ďťż
[ Czarnoksiężnik ] Qar-Thazar


Bo człowiek głupi jest tak bez przyczyny

- Nazwa konta postaci: truskaweczka
- Nazwa postaci: Qar-Thazar
- Płeć postaci: Mężczyzna
- Rasa postaci: Człowiek
- Wiek postaci: 20
- Klasa postaci: Czarnoksiężnik
- Wyznanie postaci: Bane *
- Charakter postaci: Praworządny Zły**
- Pochodzenie postaci: Thay
- Znane języki: Mulhorandzki, Wspólny, Otchłanny, Piekielny

Opis wyglądu:
Spoglądasz na szczupłego, dość wysokiego mężczyznę o ziemistej skórze. Na jego łysej głowie oprócz dużych piwnych oczu wyróżnia się starannie przycięta czarna broda. Jego kark zdobi tatuaż symbolizujący przynależność do kościoła Iyachtu Xvima. Porusza się w sposób pewny i zdecydowany. Akcent z którym mówi sugeruje pochodzenie ze wschodniej części Faerunu.

Historia postaci:

- Tak się zastanawiam...
- Tak przyjacielu?
- Znamy się szmat czasu a ja nic o tobie nie wiem.
- Szkoda czasu, to długa i nudna historia, niema w niej smoków ani epickich bitew.
- Przy tak wybornym trunku żadna historia nie jest za długa.
- Hmmm dobrze, ale nie niemów że cię nie ostrzegałem. Urodziłem się w Bezantur w roku harfy. Wychowywała mnie matka kapłanka czarnej dłoni, ojca nie znałem zresztą moja matka też nie.
- Jak to?
- Wiesz jak to jest, alkohol, karczma...
- Zdarza się.
- Tak... W każdym razie miałem spokojne dzieciństwo, nie licząc kilku głąbów którzy się ciągle mnie czepiali.
- Jak to czepiali się?
- Wykorzystywali że byli ode mnie znacznie silniejsi i więksi, na szczęście zazwyczaj udało mi się namówić kogoś by stanął w mojej obronie. Zazwyczaj dziewczyny, zawsze mnie lubiły.
- Chowałeś się za dziewczynami!?
- Zapomnij o tym... dobrze ci radzę.
- Spokojnie, nie musisz się tak denerwować. Już milczę, kontynuuj.
- Sporo czasu spędzałem na naukach w świątyni, kiedy byłem starszy zacząłem nawet służyć w jednej z nich.
- Na prawdę, komu poświęconej?
- Nowej Ciemności- Iyachtu Xvimowi, pól demonicznemu synowi Bane'a. Chciałem nawet zostać kapłanem w jego służbie ale...
- Ale co?
- Pewnej nocy matka jak i kilku innych kapłanów doświadczyli wizji w której Bane odradza się z ciała swego syna zabijając go przy tym. To wydarzenie zmieniło moje życie, matka czuła że powinna wrócić w swoje rodzime strony i jak pewnie się domyślasz wzięła mnie ze sobą. Udaliśmy się do zachodnich ziem centralnych.
- To długa i niebezpieczna podróż.
- To prawda ale mieliśmy kilku ochroniarzy. Nie wiem skąd matka miała pieniądze na ich wynajęcie ale to bez znaczenia, ważne że z nami byli. Po kilku tygodniach(?) byliśmy na miejscu, w Mrocznej Twierdzy.
- Twoja matka urodziła się w twierdzy?
- Nie, ale chciała zatrzymać się tam jakiś czas, miała tam kilku przyjaciół czy coś takiego- nieważne. W każdym razie ku mojemu zdziwieniu roiło się tam od wyznawców Cyrica, co prawda przysięgali wierność zhentarimskim wyznawcom Bane'a ale wciąż to byli wyznawcy Cyrica a im nie można ufać.
- To prawda
- W twierdzy nie było spokojnie, ciągle trwały tam walki o przywództwo i władzę. Brakowało im ludzi więc wcielono mnie do zhenckiego wojska.
- Tak po prostu dałeś się wciągnąć do armii?
- Tak, to była dobra okazja żeby nauczyć się trzymać miecz. Przeszedłem krótkie szkolenie a później przydzielano mnie do różnych zadań. Ochrona karawany, transportu niewolników, czasem nawet napadaliśmy na konkurencyjne karawany.
- To musiało być niebezpieczne
- Wbrew pozorom nie było. Razem ze mną służyło kilku pół orków, naprawdę silnych facetów i to oni odwalali czarną robotę. Wiedziałem że ze mnie żaden wojak więc starałem się trzymać daleko od wroga, wystarczająco daleko bym czół się bezpiecznie zarazem wystarczająco blisko by nie uznano mnie za dezertera bądź tchórza. Nie każdy jest stworzony do wymachiwania kilku kilogramowym mieczem, ja preferuję subtelniejsze rozwiązania jak groźby czy zwykłe kłamstwa.
- Rozumiem, miałeś dziwne życie.
- Dziwne? Dziwne to ono się stało dopiero pewnej nocy w twierdzy podczas rozmowy z matką.
- Co się takiego stało?
- Podczas rozmowy z matką strasznie rozbolała mnie głowa, stopniowo ból rozszerzał się na moje całe ciało. Upadłem na kolana trzymając się za głowę, po chwili zauważyłem że moje dłonie emanują dziwnym światłem które przemieniało się w czarny gęsty dym który szybko rozprzestrzeniał się po komnacie.
- Żartujesz sobie ze mnie?
- Skądże. Na szczęście matka szybko mnie ogłuszyła jakimś czarem. Nie wiem co by się stało gdyby ktoś to widział. Kiedy się ocknąłem matka opowiedziała mi o starej rodzinnej klątwie.
- Klątwie?
- Tak, ponoć jeden z moich odległych przodków w poszukiwaniu mocy dla siebie i swych następców paktował z bardzo potężnymi tanar'ri i że ich esencja jest w rodzinie po dziś ujawniając się w przypadkowych członkach rodziny.
- To ludzie są gotowi na zaprzedanie własnej duszy dla odrobiny mocy?
-Ludzie posuną się do znacznie gorszych rzeczy dla mocy. Ja jednak nie widziałem w tym klątwy, wręcz przeciwnie błogosławieństwo.
- Błogosławieństwo? Postradałeś zmysły?
- Wręcz przeciwnie myślę bardzo trzeźwo. Pomyśl tylko, otrzymałem moc nie ważne z jakiego źródła w zamian za nic, przecież to nie moja dusza będzie na wieki uwięziona w otchłani.
- Ale to wciąż demoniczna moc a z takiej nie może wyniknąć nic dobrego.
- To ja panuję nad mocą, nie ona nade mną więc nie marudź, wróćmy do historii bo to jeszcze nie koniec. Następne kilka tygodni starałem się zapanować nad mocą, nauczyć się kontroli na nią, efekty były obiecujące.
- No dobrze ale jak znalazłeś się tutaj na Aeris?
- Właśnie do tego zmierzałem. Zostałem wyznaczony do eskortowania kapłana Mrocznego Władcy właśnie na Aeris. Jakiś wysoko postawiony czarodziej chciał mieć tutaj swojego osobistego szpiega a to że właśnie ja byłem jednym z jego ochroniarzy to chyba przypadek.
To miało być proste zadanie.
- Nie było takie?
- Niestety nie. Po drodze do Wrót Baldura skąd mieliśmy wypłynąć zostaliśmy zaatakowani.
- Przez kogo?
- Napastnicy byli dobrze przygotowani do walki, znali na szyk bojowy no i był wśród nich czarodziej. To wyklucza zwykłych bandytów, może zbuntowani wyznawcy Cyrica, może harfiarze- nie wiem.
- Ale wygraliście?
- Nie jestem pewny, kiedy zaczynało być gorąco skoncentrowałem w sobie tą moc i okryłem pole walki ciemnością. Chwile później byłem już nieprzytomny.
- Ktoś cię ogłuszył?
- Nie, robiąc taktyczny odwrót wbiegłem na drzewo... w końcu było ciemno. Kiedy się ocknąłem nikogo w pobliżu nie było. Założyłem że to my wygraliśmy to starcie i ruszyłem w kierunku miasta licząc że spotkam swoich na statku, resztę już znasz...***



Mam wątpliwości wobec obecnosci Bane'itów w opanowanej przez Cyrika Mrocznej Twierdzy... niemniej:

Warunkowo Akceptuję, proszę jednak o jeszcze dwie, w tym Lythariego.

Co do powrotu Iachtu Xvima... marne szanse
Ślicznie dziękuje
Wiadomo?? ukryta / Hidden messageWiadomość została ukryta, aby ją przeczytać należy odpowiedzieć w temacie.


Wiadomo?? ukryta / Hidden messageWiadomość została ukryta, aby ją przeczytać należy odpowiedzieć w temacie.
Wiadomo?? ukryta / Hidden messageWiadomość została ukryta, aby ją przeczytać należy odpowiedzieć w temacie.
Wiadomo?? ukryta / Hidden messageWiadomość została ukryta, aby ją przeczytać należy odpowiedzieć w temacie.
Wiadomo?? ukryta / Hidden messageWiadomość została ukryta, aby ją przeczytać należy odpowiedzieć w temacie.
Warunkowo akceptuję

Akceptuję
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • latwa-kasiora.pev.pl