ďťż
[Kleryk] Oskar Miedziobrody


Bo człowiek głupi jest tak bez przyczyny

- Nazwa konta postaci: Limak6
- Nazwa postaci: Oskar Miedziobrody
- Płeć postaci: Mężczyzna
- Rasa postaci: Złoty Krasnolud
- Wiek postaci: 43 lata
- Wyznanie postaci: Moradin
- Domeny kapłańskie postaci: Leczenie, Dobro
- Pochodzenie postaci: Wielki Ryft

Wygląd:
Ten Złoty Krasnolud ma niebieskie oczy i czarną, wypielęgnowaną brodę i włosy. Jest bardzo niski i krępy, nawet jak na krasnoluda. Na szyi nosi duży, srebrny wisiorek z symbolem Moradina. Posługuje się ładnym, wyuczonym wspólnym.

Historia:
Oskar Miedziobrody urodził się w roku 1332 RD, w Wielkim Ryfcie w jednej z bardziej konserwatywnych i ortodoksyjnych krasnoludzkich rodzin. Od dziecka był, jak wszyscy jego liczni bracia, wychowywany na wojownika i górnika. Wpajano mu wartości: praca, waleczność i posłuszeństwo.
Kiedy przyszedł czas rekrutacji na kapłanów, każda szanująca się rodzina wysyłała przynajmniej jednego ze swych synów. Wybór padł tu na Oskara, ponieważ był dość inteligentny i przedostatni pod względem wieku. W szkole świątynnej kontynuował naukę władania toporem i tarczą, uczył się wspólnego i pisania, pomagał kapłanom w leczeniu chorych a przede wszystkim zgłębiał tajniki wiary w Moradina.

***
- Słuchajcie mnie, bachory niegodne – powiedział brat Reglahr, świątynny nauczyciel, do grupy młodych adeptów, rozpoczynając kolejny wykład . Imponował Oskarowi, ponieważ potrafił mówić bardzo długo i zawile, a mimo to, do końca jego lekcji w świątyni panowała cisza - albowiem rzeczę wam święte słowa, słowa naszego Pana, Moradina, Władcy i Stwórcy Krasnoludów. Wszyscy kapłani, zobowiązani są ze wszystkich sił, i całej woli szerzyć Nauki tak, aby każdy kto pragnie dostąpić Łaski, mógł to uczynić. Jednakże nie przemoc jest rozwiązaniem, albowiem z przemocy rodzi się Fałszywa Wiara, a z niej gnuśność i grzeszność w szeregach Wiernych. Dlatego słowem winniśmy braciom naszym, pomóc w drogę Prawdy wejść. Jeżeli brat twój, wypiera się Prawdy, to okaż mu łaskę i pomóż mu, gdyż jest ubogi stąpając po Kłamstwie.
Coś w tym jest, pomyślał Oskar.
***

Oskar brał sobie do serca wszystkie nauki: sprawiedliwe postępowanie, ochrona innych, pomoc potrzebującym. Dorastał, zawsze był miły, przyjazny i szczery. Poszerzał swoją wiedzę, poznawał tajniki wiary, doskonalił umiejętności wojskowe i ugruntowywał się w przekonaniu, że świat jest spójny i poukładany, choć czasem brutalny, dlatego trzeba robić wszystko żeby był lepszy.
Zanim otrzymał śluby kapłańskie, zaintrygowała go postać Dlhellera Wiecznej Skały. Był to, żyjący w dawnych czasach, kleryk i misjonarz. Podróżował po świecie, szerząc kult Moradina i pomagając ubogim i chorym. Oskar chciał być taki jak on, toteż zaraz po otrzymaniu święceń ruszył w drogę. Zaciągnął się jako służba i ochrona w karawanie podróżującej z Wielkiego Ryftu do Amn.
W skład karawany wchodzili w większości ludzie, kilkoro elfów i tylko jeden krasnolud, zrzędliwy i stary Thor, zatwardziały ateista. Oskar próbował go nawrócić, ale skończyło się to długim, głośnym i wulgarnym przemówieniem w którym Thor dosadnie przedstawił gdzie ma „te wszystkie zabobony”. Chcąc, nie chcąc Miedziobrody musiał zacząć rozmawiać z ludźmi i elfami. Z początku ostrożnie („podaj proszę waśmość wodę, z łaski swojej… wielce rad jestem twej uprzejmości”), z czasem zaczął nawet z nimi gaworzyć.

***
Był pochmurny dzień, około południa. Karawana jechała przez las Baskwood. Oskar siedział na wozie obok czarodzieja elfa. Nie był zbyt tym towarzystwem zachwycony. Wprawdzie nauki nie mówiły jednoznacznie że magia jest zła, ale krasnolud instynktownie czuł że jest chaotyczna i niebezpieczna.
Usłyszł łoskot walącego się drzewa, rżenie koni i wrzask ludzi.
- Pułapka! – krzyknął ktoś z przodu.
Miedziobrody był zdezorientowany, po chwili w oszołomieniu zaczął szukać topora. Zobaczył bełty wystrzeliwane zza drzew. Z obu stron. Wreszcie znalazł broń i wyskoczył z wozu.
Co robić? Biec w las? Nie ujdę nawet pięciu kroków, tarcza została na innym wozie, myślał gorączkowo. Biec na czoło, gdzie trwała walka? Ustrzelą mnie w biegu. Pomóż Moradinie!!!
Kucał tak niezdecydowany gdy bełt świsnął mu koło ucha. Widział już jak lecą następne. Zasłonił się ręką. Zobaczył krótki, błękitny błysk, dwa bełty odbiły się. Zza jego pleców wyleciała kula ognia, wybuchając w miejscu z którego leciały pociski. Krzyk ludzi, swąd spalonego mięsa. Obrócił się, ale czarodziej już biegł na czoło kolumny. Miedziobrody bardzo ostrożnie ruszył w tamtą stronę.
Zobaczył człowieka, członka karawany, leżącego na na ziemi. Podbiegł, chciał mu pomóc.
- Dobry Moradinie, - szeptał do siebie - on jest cały we krwi, co mam najpierw opatrzeć, mam tylko kilka bandaży.
Zaczął obwijać rany i tamować krwawienie, kiedy poczuł że człowiek nie ma pulsu. Zwymiotował.
***

Bandyci, którzy napadli karawanę, nie byli przygotowani na walkę z czarodziejami, wię musieli uciec. Poległo trzech ludzi, spalili ich ciała, i wzięli prochy aby oddać rodzinom. Oskar długo nie mógł się pozbierać. Towarzysze mówili mu że pierwsza bitwa zawsze tak wygląda.
Stare krasnoludzie przysłowie mówi że „krasnoluda naprawdę poznasz w boju”. Powiedzonko to jest trafne w kontekście podejścia Miedziobrodego do innych ras. Po bitwie postanowił że nie będzie już sugerował się pozorami i że każdego trzeba najpierw poznać, a potem wydawać o nim sąd. Mimo starań, nigdy nie pozbył się obaw odnośnie niziołków i elfów, szczególnie drowów.
Dotarli do Amn. Po drodze zatrzymywali się w wielu miastach, ale żadne nie zrobiło na Oskarze takiego wrażenia. Mieli tam zostać 2 tygodnie, a potem ruszyć w dalszą drogę, Szlakiem Handlowym do Wrót Baldura.
W Amn krasnoluda uderzyło najbardziej to, że każdy mieszkaniec był obcy dla drugiego. Nie zwracano uwagi na żebraków, często bez niektórych kończyn. Widział kieszonkowca który w biały dzień, na targu obrabiał jakiegoś mieszczanina z sakiewki. Niektórzy z przechodniów patrzyli zaciekawieni, inni odwracali głowy. Nikt nic nie powiedział.
Oskar przypomniał sobie o celu swojej podróży: szerzenie wiary i pomoc potrzebującym. W czasie swojej półrocznej wyprawy nie zrobił prawie nic. Postanowił zostać w Amn i wykonywać tam swoją misję. Rozstał się z karawaną, odebrał pieniądze i rozpoczął życie misjonarza.
Z pieniędzy które zabrał z domu, zarobił w karawanie i sprzedaży kilku drobiazgów niepotrzebnych w mieście, wynajął zdezelowany pokoik, kupił parę koców i zaczął do niego sprowadzać chorych i biedaków, udzielając im pomocy. Chodził także po domach, jeżeli ktoś zgłosił się po pomoc. Wspierał także umierających, rozmową i modlitwą. Z czasem dołączyło do niego trzech młodych ludzi. I tak minęły mu dwa miesiące.

***
Był wieczór, ludzie wracali zmęczeni do domów. Oskar znalazł pod drzwiami swojego pokoiku karteczkę o treści „Bądź pod pomnikiem Syreny”. Poszedł, ciekawy o co mogło chodzić nieznajomemu. Kiedy dotarł na umówione miejsce, podszedł do niego jakiś człowiek, bez słowa dał mu do ręki teczkę i odszedł. Krasnolud otworzył ją. Zobaczył kilka arkuszy papieru pokrytych niestarannym pismem. Zaczął czytać.
„Raport od Alana Peshera do Darwina Hero. Jak kazałeś wysłałem Oskara do „Dziada”. Jak mówiłeś, już umierał. Bełkotał, ale ta broń jest chyba zmagazynowana przy Dorobkowej. Dwóch albo trzech strażników. Trzeba będzie wziąć paru osiłków. Opłaci się, nasz gang bezie miał najlepszą broń w mieście…”
Dalej nie czytał . Miał łzy w oczach. Został wykorzystany, manipulowany, aby wyciągać informacje od członków wrogich gangów. Wykorzystali to, że chorzy się jemu zawsze się zwierzali. A ci którym o tym opowiadał, wykorzystywali to do złych czynów. Przejrzał raporty. Kradli, zabijali, niszczyli. Wszystko przeze mnie!
Opanowała go wściekłość. Gniew którego nigdy nie doznał. Poczuł rządzę mordu, zapłacenia tym oprychom za ich czyny.
Wyjął ze swoich rzeczy broń i poszedł do domu w którym się zawsze spotykali. Zabił ich. Wszystkich. Nie pamiętał jak to zrobił. Pamiętał krzyki, ciosy toporem i oślepiający gniew. Uciekł z miasta.
***

Oskar uciekł z Amn. Błąkał się jakiś czas po okolicznych równinach i ruszył na północ Szlakiem Handlowym.
Otrząsnął się już z szoku po wydarzeniach tamtej nocy, ale pozostawiły na zawsze na nim ślad. Nie był już tak ufny i szczery, a czasem napadały go „humory”, w czasie których był ironiczny i opryskliwy. Jednak, kiedy ktoś potrzebował pomocy, udzielał mu jej bez wahania.
Po ponad miesięcznej wędrówce dotarł do Wrót Baldura. Tam za ostatnie pieniądze wkupił się na statek handlowy, mając nadzieję że morski klimat pomoże mu pozbierać się i znaleźć dalszy cel. Nie pytał nawet gdzie płyną. Dopiero pod koniec rejsu poznał cel wyprawy. Wyspa Aeris.


Strasznie przegadana historia, ale...

Akceptuje
Akceptuję
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • latwa-kasiora.pev.pl