ďťż
[ Bard ] Naevys Moondream


Bo człowiek głupi jest tak bez przyczyny

[Tu była ponoć obciachowa historia. Co prawda obciachowa nie była, ale wyciąłem starą na prośbę, a niżej będzie nowa]


Wiadomo?? ukryta / Hidden messageWiadomość została ukryta, aby ją przeczytać należy odpowiedzieć w temacie.
Akceptuję
Z Panem.


Shal'Evaliir, notatki do wstępu. Część pierwsza.

Jeśli nie byłeś jeszcze na wyspie Aeris, drogi czytelniku, spiesz się szukać tego miejsca, nim zupełnie pochłonie je zapomnienie. Zadziwiająca to bowiem kraina! Położona w pomiędzy dwiema innymi, na archipelagu Cimarine, charakteryzuje się nadzwyczajną wielokulturowością. Nie znasz innego miejsca w Faerunie - poza Silverymoon i Waterdeep - w którym społem żyją przedstawiciele tak różnorodnych las i kultur.

Samo Aeris pokrywają głównie lasy - miasta, które onegdaj były ludzkimi schronieniami, zostały starte z powierzchni ziemi. Wydarzenia, w których zniknęły bądź zostały zniszczone, tutejsza prosta ludność, jak się zda, nazywa smoczą wojną. Obecnie w pobliżu nabrzeża zwanego po prostu Nabrzeżem Wikariuszy, rozbito obóz, w którym przebywają ocalali po bitwie. Głównie cywile, choć - jak się zdało Naevys - wiela tu także rosłych zbrojnych, potężnych magów czy zdolnych oficerów.

Obóz ów, barwny namiotami we wszelkich kolorach tęczy, położony jest nieco powyżej nabrzeża. Droga do niego zaiste jest piaszczysta, acz dobrze udeptana. Barykady ciągną się z czterech stron namiotowiska, strzeżony z każdej prowizorycznej bramy przez dwóch strażników. Moc tam wszelakich istot humanoidalnych, od ludzi do dhaearow, co zaiste ciekawym jest ewenementem, drogi czytelniku. Najwięcej ich zbiera się na prowizorycznym placyku, gdzie stłoczeni kupcy przekrzykują się pośród wszechobecnego gwaru. Trzeba od razu wyrzec, że handlują nawet Ar'Quessir - w czym, magiczne suplementa można nabyć u Faerila Lavarila. Siostra ze Srebrnego Ludu, Laspeera, handluje natomiast indegriediencjami alchemicznymi i wielce pomocna jest wszelkim podróżnym. Zaiste, choć wyspa ta maleńka, wycieczki po niej ogromnie są atrakcyjne - choć niebezpieczne.

Na południe od obozu znajduje się Jasna Polana, a dalej roztropny podróżny może znaleźć się w Lesie Elfów, radosnym i rozśpiewanym miejscu, gdzie ukryte wśród bujnej, soczystej zieleni ptactwo nawzajem śle sobie miłosne pieśni.

Droga ku Aeris dłużyła się Naevys i choć wiedziała ona, że czekanie jest grzechem przeciwko czasowi - czekała cierpliwie, aż razem z córką zstąpi na ląd. A trzeba jej było przyznać, iż wielce się lękała owej wyspy, co to o niej plotki różnej maści krążyły. Lecz serce ze złota lękać się nie ma prawa! Wszakże to nowa przygoda, jako dla niej, tako i dla całej wyspy. Gdy zeszła więc, od razu jej kroki skierowały się ku uśpionemu połowicznie obozowi - czas był bowiem późny, a Selune wysoko na niebie. Lecz i tam od razu przyszło jej spotkać jednego z Tel'Quessir. Trza rzec, że ciekawe istotnie było to spotkanie, Naevys bowiem skrycie w sercu swoim nieufność krzewi do złotych braci, przez ich bezustanną wyniosłość i arogancję. Ten ów, co zwano go Thravilem z rodu Meaisandrian, mistrzem rapiera, uprzejmy był i miły, lecz ksenofobia jego i wyznanie ku Czarnemu Łucznikowi kłócić się musiały z sercem Naevys, poświęconym wszelako Księżycowej Pannie.

Rozmowa ich, jak się zda, przejść winna na karty tej książki, gdyż to z jego ust dowiaduje się nasza droga podróżna, iż nie uświadczy już na tej wyspie Mrocznej Pani Leirelle. Wielce z pogardą wypowiada się ów Thravil, za nic ma sobie wybaczenie i wyrozumiałość i z goryczą o dhaearow rzecze. Serce jego, jak odczuwa to wyraźnie Naevys, zatrute jest bólem.

Wkrótce potem elfka udaje się na Zadumę, by w tym miejscu rozporządzić o własnym losie. Albowiem wybór, jakiego dokonała, ciążyć jej zaczyna już z chwilą, gdy gniew jej przychodzi opanować. Godziły w jej serce słowa złotowłosego szlachcica z Evermeet - nazwanie służących Eilistraee kobiet dhaearow, nazwanie ich podzbiorem...

Rankiem ponownie przyszło jej zwiedzać ów obóz, gdzie już więcej ciekawych indywiduuów przyszło jej napotkać. Wśród nich, odziana w brązową togę kobieta o bladym warkoczu, co zwali ją Sefri, kapłanka Ilmatera. Nie znać Naevys ofiarności tak głębokiej, jaka jest udziałem Złamanego Boga, toteż milczy i spogląda, gdy owa panna wielce na nogach się słania. Krzywdę to wyrządza współczującemu sercu Naevys, toteż nachyla głowę w stronę jasnowłosego mężczyzny o dość znamiennej, śniadej cerze i pyta go:

- Owa kobieta wielce osłabiona, zda się... czyż nie wypadałoby pomóc jej? To w końcu wasza siostra, jedna z waszego ludu.

- Niewiele pani, wiesz o ludziach - orzekł on z uśmiechem cynicznym. A miał charakterystyczny, wschodni akcent, ten z krajów za Anauroch. I powiadał jej przeto wcześniej, jak to nad niebem Aeris niegdyś widywano czarne, czerwone i metaliczne smoki, co to zgubę nieść miały. A opowieść ta urzekła ją dogłębnie, lecz teraz, ów co takimi pięknymi słowy historię najnowszą Aeris jej przekładał, nieczule ku innej, z obojętnością do swej siostry. Rozgniewała się tedy Naevys i samojedna poszła do kapłanki owej, co to słaniać się na nogach poczęła. I spytała ją przeto, cóż robi ona, dlaczego tak słabuje i czy pomocy jej nie lza. Na to mądra kapłanka uniosła oczy zmęczone i odparła takimi słowy:

- Poszczę. J-jeszcze cztery dni - zająknęła się wyraźnie, a serce elfki zamarło jakby na chwilę, zmrożone takim stanem rzeczy. Kiedyż to Seldarine zmusza do głodu i umęczania?! Dziwni ci ludzie, przyznać trzeba było. I opowiedziała kapłanka, tako jej, jako i przybyłemu mężowi o twarzy zaciętej, lecz dobrej, co to zakapturzonego maga spotkała i ów orzekł jej, że jeśli dekadzień Sefri spędzi głodując, setkę ludzi od cierpienia braku pożywienia wybawi. Ponownie rozgniewała się Naevys i imienia Seldarine wezwała, na takie okrucieństwo i niesprawiedliwość. Coby wielebną zwodzić i przymuszać do mąk takich? Ludzka to cecha, elfom obrzydliwa!

Przemówiła tedy łagodnie do niej, tako ona, jak i mag, a i surowym tonem zwróciła się do Sefri kobieta o skórze ciemnej, niemal hebanowej; i przekonywali wspólnie, że kapłanka zjeść co winna, bo śmierć jej z głodu, a nikomu przecie tym samym chleba nie daruje. Zadziwiła się Sefri, zasmuciła, lecz jeść dalej nie chciała. Tedy Naevys jęła jej ciepłymi słowy baśń o księżniczce opowiadać: wszelako owa księżniczka zasmucona będzie, jeśli nikt jabłka z jej ukochanego drzewa nie spożyje. I darowała kapłance owoc jeden, uśmiechając się. To dopiero zechciało przekonać ową Sefri - i Naevys odeszła z nadzieją, iże służka Ilmatera ku zdrowiu wróci.

Wiele jeszcze nasza Naevys osobników spotkała - w tym tropicielkę o pięknym, bladoszarym warkoczu, w zieleń odzianą. Twarz owa elfka miała uroczą, chód lekki, co taniec przypominał i do Ostatniego Domu tęsknotę budził. Lecz w pamięć zapadł jej takoż mężczyzna postawny wielce, w pełni wieku dojrzałego, o twarzy przystojnej, choć posępnej nadzwyczaj. Twarz owa okolona jest bródką w kolorze smolistoczarnym, jako i włosy jego długie, zmierzwione wiatrem. Wojskowy ma on chód, lecz ubrany jest jako i czarodziej, ze świecidełkami na szacie włącznie. Zastanowiło to Naevys, jako i Aranyę, która bez kozery podbiegła do owego męża i jęła za płaszcz go szarpać, coby jedno świecidełko mu zabrać - przekonana, iże nosi on tel'kiira na szacie. Zapewne, wielkie jej rozczarowanie było, gdy okazało się, że i nie to.

Mimo swej posępnej postawy, zdało się Naevys, że mężczyzna wcale miło uśmiechnął się do jej córki. Ofiarował jej potem jeden z takich świecących kamyczków i serdeczny dla niej był na swą miarę. Na pytania wielu odpowiedzi jej udzielił i choć zdał się w wielu kwestiach obojętny, to sam w sobie wielce egzotycznym był, jako urodą, tako manierą. Sam ów nazywa się Resmer Darantaz. Powiadał, iże jest z Halruaa, netherilskiego spadkobiercy, które wywróżyło Upadek. Och, Seldarine.

Trzeba ci jednak wiedzieć, drogi czytelniku, że zdołał parę person jej omówić na tej wyspie. Był pośród nich starzec odziany w czerwień, co o lasce chodził, a Elminstera z Cienistej Doliny wszelako Naevys przypominał. Nie był nim, oczywiście! A ów mąż z Halruaa, rzekł jej tedy, iż jest to Andiris, mag, co to go udaje pono.

Dobrze Naevys wiedzieć od niego również o Alyae - przecie zda się, iż widziała dhaearow o takim imieniu w Promenadzie. Siła jej też opłakiwać nieszczęsnego Victrina - bo jakże go nie pamiętać! Złośliwy przeto okrutnie, paskudny miał charakter, ale serce dobre - choć grzeszne.

Tak czy inaczej, pora jej spisać te wspomnienia i opatrzyć nazwiskiem swoim. Albowiem zasługują na spisanie.

Rzekłam.

Naevys Moondream

... gdzieś między pergaminami...

Starucha mieszkała na krańcu ciemnego lasu. W lesie żyły gryfy, gadające wilki, nimfy i leśny dziadek. Starucha miała tam swój domek z piernika, na kurzej łapce. Trzymała w słoikach czarodziejskie nasiona, u powały wisiały tajemnicze zioła, w donicach rosły egzotyczne i niespotykane rośliny. Nic więc dziwnego, że królewna wiedziała, po co przychodzi. Szła ścieżką brukowaną spadającymi gwiazdami, w bucikach, które zawsze prowadzą do właściwego celu. Zjawiła się, bez wątpienia, u właściwej osoby. I wiedziała, co ma robić.
U drzwi zostawiła swoją urodę i młodość.
Na haku, zamiast płaszcza, odwiesiła własne serce - bijące i krwawe.
- Czego sobie życzysz? - zapytała stara, unosząc głowę znad kotła, w którym gotowała ludzkie losy. W jej uśmiechu była obietnica, w jej oczach pytanie.
- Chcę mieć dzieci - odpowiedziała jej królewna, śmiało i dumnie. Nie była jedynym dzieckiem swojego ojca, jednak była jedyną córką. Sama zaś nie miała nikogo, jej matka codziennie bowiem przeglądała się jeno w czarodziejskim zwierciadle. Starucha wiedziała o tym, dlatego skinęła siwą głową.
- Dobrze - odparła jej po chwili, splatając wykrzywione artretyzmem palce - Jakie mają być, Twoje dzieci?
Królewna oczekiwała tego pytania.
- Chcę, by miały skórę czarną jak heban, włosy białe jak śnieg, a oczy w kolorze krwi - powiedziała, opuszczając lekko głowę. Wielce zdziwiło to starą.
- Zła to baśń, co zmienia swój tor - wymruczała z irytacją - I wielka cena za taką przysługę. Nie chcę Twego serca, ani Twej młodości, ani urody. Lecz Twoje dzieci będą miały serca czarniejsze od hebanu, zimniejsze od śniegu, barwne od krwi, którą z radością przeleją.
- Niemożliwe - pokręciła głową królewna - Weź coś jeszcze. Zażądaj jeszcze. Proszę, dobra duszko, zdejmij im heban z serca.
Stara zastanawiała się przez chwilę.
- Zdejmę, jeśli i Twoja skóra stanie się czarna. I będziesz przez to wyklęta spośród swego ludu - ostrzegła.
Królewna skinęła głową.
- Zażądaj jeszcze. Proszę, dobra duszko, zdejmij im z serca lód - poprosiła.
Stara ponownie się zastanowiła.
- Zdejmę, jeśli Twoje włosy zbieleją ku barwie śniegu. I będziesz kryć się nocą, boleśnie znosząc światło dnia - zaznaczyła.
Królewna zacisnęła mocno dłonie. Powoli przytaknęła.
- Zażądaj jeszcze. Proszę, dobra duszko, zmyj im krew z dłoni - powiedziała błagalnie.
Stara pokręciła głową.
- Cena jest dla Ciebie zbyt wysoka - odparła powoli - Zwłaszcza, że tego uczynić nie mogę.
Wtedy królewna ukryła twarz w dłoniach i rozpłakała się żałośnie. Płakała tak długo i tak rozpaczliwie, że starucha zlitowała się wreszcie, pomna jej urody i młodości.
- Będą przelewać krew - zaznaczyła po chwili - Lecz tylko w Twoje imię, śpiewając pochwalne pieśni. Więcej dla Ciebie nie zrobię.
Królewna otarła oczy chusteczką i podziękowała starej serdecznie, całując ją po rękach. Zabrała swe serce, urodę oraz młodość i ruszyła w daleką drogę, ścieżką brukowaną spadającymi gwiazdami.

Starucha jeszcze przez wiele chwil wpatrywała się w bulgoczący kocioł. Teraz już w jej oczach nie było nic.
Prócz wieczności.

Shal'Evaliir, notatki do wstępu. Część druga.

Na Aeris, mój drogi czytelniku, odnaleźć możesz w stosownym czasie wielu przyjaciół, których łacno spotykałeś w trakcie wcześniejszych swoich podróży. Nie dziw Naevys, że tak wielką radością natchnęło ją spotkanie z osobami, które znała - czy to Alyae o oczach mądrych i współczujących, zawadiackiego i radosnego Anreila, łagodnego Ilryna czy innych, im podobnych, co to z nimi czas spędzała.

A były to chwile dobre i miłe, i nie lza przecie im jakiś wstrętów czynić, toteż gniewem i zapalczywością odpowiedziała Thravilowi, który nijak nie chciał zrozumieć, iże każdy dhaearow na drugą szansę zasługuje, nim Shevarash dokona nań swej zemsty. A upokorzyć i złośliwości im dawać - nie jej rzecz.

Powiadają też, co poniektórzy, iże dnia tamtego Orli Jeździec z Evermeet raczył odwiedzić wyspę Aeris. Zadziwiająca i smutna jego opowieść, co dotyka najsmutniejszych i najboleśniejszych kart historii Ludu. Ciotka jego bowiem, jak zda się nam wszystkim, oddawała cześć Araushnee jeszcze - a ten, kto tak czyni, zaiste w szaleństwo zwykł popadać, bowiem wszyscy wiedzą, jakim imieniem wołają ją teraz i co czyni przeciwko braciom i siostrom Naevys.

Szukał on skarbu rodzinnego - a przyczynę tego odnaleźć miały trzy bez mała osoby - sama Naevys, Thravil ów z rodu Meaisandrian i pewien dawny, stary znajomy, co go tu imieniem Żabki nazywają, a co w jego oczach Naevys odnajduje wielką zaciętość, zaś w dłoniach - ogromny talent. Nic więc dziwnego, że poddaje się prośbie Orlego Jeźdźca i wyrusza na poszukiwania, gdzie pośród Zachodniego Stoku odnajdują mędrca, gdzie krwawy bój toczą z wyverną i gdzie leży też odpowiedź na zadane przez nich pytania.

A gdy potem wracają, wzmiankowanej awantury są przyczynkiem i świadkami, bowiem Naevys żadną miarą nie chce i nie może dopuścić do tego, by w tak potworny sposób traktowano tych, co to się nawrócić próbują. Słowa Thravila pełne są goryczy i zda się elfce, że wcale nie szlachetność przez niego przemawia, lecz zapalczywość. Po pięciokroć pyta go takoż, czyj to spopielony amulet z symbolem Eilistraee dzierży - mówiono jej wszak o przyjacielu, Victrinie, co spłonął tutaj w karze za swe grzechy. Lecz Thravil odpowiada zimno (jakże bolesne to słowa), kwestionuje wychowanie Naevys, więc dlań staje się jedynie godnym synem Kymila Nimesina, hipokrytą najgorszej wody.

Albowiem, pierwej poskarżyć leci kapłanowi, co jemu sam wstręta czynił przy Naevys. A kapłan ów - Ferran z rodu Fairhand - mądrymi i słusznymi słowami się do niego odzywa, nijak nie widząc winy zaledwie po jednej stronie, tłumaczy wszelako i Naevys rozumie - choć Thravil nie. Wiedz jednak, szlachetny Ferranie, znaj mądrość, co i ją przekazano w rodzinie - mądremu tłumaczyć nie potrza, głupi i tako nie zrozumie.

Słowem jeszcze o Ferranie - Naevys wielce nim zachwycona, bowiem może i nie nazbyt potężnej on postury, lecz dumnej i zda się, że w jego oczach gwiazdy odbijają się jako i w czystym jeziorze. Głos ma wyrozumiały i spokojny, melodyjny. Ciemne włosy, zebrane są z tyłu, wielce z jasną skórą Srebrnego Ludu kontrastujące, odcinają się jednak w sposób zaiste interesujący. Uśmiech ma ów Ferran pełen wiary, i zda się, że każdy krok, który zrobi, poświęca Seldarine.

W tym więc dniu było Naevys dwakroć zadziwiająco, raz w smutku, raz w radości, albowiem nie jest nigdy tak, że słodycz nie przejdzie goryczą. I na odwrót.

Rzekłam,

Naevys Moondream.

Ivae'Kiir, epos. Część pierwsza.

Półork dogorywał na trawie. Trucizna, wpuszczona zdradziecko w jego żyły gorzała przeraźliwym bólem, w ustach czuł niewyobrażalną suchotę, oczy łzawiły mu niemiłosiernie. Dookoła niego zebrała się grupa osób, z których żadna nie raczyła zrazu udzielić mu pomocy.
- Jesteście bandytami - brzmiał oskarżycielski, choć łagodny głos elfa, stojącego nad nim w pełnej krasie. Elf ów odziany był w zdobną i bogatą magiczną szatę, włosy przetykane zarówno pasmami bieli, jak i czerni miał gładko zawiązane do tyłu. Przejrzyście zielone oczy spoglądały na leżącego z mieszaniną odrazy i gniewu - Czy byliście na ziemiach Tel'Quessir?
Półork nie odpowiedział od razu. Język napuchł mu w ustach, a jego faktura i objętość przypominały kawałek drewna.
- Zzostała.. t-ttam.. w j-skini - jęknął.
- Kto? - zapytał inny podróżny, odziany w barwioną na zielono skórznię łowca. Przeczesał jednako palcami krótko ostrzyżone, białe włosy. Półork nic nie odrzekł. Straszliwy ból - i uczucie krwi, rozlewającej się wewnątrz jam ciała skutecznie uniemożliwił mu nie tylko mówienie, ale także oddychanie. Czuł, że ktoś łapie go za kark, próbuje podać miksturę, ale było już za późno.
Dalece za późno.

Trzeba ci wiedzieć, czytelniku, że zła to opowieść, która śmiercią się rozpoczyna. Toteż wędrująca grupa nie mogła wiedzieć, że idzie wprost w paszczę przeznaczenia, które nieudolnie postara się przeżuć ich żywota. Albowiem nić, którą opletli sobie wokół dłoni, była stworzona z samego losu - ciągnęli ją więc ku sobie, jak rozprutą wolę. Zaklęcie teleportacji przeniosło sześć osób wprost do zieleniejącego kanionu. Owe miejsce było kiedyś snadnie bogom poświęcone - odnalazłbyś tam, przyjacielu, świątynię Gonda i Twierdzę Poranka. Obie jednak, nadgryzione zębem wojny, przerażały teraz pustką ruin, straszliwą pamięcią o pożodze i bólu.

Drużyna bohaterów - jak można byłoby ich nazwać, nie zważając na radosny folklor kolorystyczny i kulturowy - wędrowała skrajem kanionu, traktem przylegającym do ruin martwego miasta Silwood. Rzeczony elf o zagadkowym, przejrzystym zielonym spojrzeniu, to nikt inny jak Lord Ambasador Evermeet, Saeval z domu Noirwen, nieformalny przywódca owej grupy. Krok w krok szedł wraz z nim mężczyzna o włosach długich i ciemnych. Czarne jego oczy z uwagą studiowały okolicę, raz po raz sięgał po coś do szerokich rękawów swojej magicznej szaty.
Na przedzie wiedli korowód mąż o włosach ognistorudych, związanych w ścisłą kitkę. Rysy jego twarzy sugerowały dalekie pokrewieństwo z ludami ze wschodu. Obok niego szedł ów łowca, który to ostatni zadawał pytanie półorkowi. Z uwagą lustrował trakt, szukał tropów i znaków, które mogłyby zawieść dzielną drużynę do pajęczej jaskini.
Na końcu, powolnym, ostrożnym krokiem zmierzał ubrany w czerwień starzec. Raz po raz pykał ze swojej glinianej fajki, której zapach skutecznie odstraszyć mógłby legiony wrogów. Strzegł elfki o oczach w kolorze dojrzałego granatu, której zadaniem było spisać epos tej przygody.
- Trupy pająków - rzucił Len Telums, pocierając lekko zarośniętą, kwadratową szczękę - Dość niewielkie, ciągnęły się od Kanionu. Mamy też tutaj dość śladów, by stwierdzić, że półork właśnie stamtąd uciekał.
- Na co więc czekamy? - starzec z irytacją wypuścił z fajki kłąb dymu. Lord Noirwen spojrzał na niego protekcjonalnie, ale nic nie powiedział, pozwalając ciężkiej atmosferze zawisnąć w powietrzu. Rudowłosy wojownik potrząsnął tylko włosami i poszedł dalej. W dół traktu, gdzie w bok odskakiwało kamienne przejście, wyłom prowadzący wprost do osobliwej, pajęczej jaskini.

Jaskinię poświęcono starożytnej, złej królowej - Araushnee. Jest ona przekleństwem wszystkich Tel'Quessir, i każdy, kto żyw, odżega się od jej podłego imienia, chwaląc przy tym miano Pierwszego, który strącił ją do Otchłani. Póki co jednak, w ciemnościach przyszło brodzić właśnie naszej bohaterskiej grupie. Obrzydliwe pajęczyny lepiły się do dłoni i twarzy, a podejrzany stukot wielu nóżek świadczył o tym, że nie są w owym miejscu sami...

Laviet Kiten obrócił się z gracją, wbijając ostrze katany prosto w tułów ośmionożnego stwora. Ostrze, wykute na dalekim wschodzie, z łatwością przebiło chitynę i pozwoliło rozlać się zielonkawej cieczy na kamieniach. Mężczyzna powoli, z ogromną pieczołowitością wytarł broń i spojrzał na towarzyszy. Darron, ciemnowłosy mag, z uwagą studiował aurę pomieszczenia, natomiast Len wyglądał zza rogu na pajęcze hordy, które w każdej chwili mogły zaatakować. Jego uwaga była całkowicie poświęcona bezpieczeństwu osób, którym towarzyszył...
Shal'Evaliir, część trzecia.

Długo by opowiadać, co na Aeris się dzieje, gdy czas ucieka. Nawet dla nas, Tel'Quessir, wydarzenia biegną szybko i zbyt nerwowo. Przeto dodać należy, iże wzniesiony port cieszy się szczególną atencją ludu. A przynajmniej cieszył się do pewnego czasu, gdyż kolorowy a radosny obóz również skupia dużą część uwagi.

Port umiejscowiony jest na północy wyspy - charakterystyczne, rdzawe dachówki budynków w nim będących widoczne są już z daleka. Jeszcze jest dość czysty - co nie zmienia faktu, że wkrótce ten stan rzeczy zamieni się w typowy dla wszelakich portów. Zabłocony, cuchnący nieco zgniłymi rybami, woniejący skwaśniałym alkoholem. Póki co jednak, wydaje się w porównaniu do innych, wręcz sterylny. Na środku portu stoi posąg, przestawiający cztery męskie postacie. Różne na ten temat plotki krążą, lecz którą można nazwać prawdziwą - rzecz mi niewiadoma.

Trzeba Ci wiedzieć, drogi czytelniku, że sama wyspa podzielona jest na cztery lenna, przy czym pozostałe ziemie są już pod jurysdykcją samych Wysokich Lordów. Tak, tak przemianowali się zacni wikariusze zgoła niewielki jeszcze czas temu. Wśród nich lud wyróżnia Wysokiego Lorda, Aeramasa Irsyniana, oraz Lady Aralandrę Silentwish. O innych nie wiadomo nic, jako, że wojna domowa z Ancrownem zebrała krwawe żniwo.

Przyszłym miastem Aulos, częściowo już wybudowanym rządzi nikt inny, jak były przełożony Naevys, człowiek z Kompanii, Lord Dragan Calantar. Dobrze się przeto dzieje, ponieważ elfka darzyła go sympatią za jego pragmatyzm i uczciwość, choć - jak sama przyznać mogła drogiemu czytelnikowi - nigdy zbyt dobrze go nie rozumiała. Ponieważ jednak nie przychodzi im rozmawiać za dużo, obawiała się raczej, iż ów lekce będzie sobie ważył jej zdanie.

Porządku na wyspie pilnuje powołana najemnicza grupa - Gwardia Aeris. Nie tak dawno jej przywódca, Laviet Kiten, popełnił rytualne samobójstwo, jakoby będące spektrum jego honoru. Smutek ogarnął serce Naevys, ponieważ lubiła tego osobliwego człowieka. Świadoma jednak, że każdy sam wybiera swój Arvandor, pogodziła się z jego decyzją, choć nie rozumiała jej. Gwardia zaś szybko powołała nowego przywódcę - Serlitha Moonrose, jednego z księżycowych braci elfki, co ona sama uważa za decyzję roztropną i mądrą. Spośród samych Gwardzistów ulubiła sobie jeszcze mężczyznę zwanego Noelanem, gdyż wielka jest jego serdeczność wobec opowieści.

Bardzo istotną osobą jest także Xaemar, ten, który razem z magią dzierży miecz. Miłe rzeczy można wraz z nim opowiadać sobie i Naevys lubi go za to. Jego łagodność i dobre serce dla jej córy sprawia, iż elfka radośnie kwituje wszelakie podejmowanie rozmów z nim.

Shal'Evaliir, rozdział o organizacjach działających na wyspie Aeris.

Drogi czytelniku, nie ma tu nic na miarę Kolegium Pani czy Wojennych Czarodziejów, nie ma też Aurory, od której kupiłbyś wszystko, czego potrzebujesz. Dlatego też Aeris pozostaje nieco w tyle, a mimo to - radzi sobie całkiem dobrze. Organizacje sprawnie działające to niejako arteria wszystkiego.

Spośród organizacji stricte najemniczych wyróżniamy dwie - Gwardię Aeris oraz Smocze Skrzydło. Ta pierwsza na zasadzie kontraktu działa w szeregach straż wyspy. Przewodzi nią wspomniany we wstępie Serlith Moonrose, księżycowy elf. Jest ona prężnie rozwijającą się, choć wcale nie wolną od błędów grupą zbrojnych, z uwzględnieniem kilku magów spośród Szarych Czarodziejów.

Smocze Skrzydło działa na innych zasadach i służy temu, czemu porządna kompania najemna winna służyć - złotu. Jej przywódca, Kiri Grevey, jest człowiekiem skrupulatnym i zdecydowanym. Samemu Skrzydłu brakuje jednak odpowiedniej dyscypliny, co zauważyć należy, a więc działa to na ich niekorzyść. Mimo to, nie są szerzej powiązani z nikim i niczym.

Alternatywą dla dwóch powyższych jest Pięść Gwiazdy, pozostającą w szeregach organizacji zwanej Gwiazdą Północy. Ta stosunkowo nowa kompania handlowa, która niejako wchłonęła swego poprzednika, Malthen Canath, pozostaje mocno w tyle za innymi kompaniami, głównie dlatego, że nie reprezentuje zbyt dużej aktywności. Przewodzi jej - co może wydać się zaskakujące - Ar'Tel'Quessir, Rune Le'Tner.

Zachodniofaeruńska Kompania Handlowa, zwana w skrócie ZKH, skupia w sobie z kolei kupców i tych, którzy zajmują się handlem w pełnym tego słowa znaczeniu. Jej zarząd został uszczuplony, gdy Lord Dragan Calantar objął swe stanowisko. Niemniej, arcymag Resmer Darantaz nie pozostał dłużny arterii handlu i na dobrą sprawę działa poprzez różne kanały rynkowe, także poprzez grupę Akh' del isto, zrzeszającą mroczne elfy.

Spośród organizacji magicznych wyróżniamy Szarych Czarodziejów oraz Konwent Wiedzy Mistycznej. Ci pierwsi mają ofertę dość świeżą, gdyż jak mówi się na Aeris, powstali zgoła niedawno. Ich metody różnią się od metod tradycyjnych, odbiegli oni od dyscypliny i tradycji, skupiając się przede wszystkim na rozwijaniu wpływów i potęgi (por. luskańskie bractwa, Czerwoni Czarodzieje). Pozostaje mieć nadzieję, że wybitny czarodziej Darantaz nieco zreformuje ich szeregi, inaczej mogliby źle skończyć. Grupie przewodzą Szarzy Mistrzowie - wspomniany Resmer oraz doskonały Wojenny Czarodziej, Etien Ved'vash.

Konwent Wiedzy Mistycznej ma nieco inne podejście. Bardziej liczny, skupiający w swych szeregach potężnych i wpływowych w większości magów, daje odczuć tradycji i dyscyplinie (por. metody Czarnokija, Maskara Wandsa, Elminstera). Prym wiedzie tam Rada Trojga - Lord Ambasador Evermeet, Saeval z rodu Noirwen, Lady Lenya Calantar oraz istar Xirion Wildriver.

Warto jeszcze wspomnieć o druidzkim Kręgu, który strzeże natury na wyspie. Przewodzący jej - mianowany przez władze wyspy Lordem - Valin Silverwood jest zapamiętałym obrońcą równowagi i pokoju wśród fauny i flory Aeris.

Naevys nie byłaby jednak sobą, gdyby nie wspomniała o najważniejszej jej zdaniem grupie - Ambasadzie Evermeet, będącej pod bezpośrednim przywództem Lorda Ambasadora Saevala z rodu Noirwen, wyżej wspomnianego. Ten cierpliwy i wyrozumiały przedstawiciel srebrnego ludu charakteryzuje się niezwykłą siłą przebicia. Ważną dla elfów całego Aeris jest owa Ambasada, gdyż strzegą ich praw i pilnują interesu całego Ludu.

Młoty Białej Kuźni - bo tak mówi się o klanie krasnoludzkim, którego król Khalum Branwanvil jest przywódcą - zamieszkują Cytadelę Eiverhow. Król Khalum, jak powiada się wszem i wobec, Lordem wyspy jest, podobnież jak druid Valin czy władca Aulos, o którym wspomnieć należy w ostatnim akapicie. Krasnoludy wielce honorowe są i zacne, toteż słów im dobrych nie szczędzić.

Ostatnią ważną do spisania grupą jest Magistrat Nowego Aulos - czyli dłonie Wysokich Lordów, które powoli podnoszą do życia właściwe miasto. Przywódcą Magistratu, a zarazem władcą miasta jest Lord Dragan Calantar, pragmatyczny, choć bardzo surowy człowiek. Jego cormyrskie pochodzenie sprawia, że decyzje, które zawiązuje, bazują na doświadczeniu władców pokroju Myrmeen Lhal.
Komendantem Garnizonu jest wspomniany we wstępie Coltaine Silvershield. Sędzią pozostaje mag, zwany Sotharem, o której wiedza niewielka, poza tym, co wyrzekli - że wielce urokliwy to mąż, choć paskudnego charakteru. Kanclerzem Nowego Aulos jest niejaki Arranz, czarodziej z szeregów Konwentu, natomiast Szara Czarodziejka Nashia Teashow piastuje funkcję Nadzorcy.

[O kacie wspominać nie wypada, tę książkę mają również dzieci czytać!]

Shal'Evaliir, notatka do geografii Aeris:

Naevys Moondream obawiała się najgorszego.
To znaczy - sama wyspa zawierała w sobie więcej niebezpieczeństw niż Ziemie Hordy i Anauroch razem wzięte, lecz mimo to, bywały takie sytuacje, że wolałaby się już znaleźć tam, a nie tu. To właśnie była jedna z takich sytuacji.
Na skraju niewielkiego stawu stał mężczyzna, ubrany od stóp do głów w czarne szaty. Naevys nie przepadała za osobami, które ubierały się na czarno, zazwyczaj bowiem miały coś na sumieniu. Ten tutaj zaś był całkowitym potwierdzeniem tezy, jaką wysnuła. Oczy przewiązane miał opaską, głos chrapliwy i nieprzystojny, zaś zamiary okrutne. Tak przynajmniej wynikało z jego rozmowy, którą prowadził z jakimś rosłym jegomościem.

Nigdy nie chodź sam po lasach Aeris, drogi czytelniku. Okazują się dziksze niż cokolwiek, co napotykasz w swoim życiu. Pełne stworów i tajemniczych jednostek, potrafią szybko odesłać Cię na drugą stronę, z której - zazwyczaj - nie ma powrotu.

Na wyspie wyróżniamy kilka odrębnych lasów. Las Elfów to (był?) najbezpieczniejszy z nich, ponieważ strzeżony jest ciągle przez czujnych i dalekowzrocznych zwiadowców. Od rana do nocy rozbrzmiewają tam pieśni radosnego ptactwa i rozweselonych quessirów, choć umilkły ostatnimi czasy.

Las Cienia, położony nieopodal Jasnej Polany jest domem dla wilków - wiele z tych istot o srebrnej sierści poluje tam. Nie jest to jednak przyjazna okolica dla tych, których obuwie nie sięga powyżej kostek - rosnące tam krzewy i ciernie rozrywają nawet najmocniejsze ubranie.

Do lasów Kręgu Druidów ostatnimi czasy nie zapuszcza się nikt. Powszechnie bowiem wiadomo, że są one izolacyjne, nieprzyjazne i ksenofobiczne - a tak przynajmniej wynika z relacji, które można usłyszeć w mieście Nowego Aulos, czy choćby w obozie.

Mówi się też o puszczy, położonej nieopodal Lasu Elfów - jedyną przyjazną ostoją, jak powiadają, jest tam polana z karczmą. Owego miejsca strzegą niezmordowanie potężni i wytrawni wojownicy, którzy postanowili tamte nieprzyjazne okolice uczynić domem. Powiadają, że długo się ku temu trudzili, ale ich zaangażowanie nie poszło na marne i nie masz nieomal bezpieczniejszego miejsca niż pobliże Karczmy Stodoła.

Całej reszty - strzeż się, czytelniku, jeśliś zdrów na umyśle.

Rzekłam,
Naevys Moondream

Shal'Evaliir, opis miasta Aulos:

Nowe Aulos niewiele różni się od miast Wybrzeża Mieczy, drogi czytelniku. Po tej stronie morza to jedyny dostępny port zaopatrujący statki w słodką wodę. O ile dzielnicy doków można zarzucić wiele - z brakiem higieny włącznie - to samo centrum jest już godne zoczenia przez każdego. Aulos to świeża metropolia - skupiająca w sobie zarówno byłych mieszkańców Silwood, jak i kolonistów z całego Wybrzeża, którzy pierwej przybyli tu do pracy nad miastem, a potem postanowili się osiedlić na stałe. Czerwone dachówki domów widać już z daleka - zaś całe miasto wykonano z litego kamienia, w razie pożaru niemożliwego do strawienia.
Do portu zawijają statki z wielu miast, toteż mnogość lingwistyczna jest całkowicie na miejscu. Nieraz przyjdzie Ci tu usłyszeć dialekta calantu, język illuskański, chondathski, a nawet egzotyczne alzhedo. Wielokulturowość jest godna Silverymoon - choć pod kątem tolerancji jest wszelako różna. Poza kapłankami Pani w Masce - Eilistraee - oraz zasłużonymi jednostkami, drowy nie mają tu wstępu. Najwięcej egzotycznymi bywają już półkrwi orkowie - a i oni traktowani są z mieszanym uczuciem.
Aulos jest osobliwe także ze względu na rzecz znaczną - dwa place rynkowe, jeden mniejszy, znajdujący się pomiędzy parkiem a Twierdzą Wysokich Lordów, drugi zaś umiejscowiono nazad świątyni Mystry i budynku należącego do Magistratu miasta. Pod kolorowymi namiotami kupisz wszystko, czego tylko zapragniesz. Powiadają, że gnomi sztukmistrz Biago posiada na stanie najdziwniejsze, a najbardziej osobliwe komponenta do mikstur. Inny przedstawiciel ludu Garla oferuje z kolei mnogość zadziwiających ksiąg. Na placach odnajdziesz także snycerza i łuczarza, specjalistów w swem fachu. Jeśli potrzeba Ci mikstury - we wschodniej części miasta warzy ekstrakty elfka Laspeera. Wytrwali studenci magii i sztuki rzemiosła Splotu mogą u Silvarana zakląć wszelako każdy miecz, czy pas. Niejaka Alana wraz ze swą zażyłą przyjaciółką Iris, oferują wyjątkowe stroje sprowadzone z kontynentu.
Drugim obiektem kultu w mieście jest ciągle remontowana świątynia boga Lathandera. Nad miastem górują zwłaszcza dwie placówki - wieża Konwentu Wiedzy Mistycznej oraz wzmiankowana już Twierdza Wysokich Lordów. W parku zaś Lord Ambasador Saeval Noirwen polecił wybudować przepiękne miejsce, azyl dla Ludu, zajedno wspaniały dom kultury oraz karczma - Księżycowy Sierp. Sam park to miejsce wielu spotkań, gdyż posiada zasadniczy urok - ową zieloność, żywy kolor, zapach młodych, wschodzących kwiatów a także szum drzew, nieco może zbyt zagłuszany przez terkot kół na bruku miejskim. A warto wiedzieć, iż widno całe Aulos wybrukowane zostało ciężkim, białym kamieniem (który prędko zaraz przedziergnął się w szarość, w owym flircie z podeszwą buta). Samo miasto chronione jest takoż przed miejską straż, jak i też przez ów zdyscyplinowany Legion, który jest jednocześnie armią.
Magistrat zaś to budynek ogromny i przyznać trzeba, że nieco przytłaczający w swej złocistej a marmurowej ostentacji. Tam pracować przychodzi wszystkim, których Lord Namiestnik Dragan Calantar powołał do tego zadania - Cenzora Xaemara z rodu Maumeril, Edyla Nashię z domu Teashow, Legata Coltaine z rodu Silvershield oraz Sothara, który jak wieść gminna niesie, czasem aż nadto dokładnie wywiązuje się z obowiązków.
Nie można rzec, iże Aulos jest brzydkie. W swej zapamiętałej osobliwości pozostaje perłą tych dzikich terenów. Żywe, roześmiane, ze wszechmiar ucywilizowane, posiada grom zalet, które przejawia w wyjątkowy, acz nieco deprymujący sposób.

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • latwa-kasiora.pev.pl