Bo czĹowiek gĹupi jest tak bez przyczyny
Konto: lunaire frimas
Imię: Vean
Płeć: kobieta
Rasa: półdrow
Wiek: 25
Klasa: czarnoksiężnik
Wyznanie: Eillistraee
Pochodzenie: Cormanthor
Charakter: chaotyczny dobry
Opis: Bardzo szczupła dziewczyna o szarawej skórze. Ostre rysy twarzy i lekko spiczaste uszy wskazują na elfickie pochodzenie. Kruczoczarne włosy spięte w kok. Ametystowe oczy patrzą na świat z mieszaniną zaciekawienia i lęku. Stara się poruszać cicho i nie rzucać w oczy. Cechuje ją nerwowość.
O takich jak ja mówi się, że są dziećmi przemocy, zniewolonych drowich branek. Jednak moja matka dobrowolnie związała się z drowem i tak na świat przyszłam ja. Czy go pamiętam? Tak, ale jak przez mgłę, byłam bardzo mała, gdy pewnego dnia zniknął bez śladu. Brak mi jego głosu nucącego kołysankę i znajomego zapachu. Myślę, że zabiły go elfy, biorąc za jednego z Całujących Pająki. Mama mówiła, że żyje, ale słyszałam jak płacze po nocach, gdy sądziła, że śpię. Nie akceptowano nas, bano się. Ludzka kobieta wychowująca półdrowie dziecko, tak... To były ciężkie chwile. Obelgi, przekleństwa, a czasem kamienie. Wędrowałyśmy, co raz dalej, uciekając przed prześladowaniami. Wszędzie było tak samo. Jedynie grupka poszukiwaczy przygód przyjęła nas ciepło. Nakarmili nas i pozwolili na wspólną podróż. Przez okres dwóch miesięcy, stali się moją rodziną.
Tamtego wieczora jeden ze zwiadowców odkrył drowi patrol, skryliśmy przezornie. Siedmioro przycupniętych nieruchomo w gęstwinie. Poczułam wstrętny dotyk włochatych odnóży. Spojrzałam na ramię i zamarłam. Ogromny pająk o rozdętym odwłoku pełznął w kierunku mojej szyi. Krzyknęłam przerażona zanim zdążyłam pomyśleć. Cienie błyskawicznie zwróciły się w naszą stronę. Śmierć miała smukłe drowie kształty, na swój sposób piękne, lecz w mroczny sposób. Mama wcisnęła mnie pod spróchniały pień, nie mogłam niemal oddychać, tak mało było tam miejsca. Jedynie dziecko zmieściłoby się w podobnej kryjówce. Miała takie przerażone oczy, ale jej ton był rzeczowy i spokojny. Zabroniła mi się odzywać, cokolwiek bym słyszała. Posłuchałam, chociaż całym jestestwem buntowałam się. Mogłam tylko zatykać uszy dłońmi, ale krzyki umierających i tak dochodziły. Gdy ucichły, nie miałam już łez. Odważyłam się wypełznąć z mojej kryjówki o świcie. Ciała, one... Nie, nie chcę tego pamiętać. Zostawiłam ich bez pochówku, moje małe dłonie nie dałyby rady pochować sześciu osób, nawet nie próbowałam.
Szłam, co raz dalej i głębiej, ślepa na otoczenie. Bałam się, ale to uczucie towarzyszyło mi od zawsze, gdyby zniknęło, chyba poczułabym się samotna. Potknęłam się o jakiś korzeń, upadłam, coś strzeliło w kostce. Od razu wyczułam czyjś wzrok, ktoś mi się przyglądał - z gęstwiny wyszła elfka. Chciałam uciec, ale za plecami miałam już drzewo. Poczułam rosnące gorąco i jakieś dziwne słowa pojawiły się w mojej głowie. Nagle z palców trysnęła dziwna energia, na szczęście nie tknęła kobiety. Ta odetchnęła głęboko i uśmiechnęła się słabo. Ten zwykły gest sprawił, że się rozkleiłam. Tak jak się tego obawiałam, raz zapłakawszy, nie byłam w stanie przestać. Nachyliła się i wzięła mnie na ręce. Zwała się Naviel, powiodła do obozowiska. Przywitało nas wiele oczu w tym drowich; tylko mojej wybawczyni zawdzięczam, że nie rzuciłam się do ucieczki. Długo mnie uspokajała, w końcu zaczęła wypytywać, co się stało. Otworzyłam usta, ale żaden dźwięk nie opuścił mych warg. Na próżno wysilałam gardło. Od tamtego dnia „zostałam” niemową, co nie przeszkadzało moim towarzyszkom.
Jakiś czas później mroczne elfki nie wydawały mi się już straszne, a piękne. Naviel była cierpliwą nauczycielką, jak dowiedziałam się później, straciła dziecko rok przed moim przybyciem. W pewnym sensie, ocaliłyśmy się nawzajem. Dzięki temu, że skrzyżowały się nasze ścieżki, zapomniałyśmy o rozpaczy i smutku, mogłyśmy żyć na nowo. Tak sugestywnie kreśliła obraz Eilistraee, że postanowiłam wbrew początkowym obawom, wybrać Ją na swoją patronkę. Jedna z kapłanek stwierdziła, że ktoś z mojej rodziny musiał zawrzeć pakt z fey, stąd moje dziwne zdolności. Nie ucieszyło mnie to i zdaje się, że i moją opiekunkę napawało ukrytą obawą. Na moje 13-ste urodziny podarowała mi największy skarb, rysik i księgę z mnóstwem pustych kartek. Mogłam pisać... i rysować. Pod moimi palcami pojawiały się delikatne kwiaty i tańczące nagie drowki, przelewałam na papier wszystko, co widziałam. Byłam szczęśliwa, nikt mnie nie oceniał, mogłam być sobą.
Nie lubiłam koloru moich włosów, srebrzystych. Zamigałam palcami do Naviel, prosząc o coś, czym mogłabym zmienić ich barwę. Poleciła mi wyciąg z kory dębu zmieszaną z pewnym zielem. Od tamtej pory zawsze farbuję włosy i brwi, dzięki temu łatwiej mi uchodzić za półelfa księżycowego, gdy jestem wśród ludzi. Mijały dni, miesiące i lata, wspominam je jako najlepsze. Jedyne, co przysłaniało radość, to mój dziwny talent. Latem coś się we mnie zmieniło, wymykałam się z obozu i szłam patrzeć na południe. Czułam, że powinnam odejść.
Po nocnych pląsach na polanie, zjawiła się Naviel. W jej smukłych dłoniach widziałam zapieczętowany list. Rzekła, że to pismo od jednej z Nas, dla elfki o imieniu Leirelle. Miałam je dostarczyć na wyspę Aeris. Kochana Naviel… To był pretekst, żebym mogła ruszyć w drogę, ucieszyłam się. Na początku nie wędrowałam sama, lecz w Promenadzie musiałam się rozstać z Yasraeną, moją drowią towarzyszką. W Skullporcie doznałam największej straty, jakiś złodziejaszek ukradł moją księgę i rysik. Dzięki Bogini, list wraz z pieniędzmi nosiłam zawsze przy sobie, a na lichą torbę, nie połakomiłby się nawet największy desperat. W podziemnej przystani czekał na mnie statek. Z obawą weszłam na pokład. Co ma być, to będzie...
Cytatskryliśmy przezornie
Brak podmiotu
Po poprawieniu tego drobiazgu Akceptuję
Konto: ayan nan
Imię: Vean
Płeć: kobieta
Rasa: półdrow
Wiek: 25
Klasa: czarnoksiężnik
Wyznanie: Eillistraee
Pochodzenie: Cormanthor
Charakter: chaotyczny dobry
Opis: Szczupła, niezbyt wysoka dziewczyna o szarawej skórze. Delikatne rysy twarzy, wysokie kości policzkowe i lekko spiczaste uszy wskazują na elfickie pochodzenie. Srebro włosów kontrastuje z karnacją. Migdałowe oczy o barwie ametystu patrzą na świat z mieszaniną zaciekawienia i lęku. Porusza się miękko i z gracją. Cechuje ją nerwowość.
O takich jak ja mówi się, że są dziećmi przemocy, zniewolonych drowich branek. Jednak moja matka dobrowolnie związała się z drowem i tak na świat przyszłam ja. Czy go pamiętam? Tak, ale jak przez mgłę, byłam bardzo mała, gdy pewnego dnia zniknął bez śladu. Brak mi jego głosu nucącego kołysankę i znajomego zapachu. Myślę, że zabiły go elfy, biorąc za jednego z Całujących Pająki. Mama mówiła, że żyje, ale słyszałam jak płacze po nocach, gdy sądziła, że śpię. Nie akceptowano nas, bano się. Ludzka kobieta wychowująca półdrowie dziecko, tak... To były ciężkie chwile. Obelgi, przekleństwa, a czasem kamienie. Wędrowałyśmy, co raz dalej, uciekając przed prześladowaniami. Wszędzie było tak samo. Jedynie grupka poszukiwaczy przygód przyjęła nas ciepło. Nakarmili nas i pozwolili na wspólną podróż. Przez okres dwóch miesięcy, stali się moją rodziną.
Tamtego wieczora jeden ze zwiadowców odkrył drowi patrol. Szeptem nakazał grupie odwrót, mama, ja i reszta- ukryliśmy się nieopodal. Siedmioro przycupniętych nieruchomo w gęstwinie. Poczułam wstrętny dotyk włochatych odnóży. Spojrzałam na ramię i zamarłam. Ogromny pająk o rozdętym odwłoku pełznął w kierunku mojej szyi. Krzyknęłam przerażona zanim zdążyłam pomyśleć. Cienie błyskawicznie zwróciły się w naszą stronę. Śmierć miała smukłe drowie kształty, na swój sposób piękne, lecz w mroczny sposób. Mama wcisnęła mnie pod spróchniały pień, nie mogłam niemal oddychać, tak mało było tam miejsca. Jedynie dziecko zmieściłoby się w podobnej kryjówce. Miała takie przerażone oczy, ale jej ton był rzeczowy i spokojny. Zabroniła mi się odzywać, cokolwiek bym słyszała. Posłuchałam, chociaż całym jestestwem buntowałam się. Mogłam tylko zatykać uszy dłońmi, ale krzyki umierających i tak dochodziły. Gdy ucichły, nie miałam już łez. Odważyłam się wypełznąć z mojej kryjówki o świcie. Ciała, one... Nie, nie chcę tego pamiętać. Zostawiłam ich bez pochówku, moje małe dłonie nie dałyby rady pochować sześciu osób, nawet nie próbowałam.
Szłam, co raz dalej i głębiej, ślepa na otoczenie. Bałam się, ale to uczucie towarzyszyło mi od zawsze, gdyby zniknęło, chyba poczułabym się samotna. Potknęłam się o jakiś korzeń, upadłam, coś strzeliło w kostce. Od razu wyczułam czyjś wzrok, ktoś mi się przyglądał - z gęstwiny wyszła elfka. Chciałam uciec, ale za plecami miałam już drzewo. Poczułam rosnące gorąco i jakieś dziwne słowa pojawiły się w mojej głowie. Nagle z palców trysnęła dziwna energia, na szczęście nie tknęła kobiety. Ta odetchnęła głęboko i uśmiechnęła się słabo. Ten zwykły gest sprawił, że się rozkleiłam. Tak jak się tego obawiałam, raz zapłakawszy, nie byłam w stanie przestać. Nachyliła się i wzięła mnie na ręce. Zwała się Naviel, powiodła do obozowiska. Przywitało nas wiele oczu w tym drowich; tylko mojej wybawczyni zawdzięczam, że nie rzuciłam się do ucieczki. Długo mnie uspokajała, w końcu zaczęła wypytywać, co się stało. Otworzyłam usta, ale żaden dźwięk nie opuścił mych warg. Na próżno wysilałam gardło. Od tamtego dnia „zostałam” niemową, co nie przeszkadzało moim towarzyszkom.
Jakiś czas później mroczne elfki nie wydawały mi się już straszne, a piękne. Naviel była cierpliwą nauczycielką, jak dowiedziałam się później, straciła dziecko rok przed moim przybyciem. W pewnym sensie, ocaliłyśmy się nawzajem. Dzięki temu, że skrzyżowały się nasze ścieżki, zapomniałyśmy o rozpaczy i smutku, mogłyśmy żyć na nowo. Tak sugestywnie kreśliła obraz Eilistraee, że postanowiłam wbrew początkowym obawom, wybrać Ją na swoją patronkę. Jedna z kapłanek stwierdziła, że ktoś z mojej rodziny musiał zawrzeć pakt z fey, stąd moje dziwne zdolności. Nie ucieszyło mnie to i zdaje się, że i moją opiekunkę napawało ukrytą obawą. Na moje 13-ste urodziny podarowała mi największy skarb, rysik i księgę z mnóstwem pustych kartek. Mogłam pisać... i rysować. Pod moimi palcami pojawiały się delikatne kwiaty i tańczące nagie drowki, przelewałam na papier wszystko, co widziałam. Byłam szczęśliwa, nikt mnie nie oceniał, mogłam być sobą.
Nie lubiłam koloru moich włosów, srebrzystych. Zamigałam palcami do Naviel, prosząc o coś, czym mogłabym zmienić ich barwę. Poleciła mi wyciąg z kory dębu zmieszaną z pewnym zielem. Od tamtej pory zawsze farbuję włosy i brwi, dzięki temu łatwiej mi uchodzić za półelfa księżycowego, gdy jestem wśród ludzi. Mijały dni, miesiące i lata, wspominam je jako najlepsze. Jedyne, co przysłaniało radość, to mój dziwny talent. Latem coś się we mnie zmieniło, wymykałam się z obozu i szłam patrzeć na południe. Czułam, że powinnam odejść.
Po nocnych pląsach na polanie, zjawiła się Naviel. W jej smukłych dłoniach widziałam zapieczętowany list. Rzekła, że to pismo od jednej z Nas, dla elfki o imieniu Leirelle. Miałam je dostarczyć na wyspę Aeris. Kochana Naviel… To był pretekst, żebym mogła ruszyć w drogę, ucieszyłam się. Na początku nie wędrowałam sama, lecz w Promenadzie musiałam się rozstać z Yasraeną, moją drowią towarzyszką. W Skullporcie doznałam największej straty, jakiś złodziejaszek ukradł moją księgę i rysik. Dzięki Bogini, list wraz z pieniędzmi nosiłam zawsze przy sobie, a na lichą torbę, nie połakomiłby się nawet największy desperat. W podziemnej przystani czekał na mnie statek. Z obawą weszłam na pokład. Co ma być, to będzie...
Również Akceptuję
Dziękuję i podziwiam szybkość
Postać martwa, zginęła z powodu pewnych wydarzeń
Postać wskrzeszono
Chciałabym wzmocnić płaszcz charyzmy +1 na +3 dla półdrowki. Czy istnieje taka możliwość i jaki byłby tego koszt?
Jako, że przez jakiś czas Vean była w Cormanthorze, mogła sobie płaszczyk tam "umagicznić" przez kogoś.
Byłby to pierwszy przedmiot +3 dla tej postaci.
Wiadomo?? ukryta / Hidden messageWiadomość została ukryta, aby ją przeczytać należy odpowiedzieć w temacie.
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL