeli idę gdzieś z postacią X (nie mam zamiarów przytaczać nicków) i ona co 5 minut zatrzymuje sie gdzies, bo gracz ciągle odchodzi od komputera, lub w mojej drużynie postacie Z i Y większość tekstów zaczynają od OOC no to wybaczcie ale... Oczywistym jest, że mamy normalne życie, nie tylko Aeris i ktoś (matka, żona, dziecko... nieważne) może od nas czegoś chcieć. Ale jeśli co chwilkę musimy odejść od gry to ludzie miejcie troche instynktu samozachowawczego i wyłączcie NWN. Zmuszając kogoś do nieustannych przerw psujecie zabawę. A nie wspomnę o "OOC kaman do krypty, ale jak będą szkielety to wiejemy"
Wracając jeszcze do historii. Najważniejszymi wiadomościami odnośnie postaci, które każdy powienien dobrze znać to kim jest?; skąd jest? (wraz z opisem tego miejsca); kogo czci?; a także stan psychiczny, emocjonalny i uczuciowy swojego BG. Reszta informacji jest praktycznie dodatkiem. Grając moją postacią raz nawiązałem do historii w rozmowie w jednym z graczy. Bylo to głownie porównanie miejsc pochodzenia.
Jest też inne wyjście z sytuacji nowych na serwerze. Napiszcie w regulaminie punkt, mówiący że nowe osoby na serwerze mogą wybrać rasy X, Y, Z i klasy A, B, C. Będzie mieć to na celu zaznajomienie się ze specifiką serwera. TAkie usprawnienie usunie wile kłopotu graczom i przede wszystkim WAM.
Teraz z pewnością dostanę setki linków do postaci nowych graczy, którzy dostali akceptację na swoja specyficzną postać. Zostanę zapewne zmieszany z błotem, jak mogę zwracać uwagę DM. Co ja sobie wyobrażam. Zapewne zostanę wysłany do dzialu skarg z tym postem, ale nie mam zamiaru tworzyć nowych tematów, jeżeli ten temat odnosi się do mojej postaci. Domyślam się, że zostanę poproszony o screeny sytuacji, w których ktos zachowywał się nieklimatycznie. Od razu odpowiadam, że takowych nie posiadam, gdyż nie mam w zwyczaju odbierać przyjemność innym, szczególnie jeśli ich przygoda z FR dopiero się zaczyna. Sam zresztą zbyt doświadczony (co nie znaczy nowy) nie jestem i rozumiem osoby, które nie potrafią się do końca klimatycznie zachować.
Liczę na uczciwe podejście do tego tematu. Mam nadzieję, że mój wywód wniesie coś dobrego na serwer, który niewątpliwie jest bardzo dobry (cudowne widoki, dobrze zrobione lokacje i przede wszystkim wspaniała atmosfera). Nie chciałbym, żeby OPS stał się internetową sesją dla "elitarnych graczy D&D".
Jeszcze odnośnie "elitarnych graczy D&D". Nie chcę nikogo tym stwierdzeniem obrazić. Mam raczej na myśli osoby, które na widząc jak beka elficki mag z charyzmą i inteligencją 20, zaraz piszą mu na PW "co ty robisz patrz jakie masz wspolczynniki! nie mozesz bekać!",albo co gorsza puszczają screena...
PS: Jeśli powinno znaleść się to w dziale skarg, proszę o przeniesienie tego postu.
hmm pare moich uwag
1. "Widziałem wielkie kamienne domostwa" ...jeśli chodzi o zabudowania w Calimshanie są raczej z suszonej gliny/palonej cegły(?) niżli z kamienia (tak przynajmniej były o ile pamięć mnie nie zawodzi budowane arabskie miasta tak też suponuje wyglądają zabudowania w Calimshanie przy czym Calimshan to państwo nie miasto proponuje więc byś opisał np. Calimport który jest stolicą) ale jak mówie nie jestem znawcą
2. Względem uśpienia hmmm może ujmij że bolała go przy tym głowa (by wskazać na ogłuszenie pałką). Fakty zawarte w historii raczej winny być podane hmm obiektywnie a nie tak jak widzi je bohater.
3. Nie znam się na leśnych elfach, jednakże pare ich (zaakceptowanych) historii przeczytałem i cóż ciężko mi zgłaszać dalsze zarzuty
4. Co do Athakli(stolicy Amnu) dość nieprzyjażnie podchodzą tam do elfów. Może lepiej wyślij go do Wrót Baldura? Odrazu będziesz miał bliżej na Aeris. (5. Co do przypomninania się........ poczekaj, dm-i wrócą do Twej historii. Niestety sprawdzanie historii troche zajmuje. Aha i nie obawiaj się nikt nie będzie na Ciebie naskakiwał dopóki swe uwagi wygłaszasz kulturalnie (czyli tak jak teraz). Co do statystyk niestety nie mogę się wypowiedzieć gdyż ich w momencie pisania nie widzę a nie chce robić postu pod postem.
W każdym bądż razie życzę rychłej akceptacji historii.
Poprawiłem błędy o których wspominał Deithwen (zaznaczone na fioletowo). Zamieszczam też staystyki w tagu hide
Cytat
Z butów wystają mu gałązki, twarz jest ubrudzona ziemią, a z brązowych włosów wystaje kilka piór.
Na najbliższej przygodzie zabiorę mu buty, umyję twarz i wyskubię pióra i co ?
Wprowadź tę poprawkę i masz akceptację .
Miałem na celu ukazanie tutaj, że postać wygląda na typowego dzikusa, a przytoczone atrybuty takie jak wystające gałązki i pióra najlepiej do tego się nadają. Zresztą zawsze może być sytuacja, w której mam barwnie opisany nos w opisie postaci, a na najbliższej przygodzie pewien ogr odgryza mi go
- Nazwa konta postaci: Feodanor
- Nazwa postaci: Feodanor
- Płeć postaci: Mężczyzna
- Rasa postaci: Dziki Elf
- Klasa postaci: Druid
- Wiek postaci: 135
- Wyznanie postaci: Rillifane Rallathil
- Pochodzenie postaci: Dżungła Chult
- Charakter postaci: Prawdziwie Neutralny
WYGLĄD
Widzisz przed sobą młodego, wysokiego elfa. Jest dobrze zbudowanym, średnio urodziwym mężczyzną. Porusza się szybko i zwinnie. Jego zielonkawe włosy doskonale komponują się ze srebrnymi oczami. Na lewym policzku widać niewielką bliznę.
HISTORIA
Nazywam się Feodanor i należę, a raczej należałem do jednego z plemion dzikich elfów w dżungli Chult. Urodziłem się dokładnie sto trzydzieści trzy lata temu nad rzeką Tath. Wiodłem spokojne i przyjemne życie. Ze swoich najmłodszych lat pamiętam zabawy z rówieśnikami i innymi członkami grupy. Pamiętam także jak zbierałem owoce i wykonywałem drobne prace na rzecz grupy. Dorastając zdobywałem nowe umiejętności stając się coraz bardziej wartościowym członkiem grupy. Całkiem sporo czasu spędzałem z naszym duchowym przywódcą – druidem Quelvilarem. W czasie pomiędzy wykonywanymi obowiązkami przekazywał mi wiedzę naszego ludu. Opowiadał o naszym bogu - Rillifane Rallathil, o naszych obyczajach, tradycjach, rytuałach. Widząc zafascynowanie w moich oczach wyjaśniał mi podstawy druidyzmu. Bardzo rzadko wspomniał o swoim kręgu i nigdy nie mówił zbyt wiele na ten temat. Natomiast często powtarzał, iż wiedza którą mi przekazuje jest niezwykle cenna i ktoś musi ją przechować bowiem jego czas powoli dobiega końca. Po kilkunastu latach postanowił nauczyć mnie wszystko to, co on sam potrafi. Tym sposobem większość moich obowiązków przejęły inne elfy, abym mógł skupić się na opanowaniu magii natury. Lata mijały. Grupa wędrowała coraz dalej na północ w pogoni za zwierzyną, ja zdobywałem coraz większą wiedzę, zaś starszy druid z każdym dniem wyglądał gorzej. Gdy mój czas się zaczynał, jego kończył. No ale cóż… Taka kolej rzeczy…
Zbliżała się sto trzydziesta wiosna mojego życia. Wciąż wędrując dotarliśmy całkiem spore jezioro. Myśleliśmy, że znaleźliśmy doskonałe miejsce na dłuższy przystanek. Dostęp do świeżej wody, ryb, owoców, zwierzyny. Teraz jednak wiem jak bardzo się myliliśmy. Podczas nocnych zabaw zostaliśmy napadnięci przez Caliszytów. Zorganizowana grupa przypuściła na nas błyskawiczny atak. Na samym początku walk zostałem powalony i unieruchomiony. Widziałem moich braci walczących do upadłego, widziałem dzieci uciekające do lasu, widziałem Quelvilarema przeszytego zdradziecką strzałą. Upadł przy mnie i ostatkiem sił wyszeptał: „Przeżyj”, po czym odszedł do lepszego świata.
Leżałem związany ziemi. Kilka metrów ode mnie moi ciemiężyciele ucztowali w najlepsze. Po dłuższej chwili jeden z nich podszedł do mnie z kawałkiem pieczonego mięsa i odezwał się w moim języku: „Masz małpo jedz! Nie możesz nam umrzeć z głodu. Dostaniemy za ciebie całkiem niezłą sumkę w Calimporcie, a teraz masz, napij się”. Dali mi butelkę wódki i zmusili do wypicia. Całą podróż byłem przymuszony do upijania się. Gdy pewnego razu obudziłem się, zobaczyłem że jestem w dziwnym miejscu. Widziałem przeróżne wysuszone gliniane domostwa i tłumy ludzi. Byliśmy już w mieście o którym mówił człowiek. Trafiłem na targ niewolników. Tam nauczono mnie podstaw wspólnego żeby zwiększyć moją wartość. Po kilku miesiącach nauki i ciężkiej pracy w obozie niewolników zostałem sprzedany pewnemu młodemu szlachcicowi, który potrzebował partnera do walki na gołe pięści. Miałem z nim walczyć, a raczej udawać walkę, on zaś walczył na poważnie, choć niezbyt skutecznie. Gdy po kilkunastu dniach nie wytrzymałem i uderzyłem tego pyszałka. W odwecie wymierzono mi karę, po czym znów trafiłem na targ.
Moim drugim właścicielem został mężczyzna imieniem Sabi. Dwudziestolatek założył się ze swoimi przyjaciółmi. Żeby wygrać, w ciągu pięciu lat miał wytresować jakąś niższą istotę. Wybór padł na mnie. „Tresura” zaczęła się już pierwszego dnia. Młodzian z pomocą bata zmuszał mnie do wykonywania najprostszych komend, a ja z uporem przeciwstawiałem się. Im mocniejsze cięgi dostawałem, tym większy stawiałem opór. W końcu jestem Dzikim Elfem i byle gnój nie będzie mnie poniżał! Po niecałym miesiącu mój pan chyba zrozumiał, że elfy też myślą. Złamał przy mnie bat, po czym nakarmił mnie i napoił. Zapowiedział nową i owocną współpracę. Ja zdobywałem wiedzę i umiejętności, a on zwiększał swoje szanse na wygranie zakładu. Tym sposobem całe dnie spędzałem na poznawaniu cywilizowanego świata i opowiadaniu o dziczy. Po dwóch latach Sabi kupił mi łuk i zezwolił na samodzielne spacery po mieście. Z czasem zaprzyjaźniliśmy się i mój pan często zabierał mnie ze sobą na różne spotkania towarzyskie.
Po czterech latach niewolniczego życia odzyskałem wolność. Sabi oświadczył mi, że wygrał zakład i nie jestem mu już potrzebny. W podzięce za wierną służbę i opowieści o dżungli Chult, mój pan postanowił uwolnić mnie. Na koniec poprosił mnie o ostatnią przysługę. Miałem dostarczyć pewną paczkę do księgarni jego przyjaciela we Wrotach Baldura. Dał mi mieszek złota, konieczne wyposażenie i skierował do karawany kupców zmierzających do stolicy Amn. Przez dwa miesiące podróżowaliśmy, by w końcu osiągnąć nasz cel. Pożegnałem się z kupcami i ruszyłem do centrum. Tam z pomocą miejscowej ludności odnalazłem mój cel. Księgarz szybko otwarł paczkę i naszym oczom ukazał się księga zatytułowana „Chult oczami tubylca autorstwa Sabiego z Calimportu”. Byłem rozgoryczony. Wykorzystał całą moją wiedzę, no ale dał mi wolność i nauczył wielu przydatnych rzeczy, więc mu wybaczyłem. Gdy wychodziłem, właściciel księgarni zaproponował bym udał się na Aeris. Wychwalał dziewicze piękno tej wyspy i mówił, że spodoba mi się tam. Nie miałem nic do stracenia więc przystałem na tą propozycję.
Doszedłem do portu, wsiadłem na statek i odpłynąłem w stronę lepszego życia. Patrząc się w wielkie morze rozmyślałem nad wieloma sprawami. Jak jest na Aeris? Co z moim ludem? Czy zostanę zaakceptowany w nowym społeczeństwie? Długo myślałem nad ludźmi. Mój pierwszy kontakt z nimi – zło i śmierć, śmierć wszystkich bliskich mi osób. Później niewolnictwo. Ale trafiłem też na dobrych ludzi. Drugi pan zaopiekował się mną, nauczył wielu przydatnych rzeczy i oddał wolność. W takim razie nie wszyscy ludzie są źli, są też dobrzy. Więc nie rasa świadczy o charakterze istoty. Przysięgam więc na to wielkie morze, że nigdy nie ocenię istoty po rasie i zawszę, w miarę swych możliwości, będę pomagał innym.
Minęło kilka dni. Nie wiem ile dokładnie, może trzy, może sześć… Straciłem rachubę czasu. Codzienna rutyna i kołysanie morza sprawiają, że każdy dzień jest taki sam jak poprzedni. Wolny czas spędzałem na zwiedzaniu statku i oglądaniu cennych towarów. Jednak jedna klatka przykuła moja szczególną uwagę. Był w niej wielki dzik. Z pewnością miał być główną atrakcją jakiejś uczty. Spędzał z nim mnóstwo czasu odczytując z jego oczu strach, nadzieję i przyjaźń. Przywiązałem się do tego stworzenia. Słysząc okrzyki „Ląd!” i bicie dzwonu wybiegłem na górny pokład. Na horyzoncie malowała się dziewicza Aeris. Tu będzie mój nowy dom – pomyślałem – jednak nie wejdę do niego sam. Zebrałem całe oszczędności i pobiegłem do kapitana z zamiarem wykupienia dzika. Z początku wyśmiał mnie, ale widok mojego złota rozjaśnił mu umysł. Wkroczyłem na wyspę bez grosza przy duszy, ale za to nie samotnie, a z przyjacielem…
Mam już jedną Warunkową Akceptację od DM Morrie i jedną Akceptację (o ile opis jest już prawidłowy) od Ziela. Mam nadzieję, że to już wystarczy, jeśli jednak nie, poczekam na kolejną akceptacje lub inne uwagi.
Warunkowo akceptuję
PS Dzikie elfy poza rodzinnymi puszczami nie wyglądają szczególnie dziko.
Dziękuję za akceptacje oraz wszystkie słowa krytyki i rady odnośnie mojej historii.
A teraz jeszcze tylko zaliczyć kilka sprawdzianów i mogę grać:):)
Znane języki: elfi, leśny, wspólny
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL