ďťż
[Łowca] Legebril Latonei


Bo człowiek głupi jest tak bez przyczyny

Nazwa konta: Volvif-monn
Nazwa postaci: Legebril Latonei
Płeć: mężczyzna
Rasa: Leśny Elf
Klasa: Łowca
Wiek: 121 lat
Wyznanie: Solonor Thelandira
Pochodzenie: Evermeet
Charakter: Chaotyczny Neutralny

Siła: 16
Zręczność: 18
Kondycja: 10
Mądrość: 12
Inteligencja: 12
Charyzma:10

Opis: Nie wysoki, atletycznie zbudowany przedstawiciel swojej rasy o średniej długości włosach podchodzących lekko
pod zieleń, jaskrawych oczach zdających się niemal błyszczeć w mroku i ciemnej karnacji skóry.


niebawem wrzuce historie, musze pozmieniać pare rzeczy.
Nazwa konta: Volvif-monn
Nazwa postaci: Legebril Latonei
Płeć: mężczyzna
Rasa: Leśny Elf
Klasa: Łowca
Wiek: 121 lat
Wyznanie: Solonor Thelandira
Pochodzenie: Evermeet
Charakter: Chaotyczny Neutralny

Siła: 16
Zręczność: 18
Kondycja: 10
Mądrość: 12
Inteligencja: 12
Charyzma:10

Opis: Nie wysoki, atletycznie zbudowany przedstawiciel swojej rasy o średniej długości włosach podchodzących lekko
pod zieleń, jaskrawych oczach zdających się niemal błyszczeć w mroku i ciemnej karnacji skóry.


Historia:

Nazywam się Legebril, wychowałem się na wyspie Evermeet, na spokojnej, pięknej i niezdobytej wyspie zamieszkanej przez tylko i wyłącznie Elfy. Jestem synem Thrandalila, syna Lilthilda i Elenory, studentki magii mistycznych. Wywodzę się z rodziny Leśnych Elfów, przez niektóre rasy nazywane Miedzianymi.
Mieszkałem z moją rodziną w głębi lasu *....* (pomoże mi ktoś określić dokładniejsze położenie najcześciej zamieszkiwanych miejsc, przez Leśne Elfy?), z dala od Księżycowych, niebieskoskórych i Słonecznych kuzynów. Ojciec był mądrym i szlachetnym elfem, uczył mnie pokory, opanowania i dystansu, a Matka wpoiła mi miłość do Magii, a szczególnie sztuki zaklinania. Sam też miałem swoje hobby, czy raczej pasje. Często po zmroku wykradałem się z domu w głąb lasu, po to tylko by obserwować. Obserwować z daleka,gwiazdy, rośliny, a najczęściej byt watahy wilków. Ukryty na wysokich drzewach, siadałem i notowałem. Pewnej nocy, gdy ponownie wymknołem się z domu, wilki były niespokojne wyły do księżyca, ostrzegając pobliskie stada o czymś czego nie rozumiałem. Wyglądało to jakby obawiały się wtargnięcia kogoś, albo czegoś na ich terytorium. Postanowiłem sprawdzić. Grupa Elfich, poszukiwaczy skarbów, na moje oko dwa księżycowe i jeden słoneczny, przemieżali lasy. Nie wyglądali na szukających kłopotów. Zeskoczyłem chcąc ostrzec, a może raczej oszczędzić niepotrzebnego starcia obu
stronom. Doradziłem by nie szli tamtędy, gdyż mogliby narazić się na niebespieczeństwo ze strony wilków. Miałem szczęście, bo tylko przytakneli i poszli w drugą stronę. Zadowolony z dobrego uczynku, wróciłem do domu...
Rankiem, zawitał do nas Stary Elf pewnie Druid, zapytał najprawdopodobniej o mnie. Ojciec odparł iż jestem i zawołał mnie. Druid miał srogą minę, obawiałem się że to przez tą wczorajszą noc. Machną swoją laską w moją strone, po czym wyszliśmy z domu. Przedstawił się poważnym tonem, miałem racje, był to stary Druid, zwali go Enarthonem.
Powiedział że to co zrobiłem poprzedniej nocy, było dobrym rozwiązaniem. Porozmawialiśmy razem, przedstawiłem mu swoje notatki, a on z uśmiechem
wręczył mi Wilczy kieł i nazwał mnie Zielonookim Wilkiem... Stąd mój przydomek. Kilka chwil później rozeszliśmy się w swoje strony. Dalej kontynuowałem swe notatki. Nauczyłem się wiele, daleko mi było do mądrości wielkich druidów, ale to mi wystarczało.
Las nauczył mnie więcej niż kto inny, samo przechadzanie się przez lasy wymaga, ostrożności i wiedzy.
Kilka dziesiątków od 1 wizyty Druida, nastąpiła i następna. Druid ponownie przybył do mnie. Dał mi pewne zadanie, miałem odszukać niejakiego Dathona Cryssan'a, który prawdopodobnie udał się do Aeris. Ucieszyłem się gdyż było to moje 1 zadanie. Pytając się: po co, dla czego, co tam zrobić, co wręczyć. Odparł iż będe wiedział, gdy tam dotre na miejsce. Pożegnałem się z rodziną, zabrałem łuk, strzały, parę ostrych kukri i wyruszyłem do Aeris.
okej dzięki, no problem. poprawie


Nazwa konta: Volvif-monn
Nazwa postaci: Legebril Latonei
Płeć: mężczyzna
Rasa: Leśny Elf
Klasa: Łowca
Wiek: 121 lat
Wyznanie: Solonor Thelandira
Pochodzenie: Ardeep
Charakter: Chaotyczny Neutralny
Języki: Elfi, Leśny, Wspólny

Siła: 16
Zręczność: 18
Kondycja: 10
Mądrość: 12
Inteligencja: 12
Charyzma:10

Opis: Nie wysoki, atletycznie zbudowany przedstawiciel swojej rasy o średniej długości włosach podchodzących lekko
pod zieleń, jaskrawych oczach zdających się niemal błyszczeć w mroku i ciemnej karnacji skóry.

Historia:

Nazywam się Legebril, wychowałem się w Ardeep.Jestem synem Thrandalila, syna Lilthilda i Elenory.
Wywodzę się z rodziny Leśnych Elfów, przez niektóre rasy nazywane Miedzianymi.
Mieszkałem z moją rodziną w głębi lasu. Ojciec był mądrym i szlachetnym elfem, uczył mnie pokory, opanowania, dystansu, no i niekiedy tajników
strzelectwa, myślictwa i przetrwania w dziczy. Często wyruszaliśmy razem na patrole, przemieżając lasy często spotykaliśmy barbarzyńskie sidła,
które w brutalny sposób okaleczały zwierzęta, ojciec uczył mnie rozbrajać je oraz opatrywać niektóre rany. Zwierzętom którym nie były pisane jakiekolwiek
szanse, skracaliśmy cierpienia. Matka natomiast wpoiła mi miłość do Roślin, Drzew, Zwierząt, wszystkiego co żywe... nazywam to ogólnie naturą.
Sam też miałem swoje hobby, czy raczej pasje. Często po zmroku, wykradałem się z domu w głąb lasu, po to tylko
by obserwować. Obserwować z daleka, gwiazdy, rośliny, zwierzęta, a najczęściej byt watahy wilków.
Ukryty na wysokich drzewach, siadałem i analizowałem. Pewnej nocy, gdy ponownie wymknołem się z domu, wilki były niespokojne
wyły do księżyca, ostrzegając pobliskie stada o czymś czego nie rozumiałem. Wyglądało to jakby obawiały się wtargnięcia
kogoś, albo czegoś na ich terytorium. Postanowiłem sprawdzić. Grupa poszukiwaczy skarbów, na moje oko dwoje ludzi i jeden gnom przemieżali lasy.
Nie wyglądali na szukających kłopotów. Zeskoczyłem chcąc ostrzec, a może raczej oszczędzić niepotrzebnego starcia obu
stronom. Doradziłem by nie szli tamtędy, gdyż mogliby narazić się na niebespieczeństwo ze strony wilków. Miałem szczęście, bo tylko przytakneli
i poszli w drugą stronę. Zadowolony z dobrego uczynku, wróciłem do domu...
Rankiem, zawitał do nas Stary Elf pewnie Druid, zapytał najprawdopodobniej o mnie. Ojciec odparł iż jestem i zawołał mnie. Druid miał srogą minę,
obawiałem się że to przez tą wczorajszą noc.
Machną swoją laską w moją strone, po czym wyszliśmy z domu. Przedstawił się poważnym tonem, miałem racje, był to stary Druid, zwali go Enarthonem.
Powiedział że to co zrobiłem poprzedniej nocy, było dobrym rozwiązaniem. Porozmawialiśmy razem, wytłumaczyłem mu co robiłem o tak późnej porze,
w lesie, a on z uśmiechem wręczył mi Wilczy kieł i nazwał mnie Zielonookim Wilkiem... Stąd mój przydomek. Kilka chwil później rozeszliśmy się w swoje strony.
Dalej kontynuowałem swe nauki. Nauczyłem się wiele, daleko mi było do mądrości wielkich druidów, ale to mi wystarczało.
Las nauczył mnie więcej niż kto inny, samo przechadzanie się przez lasy wymaga, ostrożności i wiedzy.

Kilka dziesiątków od wizyty druida ponownie wyruszyłem nocą w dzicz. Tym razem nie zastałem już znajomej Watahy, a same truchła wilczej rodziny.
Szczątki były zmasakrowane, ale nie były skórowane. Wyglądało to na czystą zabawę. Ślady po walce wskazywały na to, że toczyła się tu dosyć pokaźna walka.
Byłem pewien iż była to dosyć pokaźna banda rzezimieszków. Krew była wszędzie, na drzewach były jeszcze świeże ślady po ostrzach.
Wpatrując się w zwłoki ogarneło mnie gorąco. Łzy zalały mi policzki, a nogi same rwały się w pościg za mordercami.
Byłem przywiązany do tych wilków, co noc przez wiele lat obserwowałem je, uczyłem się od nich, a teraz?.. nie ma ich. Poczułem się w taki sposób,
jak by ktoś zabił mi w pewien sposób rodzinę. Widziałem już sidła, zniszczone drzewa, ale tego żeby wymordować zwierzęta, dla zabawy ?
Przez kolejny dzień zastanawiałem się jak to zakończyć. Jak uchronić nasz Las od Ludzi.....
Zapadła noc. Znowu wymknąłem się z domu w miejsce gdzie żyła rodzinka wilków. Usiadłem na swoim drzewie, tam gdzie zawsze obserwowałem watahe.
Długo nie musiałem czekać, nieopodal usłyszałem jak jakieś sidła z impetem zatrzasnęły się komuś na nodze. To był kolejny znak. Ku mojemu zdziwieniu
był to mój przyjaciel Lethir ''Cienisty Kruk'', jego noga została poważnie zraniona, gdy spytałem się co on tu robił i jak to sie stało odpowiedział
że widział mnie już nie raz o tej porze w lesie i chciał się przyłączyć. Nie byłem wtedy skory do rozmowy. Rozbroiłem sidła. Noga wyglądała okropnie,
nie była to rana jaką mogłem w jakikolwiek sposób wyleczyć. Zdarłem rękaw z mojej koszulki i owinąłem nim nogę przyjaciela. Zabrałem go do domu.
Ojciec zadawał dużo pytań, ale to nie była pora na takie rozmowy. Thrandilil opatrzył nogę, stwierdził że została bardzo poważnie uszkodzona i
prawdopodobnie już nie będzie mógł biegać.. Tą noc Lethir spędził u nas..

Zastanawiałem się jak temu zaradzić, jak powstrzymać tych ludzi, uświadomić im że jest to teren elfów i nie mają prawa wstępu tutaj. Ojciec opowiedział
mi o pewnej wyspie, zwała się Aeris. Podobno kilka dziesiątków temu podsłuchał rozmowę 2 ludzkich traperów, którzy opowiadali o niej. Mówili że jest magiczna
i leczy wszelkie zło. Mimo iż brzmiało to jak wielka bajka pijanego barda, zerwałem się na nogi. Dałem się ponieść impulsowi. Nie miałem pewności co znaczyły te słowa Traperów.
Ale jeśli ta wyspa pomoże mi uratować nasz las i ich mieszkańców, to warto zaryzykować. Następnego dnia o wschodzie słońca wyruszyłem z ojcem to Woterdeep.
Pierwszy raz opuściłem swój las, było to dosyć dziwne przeżycie, wielkie miasta z kamieni. Tak nienaturalnie cicho a jednocześnie głośno. Nie mogłem określić
w słowach tego co czułem.. Przez dłuższy czas zastanawiałem się czy był to dobry pomysł opuszczać Ardeep, przymknołem oczy i wsiadłem na pierwszy statek do
Aeris. Obym tego nie żałował....

Elf, chciał ratować las.. Poddał się ogromnemu impulsowi....
Nazwa konta: Volvif-monn
Nazwa postaci: Legebril Latonei
Płeć: mężczyzna
Rasa: Leśny Elf
Klasa: Łowca
Wiek: 121 lat
Wyznanie: Solonor Thelandira
Pochodzenie: Ardeep
Charakter: Chaotyczny Neutralny
Języki: Elfi, Leśny, Wspólny

Siła: 16
Zręczność: 18
Kondycja: 10
Mądrość: 12
Inteligencja: 12
Charyzma:10

Opis: Nie wysoki, atletycznie zbudowany przedstawiciel swojej rasy o średniej długości włosach podchodzących lekko pod zieleń, jaskrawych oczach zdających się niemal błyszczeć w mroku i ciemnej karnacji skóry.

Historia:

Nazywam się Legebril, wychowałem się w Ardeep.Jestem synem Thrandalila, syna Lilthilda i Elenory. Wywodzę się z rodziny Leśnych Elfów, przez niektóre rasy nazywane Miedzianymi.
Mieszkałem z moją rodziną w głębi lasu. Ojciec był mądrym i szlachetnym elfem, uczył mnie pokory, opanowania, dystansu, no i niekiedy tajników strzelectwa, myślistwa i przetrwania w dziczy. Często wyruszaliśmy razem na patrole, przemierzając lasy często spotykaliśmy barbarzyńskie sidła, które w brutalny sposób okaleczały zwierzęta, ojciec uczył mnie rozbrajać je oraz opatrywać niektóre rany. Zwierzętom którym nie były pisane jakiekolwiek szanse, skracaliśmy cierpienia. Matka natomiast wpoiła mi miłość do Roślin, Drzew, Zwierząt, wszystkiego co żywe... nazywam to ogólnie naturą...
Sam też miałem swoje hobby, czy raczej pasje. Często po zmroku, wykradałem się z domu w głąb lasu, po to tylko by obserwować. Obserwować z daleka, gwiazdy, rośliny, zwierzęta, a najczęściej byt watahy wilków. Ukryty na wysokich drzewach, siadałem i analizowałem. Pewnej nocy, gdy ponownie wymknąłem się z domu, wilki były niespokojne wyły do księżyca, ostrzegając pobliskie stada o czymś czego nie rozumiałem. Wyglądało to jakby obawiały się wtargnięcia kogoś, albo czegoś na ich terytorium. Postanowiłem sprawdzić. Grupa poszukiwaczy skarbów, na moje oko dwoje ludzi i jeden gnom przemierzali lasy. Nie wyglądali na szukających kłopotów. Zeskoczyłem chcąc ostrzec, a może raczej oszczędzić niepotrzebnego starcia obu stronom. Doradziłem by nie szli tamtędy, gdyż mogliby narazić się na niebezpieczeństwo ze strony wilków. Miałem szczęście, bo tylko przytaknęli i poszli w drugą stronę. Zadowolony z dobrego uczynku, wróciłem do domu...
Rankiem, zawitał do nas Stary Elf pewnie Druid, zapytał najprawdopodobniej o mnie. Ojciec odparł iż jestem i zawołał mnie. Druid miał srogą minę, obawiałem się że to przez tą wczorajszą noc. Machną swoją laską w moją stronę, po czym wyszliśmy z domu. Przedstawił się poważnym tonem, miałem racje, był to stary Druid, zwali go Enarthonem. Powiedział że to co zrobiłem poprzedniej nocy, było dobrym rozwiązaniem. Porozmawialiśmy razem, wytłumaczyłem mu co robiłem o tak późnej porze, w lesie, a on z uśmiechem wręczył mi Wilczy kieł i nazwał mnie Zielonookim Wilkiem... Stąd mój przydomek. Kilka chwil później rozeszliśmy się w swoje strony. Dalej kontynuowałem swe nauki. Nauczyłem się wiele, daleko mi było do mądrości wielkich druidów, ale to mi wystarczało. Las nauczył mnie więcej niż kto inny, samo przechadzanie się przez lasy wymaga, ostrożności i wiedzy.

Kilka dziesiątków od wizyty druida ponownie wyruszyłem nocą w dzicz. Tym razem nie zastałem już znajomej Watahy, a same truchła wilczej rodziny. Szczątki były zmasakrowane, ale nie były skórowane. Wyglądało to na czystą zabawę. Ślady po walce wskazywały na to, że toczyła się tu dosyć pokaźna walka. Byłem pewien iż była to dosyć pokaźna banda rzezimieszków. Krew była wszędzie, na drzewach były jeszcze świeże ślady po ostrzach. Wpatrując się w zwłoki ogarnęło mnie gorąco. Łzy zalały mi policzki, a nogi same rwały się w pościg za mordercami. Byłem przywiązany do tych wilków, co noc przez wiele lat obserwowałem je, uczyłem się od nich, a teraz?.. nie ma ich. Poczułem się w taki sposób, jak by ktoś zabił mi w pewien sposób rodzinę. Widziałem już sidła, zniszczone drzewa, ale tego żeby wymordować zwierzęta, dla zabawy ?..
Przez kolejny dzień zastanawiałem się jak to zakończyć. Jak uchronić nasz Las od Ludzi.....
Zapadła noc. Znowu wymknąłem się z domu w miejsce gdzie żyła rodzinka wilków. Usiadłem na swoim drzewie, tam gdzie zawsze obserwowałem watahe. Długo nie musiałem czekać, nieopodal usłyszałem jak jakieś sidła z impetem zatrzasnęły się komuś na nodze. To był kolejny znak. Ku mojemu zdziwieniu był to mój przyjaciel Lethir ''Cienisty Kruk'', jego noga została poważnie zraniona, gdy spytałem się co on tu robił i jak to się stało odpowiedział, że widział mnie już nie raz o tej porze w lesie i chciał się przyłączyć. Nie byłem wtedy skory do rozmowy. Rozbroiłem sidła. Noga wyglądała okropnie, nie była to rana jaką mogłem w jakikolwiek sposób wyleczyć. Zdarłem rękaw z mojej koszulki i owinąłem nim nogę przyjaciela. Zabrałem go do domu. Ojciec zadawał dużo pytań, ale to nie była pora na takie rozmowy. Thrandilil opatrzył nogę, stwierdził że została bardzo poważnie uszkodzona i prawdopodobnie już nie będzie mógł biegać.. Tą noc Lethir spędził u nas..

Zastanawiałem się jak temu zaradzić, jak powstrzymać tych ludzi, uświadomić im że jest to teren elfów i nie mają prawa wstępu tutaj. Ojciec opowiedział mi o pewnej wyspie, zwała się Aeris. Podobno kilka dziesiątków temu podsłuchał rozmowę 2 ludzkich traperów, którzy opowiadali o niej. Mówili że jest magiczna i leczy wszelkie zło. Mimo iż brzmiało to jak wielka bajka pijanego barda, zerwałem się na nogi. Dałem się ponieść impulsowi. Nie miałem pewności co znaczyły te słowa Traperów. Jeśli ta wyspa pomoże mi uratować nasz las i ich mieszkańców, to warto zaryzykować. Następnego dnia o wschodzie słońca wyruszyłem z ojcem to Woterdeep. Pierwszy raz opuściłem swój las, było to dosyć dziwne przeżycie, wielkie miasta z kamieni. Tak nienaturalnie cicho a jednocześnie głośno. Nie mogłem określić w słowach tego co czułem.. Przez dłuższy czas zastanawiałem się czy był to dobry pomysł opuszczać Ardeep, przymknąłem oczy i wsiadłem na pierwszy statek do
Aeris. Obym tego nie żałował....

Elf, chciał ratować las.. Poddał się ogromnemu impulsowi....

(poprawione błędy)
Literówki i orty... /nazwy powszechne pisane wielką literą, nie małą/. Mam wątpliwości, ale po poprawieniu błędów mogę Warunkowo zaakceptować jeśli nie będzie nowych.
Nazwa konta: Volvif-monn
Nazwa postaci: Legebril Latonei
Płeć: mężczyzna
Rasa: Leśny Elf
Klasa: Łowca
Wiek: 121 lat
Wyznanie: Solonor Thelandira
Pochodzenie: Ardeep
Charakter: Chaotyczny Neutralny
Języki: Elfi, Leśny, Wspólny

Siła: 16
Zręczność: 18
Kondycja: 10
Mądrość: 12
Inteligencja: 12
Charyzma:10

Opis: Nie wysoki przedstawiciel swojej rasy o średniej długości włosach podchodzących lekko pod zieleń, jaskrawych oczach i ciemnej karnacji skóry.

Historia:

Nazywam się Legebril, wychowałem się w Ardeep. Jestem synem Thrandalila, syna Lilthilda i Elenory. Wywodzę się z rodziny Leśnych Elfów, przez niektóre rasy nazywane Miedzianymi. Mieszkałem z moją rodziną w głębi lasu. Ojciec był mądrym i szlachetnym Elfem, uczył mnie pokory, opanowania, dystansu, no i niekiedy tajników strzelectwa, myślistwa i przetrwania w dziczy. Często wyruszaliśmy razem na patrole, przemierzając lasy spotykaliśmy barbarzyńskie sidła, które w brutalny sposób okaleczały zwierzęta. Ojciec uczył mnie rozbrajać je i opatrywać niektóre rany. Zwierzętom którym nie były pisane jakiekolwiek szanse, skracaliśmy cierpienia. Matka natomiast wpoiła mi miłość do roślin, drzew, Zwierząt, wszystkiego co żywe... nazywam to ogólnie naturą... Sam też miałem swoje hobby, czy raczej pasje. Często po zmroku, wykradałem się z domu w głąb lasu, po to tylko by obserwować. Obserwować z daleka, gwiazdy, rośliny, zwierzęta, a najczęściej byt watahy Wilków. Ukryty na wysokich drzewach, siadałem i analizowałem. Pewnej nocy, gdy ponownie wymknąłem się z domu, wilki były niespokojne, wyły do księżyca ostrzegając pobliskie stada o czymś czego nie rozumiałem. Wyglądało to jakby obawiały się wtargnięcia kogoś, albo czegoś na ich terytorium. Postanowiłem sprawdzić. Grupa poszukiwaczy skarbów, na moje oko dwoje Ludzi i jeden Gnom przemierzali lasy. Nie wyglądali na szukających kłopotów. Zeskoczyłem z drzewa chcąc ostrzec, a może raczej oszczędzić niepotrzebnego starcia obu stronom. Doradziłem by nie szli tamtędy, gdyż mogliby narazić się na niebezpieczeństwo ze strony wilków. Miałem szczęście, bo tylko przytaknęli i poszli w drugą stronę. Zadowolony z dobrego uczynku wróciłem do domu...
Rankiem zawitał do nas stary Elf, pewnie Druid, zapytał najprawdopodobniej o mnie. Ojciec odparł iż jestem i zawołał mnie. Druid miał srogą minę, obawiałem się że to przez tą wczorajszą noc. Machną swoją laską w moją stronę, po czym wyszliśmy z domu. Przedstawił się poważnym tonem, miałem racje, był to stary Druid, zwali go Enarthonem. Powiedział że to co zrobiłem poprzedniej nocy, było dobrym rozwiązaniem. Porozmawialiśmy, wytłumaczyłem mu co robiłem o tak późnej porze w lesie, a on z uśmiechem wręczył mi Wilczy Kieł i nazwał mnie Zielonookim Wilkiem... Stąd mój przydomek. Kilka chwil później rozeszliśmy się w swoje strony. Dalej kontynuowałem swe nauki. Nauczyłem się wiele, choć daleko mi było do mądrości wielkich Druidów, ale to mi wystarczało. Las nauczył mnie więcej niż kto inny, samo przechadzanie się przez dzicz wymaga ostrożności i wiedzy.
Kilka dziesiątków od wizyty Druida ponownie wyruszyłem nocą do lasu. Tym razem nie zastałem już znajomej watahy, a same truchła wilczej rodziny. Szczątki były zmasakrowane, ale nie były oskórowane. Wyglądało to na czystą zabawę. Ślady po walce wskazywały na to, że toczyła się tu dosyć pokaźna walka. Byłem pewien iż była to dosyć spora banda rzezimieszków. Krew była wszędzie, na drzewach były jeszcze świeże ślady po ostrzach. Wpatrując się w zwłoki ogarnęło mnie gorąco. Łzy zalały mi policzki, a nogi same rwały się w pościg za mordercami. Byłem przywiązany do tych wilków. Co noc przez wiele lat obserwowałem je, uczyłem się od nich, a teraz... nie ma ich. Poczułem się w taki sposób, jak by ktoś zabił mi rodzinę. Widziałem już sidła, zniszczone drzewa, ale tego żeby wymordować zwierzęta, dla zabawy ?.. Przez kolejny dzień zastanawiałem się jak to zakończyć. Jak uchronić nasz las od Ludzi..... Zapadła noc. Znowu wymknąłem się z domu w miejsce gdzie żyła rodzinka wilków. Usiadłem na swoim drzewie, tam gdzie zawsze obserwowałem watahę. Długo nie musiałem czekać, nieopodal usłyszałem jak jakieś sidła z impetem zatrzasnęły się komuś na nodze. To był kolejny znak. Ku mojemu zdziwieniu był to mój przyjaciel Lethir ''Cienisty Kruk''. Jego noga została poważnie zraniona. Gdy spytałem się co on tu robił i jak to się stało, odpowiedział że widział mnie już nie raz o tej porze w lesie i chciał się przyłączyć. Nie byłem wtedy skory do rozmowy. Rozbroiłem sidła. Noga wyglądała okropnie, nie była to rana jaką mogłem w jakikolwiek sposób wyleczyć. Zdarłem rękaw z mojej koszuli i owinąłem nim nogę przyjaciela. Zabrałem go do domu. Ojciec zadawał dużo pytań, ale to nie była pora na takie rozmowy. Thrandilil opatrzył nogę, stwierdził że została bardzo poważnie uszkodzona i prawdopodobnie już nie będzie mógł biegać.. Tą noc Lethir spędził u nas..
Zastanawiałem się jak temu zaradzić, jak powstrzymać tych Ludzi, uświadomić im że jest to teren Elfów i nie mają prawa wstępu tutaj. Ojciec opowiedział mi o pewnej wyspie, zwała się Aeris. Podobno kilka dziesiątków temu podsłuchał rozmowę 2 ludzkich traperów, którzy opowiadali o niej. Mówili że jest magiczna i leczy wszelkie zło. Mimo iż brzmiało to jak wielka bajka pijanego barda, zerwałem się na nogi. Dałem się ponieść impulsowi. Nie miałem pewności co znaczyły te słowa traperów. Jeśli ta wyspa pomoże mi uratować nasz las i ich mieszkańców, to warto zaryzykować. Następnego dnia o wschodzie słońca wyruszyłem z ojcem do Waterdeep. Pierwszy raz opuściłem swój dom, było to dosyć dziwne przeżycie, wielkie miasta z kamieni. Tak nienaturalnie cicho a jednocześnie głośno. Nie mogłem określić w słowach tego co czułem.. Przez dłuższy czas zastanawiałem się czy był to dobry pomysł opuszczać Ardeep, przymknąłem oczy i wsiadłem na pierwszy statek do Aeris. Obym tego nie żałował....

Elf, chciał ratować las.. Poddał się ogromnemu impulsowi....

(poprawka [kolejna] tym razem mam nadzieje że wszystkie błędy znalazłem)
Ja w sumie mogę akceptować, aczkolwiek też mam wątpliwości. Szczególnie odnośnie tej impulsywności...

Nie wiem czy o to Ci chodzi .. ale:
Legebril w Aeris jest (nie wiem jak to nazwać) zniesmaczony tym że pochopnie opuścił Ardeep, tęskni za swoim domem i rodziną. Praktycznie nigdy nie bywa w miastach, przebywa prawie cały czas pobliskich miastach wspominając dom. Stara się znaleść w tej krainie choć część tego co usłyszał od ojca. Szuka sęsu słów : ''Że ta kraina leczy Zło'' Głównie jest przerażony że to co zdawało się takie piękne okazało się tak okropne: bo przecież trafił w czasy wojny.
Legebril będzie szukał sposobu by opuścić Aeris (ale nie wiem czy mu sie uda )
Cóż do rozwoju postaci to tylko Łowca (jeśli o to chodziło, bo jak wspomniał szanowny kolega Leśne Elfy gardzą magią mistyczną i nie chciałbym robić czegoś niezgodnego z ich naturą)...
emm .. poprawka : cały czas pobliskich lasach wspominając dom. Stara się znaleść w tej krainie choć część tego

sory xD
Edit:

Nie wiem czy o to Ci chodzi .. ale:
Legebril w Aeris jest (nie wiem jak to nazwać) zniesmaczony tym że pochopnie opuścił Ardeep, tęskni za swoim domem i rodziną. Praktycznie nigdy nie bywa w miastach, przebywa prawie cały czas pobliskich lasach wspominając dom i martwiąc się o sprawy, które chciał zakończyć. Stara się znaleść w tej krainie choć część tego co usłyszał od ojca. Szuka sęsu słów : ''Że ta kraina leczy Zło'' Głównie jest przerażony że to co zdawało się takie piękne okazało się tak okropne: bo przecież trafił w czasy wojny. Będzie starał się pomóc i tej krainie. Jest młodym i naiwnym Elfem, kto wie może i po tych ciężkich czasach znajdzie sęs niewiarygodnej opowieści o Aeris

Cóż do rozwoju postaci to tylko Łowca (jeśli o to chodziło, bo jak wspomniał szanowny kolega Leśne Elfy gardzą magią mistyczną i nie chciałbym robić czegoś niezgodnego z ich naturą)...
Mam już odpowiedź - Akceptuję. Powodzenia .
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • latwa-kasiora.pev.pl