Bo czĹowiek gĹupi jest tak bez przyczyny
- Nazwa konta postaci: Don Pedros
- Nazwa postaci: Bofur Jednooki
- Płeć postaci: Mężczyzna
- Rasa postaci: krasnolud
- Klasa postaci: czarodziej
- Wiek postaci: 69
- Wyznanie postaci: Dugmaren Jasny Płaszcz
- Pochodzenie postaci: Srebrne Marchie(Cytadela Adbar)
- Charakter postaci: Neutralny dobry
Opis:
Krasnolud niewielkiego wzrostu jak na swoją rasę. Z charakterystyczną łysiną i zadbaną wypielęgnowaną brodą w kolorze ciemnego blondu. Twarz naznaczona rozległą blizną, przebiegającą przez zasłonięty opaską oczodół. Zdrowe(i jedyne) jasno-niebieskie oko spogląda na świat z ciekawością. Schludnie i czysto ubrany.
Historia:
Urodziłem się w roku Błogosławieństwa Grzmotu, jako czwarty i ostatni syn Golinusa i Suli. Matka bardzo źle znosiła brzemienność, a rozwiązanie niemalże nie zabiło nas oboje. Po wielu trudach wydała na świat wątłe i chorowite niemowlę –mnie. Mimo ponurych prognoz otoczenia, udało mi się przeżyć. I nawet usilne próby moich braci, co by mnie zadusić w zabawie, spełzły na niczym. Z chorób wkrótce wyrosłem, za to ze słabości już nie. Moja prawica zadawała żałośnie słabe ciosy. Bracia postanowili mnie zahartować, a ja durny ochoczo na to przystałem. Wyprawy na pobliskie siedlisko orków, nauczyło mnie nigdy więcej im nie ufać. W którejś z rzędu potyczce, rosły ork był na tyle łaskawy wyłupić mi oko i przejechać toporem przez pysk. Ledwo przeżyłem… Od tamtego czasu z daleka trzymałem się od tych bęcwałów z głupimi pomysłami. Siedzenie w domowych pieleszach znudziło mi się. Znalazłem sobie rozrywkę. Podpatrywałem jednego z naszych czarodziejów. Skoro bogowie nie dali mi siły, a pobłogosławili całkiem niezłą pamięcią, postanowiłem zostać czarodziejem i jakoś wybić się i zaskarbić sobie szacunek rodziny. Ów mag, zwany Hurikiem – przyłapał mnie na próbie odcyfrowania jednego ze swoich zwojów. Złapał mnie za kark jak szczeniaka i potrząsnął, wyklął przy tym od czci i wiary. Wyjaśniłem mu spokojnie, iż chcę zostać czarodziejem. Najpierw zatrzęsło się ze śmiechu to jego brzuszysko, jednak obrzucił mnie uważniejszym spojrzeniem. Z przebiegłym błyskiem w małych oczkach zaproponował mi posadę ucznia. Oczywiście zgodziłem się, mało nie umierając ze szczęścia. Radość szybko mi przeszła, okazało się, że moje nowe obowiązki polegają głównie na sprzątaniu i usługiwaniu Hurikowi. Jakimś cudem nauczyłem się podstaw magicznego rzemiosła, dzięki lub może wbrew, mojemu mentorowi. Cytadela wydała mi się wtedy za ciasna. Pomyślałem sobie, że może gdzie indziej uda mi się stać kimś. Przez głowę przeleciała mi nawet rozkoszna wizja, jak wracam w pełnej magicznej krasie, a te bęcwały(moi bracia) aż otwierają gęby ze zdziwienia. Spakowałem niewielki dobytek, w tym rzecz najcenniejszą, bo moją księgę. Miasto Wspaniałości wydało mi się w sam raz, żeby zacząć poznawać świat. Jednak już na miejscu, poczułem się przytłoczony, wręcz osaczony. Zasięgnąwszy języka w jednej z lokalnych karczm, doszedłem do wniosku, że ruszam dalej. Mityczna wyspa z plotek była wręcz stworzona dla przyszłego wielkiego maga, prawda?
Cechy:
Siła: 10
Zręczność: 14
Kondycja: 16
Inteligencja: 18
Mądrość: 10
Charyzma: 6
Uprzejmie wetuję imię. Bofur - imię jednego z towarzyszy Thorina Dębowej Tarczy, który wraz z niejakim Bilbo Bagginsem odbijał Samotną Górę.
- Nazwa konta postaci: Don Pedros
- Nazwa postaci: Wirfir Jednooki
- Płeć postaci: Mężczyzna
- Rasa postaci: krasnolud
- Klasa postaci: czarodziej
- Wiek postaci: 69
- Wyznanie postaci: Dugmaren Jasny Płaszcz
- Pochodzenie postaci: Srebrne Marchie(Cytadela Adbar)
- Charakter postaci: Neutralny dobry
Opis:
Krasnolud niewielkiego wzrostu jak na swoją rasę. Z charakterystyczną łysiną i zadbaną wypielęgnowaną brodą w kolorze ciemnego blondu. Twarz naznaczona rozległą blizną, przebiegającą przez zasłonięty opaską oczodół. Zdrowe(i jedyne) jasno-niebieskie oko spogląda na świat z ciekawością. Schludnie i czysto ubrany.
Historia:
Urodziłem się w roku Błogosławieństwa Grzmotu, jako czwarty i ostatni syn Golinusa i Suli. Matka bardzo źle znosiła brzemienność, a rozwiązanie niemalże nie zabiło nas oboje. Po wielu trudach wydała na świat wątłe i chorowite niemowlę –mnie. Mimo ponurych prognoz otoczenia, udało mi się przeżyć. I nawet usilne próby moich braci, co by mnie zadusić w zabawie, spełzły na niczym. Z chorób wkrótce wyrosłem, za to ze słabości już nie. Moja prawica zadawała żałośnie słabe ciosy. Bracia postanowili mnie zahartować, a ja durny ochoczo na to przystałem. Wyprawy na pobliskie siedlisko orków, nauczyło mnie nigdy więcej im nie ufać. W którejś z rzędu potyczce, rosły ork był na tyle łaskawy wyłupić mi oko i przejechać toporem przez pysk. Ledwo przeżyłem… Od tamtego czasu z daleka trzymałem się od tych bęcwałów z głupimi pomysłami. Siedzenie w domowych pieleszach znudziło mi się. Znalazłem sobie rozrywkę. Podpatrywałem jednego z naszych czarodziejów. Skoro bogowie nie dali mi siły, a pobłogosławili całkiem niezłą pamięcią, postanowiłem zostać czarodziejem i jakoś wybić się i zaskarbić sobie szacunek rodziny. Ów mag, zwany Hurikiem – przyłapał mnie na próbie odcyfrowania jednego ze swoich zwojów. Złapał mnie za kark jak szczeniaka i potrząsnął, wyklął przy tym od czci i wiary. Wyjaśniłem mu spokojnie, iż chcę zostać czarodziejem. Najpierw zatrzęsło się ze śmiechu to jego brzuszysko, jednak obrzucił mnie uważniejszym spojrzeniem. Z przebiegłym błyskiem w małych oczkach zaproponował mi posadę ucznia. Oczywiście zgodziłem się, mało nie umierając ze szczęścia. Radość szybko mi przeszła, okazało się, że moje nowe obowiązki polegają głównie na sprzątaniu i usługiwaniu Hurikowi. Jakimś cudem nauczyłem się podstaw magicznego rzemiosła, dzięki lub może wbrew, mojemu mentorowi. Cytadela wydała mi się wtedy za ciasna. Pomyślałem sobie, że może gdzie indziej uda mi się stać kimś. Przez głowę przeleciała mi nawet rozkoszna wizja, jak wracam w pełnej magicznej krasie, a te bęcwały(moi bracia) aż otwierają gęby ze zdziwienia. Spakowałem niewielki dobytek, w tym rzecz najcenniejszą, bo moją księgę. Miasto Wspaniałości wydało mi się w sam raz, żeby zacząć poznawać świat. Jednak już na miejscu, poczułem się przytłoczony, wręcz osaczony. Zasięgnąwszy języka w jednej z lokalnych karczm, doszedłem do wniosku, że ruszam dalej. Mityczna wyspa z plotek była wręcz stworzona dla przyszłego wielkiego maga, prawda?
Krasnolud Tarczowy
CytatUrodziłem się w roku Błogosławieństwa Grzmotu, jako czwarty i ostatni syn Golinusa i Suli. Matka bardzo źle znosiła brzemienność, a rozwiązanie niemalże nie zabiło nas oboje. Po wielu trudach wydała na świat wątłe i chorowite niemowlę –mnie.
Coś nie pasuje mi tutaj Rok ten zasłynął z czegoś innego niż pojedyńcze ciąże
*Co do ciąż, owszem. Jednak to, że rodziło się dużo bliźniąt, nie oznacza że tak było z Virfurem. Nigdzie w podręcznikach nie ma wzmianki, że były to tylko i wyłącznie bliźnięta.
*"Nie ufać" było o braciach, młody był przewrażliwiony.
*Wyśmianie było jednorazowe, Hurika ubawił sam fakt, że Virfur tak bardzo chce być czarodziejem.
*Wiedza o Aeris mogła mu najzwyczajniej w świecie umknąć, mentor postarał się, żeby miał ciągle zajęcie.
Przy braku zaufania - wiem do kogo odnosiło się to słowo - chodzi mi o sam fakt "napadania krasnoludów na orcze jaskinie". Krasnoludy nie należą do istot drażniących innych. Co innego odzyskanie starożytnych krasnoludzkich kopalń, a co innego bezsensowna wycieczka. To jest poprostu "niekrasnoludzkie" zachowanie. Nawet młode krasnoludy mają wpojone pewne zasady.
Co zaś do bliźniąt - gdy wokoło dzięki błogosławieństwu Moradina rodzą się bliźnięta, jak potraktować ciążę pojedynczą?
Biorąc pod uwagę rasową nienawiść między tymi dwoma rasami, aż tak to nie dziwi. I nie były to wyprawy łupieżcze, a mające na celu wyplenienie zagrożeń. Można zamienić to na rutynowe patrole korytarzy, młodzi chcieli się sprawdzić wraz z bratem.
- Nazwa konta postaci: Don Pedros
- Nazwa postaci: Wirfir Jednooki
- Płeć postaci: Mężczyzna
- Rasa postaci: krasnolud tarczowy
- Klasa postaci: czarodziej
- Wiek postaci: 69
- Wyznanie postaci: Dugmaren Jasny Płaszcz
- Pochodzenie postaci: Srebrne Marchie(Cytadela Adbar)
- Charakter postaci: Neutralny dobry
Opis:
Krasnolud niewielkiego wzrostu jak na swoją rasę. Z charakterystyczną łysiną i zadbaną wypielęgnowaną brodą w kolorze ciemnego blondu. Twarz naznaczona rozległą blizną, przebiegającą przez zasłonięty opaską oczodół. Zdrowe(i jedyne) jasno-niebieskie oko spogląda na świat z ciekawością. Schludnie i czysto ubrany.
Historia:
Urodziłem się w roku Błogosławieństwa Grzmotu, jako czwarty i ostatni syn Golinusa i Suli. Matka bardzo źle znosiła brzemienność, a rozwiązanie niemalże nie zabiło nas oboje. Po wielu trudach wydała na świat wątłe i chorowite niemowlę –mnie. Mimo ponurych prognoz otoczenia, udało mi się przeżyć. I nawet usilne próby moich braci, co by mnie zadusić w zabawie, spełzły na niczym. Z chorób wkrótce wyrosłem, za to ze słabości już nie. Moja prawica zadawała żałośnie słabe ciosy. Bracia postanowili mnie zahartować, a ja durny ochoczo na to przystałem. Rutynowe patrole korytarzy pod skrzydłami braciaków, nauczyły mnie nigdy więcej im nie ufać. W którejś z rzędu potyczce, rosły ork był na tyle łaskawy wyłupić mi oko i przejechać toporem przez pysk. Ledwo przeżyłem… Od tamtego czasu z daleka trzymałem się od tych bęcwałów z głupimi pomysłami. Siedzenie w domowych pieleszach znudziło mi się. Znalazłem sobie rozrywkę. Podpatrywałem jednego z naszych czarodziejów. Skoro bogowie nie dali mi siły, a pobłogosławili całkiem niezłą pamięcią, postanowiłem zostać czarodziejem i jakoś wybić się i zaskarbić sobie szacunek rodziny. Ów mag, zwany Hurikiem – przyłapał mnie na próbie odcyfrowania jednego ze swoich zwojów. Złapał mnie za kark jak szczeniaka i potrząsnął, wyklął przy tym od czci i wiary. Wyjaśniłem mu spokojnie, iż chcę zostać czarodziejem. Najpierw zatrzęsło się ze śmiechu to jego brzuszysko, jednak obrzucił mnie uważniejszym spojrzeniem. Z przebiegłym błyskiem w małych oczkach zaproponował mi posadę ucznia. Oczywiście zgodziłem się, mało nie umierając ze szczęścia. Radość szybko mi przeszła, okazało się, że moje nowe obowiązki polegają głównie na sprzątaniu i usługiwaniu Hurikowi. Jakimś cudem nauczyłem się podstaw magicznego rzemiosła, dzięki lub może wbrew, mojemu mentorowi. Cytadela wydała mi się wtedy za ciasna. Pomyślałem sobie, że może gdzie indziej uda mi się stać kimś. Przez głowę przeleciała mi nawet rozkoszna wizja, jak wracam w pełnej magicznej krasie, a te bęcwały(moi bracia) aż otwierają gęby ze zdziwienia. Spakowałem niewielki dobytek, w tym rzecz najcenniejszą, bo moją księgę. Miasto Wspaniałości wydało mi się w sam raz, żeby zacząć poznawać świat. Jednak już na miejscu, poczułem się przytłoczony, wręcz osaczony. Zasięgnąwszy języka w jednej z lokalnych karczm, doszedłem do wniosku, że ruszam dalej. Mityczna wyspa z plotek była wręcz stworzona dla przyszłego wielkiego maga, prawda?
Nadal czekam, żeby ktoś jeszcze się tym zainteresował.
Akceptuję.
Akceptuję
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL