Bo czĹowiek gĹupi jest tak bez przyczyny
Wiadomo?? ukryta / Hidden messageWiadomość została ukryta, aby ją przeczytać należy odpowiedzieć w temacie.
Edit by cerbin: domknięcie pogrubień
Akceptuję!!!
*skan*
by cerbin: Dostał pozwolenie.
Akceptuję.
Akceptuję
Wiadomo?? ukryta / Hidden messageWiadomość została ukryta, aby ją przeczytać należy odpowiedzieć w temacie.
Stuk, stuk, stuk - odgłos podkutej laski uderzającej o deski pokładu przebił się przez nawoływania marynarzy. kapitan obejrzał się i uśmiechnął pod wąsem. Magowie - pomyślał - niby tacy potężni, a zwykłe kołysanie wyprowadza ich z równowagi. Kobieta szła powoli w jego stronę. Była chorobliwie blada, jej skóra miała niezdrowy, szarozielony odcień. Niemal przez całą podróż nie wyściubiła nosa z kajuty. Ale teraz kuśtykała powoli po pokładzie.
Co za brzydka kobieta - przemknęło przez myśl kapitanowi - no ale przynajmniej nie musi się obawiać, że któryś z moich chłopców będzie się jej narzucał. Mężczyzna wykrzyczał kilka rozkazów i uśmiechnął się uprzejmie do słaniającej się kobiety.
- Już pani lepiej? - zagadał, kłaniając się dwornie.
- Nie - burknęła odziana w brązowe szaty kobieta opierając się ciężko na kiju - kiedy dopływamy?
- Och już niedługo. Już widać wyspę i miasto też, jeśli się wytęży wzrok. Myślę, że jeszcze dziś zawiniemy do portu, o ile Umberlee będzie łaskawa.
Kobieta nie odpowiedziała. Stała tylko, ciężko opierając się na dłuższym od niej kiju i wpatrywała się w horyzont. Po dłuższej chwili kapitan poczuł się skrępowany, kaszlnął cicho i odruchowo pogonił dwóch marynarzy, którzy nie dość szybko zwijali liny.
- Niech mi pan opowie o wyspie - odezwała się nagle czarodziejka, tym swoim świszczącym głosem.
- Emm co tu do opowiadania. Sam nigdy poza Aulos nie byłem. Ot tylko rozładować towar, załadować nowy, może wypić szklaneczkę czegoś lepszego w karczmie. Ponoć w głębi wyspy jest enklawa elfów i krasnoludzkie miasto. Raz też, płynąc wokół wyspy widziałem świątynie długouchych no i święty gaj druidów. Ale morze mi światkiem, że nie postawiłbym tam stopy za żadne pieniądze.
- Dlaczego? - kobieta wbiła weń swój przeszywający wzrok, pod którym kapitan głośno przełknął ślinę.
- Ano... emmm, ponoć i na elfie i na druidzkie ziemie nie wpuszczają obcych... ludzi zwłaszcza na te pierwsze. Izolują się drzewoluby. - tu kapitan splunął z niesmakiem na deski pokładu - jeśli ode mnie by to zależało, to bym i jednych i drugich z wyspy wyrzucił. No ale wielki Lord ich lennikami uczynił miast tego... Kiedyś mu to bokiem wyjdzie, niech panienka me słowa zapamięta.
- A czarodzieje? Dużo ich na wyspie żyje?
- Tfu tfu! - kapitan wykonał całą serię rożnych, odpędzających siły nieczyste gestów, jednak widząc zmarszczone brwi kobiety przestał w połowie mniej więcej dziesiątego - znaczy... ja tam do ciskających magią nic nie mam... ale emm... ponoć na morzu pecha przynoszą i hmm... A na wyspie! No tak, jest ich paru. Żonka Namiestnika Aulos ponoć jest niezła w tym całym abra kadabra.
Kobieta tylko stała, nie odzywając się słowem. kapitan nawet nie był pewny, czy go słucha. Wpatrywała się w horyzont, mrużąc nieznacznie oczy. Po dłuższej chwili, bez słowa ruszyła w strone swojej kajuty. Kapitan odetchnął z ulgą, wyraźnie się ożywiając i z nową energią zaczął pokrzykiwać na swoją załogę.
Było jej koszmarnie niedobrze. Nie miała już czym wymiotować, więc jej żołądek tylko kurczył się boleśnie. Ledwie umoczyła usta, pijąc łyk zatęchłej wody. Nienawidziła statków. Pewnego dnia, kiedy będzie już potężnym magiem, nigdy więcej nie postawi stopy na tym kołyszącym piekle. Ale przynajmniej kapitan mówił, że już blisko. Skuliła się na koi, wtulając w kołyszącą się wciąż ścianę i sięgnęła po swoja księgę zaklęć. Uczyła się kolejnych czarów, powtarzając je tak długo, aż zapłonęły jasnym blaskiem w jej umyśle. Kiedy skończyła, schowała swoją księgę zaklęć i przez kilka minut siedziała z zamkniętymi oczami, wyobrażając sobie, że jest nie na okręcie, a w Cytadeli Candlekeep. Przez chwilę nawet działało, niestety, tylko przez chwilę. Z bólem otworzyła oczy i wpatrzyła się w drzwi swojej kajuty. Może już dopływają? Może jednak warto byłoby wyjść na ten chwiejny pokład i rozejrzeć się trochę? Ostrożnie sięgnęła po kij i ruszyła ku drzwiom. Potężny wstrząs rzucił ją spowrotem na koję, wytrącając kostur z dłoni. Szybko pozbierała się, zapominając o tygodniu chorowania. Chwyciła znów laskę i wybiegła na pokład. Kolejny, silny wstrząs zachwiał statkiem i posłał Vayel na barierkę burty. Marynarze biegali po pokładzie, krzycząc i chwytając za broń. Do statku zbliżał się okręt niewielką katapultą na dziobie, do której właśnie ładowali trzeci pocisk.
-Kryć się - zdążył ryknąć kapitan, kiedy ociosany z grubsza głaz przeciął niebo i uderzył prosto w główny maszt. Drewno jęknęło i bardzo powoli zaczęło się przechylać.
- Do toporów, szybko odciąć maszt - krzyknął kapitan, pierwszy dopadając łamiącego się słupa. Wrogi statek zbliżał się nieubłaganie. Już można było dostrzec wyszczerzone gęby piratów, liczących na łatwy łup.
- Jeśli zna panienka jakieś przydatne czary, to teraz jest najlepszy moment, by zacząć je rzucać - krzyknął do niej pierwszy oficer, stając obok niej z wyciągniętą szablą. W tym samym czasie główny maszt wpadł z pluskiem do wody. Marynarze odrzucili topory i sięgnęli po łuki i kusze, zasypując mniejszą i zwinniejszą jednostkę gradem strzał i bełtów. Najwyraźniej jednak na nic się to nie zdało. Niebo przeszyły pierwsze kotwiczki, zahaczające o burty. Część marynarzy chwyciła za noże, by odciąć liny, jednak było to tylko odwlekanie nieuchronnego. Pierwsi piraci z wrzaskiem zaczęli przeskakiwać ponad burtami. Jeden wpadł do morza, ze strzałą stercząca z piersi, drugi poślizgnął sie i poszedł w ślady kompana. Kilku padło pod wciąż przytłaczającą przewagą marynarzy. Jednak kolejny napływali. Vayel niewiele myśląc splotła pierwszy car i posłał serie magicznych pocisków w najbliższego pirata.
- Nie damy rady - sapnął pierwszy oficer odbijając kordelas, który prawie rozciął mu gardło.
- Mam pomysł, ale będę potrzebowała twojej pomocy - syknęła Vayel posyłając ostatni już magiczny pocisk w nacierającego pirata - Alkohol - dużo go macie na pokładzie?
- Trochę, z dziesięć beczułek - pierwszy zawirował w piruecie odcinając jednemu piratowi dłoń, drugiego kopiąc w pierś i posyłając do morza.
- trzeba je przenieść na ich statek, a potem go wysadzę. - Pierwszy tylko wytrzeszczył oczy, po czym na jego twarzy wykwitł wredny uśmieszek.
Szybko przemknęli do ładowni, zabierając ze sobą jeszcze dwóch ludzi.
Przetransportowanie beczułek łatwe nie było. Tylko jedna była na tyle mała, by dać się przenieść za pomocą prostej sztuczki. Na resztę musiały starczyć mięśnie załogi. Walka wrzała na pokładzie i piraci powoli, choć nieubłaganie zdobywali przewagę. W ferworze walki nie zauważyli postaci, toczących beczki w stronę ich statku. Być może myśleli, że ich kompani zabrali się już do rabowania. Kiedy alkohol spoczął już bezpiecznie na rufie statku piratów Vayel, otoczona przez dwóch marynarzy i sięgnęła do sakiewki po niewielką kulkę nietoperzowego guana i siarki. Zaczęła mruczeć zaklęcie po czym wycelowała palec w stos beczek i wykrzyczała ostatnia frazę. Ognista piguła pomknęła posłusznie rozbijając drewno.
Potężny błysk rozświetlił niebo, kiedy wzmocniona alkoholem kula ognista eksplodowała. Siła wybuchu była tak wielka, że pchnęła statek piratów do przodu. Łączące oba okręty liny pękły i nagle piraci znaleźli się na wrogim terenie, bez możliwości ucieczki. Walczyli zażarcie, nie chcąc dać się pojmać żywcem. Część co odważniejszych skakała do morza, chcąc dostać się na swój płonący statek. Walki ustały i nastała niepokojąca cisza, przerywana jedynie jękami konających i trzaskiem płonącego drewna. Pokład zasłany był trupami - w większości piratów - i był mokry od krwi. Wielu marynarzy było rannych lub umierających. Co sprawniejsi, z zaciętymi minami zajęli się spychaniem trupów do wody.
Wokół statku kotłowały się już szare kształty. Dzisiaj rekiny będą miały ucztę. poważnie uszkodzony statek, bez głównego masztu powoli powlókł się w stronę portu. Nie było świętowania, radosnych okrzyków. Kapitan, z twarzą zalaną krwią od paskudnego cięcia na skroni uścisnął tylko ramię czarodziejki i powlókł się do koła sterowego. Stracił wielu ludzi, sporą część ładunku, zaś statek przez najbliższe tygodnie nie będzie się nadawał do żeglugi. Ale przynajmniej przeżyli.
Deszcz bębnił o szyby niewielkiego pokoju w karczmie. Czarodziejka oderwała wzrok od zwoju i potarła lekko podkrążone oczy. To zaklęcie było na razie poza jej zasięgiem, skomplikowane, pełne wyrazów, których nigdy nie widziała. przez prawie całą noc mruczała pod nosem frazy, różnie je akcentując i intonując, czekając aż magia zadrży w jej ciele, sygnalizując, że oto znalazła prawidłową wymowę. Oczywiście mogła rzucić prosty czar, który pozwoliłby jej zrozumieć czar, bez wielogodzinnych badań. Ale to wydawało jej się zawsze drogą na skróty. Nie można było zrozumieć magii bez dogłębnych studiów. Brnąc przez każdy wers, frazę czy słowo, zdobywało się wiedzę. No i lepiej szło jej rzucanie tak przygotowanych zaklęć.
Podeszła do mizernego stolika i zapaliła kolejną świecę. Właściwie już skończyła. Potrafiła odczytać zaklęcie, choć nauczenie się go na razie pozostawało poza jej możliwościami. Na razie.
Jak zwykle sięgnęła po pióro i w niewielkim notatniku zapisała kilka swoich spostrzeżeń. Np. słowo, w trzecim wersie. Wyglądało na to, że można je było wymówić na dwa sposoby. Nie była pewna jaki da to efekt, czy w ogóle będzie jakakolwiek zmiana, ale warte to było zanotowania i sprawdzenia w przyszłości, kiedy już zyska odpowiednią moc.
Słońce powoli wychylało się zza horyzontu, złocąc dachówki kamienic, kiedy czarodziejka odłożyła wreszcie pióro, zgasiła wypaloną już niemal w całości świecę i zwaliła się wyczerpana na łózko. Przynajmniej wciąż miała gdzie spać. Ale już niedługo. Sakiewka była nieprzyjemnie lekka. A spanie pod namiotem na obrzeżach miasta zupełnie jej się nie uśmiechało. Nie wstając z łózka spojrzała przez okno. W oddali majaczyła wieża Konwentu. Cóż przynajmniej mają bibliotekę. No i ten mag, Arntroz mówił, że mają pierwszeństwo przy badaniu magicznych anomalii. Brzmiało to bardzo kusząco. Jednak z drugiej strony mag w Studiu w którym pracowała już kilka razy nie wyrażał się o organizacji w najpochlebniejszy sposób. Trzeba to będzie dobrze przemyśleć. Ale to potem. Ziewnęła jeszcze raz i zamknęła oczy. Musi się dobrze wyspać, bo droga do Eiverhow zajmie jej trochę czasu.
Wiadomo?? ukryta / Hidden messageWiadomość została ukryta, aby ją przeczytać należy odpowiedzieć w temacie.
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL