ďťż
[ Bard ] Erielle Camille Noriathos


Bo człowiek głupi jest tak bez przyczyny

- Nazwa postaci: Erielle Camille Noriathos
- Płeć postaci: kobieta
- Rasa postaci: diabelstwo*
- Klasa postaci: bard**
- Wiek postaci: 23 lata
- Wyznanie postaci: Waukeen
- Pochodzenie postaci: Chessenta***
- Charakter postaci: neutralny
- Znane języki: chessencki, wspólny

- Opis zewnętrzny*:

Erielle jest młodziutką kobietą o powabnych kształtach i słodkim głosie z charakterystycznym chessenckim akcentem. Lekko opalona skóra zazwyczaj jest starannie zmatowana makijażem, a wokół niej unosi się lekki zapach róż. Rubinowe oczy spoglądają na świat z lekką nutą drwiny i wyniosłości. Włosy w kolorze miedzi zazwyczaj nosi upięte w kok, stara się chronić je przed złą pogodą zakładając różnego rodzaju kapelusze - zwykle te, które są ostatnim krzykiem lokalnej mody. Bardzo rzadko można ją zobaczyć w czym innym jak elegancka suknia z dużym dekoltem.

- Podstawowe atrybuty:

Siła: 9
Zręczność: 10
Kondycja: 10
Inteligencja: 17
Mądrość: 15
Charyzma: 15

- Historia:

*Podczas porannego spaceru po plaży zauważasz butelkę po winie, którą morze wyrzuciło na brzeg. Kiedy podchodzisz bliżej zauważasz, że w butelce znajduje się zwinięty kawałek papieru, ostrożnie rozbijasz butelkę i wyjmujesz go. Po rozwinięciu zauważasz drobne pochyłe pismo w języku chessenckim.*

Nie wiem, czy ktoś znajdzie ten list, lecz to nie ma większego znaczenia – samo pisanie przynosi mi wielką ulgę oraz cień nadziei, że uda mi się ze wszystkim pogodzić, wszystko zrozumieć. Przeznaczenie – jedni mówią, że utkali je Bogowie plotąc z nici naszych żywotów, inni twierdzą, że sami ustalamy naszą przyszłość poprzez codzienne wybory – jak jest naprawdę nie wiem, może kiedyś poznam odpowiedź na to pytanie.

Kim jestem? Przeglądając się w lustrze widzę kogoś, kim starano się mnie uczynić przez całe moje życie – lekki makijaż, ładne szaty, nienaganne maniery. Często zadaję sobie pytanie, czy taka jestem naprawdę, czy chcę taka być? Wielokrotnie myślałam o podjęciu walki o inną siebie, o odrzuceniu przeszłości i odnalezieniu malutkiej placzącej Erielle – jak dotąd nie potrafiłam rozpocząć tej walki. Jednak oto jestem tu, w małej, brudnej i niemiłosiernie kołyszącej się kajucie statku płynącego na małą wyspę Aeris – walka trwa już rok, myślałam zawsze, że jej początek będzie cięższy, bolesny – a może chciałam tak myśleć? Bo to oznaczałoby, że coś dla nich znaczyłam, że nie byłam tylko cieniem ich córki, którego „gorszą połowę” trzeba ukryć… Rozstanie z „domem” *skreślone* z miejscem mego dorastania było niezmiernie łatwe, wciąż widzę ulgę w ich oczach, gdy oświadczyłam, że odchodzę – chyba też dostrzegli, że ich maska smutku została przejrzana i dali mi na podróz sakiewkę – była dość ciężka, chyba chcieli bym się udała możliwie daleko. Otrzymałam jeszcze jedną rzecz, starą szkatułkę, którą otworzyłam dopiero, gdy byłam w połowie drogi morskiej do Westgate, było w niej kilka zapisanych kartek i medalion wykonany ze złota.

Do tej pory nie zdołałam ustalić, kim jestem - stare nawyki ciężko wykorzenić, ciężko przestać robić to, czego oczekuje od ciebie otoczenie. Jednak gdzie leżą moje korzenie – tak niesamowicie odległe w tej chwili. Przyszłam na świat w Shussel w 1355RD jako córka Camille Noriathos oraz „czarciego pomiotu” jak określali go dziadkowie ze strony matki – chyba nigdy nie wybaczyli mu, że ich oczko w głowie postanowiło zostawić dla niego wszystko co miała. Znam tylko jego imię, Naerl – cała moja wiedza o nim sprowadziła się tylko do tych kilku akapitów, które przeczytałam na pożółkłych kartkach znalezionych w szkatułce. Był najemnikiem, jak to określił, lecz po latach wojaczki postanowił powrócić do rodzinnego Shussel i założyć rodzinę. Zrządzenie losu sprawiło, że śpiesząc się na statek opuszczający Airspur wpadł na moją matkę – czasem niewiele trzeba, by dwoje nieznajomych się do siebie zbliżyło.

Widywali się ze sobą przez miesiąc, gdy cała sprawa wyszła na jaw – dziadkowie zamknęli ją w pokoju i zabronili widywania się z Naerlem. Ich złość była na tyle wielka, że oskarżyli Naerla o włamanie i kradzież – w odpowiedzi młodzieniec włamał się głównymi drzwiami do domu dziadków i ukradł im ich córkę, która z radością zgodziła się na to porwanie. Ich szczęśliwe wspólne życie zakończyło się w dniu moich narodzin, Camille trawiona gorączką zmarła. Zostaliśmy sami, ale trzy lata później los odebrał nam tę samotność – Mulhorand najechał nasze ziemie, a mój ojciec wiedziony jakimś wewnętrznym głosem zwrócił się o pomoc w zapewnieniu mi bezpieczeństwa do jedynych osób, które były w stanie je zapewnić – do moich dziadków w odległym Airspur. Ostatnie słowa spisane na kartkach brzmiały: „Erielle, zostawiam cię w dobrych rękach, jedynych, które mogą cię uchronić przed koszmarem wojny. Nie porzucam cię, lecz muszę wrócić by bronić Shussel, które jest naszym domem.” – tak poznałam imię, które mi nadano przy moich urodzinach. Czy pragnęłam wyruszyć w tamtą stronę by go odnaleźć, by przekonać się czy jeszcze żyje? Może w głębi serca chciałam w to wierzyć, lecz rozum podpowiadał mi, że to mało prawdopodobne – minęło dwadzieścia lat, podczas których Mulhorand przejął kontrolę nad Shussel, w dodatku to tajemnicze zniknięcie niemal wszystkich mieszańców przed siedmioma laty.

Tak więc dorastałam pod czujnym okiem moich dziadków, którzy bardzo restrykcyjnie podchodzili do mojego wychowania. Bez przerwy porównywali mnie do mojej matki Camille – teraz wiem, że próbowali wychować sobie drugą córkę, może sądzili, że los dał im drugą szansę, a może, że z nich zadrwił sprawiając, że ich córka ma rogi i ogon? W tej chwili to już nie ma znaczenia, nie jestem moją matką Camille, lecz posiadam w sobie jej cząstkę. Czy moi dziadkowie dali mi coś poza wiecznym wymaganiem bym zachowywała się tak, jak tego chcą? Nauczyli mnie wielu przydatnych w życiu rzeczy, umiem czytać i pisać w dwóch językach, znam się na muzyce i tańcach salonowych, lecz ze wszystkich rzeczy najbardziej cenię sobie umiejętność ukrycia mojej diabelskiej części – w czasie podróży niejednokrotnie mi się przydała, widać nie tylko w Chessencie mieszańcy nie są mile widziani.

Od roku jestem w podróży, jednak czas ją wreszcie zakończyć – nadeszła pora na zakończenie poszukiwań miejsca, które mogłabym nazwać domem, czas go stworzyć własnymi rękoma. *włożyła zwinięty pergamin do butelki po winie i wyrzuciła go przez bulaj*


* - Erielle stara się ukryć swoją diabelską połowę, dlatego makijażem i ubiorem stara się odwrócić uwagę rozmówcy od różków, które są ledwie widoczne pod kapeluszem - Spostrzegawczość ST20 (tylko proszę mi nie rzucać bez wyraźnej przyczyny, bo to strasznie irytuje ). PS. ogonek skryty jest pod spódnicą, a tam rozmówca "szlachciance" nie zagląda

** - klasa wzięta tylko dlatego, że najbardziej pasuje do wyniosłej panny lubiącej bale, tańce, ładne stroje

*** - wyjaśnienie w historii

Edit by DM: Odsłonięte na prośbę graczki.


A konto...?

EDIT: M'kay. Sprawa załatwiona przez PW.
Jeśli to problem to mogę je podać, chociaż wolałabym by pozostało do wiadomości MG. Miałam pewne złe doświadczenia z jawnością konta w przeszłości, zwłaszcza gdy prowadziłam dwie postacie jednocześnie - niewiedza powinna przysłużyć się zarówno graczom jak i mnie.
Shussel - to pochodzenie to Unther czy Chessenta? Tego wyjaśnienia znaleźć nie mogę. Poza tym historia bardzo mi się podoba


Shussel leży w Untherze a od 7 lat panują tam Mulhorandczycy (weszli po tym jak mieszkańcy zniknęli we mgle i wybuchły tam zamieszki) - samo miasto pasowało mi o tyle, że daje korzenie diabelstwu, a jednocześnie nie daje nadziei na to, że tam właśnie znajdzie dom (czyli ojca, który nigdy nie wrócił po nią, spokój/akceptację świata zewnętrznego - w Chessencie zmuszona była przez dziadków do udawania kogoś innego, chociaż czasem jest to dla niej przydatne to chciałaby poznać wreszcie świat i nie musieć się przed nim ukrywać...

PS. Dziękuję
Wiem, gdzie leży Shussel. Tylko podając słowo-klucz Chessenta, wypadałoby podać również miasto w którym spędziło się dzieciństwo. Jakby nie patrzeć Chessenta to kraina przepełniona różnymi miastami-państwami. A inaczej ludzie patrzą na diabelstwo w Lutcheq, inaczej w Mordulkin, a inaczej np. w Cimbar.

Wybór konkretnego miasta ma tu ogromny wpływ na samą historię i postać.
A, tak... powinno być:

Osobiście nie mam zastrzeżeń.
Prosiłbym jednak o zamieszczenie posta z całą historią i wszystkimi danymi
- Nazwa postaci: Erielle Camille Noriathos
- Płeć postaci: kobieta
- Rasa postaci: diabelstwo*
- Klasa postaci: bard**
- Wiek postaci: 23 lata
- Wyznanie postaci: Waukeen
- Pochodzenie postaci: Unther/Chessenta***
- Charakter postaci: neutralny
- Znane języki: chessencki, wspólny
- Konto Bioware: podane do wiadomości MG


Erielle
- Opis zewnętrzny*:

Erielle jest młodziutką kobietą o powabnych kształtach i łagodnym melodyjnym głosie z charakterystycznym chessenckim akcentem. Lekko opalona skóra zazwyczaj jest starannie zmatowana makijażem, a wokół niej unosi się lekki zapach róż. Rubinowe oczy spoglądają na świat z lekką nutą drwiny i wyniosłości. Włosy w kolorze miedzi zazwyczaj nosi upięte w kok, stara się chronić je przed złą pogodą zakładając różnego rodzaju kapelusze - zwykle te, które są ostatnim krzykiem lokalnej mody. Bardzo rzadko można ją zobaczyć w czym innym jak elegancka suknia z dużym dekoltem.

- Podstawowe atrybuty:

Siła: 9
Zręczność: 10
Kondycja: 10
Inteligencja: 17
Mądrość: 15
Charyzma: 15

- Historia:

*Podczas porannego spaceru po plaży zauważasz butelkę po winie, którą morze wyrzuciło na brzeg. Kiedy podchodzisz bliżej zauważasz, że w butelce znajduje się zwinięty kawałek papieru, ostrożnie rozbijasz butelkę i wyjmujesz go. Po rozwinięciu zauważasz drobne pochyłe pismo w języku chessenckim.*

Nie wiem, czy ktoś znajdzie ten list, lecz to nie ma większego znaczenia – samo pisanie przynosi mi wielką ulgę oraz cień nadziei, że uda mi się ze wszystkim pogodzić, wszystko zrozumieć. Przeznaczenie – jedni mówią, że utkali je Bogowie plotąc z nici naszych żywotów, inni twierdzą, że sami ustalamy naszą przyszłość poprzez codzienne wybory – jak jest naprawdę nie wiem, może kiedyś poznam odpowiedź na to pytanie.

Kim jestem? Przeglądając się w lustrze widzę kogoś, kim starano się mnie uczynić przez całe moje życie – lekki makijaż, ładne szaty, nienaganne maniery. Często zadaję sobie pytanie, czy taka jestem naprawdę, czy chcę taka być? Wielokrotnie myślałam o podjęciu walki o inną siebie, o odrzuceniu przeszłości i odnalezieniu malutkiej płaczącej Erielle – jak dotąd nie potrafiłam rozpocząć tej walki. Jednak oto jestem tu, w małej, brudnej i niemiłosiernie kołyszącej się kajucie statku płynącego na małą wyspę Aeris – walka trwa już rok, myślałam zawsze, że jej początek będzie cięższy, bolesny – a może chciałam tak myśleć? Bo to oznaczałoby, że coś dla nich znaczyłam, że nie byłam tylko cieniem ich córki, którego „gorszą połowę” trzeba ukryć… Rozstanie z „domem” *skreślone* z miejscem mego dorastania było niezmiernie łatwe, wciąż widzę ulgę w ich oczach, gdy oświadczyłam, że odchodzę – chyba też dostrzegli, że ich maska smutku została przejrzana i dali mi na podróż sakiewkę – była dość ciężka, chyba chcieli bym się udała możliwie daleko. Otrzymałam jeszcze jedną rzecz, starą szkatułkę, którą otworzyłam dopiero, gdy byłam w połowie drogi morskiej do Westgate, było w niej kilka zapisanych kartek i medalion wykonany ze złota.

Do tej pory nie zdołałam ustalić, kim jestem - stare nawyki ciężko wykorzenić, ciężko przestać robić to, czego oczekuje od ciebie otoczenie. Jednak gdzie leżą moje korzenie – tak niesamowicie odległe w tej chwili. Przyszłam na świat w Shussel w 1355RD jako córka Camille Noriathos oraz „czarciego pomiotu” jak określali go dziadkowie ze strony matki – chyba nigdy nie wybaczyli mu, że ich oczko w głowie postanowiło zostawić dla niego wszystko co miała. Znam tylko jego imię, Naerl – cała moja wiedza o nim sprowadziła się tylko do tych kilku akapitów, które przeczytałam na pożółkłych kartkach znalezionych w szkatułce. Był najemnikiem, jak to określił, lecz po latach wojaczki postanowił powrócić do rodzinnego Shussel i założyć rodzinę. Zrządzenie losu sprawiło, że śpiesząc się na statek opuszczający Airspur wpadł na moją matkę – czasem niewiele trzeba, by dwoje nieznajomych się do siebie zbliżyło.

Widywali się ze sobą przez miesiąc, gdy cała sprawa wyszła na jaw – dziadkowie zamknęli ją w pokoju i zabronili widywania się z Naerlem. Ich złość była na tyle wielka, że oskarżyli Naerla o włamanie i kradzież – w odpowiedzi młodzieniec włamał się głównymi drzwiami do domu dziadków i ukradł im ich córkę, która z radością zgodziła się na to porwanie. Ich szczęśliwe wspólne życie zakończyło się w dniu moich narodzin, Camille trawiona gorączką zmarła. Zostaliśmy sami, ale trzy lata później los odebrał nam tę samotność – Mulhorand najechał nasze ziemie, a mój ojciec wiedziony jakimś wewnętrznym głosem zwrócił się o pomoc w zapewnieniu mi bezpieczeństwa do jedynych osób, które były w stanie je zapewnić – do moich dziadków w odległym Airspur. Ostatnie słowa spisane na kartkach brzmiały: „Erielle, zostawiam cię w dobrych rękach, jedynych, które mogą cię uchronić przed koszmarem wojny. Nie porzucam cię, lecz muszę wrócić by bronić Shussel, które jest naszym domem.” – tak poznałam imię, które mi nadano przy moich urodzinach. Czy pragnęłam wyruszyć w tamtą stronę by go odnaleźć, by przekonać się czy jeszcze żyje? Może w głębi serca chciałam w to wierzyć, lecz rozum podpowiadał mi, że to mało prawdopodobne – minęło dwadzieścia lat, podczas których Mulhorand przejął kontrolę nad Shussel, w dodatku to tajemnicze zniknięcie niemal wszystkich mieszańców przed siedmioma laty.

Tak więc dorastałam pod czujnym okiem moich dziadków, którzy bardzo restrykcyjnie podchodzili do mojego wychowania. Bez przerwy porównywali mnie do mojej matki Camille – teraz wiem, że próbowali wychować sobie drugą córkę, może sądzili, że los dał im drugą szansę, a może, że z nich zadrwił sprawiając, że ich córka ma rogi i ogon? W tej chwili to już nie ma znaczenia, nie jestem moją matką Camille, lecz posiadam w sobie jej cząstkę. Czy moi dziadkowie dali mi coś poza wiecznym wymaganiem bym zachowywała się tak, jak tego chcą? Nauczyli mnie wielu przydatnych w życiu rzeczy, umiem czytać i pisać w dwóch językach, znam się na muzyce i tańcach salonowych, lecz ze wszystkich rzeczy najbardziej cenię sobie umiejętność ukrycia mojej diabelskiej części – w czasie podróży niejednokrotnie mi się przydała, widać nie tylko w Chessencie mieszańcy nie są mile widziani.

Od roku jestem w podróży, jednak czas ją wreszcie zakończyć – nadeszła pora na zakończenie poszukiwań miejsca, które mogłabym nazwać domem, czas go stworzyć własnymi rękoma. *włożyła zwinięty pergamin do butelki po winie i wyrzuciła go przez bulaj*


* - Erielle stara się ukryć swoją diabelską połowę, dlatego makijażem i ubiorem stara się odwrócić uwagę rozmówcy od różków, które są ledwie widoczne pod kapeluszem - Spostrzegawczość ST20 (tylko proszę mi nie rzucać bez wyraźnej przyczyny, bo to strasznie irytuje ). PS. ogonek skryty jest pod spódnicą, a tam rozmówca "szlachciance" nie zagląda

** - klasa wzięta tylko dlatego, że najbardziej pasuje do wyniosłej panny lubiącej bale, tańce, ładne stroje

*** - wyjaśnienie w historii [wychowana w Airspur (Chessenta) od 3go roku życia, urodzona w Shussel w Untherze]

CytatShussel leży w Untherze a od 7 lat panują tam Mulhorandczycy (weszli po tym jak mieszkańcy zniknęli we mgle i wybuchły tam zamieszki) - samo miasto pasowało mi o tyle, że daje korzenie diabelstwu, a jednocześnie nie daje nadziei na to, że tam właśnie znajdzie dom (czyli ojca, który nigdy nie wrócił po nią, spokój/akceptację świata zewnętrznego - w Chessencie zmuszona była przez dziadków do udawania kogoś innego, chociaż czasem jest to dla niej przydatne to chciałaby poznać wreszcie świat i nie musieć się przed nim ukrywać...

Akceptuje.
Miłej gry
Akceptuje.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • latwa-kasiora.pev.pl