ďťż
[ Ulubieniec Bogów ] Loris Aldergift


Bo człowiek głupi jest tak bez przyczyny

- Nazwa konta postaci: Entreri 2
- Nazwa postaci: Loris Aldergift
- Płeć postaci: Mężczyzna
- Rasa postaci: Człowiek
- Klasa postaci: Ulubieniec Ilmatera
- Wiek postaci: 26
- Wyznanie postaci: Ilmater
- Pochodzenie postaci: Tethyr (port w Velen)
- Charakter postaci: Neutralny Dobry
- Znane języki: Wspólny, Chondathski, Alzhedo i Elfi

- Opis zewnętrzny :
Spoglądasz na młodego mężczyznę średniego wzrostu, o przeciętnej budowie. Nie należy do ludzi dobrze umięśnionych, lecz charakteryzuje się smukłą sylwetką, a jego ciało jest proporcjonalnie ukształtowane. Na oko nie może mieć więcej niż 26 wiosen. Jego twarz okalają średniej długości, zmierzwione kędziory, o ciemnobrązowym odcieniu. Widać, iż nie poświęca im wiele uwagi, a jednak niezależnie od brudu i kurzu wokół, jakimś sposobem zawsze zdają się czyste i lśniące. Tegoż samego koloru, krótka, zadbana broda zarysowuje się na jego szczęce. Spod swobodnie opadającej grzywki, spoglądają ciepło przymrużone, orzechowe oczy. Jego osmagana wiatrem i opalona skóra, mimo wszystko wydaje się być nieskazitelnie gładka. Na szyi widać symbol Ilmatera, zawieszony na czerwonym sznurku. Zapewne mógłby uchodzić za niezwykle przystojnego wśród niektórych dam. Porusza się lekkim krokiem, z naturalną swobodą i niewymuszoną gracją.

- Podstawowe atrybuty:
Siła: 10
Zręczność: 12
Kondycja: 12
Inteligencja: 14
Mądrość: 14
Charyzma: 16

- Skrócony rys psychologiczny:
Będzie to ktoś w rodzaju altruisty, aczkolwiek nie fanatycznego. Ma pomagać ludziom w naturalny sposób, wynikający z jego charakteru i silnego związku z bóstwem. W każdym człowieku, niezależnie od popełnionych czynów będzie starał się dostrzec coś dobrego. Nie agresją, lecz pokojowym nastawieniem będzie starał się rozwiązywać konflikty (oczywiście inna sprawa, gdy zostanie zmuszony do obrony). Kolejny wyjątek od tej reguły to stworzenia typu: ork, ogr, demon etc. Oczywiście będzie udzielał się społecznie i tak dalej, lecz nie będzie aż tak „hardkorową” osobowością by oddawać wszystko, co ma ubogim i samemu żyć w totalnej biedzie, aż w końcu umrzeć z głodu. Będzie starał się myśleć zarówno sercem jak i umysłem. Będzie rozumiał, że sam też musi być w dobrej kondycji by móc pomagać innym. Sądzę, że raczej będzie też skory do poświęceń na rzecz innych.

- Niektóre poglądy:
W jego oczach nie ma złych istot (oczywiście mówiąc o humanoidalnych rasach rozumnych), lecz tylko dobre oraz te zagubione. Tym drugim również należy się współczucie, właśnie za to, kim się stali. Każdy, niezależnie od pozycji, pochodzenia czy rasy będzie zasługiwał na drugą szansę. Bo w każdym też jest trochę dobra. I choćby promień światła, był w człowieku tak cienki, że nie będzie miał szansy przebić się przez mrok jego duszy, to warto walczyć o jego ocalenie i poprawę. Każde życie po prostu jest bezcenne.
- dogmat bóstwa rozumiany przez postać:
Pomagaj każdemu, kto tej pomocy potrzebuje. Nieważne kim jest i czego się dopuścił. Próbuj ulżyć w cierpieniu innym, a nawet czasem bierz część tych cierpień na siebie (a więc skłonność do poświęceń dla drugich). Nie obawiaj się umierać za sprawy znaczące. Albo za ludzi, którzy rozpaczliwie Cię potrzebują. W tym nie ma wstydu, lecz chwała. Sprzeciwiaj się tyranom i przeciwstawiaj się niesprawiedliwości. Swym przykładem dawaj świadectwo, że prócz ciała materialnego, jest też wymiar duchowy życia i to on ma większą wartość.
- najważniejsze święta: w tej części Faerunu będzie to Konwent świętej Rayndy
- historia postaci:
Urodził się w Tethyrze, w Velen. Było to miasto portowe położone na półwyspie. Jego matka, Rowana, odkąd Loris pamiętał, zawsze zajmowała się domem i krawiectwem. W wieku 16 wiosen wyszła za Bergana, marynarza. Było to małżeństwo z miłości, lecz niestety nie do końca szczęśliwe. Ojciec pracował na statku kupieckim, na stanowisku bosmana i często musiał odbywać długie rejsy. Czasami nie było go w domu dłużej niż tylko parę miesięcy. Tęsknił za żoną i synem, lecz nie potrafił rozstać się z morzem. Kochał żeglugę równie mocno, co własną kobietę. Czasami żartował, że ożenił się w życiu dwa razy: raz, gdy wszedł pierwszy raz na pokład statku i drugi, gdy spotkał mamę. Rowana zaś martwiła się o niego za każdym razem, kiedy rozpoczynał nowy rejs. Wiedziała, że na morzu istnieje więcej niebezpieczeństw niż Bergan chciał przyznać.

Mimo niedogodności, Loris rozwijał się szybko, rosnąc zdrowo w kochającej rodzinie. Oboje rodzice wyznawali Ilmatera i takąż też wiarę chcieli przekazać synowi. Jednak nie trzeba było wiele wysiłku by go nakłonić do tego. Chłopak zafascynował się tym bogiem, gdy tylko o nim usłyszał. Za każdym razem, kiedy rodzice o nim wspominali, twarz chłopca zdawała się jaśnieć. Malec chętnie też zadawał pytania, by dowiedzieć się o nim jak najwięcej. Podczas modlitwy, czuł się zawsze uspokojony i bezpieczny, jakby sam Załamany Bóg czuwał nad nim. Nie wiedzieć skąd, od dzieciństwa święcie wierzył w opiekę Płaczącego Boga nad sobą. Nikt nie musiał chłopca uczyć i nakazywać mu przestrzegać dogmatów Ilmatera. Dla niego to było naturalne, wręcz ściśle powiązane z jego tożsamością. Było w nim coś odrębnego. Coś, co różniło go od jego rówieśników. Młode dzieciaki, pytane kim będą w przyszłości z radością odpowiadały kolejno: „marynarzem”, „żołnierzem” czy też po prostu „rycerzem”. Wszystkie czyniły to niezmiennie wierząc, iż dokonają czegoś wielkiego. Tymczasem Loris nie wiedział kim zostać i czym się zajmować. Jedyne, czego chciał, to pomagać innym, nic poza tym. I w jakiś sposób czuł, że Ilmater byłby z takiej odpowiedzi zadowolony. Nie raz, nie dwa, miał jakieś nieuzasadnione uczucie, jakby był obserwowany. To było… dość intymne doznanie, lecz mimo to, nie pozbawione dziwnej duchowości. Jednak wiązała się z tym jakaś przyjemność, odczuwana nie tradycyjnymi zmysłami, lecz jakby istotą swego jestestwa. Nie wiadomo jak i dlaczego, młody chłopiec wmówił sobie, że to sam Ilmater go obserwuje, pragnąc chronić i patrzeć jak ten czyni Jego dzieło.

Dorastał. Gdy miał 16 wiosen, a więc już osiągnął dorosłość, w nocy nawiedził go dziwny sen. Szedł przez jakieś miejsce. Nie mógł jednak rozpoznać, co to było, poza tym, że znajdował się na otwartym powietrzu i otaczały go zewsząd jakieś ruiny. Było ciemno. Tak straszliwie ciemno, iż nie widział nawet swoich własnych rąk. Nagle wszystko zalała niespodziewana światłość, niszcząc mrok i wypełniając ponurą atmosferę ciepłem i…dobrocią. Te doznania, wirujące w powietrzu, były wręcz namacalne. Znów ogarnęło go znajome uczucie spokoju i bezpieczeństwa, lecz tym razem było tak silne, że aż westchnął, wciąż lekko oszołomiony. Tymczasem przed nim pojawiła się postać. To był mężczyzna. Mnóstwo drobnych ran rozciągało się po zmaltretowanym ciele. Miał połamane stawy, a ręce i nogi owinięte były czerwonym sznurem. Biła od niego jakaś dziwna aura. Straszliwa jasność, wręcz wyczuwalne dobro i spokój. Loris natychmiast rozpoznał swego ukochanego boga, a uczucia, które zdawały się Go otaczać, wręcz spływały uspokajającą falą na młodzieńca. Z ust Ilmatera dobyły się jedynie dwa krótkie zdania: „Nie bój się. Ja jestem zawsze przy Tobie.” Łzy wzruszenia same poczęły znaczyć policzek Lorisa. Chciał coś odrzec, lecz w tym momencie wszystko zniknęło, a on zbudził się gwałtownie. Rozejrzał się dookoła, zadyszany. Oczy rzeczywiście miał wilgotne, a łzy zasychały na jego szyi. Ściskał coś w ręce. Dopiero teraz się zorientował. Otworzył dłoń, a jego oczom ukazał się wystrugany z drewna symbol Ilmatera, zawieszony na czerwonym sznurku. Uśmiechnął się, wciąż poruszony, i spojrzał przez okno w jasne, nocne niebo. Założył symbol na szyję, a wówczas ten, nie wiedzieć jak i kiedy, zalśnił nagłym światłem i zgasł. W uszach Lorisowi dźwięczały słowa ze snu: „jestem przy Tobie…”. Zamrugał ze zdumienia, lecz później złożył pocałunek na medalionie i odruchowo wyszeptał cicho w odpowiedzi: „Wiem. Zawsze wiedziałem.” Patrzył jeszcze chwilę w sufit, nie mogąc wstrzymać się od pełnego wdzięczności uśmiechu, po czym jego powieki same się przymknęły i zasnął twardym, spokojnym snem.

Minęło kilka lat. Wraz z upływem tego czasu, wszyscy domownicy, sąsiedzi oraz znajomi poczęli dostrzegać, iż młody mężczyzna jest prawdziwie naznaczony przez Płaczącego Boga. Miał niespotykaną wśród ludu moc. Leczył ludzi za pomocą świętej energii, pochodzącej prosto od Ilmatera. Z naturalną swobodą wypełniał dzieło Załamanego Boga, niosąc pociechę, pokój i nadzieję tam, gdzie jej brakowało. Pomagał finansowo tym, którym pieniędzy nie starczało na własne utrzymanie oraz karmił głodujących. Jednak pewnej nocy znów miał sen, który był bezpośrednią próbą kontaktu Ilmatera z mężczyzną. To była wizja. Zobaczył siebie, zakupującego miejsce na „Przychylnym Wietrze”, dokującym obecnie w porcie. Następnie ujrzał daleki, nieznany ląd. Małą wysepkę. Zobaczył siebie leczącego tam chorych i pomagającego rannym. Przed oczami zamajaczyły mu się tamtejsze lasy. Nagle wiatr wytrząsnął z drzewa trochę liści, które oderwały się, po czym zawirowały chaotycznie w powietrzu, formując napis: „Aeris”. W tym momencie wizja rozpłynęła się, a on sam się obudził. Nie miał wątpliwości, że to było wezwanie do działania. Spakował się i zrobił wszystko wedle zaleceń ze snu. Znajomi, rodzina, sąsiedzi, a także wszyscy okoliczni żebracy żegnali Lorisa, gdy ten wchodził na pokład statku. Już wkrótce płynął w kierunku tajemniczej wyspy. Ku przeznaczeniu.


Akceptuję +

Bardzo ładna, prosta historia:)
Akcept

jeszcze język komunikacji z bóstwem
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • latwa-kasiora.pev.pl