ďťż
[ Czarodziej ] Adam Canterbury


Bo człowiek głupi jest tak bez przyczyny

Nazwa konta: B4M
Nazwa postaci: Adam Canterbury
Rasa postaci: Człowiek
Wiek: 22
Klasa: Czarodziej
Wyznanie postaci: Mystra
Pochodzenie postaci: Cormyr
Charakter: Chaotyczny Neutralny

Cechy:
Siła: 10
Zręczność: 14
Kondycja: 14
Inteligencja: 17
Mądrość: 11
Charyzma: 10

Języki: Wspólny, Chondastki, Smoczy, Elfi, Otchłani, Krasnoludzki


*kartka w dość obszernym notatniku zapisana starannym, pełnym szyku pismem*

Znowu! Obudziłem się z kartką w dłoni. „Wróć jak zmądrzejesz. Twój kochany wuj.” Znów ze mnie zadrwił! Jak śmiało to podłe diablęcie! Nigdy nie uwierzę, że jest moim wujem! Nigdy! Nawet jeśli wygląda tak samo jak ojciec... no, Ojciec nie miał rogów i w przeciwieństwie do swojego brata był dzielnym bitewnym magiem...

Ze wszystkich świństw jakie wuj mi uczynił to jest chyba największe, ten statek śmierdzi rybą... kto słyszał o szlachcicu wśród smrodu ryb?! Przynajmniej już nie jestem kamiennym posągiem, widocznie zaklęcie samo minęło... Eh, od dawna zastanawiało mnie jego umiłowanie do zmieniania mnie w posąg. Nawet gdy byłem mały, a matka była zmuszona do zostawienia mnie samego z wujem, ten dla wygody zmieniał mnie w posążek. Chyba już zawsze będę pamiętał widok nóg zmieniających się w skałę i spojrzenie jego złych, pełnych satysfakcji oczu. Czemu bogowie zesłali na mnie takie przekleństwo?! Gdyby Ojciec żył, to pewnie by tak nie było. Co ja bredzę, wystarczyłoby, żeby matka nie wyszła za jego brata... albo chociaż sama nie zmarła. Dziwne to, zwykle dziecko płacze w niebogłosy z żalu gdy umiera mu matka. Też tak płakałem... ale dlatego, że po jej śmierci miał się mną zając wuj... Zajmował się mną dokładnie tak jak podejrzewałem, że będzie się zajmował. Ze 3 lata po śmierci matki, gdy byłem już młodzikiem, zażądałem mojego majątku! Wszak posiadłość w której mieszkaliśmy w Suzail należała się mnie prawem krwi, jako jedynemu synowi rodu Canterbury! Gdy to zrobiłem, wuj zaśmiał się, następnie skinął palcem, a ja obudziłem się na bruku ze zwiniętą kartką papieru w dłoni. Zrobił mi brzydki psikus tak samo jak teraz. Wtedy napisał mi „Jesteś w porcie Wrót Baldura. Miłego powrotu do Cormyr. Twój kochany wuj”. Jaka to była męka! Wracałem do domu przez 14 miesięcy! Taka długa droga dla szlacheckiego młodzika była katorgą. Musiałem chwytać się coraz to nowszych prac zarobkowych. Od sprzedawcy rzepy w gnomim sklepiku, po rynsztokowego rabusia. Gdy wreszcie dotarłem do domu, okazało się że ta łachudra sprzedała MOJĄ rezydencje! Nowi jej właściciele przekazali mi torbę i list. W torbie były czyste ubrania i parę monet. List był ciekawszy. „Udaj się do Candlekeep, tam rozpoczniesz nauki sztuki magicznej”. Uznałem to za błogosławieństwo po tych wszystkich męczarniach.... Tylko czemu nie powiedział mi o tym wcześniej!? Przecież Wrota Baldura są tak blisko Candlekeep! Znów zadrwił siarczysty rogacz!

Jednak do Candlekeep droga zeszła szybciej - pieniądze bardzo ułatwiają i przyspieszają podróże. Na miejscu czekała mnie jednak kolejna sroga niespodzianka! Okazało się bowiem, że uczył mnie będzie właśnie mój znienawidzony wuj! Myślałem, że wyjdę z siebie! Swoją drogą, przedtem nie wiedziałem, że jest powiązany z Candlekeep. Mój pobyt w tamtejszej szkole magii oprócz paru ciekawych umiejętności, dostarczył mi też paru nowych obelżywych zwrotów jakimi zwracał się do mnie wuj. Moim „ulubionym” był „słoiczny burak” cokolwiek to znaczyło... Przez długi czas bałem się zapytać co z moim majątkiem, ale niedawno się odważy *w połowie litera y wydłużyła się przeradzając w dziką pociągłą kreskę, zupełnie jakby ktoś przerwał pisanie*


*pismo jest troszkę inne, widać że pióro jest mocniej przyciskane do papieru, litery bardziej kanciaste*

Psia mać! Niech go piekło pochłonie! Wiedziałem, że to było zbyt proste! On wcale nie wsadził mnie na ten statek, żebym sobie gdzieś popłynął. On zaciągnął mnie tu jako członka załogi! Coś czuję, że to doprawdy najgorsza z jego drwin.

*pismo znów pełne szyku i elegancji*

Przynajmniej teraz wiem, gdzie płynę. Na Aeris. Będąc w szkole magii słyszałem co nieco o tej wyspie. Sporo czarodziejów się nią interesuje przez stare przedmioty które można tu znaleźć.
Czas pomyśleć co ze sobą zrobić, bo nie będzie łatwo. Kiedyś sprzedam historie mojego życia za pokaźną sumę...


Przez brak czasu przyczepię się do pierwszej rzeczy która rzuca się w oczy!

Nazwisko... Canterbury jest miastem w Anglii, gdzie mieści się Arcybiskupstwo Anglikańskie...

ZMIEŃ NAZWISKO POSTACI
A ja dorzucę do tego imię.
Adam - źródło: Genesis /Księga Rodzaju/.
Pomijając już wszystko inne - nie pasuje zbytnio do FR


Ok, nazwisko - złapaliście Ale ładnie brzmi
Do imienia to już sie czepiacie, jest strasznie uniwersalne Jednak niech bedzie, zmienie
Nazwa konta: B4M
Nazwa postaci: Maroth Redmoon
Rasa postaci: Człowiek
Wiek: 22
Klasa: Czarodziej
Wyznanie postaci: Mystra
Pochodzenie postaci: Cormyr
Charakter: Chaotyczny Neutralny

Cechy:
Siła: 10
Zręczność: 14
Kondycja: 14
Inteligencja: 17
Mądrość: 11
Charyzma: 10

Języki: Wspólny, Chondastki, Smoczy, Elfi, Otchłani, Krasnoludzki


*kartka w dość obszernym notatniku zapisana starannym, pełnym szyku pismem*

Znowu! Obudziłem się z kartką w dłoni. „Wróć jak zmądrzejesz. Twój kochany wuj.” Znów ze mnie zadrwił! Jak śmiało to podłe diablęcie! Nigdy nie uwierzę, że jest moim wujem! Nigdy! Nawet jeśli wygląda tak samo jak ojciec... no, Ojciec nie miał rogów i w przeciwieństwie do swojego brata był dzielnym bitewnym magiem...

Ze wszystkich świństw jakie wuj mi uczynił to jest chyba największe, ten statek śmierdzi rybą... kto słyszał o szlachcicu wśród smrodu ryb?! Przynajmniej już nie jestem kamiennym posągiem, widocznie zaklęcie samo minęło... Eh, od dawna zastanawiało mnie jego umiłowanie do zmieniania mnie w posąg. Nawet gdy byłem mały, a matka była zmuszona do zostawienia mnie samego z wujem, ten dla wygody zmieniał mnie w posążek. Chyba już zawsze będę pamiętał widok nóg zmieniających się w skałę i spojrzenie jego złych, pełnych satysfakcji oczu. Czemu bogowie zesłali na mnie takie przekleństwo?! Gdyby Ojciec żył, to pewnie by tak nie było. Co ja bredzę, wystarczyłoby, żeby matka nie wyszła za jego brata... albo chociaż sama nie zmarła. Dziwne to, zwykle dziecko płacze w niebogłosy z żalu gdy umiera mu matka. Też tak płakałem... ale dlatego, że po jej śmierci miał się mną zając wuj... Zajmował się mną dokładnie tak jak podejrzewałem, że będzie się zajmował. Ze 3 lata po śmierci matki, gdy byłem już młodzikiem, zażądałem mojego majątku! Wszak posiadłość w której mieszkaliśmy w Suzail należała się mnie prawem krwi, jako jedynemu synowi rodu Redmoon! Gdy to zrobiłem, wuj zaśmiał się, następnie skinął palcem, a ja obudziłem się na bruku ze zwiniętą kartką papieru w dłoni. Zrobił mi brzydki psikus tak samo jak teraz. Wtedy napisał mi „Jesteś w porcie Wrót Baldura. Miłego powrotu do Cormyr. Twój kochany wuj”. Jaka to była męka! Wracałem do domu przez 14 miesięcy! Taka długa droga dla szlacheckiego młodzika była katorgą. Musiałem chwytać się coraz to nowszych prac zarobkowych. Od sprzedawcy rzepy w gnomim sklepiku, po rynsztokowego rabusia. Gdy wreszcie dotarłem do domu, okazało się że ta łachudra sprzedała MOJĄ rezydencje! Nowi jej właściciele przekazali mi torbę i list. W torbie były czyste ubrania i parę monet. List był ciekawszy. „Udaj się do Candlekeep, tam rozpoczniesz nauki sztuki magicznej”. Uznałem to za błogosławieństwo po tych wszystkich męczarniach.... Tylko czemu nie powiedział mi o tym wcześniej!? Przecież Wrota Baldura są tak blisko Candlekeep! Znów zadrwił siarczysty rogacz!

Jednak do Candlekeep droga zeszła szybciej - pieniądze bardzo ułatwiają i przyspieszają podróże. Na miejscu czekała mnie jednak kolejna sroga niespodzianka! Okazało się bowiem, że uczył mnie będzie właśnie mój znienawidzony wuj! Myślałem, że wyjdę z siebie! Swoją drogą, przedtem nie wiedziałem, że jest powiązany z Candlekeep. Mój pobyt w tamtejszej szkole magii oprócz paru ciekawych umiejętności, dostarczył mi też paru nowych obelżywych zwrotów jakimi zwracał się do mnie wuj. Moim „ulubionym” był „słoiczny burak” cokolwiek to znaczyło... Przez długi czas bałem się zapytać co z moim majątkiem, ale niedawno się odważy *w połowie litera y wydłużyła się przeradzając w dziką pociągłą kreskę, zupełnie jakby ktoś przerwał pisanie*


*pismo jest troszkę inne, widać że pióro jest mocniej przyciskane do papieru, litery bardziej kanciaste*

Psia mać! Niech go piekło pochłonie! Wiedziałem, że to było zbyt proste! On wcale nie wsadził mnie na ten statek, żebym sobie gdzieś popłynął. On zaciągnął mnie tu jako członka załogi! Coś czuję, że to doprawdy najgorsza z jego drwin.

*pismo znów pełne szyku i elegancji*

Przynajmniej teraz wiem, gdzie płynę. Na Aeris. Będąc w szkole magii słyszałem co nieco o tej wyspie. Sporo czarodziejów się nią interesuje przez stare przedmioty które można tu znaleźć.
Czas pomyśleć co ze sobą zrobić, bo nie będzie łatwo. Kiedyś sprzedam historie mojego życia za pokaźną sumę...
CytatMój pobyt w tamtejszej szkole magii
Candlekeep to biblioteka. Nie ma tam żadnej szkoły magii. I byle kto nie ma tam wstępu - podstawowy warunek to odpowiednio cenna księga, której nie posiadają jeszcze w swoich zbiorach.

Pochodzeniem postaci jest miasto - nie kraj.
Nazwa konta: B4M
Nazwa postaci: Maroth Redmoon
Rasa postaci: Człowiek
Wiek: 22
Klasa: Czarodziej
Wyznanie postaci: Mystra
Pochodzenie postaci: Suzail
Charakter: Chaotyczny Neutralny

Cechy:
Siła: 10
Zręczność: 14
Kondycja: 14
Inteligencja: 17
Mądrość: 11
Charyzma: 10

Języki: Wspólny, Chondastki, Smoczy, Elfi, Otchłani, Krasnoludzki


*kartka w dość obszernym notatniku zapisana starannym, pełnym szyku pismem*

Znowu! Obudziłem się z kartką w dłoni. „Wróć jak zmądrzejesz. Twój kochany wuj.” Znów ze mnie zadrwił! Jak śmiało to podłe diablęcie! Nigdy nie uwierzę, że jest moim wujem! Nigdy! Nawet jeśli wygląda tak samo jak ojciec... no, Ojciec nie miał rogów i w przeciwieństwie do swojego brata był dzielnym bitewnym magiem...

Ze wszystkich świństw jakie wuj mi uczynił to jest chyba największe, ten statek śmierdzi rybą... kto słyszał o szlachcicu wśród smrodu ryb?! Przynajmniej już nie jestem kamiennym posągiem, widocznie zaklęcie samo minęło... Eh, od dawna zastanawiało mnie jego umiłowanie do zmieniania mnie w posąg. Nawet gdy byłem mały, a matka była zmuszona do zostawienia mnie samego z wujem, ten dla wygody zmieniał mnie w posążek. Chyba już zawsze będę pamiętał widok nóg zmieniających się w skałę i spojrzenie jego złych, pełnych satysfakcji oczu. Czemu bogowie zesłali na mnie takie przekleństwo?! Gdyby Ojciec żył, to pewnie by tak nie było. Co ja bredzę, wystarczyłoby, żeby matka nie wyszła za jego brata... albo chociaż sama nie zmarła. Dziwne to, zwykle dziecko płacze w niebogłosy z żalu gdy umiera mu matka. Też tak płakałem... ale dlatego, że po jej śmierci miał się mną zając wuj... Zajmował się mną dokładnie tak jak podejrzewałem, że będzie się zajmował. Ze 3 lata po śmierci matki, gdy byłem już młodzikiem, zażądałem mojego majątku! Wszak posiadłość w której mieszkaliśmy w Suzail należała się mnie prawem krwi, jako jedynemu synowi rodu Redmoon! Gdy to zrobiłem, wuj zaśmiał się, następnie skinął palcem, a ja obudziłem się na bruku ze zwiniętą kartką papieru w dłoni. Zrobił mi brzydki psikus tak samo jak teraz. Wtedy napisał mi „Jesteś w porcie Wrót Baldura. Miłego powrotu do Cormyr. Twój kochany wuj”. Jaka to była męka! Wracałem do domu przez 14 miesięcy! Taka długa droga dla szlacheckiego młodzika była katorgą. Musiałem chwytać się coraz to nowszych prac zarobkowych. Od sprzedawcy rzepy w gnomim sklepiku, po rynsztokowego rabusia. Gdy wreszcie dotarłem do domu, okazało się że ta łachudra sprzedała MOJĄ rezydencje! Nowi jej właściciele przekazali mi torbę i list. W torbie były czyste ubrania i parę monet. List był ciekawszy. „Udaj się w stronę Candlekeep, nieopodal twierdzy rozpoczniesz nauki w akademii sztuk magicznych”. Uznałem to za błogosławieństwo po tych wszystkich męczarniach.... Tylko czemu nie powiedział mi o tym wcześniej!? Przecież Wrota Baldura są tak blisko Candlekeep! Znów zadrwił siarczysty rogacz!

Jednak do Candlekeep droga zeszła szybciej - pieniądze bardzo ułatwiają i przyspieszają podróże. Na miejscu czekała mnie jednak kolejna sroga niespodzianka! Okazało się bowiem, że uczył mnie będzie właśnie mój znienawidzony wuj! Myślałem, że wyjdę z siebie! Swoją drogą, przedtem nie wiedziałem, że jest powiązany z Candlekeep. Mój pobyt w tamtejszej szkole magii oprócz paru ciekawych umiejętności, dostarczył mi też paru nowych obelżywych zwrotów jakimi zwracał się do mnie wuj. Moim „ulubionym” był „słoiczny burak” cokolwiek to znaczyło... Przez długi czas bałem się zapytać co z moim majątkiem, ale niedawno się odważy *w połowie litera y wydłużyła się przeradzając w dziką pociągłą kreskę, zupełnie jakby ktoś przerwał pisanie*


*pismo jest troszkę inne, widać że pióro jest mocniej przyciskane do papieru, litery bardziej kanciaste*

Psia mać! Niech go piekło pochłonie! Wiedziałem, że to było zbyt proste! On wcale nie wsadził mnie na ten statek, żebym sobie gdzieś popłynął. On zaciągnął mnie tu jako członka załogi! Coś czuję, że to doprawdy najgorsza z jego drwin.

*pismo znów pełne szyku i elegancji*

Przynajmniej teraz wiem, gdzie płynę. Na Aeris. Będąc w szkole magii słyszałem co nieco o tej wyspie. Sporo czarodziejów się nią interesuje przez stare przedmioty które można tu znaleźć.
Czas pomyśleć co ze sobą zrobić, bo nie będzie łatwo. Kiedyś sprzedam historie mojego życia za pokaźną sumę...
*sighs* Od zniszczenia szkoły Ulcastera 300 lat temu w tamtej okolicy NIE ma akademii sztuk magicznych.

Dodatkowo, akurat język krasnoludzki NIE jest językiem premiowym dla Cormyru. Więc skąd postać go zna?
Trudno ogarnac sie w waszym systemie jezykowym a jaki moge znac zamiast?
Eh, ale jedno sie nie zmieniło, dalej czepiacie sie szczegółów o ktorych nie wiedzą normalni śmiertelnicy ^^
ale z tą szkołą zaraz sie coś zrobi ^^
W poradniku są wypisane języki premiowe dla każdego regionu.

A co do czepiania się szczegółów... vide mój podpis.
Piękna pani, ale zdąrzyłas się zaczepić dwóch zupełnie nieistotnych rzeczy ^^ dokładnie to Adama i brak jakiejkolwiek akademii od 300 lat które sa absolutnie tak drobnymi szczegółami że nikomu by nie przeszkadzało Kto wie że nieopodal Candlekeep nie ma ani jednej szkoły magii?

Zawsze byłem przeciw tak szczegółowaym autorkom... ale spoko zaraz poprawie
Nazwa konta: B4M
Nazwa postaci: Maroth Redmoon
Rasa postaci: Człowiek
Wiek: 22
Klasa: Czarodziej
Wyznanie postaci: Mystra
Pochodzenie postaci: Suzail
Charakter: Chaotyczny Neutralny

Cechy:
Siła: 10
Zręczność: 14
Kondycja: 14
Inteligencja: 17
Mądrość: 11
Charyzma: 10

Języki: Wspólny, Chondastki, Smoczy, Elfi, Otchłani, Gnomi


*kartka w dość obszernym notatniku zapisana starannym, pełnym szyku pismem*

Znowu! Obudziłem się z kartką w dłoni. „Wróć jak zmądrzejesz. Twój kochany wuj.” Znów ze mnie zadrwił! Jak śmiało to podłe diablęcie! Nigdy nie uwierzę, że jest moim wujem! Nigdy! Nawet jeśli wygląda tak samo jak ojciec... no, Ojciec nie miał rogów i w przeciwieństwie do swojego brata był dzielnym bitewnym magiem...

Ze wszystkich świństw jakie wuj mi uczynił to jest chyba największe, ten statek śmierdzi rybą... kto słyszał o szlachcicu wśród smrodu ryb?! Przynajmniej już nie jestem kamiennym posągiem, widocznie zaklęcie samo minęło... Eh, od dawna zastanawiało mnie jego umiłowanie do zmieniania mnie w posąg. Nawet gdy byłem mały, a matka była zmuszona do zostawienia mnie samego z wujem, ten dla wygody zmieniał mnie w posążek. Chyba już zawsze będę pamiętał widok nóg zmieniających się w skałę i spojrzenie jego złych, pełnych satysfakcji oczu. Czemu bogowie zesłali na mnie takie przekleństwo?! Gdyby Ojciec żył, to pewnie by tak nie było. Co ja bredzę, wystarczyłoby, żeby matka nie wyszła za jego brata... albo chociaż sama nie zmarła. Dziwne to, zwykle dziecko płacze w niebogłosy z żalu gdy umiera mu matka. Też tak płakałem... ale dlatego, że po jej śmierci miał się mną zając wuj... Zajmował się mną dokładnie tak jak podejrzewałem, że będzie się zajmował. Ze 3 lata po śmierci matki, gdy byłem już młodzikiem, zażądałem mojego majątku! Wszak posiadłość w której mieszkaliśmy w Suzail należała się mnie prawem krwi, jako jedynemu synowi rodu Redmoon! Gdy to zrobiłem, wuj zaśmiał się, następnie skinął palcem, a ja obudziłem się na bruku ze zwiniętą kartką papieru w dłoni. Zrobił mi brzydki psikus tak samo jak teraz. Wtedy napisał mi „Jesteś w porcie Wrót Baldura. Miłego powrotu do Cormyr. Twój kochany wuj”. Jaka to była męka! Wracałem do domu przez 14 miesięcy! Taka długa droga dla szlacheckiego młodzika była katorgą. Musiałem chwytać się coraz to nowszych prac zarobkowych. Od sprzedawcy rzepy w gnomim sklepiku, po rynsztokowego rabusia. Gdy wreszcie dotarłem do domu, okazało się że ta łachudra sprzedała MOJĄ rezydencje! Nowi jej właściciele przekazali mi torbę i list. W torbie były czyste ubrania i parę monet. List był ciekawszy. „Udaj się do Wrot Baldura, tam rozpoczniesz naukę magii”. Uznałem to za błogosławieństwo po tych wszystkich męczarniach.... Tylko czemu nie powiedział mi o tym wcześniej!? Przecież właśnie wróciłem z tego przeklętego miasta! Znów zadrwił siarczysty rogacz!

Jednak powrotna droga zeszła szybciej - pieniądze bardzo ułatwiają i przyspieszają podróże. Na miejscu czekała mnie jednak kolejna sroga niespodzianka! Okazało się bowiem, że uczył mnie będzie właśnie mój znienawidzony wuj! Myślałem, że wyjdę z siebie! Mój pobyt w tamtejszej szkole magii oprócz paru ciekawych umiejętności, dostarczył mi też paru nowych obelżywych zwrotów jakimi zwracał się do mnie wuj. Moim „ulubionym” był „słoiczny burak” cokolwiek to znaczyło... Przez długi czas bałem się zapytać co z moim majątkiem, ale niedawno się odważy *w połowie litera y wydłużyła się przeradzając w dziką pociągłą kreskę, zupełnie jakby ktoś przerwał pisanie*


*pismo jest troszkę inne, widać że pióro jest mocniej przyciskane do papieru, litery bardziej kanciaste*

Psia mać! Niech go piekło pochłonie! Wiedziałem, że to było zbyt proste! On wcale nie wsadził mnie na ten statek, żebym sobie gdzieś popłynął. On zaciągnął mnie tu jako członka załogi! Coś czuję, że to doprawdy najgorsza z jego drwin.

*pismo znów pełne szyku i elegancji*

Przynajmniej teraz wiem, gdzie płynę. Na Aeris. Będąc w szkole magii słyszałem co nieco o tej wyspie. Sporo czarodziejów się nią interesuje przez stare przedmioty które można tu znaleźć.
Czas pomyśleć co ze sobą zrobić, bo nie będzie łatwo. Kiedyś sprzedam historie mojego życia za pokaźną sumę...
*pac* Dobrze, jeszcze raz. W Krainach jest w praktyce jedna duża szkoła Magii - uniwersytet w Silverymoon - i nauczani są tam ci, którzy znają już podstawy, a więc wstępują tam postaci z poziomami 1-3. Nie liczę tu oczywiście podmroku i drowich akademii Magowie nauczani są bezpośrednio przez mistrzów, zgodnie ze starą metodą Mistrz-uczeń.

Swoją drogą widzę nieznajomość regulaminu. Bo człowiek-czarodziej NIE potrzebuje historii postaci.
Wiem, że nie musiałem pisac hisorii ale miałem ochote
Dlatego się czepiam. Jeśli ktoś pisze historię postaci - to niech będzie ona porządna i zgodna ze światem.
Nazwa konta: B4M
Nazwa postaci: Maroth Redmoon
Rasa postaci: Człowiek
Wiek: 22
Klasa: Czarodziej
Wyznanie postaci: Mystra
Pochodzenie postaci: Suzail
Charakter: Chaotyczny Neutralny

Cechy:
Siła: 10
Zręczność: 14
Kondycja: 14
Inteligencja: 17
Mądrość: 11
Charyzma: 10

Języki: Wspólny, Chondastki, Smoczy, Elfi, Otchłani, Gnomi


*kartka w dość obszernym notatniku zapisana starannym, pełnym szyku pismem*

Znowu! Obudziłem się z kartką w dłoni. „Wróć jak zmądrzejesz. Twój kochany wuj.” Znów ze mnie zadrwił! Jak śmiało to podłe diablęcie! Nigdy nie uwierzę, że jest moim wujem! Nigdy! Nawet jeśli wygląda tak samo jak ojciec... no, Ojciec nie miał rogów i w przeciwieństwie do swojego brata był dzielnym bitewnym magiem...

Ze wszystkich świństw jakie wuj mi uczynił to jest chyba największe, ten statek śmierdzi rybą... kto słyszał o szlachcicu wśród smrodu ryb?! Przynajmniej już nie jestem kamiennym posągiem, widocznie zaklęcie samo minęło... Eh, od dawna zastanawiało mnie jego umiłowanie do zmieniania mnie w posąg. Nawet gdy byłem mały, a matka była zmuszona do zostawienia mnie samego z wujem, ten dla wygody zmieniał mnie w posążek. Chyba już zawsze będę pamiętał widok nóg zmieniających się w skałę i spojrzenie jego złych, pełnych satysfakcji oczu. Czemu bogowie zesłali na mnie takie przekleństwo?! Gdyby Ojciec żył, to pewnie by tak nie było. Co ja bredzę, wystarczyłoby, żeby matka nie wyszła za jego brata... albo chociaż sama nie zmarła. Dziwne to, zwykle dziecko płacze w niebogłosy z żalu gdy umiera mu matka. Też tak płakałem... ale dlatego, że po jej śmierci miał się mną zając wuj... Zajmował się mną dokładnie tak jak podejrzewałem, że będzie się zajmował. Ze 3 lata po śmierci matki, gdy byłem już młodzikiem, zażądałem mojego majątku! Wszak posiadłość w której mieszkaliśmy w Suzail należała się mnie prawem krwi, jako jedynemu synowi rodu Redmoon! Gdy to zrobiłem, wuj zaśmiał się, następnie skinął palcem, a ja obudziłem się na bruku ze zwiniętą kartką papieru w dłoni. Zrobił mi brzydki psikus tak samo jak teraz. Wtedy napisał mi „Jesteś w porcie Wrót Baldura. Miłego powrotu do Cormyr. Twój kochany wuj”. Jaka to była męka! Wracałem do domu przez 14 miesięcy! Taka długa droga dla szlacheckiego młodzika była katorgą. Musiałem chwytać się coraz to nowszych prac zarobkowych. Od sprzedawcy rzepy w gnomim sklepiku, po rynsztokowego rabusia. Gdy wreszcie dotarłem do domu, okazało się że ta łachudra sprzedała MOJĄ rezydencje! Nowi jej właściciele przekazali mi torbę i list. W torbie były czyste ubrania i parę monet. List był ciekawszy. „Udaj się do Silverymoon, tam rozpoczniesz naukę magii”. Uznałem to za błogosławieństwo po tych wszystkich męczarniach.... Tylko czemu tak daleko!? Przecież dopiero co wróciłem z tej przeklętej podróży! Znów zadrwił siarczysty rogacz! Choć... tak daleko od domu na pewno mnie nie znajdzie.

Droga do Silvermoony zeszła szybciej - pieniądze bardzo ułatwiają i przyspieszają podróże. Na miejscu czekała mnie jednak kolejna sroga niespodzianka! Okazało się bowiem, że uczył mnie będzie właśnie mój znienawidzony wuj! Myślałem, że wyjdę z siebie! Mój pobyt w tamtejszej szkole magii oprócz paru ciekawych umiejętności, dostarczył mi też paru nowych obelżywych zwrotów jakimi zwracał się do mnie wuj. Moim „ulubionym” był „słoiczny burak” cokolwiek to znaczyło... Niedawno wuj postanowił wyruszyć do Candlekeep i zabrał mnie ze sobą, na moje nieszczęście, pewnie trzeba mu było chłopca na posyłki. Przez długi czas bałem się zapytać co z moim majątkiem, jednak gdy dojechaliśmy już do Wrót Baldura odważy *w połowie litera y wydłużyła się przeradzając w dziką pociągłą kreskę, zupełnie jakby ktoś przerwał pisanie*


*pismo jest troszkę inne, widać że pióro jest mocniej przyciskane do papieru, litery bardziej kanciaste*

Psia mać! Niech go piekło pochłonie! Wiedziałem, że to było zbyt proste! On wcale nie wsadził mnie na ten statek, żebym sobie gdzieś popłynął. On zaciągnął mnie tu jako członka załogi! Coś czuję, że to doprawdy najgorsza z jego drwin.

*pismo znów pełne szyku i elegancji*

Przynajmniej teraz wiem, gdzie płynę. Na Aeris. Będąc w szkole magii słyszałem co nieco o tej wyspie. Sporo czarodziejów się nią interesuje przez stare przedmioty które można tu znaleźć.
Czas pomyśleć co ze sobą zrobić, bo nie będzie łatwo. Kiedyś sprzedam historie mojego życia za pokaźną sumę...

P.S. Może troszkę za bardzo się czepiasz, ale i tak dziękuję za uwagę i pomoc
Emm... czy przeczytałeś moje słowa o szkołach magii? Do Uniwersytetu w Silverymoon wstępują osoby mające już co najmniej 1 poziom, a więc znające podstawy magii. Wcześniej wszyscy przyszli magowie uczą się pod okiem jakiegoś mistrza.
Ołkej... zmienim to zaraz.
Nazwa konta: B4M
Nazwa postaci: Maroth Redmoon
Rasa postaci: Człowiek
Wiek: 22
Klasa: Czarodziej
Wyznanie postaci: Mystra
Pochodzenie postaci: Suzail
Charakter: Chaotyczny Neutralny

Cechy:
Siła: 10
Zręczność: 14
Kondycja: 14
Inteligencja: 17
Mądrość: 11
Charyzma: 10

Języki: Wspólny, Chondastki, Smoczy, Elfi, Otchłani, Gnomi


*kartka w dość obszernym notatniku zapisana starannym, pełnym szyku pismem*

Znowu! Obudziłem się z kartką w dłoni. „Wróć jak zmądrzejesz. Twój kochany wuj.” Znów ze mnie zadrwił! Jak śmiało to podłe diablęcie! Nigdy nie uwierzę, że jest moim wujem! Nigdy! Nawet jeśli wygląda tak samo jak ojciec... no, Ojciec nie miał rogów i w przeciwieństwie do swojego brata był dzielnym bitewnym magiem...

Ze wszystkich świństw jakie wuj mi uczynił to jest chyba największe, ten statek śmierdzi rybą... kto słyszał o szlachcicu wśród smrodu ryb?! Przynajmniej już nie jestem kamiennym posągiem, widocznie zaklęcie samo minęło... Eh, od dawna zastanawiało mnie jego umiłowanie do zmieniania mnie w posąg. Nawet gdy byłem mały, a matka była zmuszona do zostawienia mnie samego z wujem, ten dla wygody zmieniał mnie w posążek. Chyba już zawsze będę pamiętał widok nóg zmieniających się w skałę i spojrzenie jego złych, pełnych satysfakcji oczu. Czemu bogowie zesłali na mnie takie przekleństwo?! Gdyby Ojciec żył, to pewnie by tak nie było. Co ja bredzę, wystarczyłoby, żeby matka nie wyszła za jego brata... albo chociaż sama nie zmarła. Dziwne to, zwykle dziecko płacze w niebogłosy z żalu gdy umiera mu matka. Też tak płakałem... ale dlatego, że po jej śmierci miał się mną zając wuj... Zajmował się mną dokładnie tak jak podejrzewałem, że będzie się zajmował. Ze 3 lata po śmierci matki, gdy byłem już młodzikiem, zażądałem mojego majątku! Wszak posiadłość w której mieszkaliśmy w Suzail należała się mnie prawem krwi, jako jedynemu synowi rodu Redmoon! Gdy to zrobiłem, wuj zaśmiał się, następnie skinął palcem, a ja obudziłem się na bruku ze zwiniętą kartką papieru w dłoni. Zrobił mi brzydki psikus tak samo jak teraz. Wtedy napisał mi „Jesteś w porcie Wrót Baldura. Miłego powrotu do Cormyr. Twój kochany wuj”. Jaka to była męka! Wracałem do domu przez 14 miesięcy! Taka długa droga dla szlacheckiego młodzika była katorgą. Musiałem chwytać się coraz to nowszych prac zarobkowych. Od sprzedawcy rzepy w gnomim sklepiku, po rynsztokowego rabusia. Gdy wreszcie dotarłem do domu, okazało się że ta łachudra sprzedała MOJĄ rezydencje! Nowi jej właściciele przekazali mi torbę i list. W torbie były czyste ubrania i parę monet. List był ciekawszy. „Udaj się do Silverymoon, tam rozpoczniesz naukę magii”. Uznałem to za błogosławieństwo po tych wszystkich męczarniach.... Tylko czemu tak daleko!? Przecież dopiero co wróciłem z tej przeklętej podróży! Znów zadrwił siarczysty rogacz! Choć... tak daleko od domu na pewno mnie nie znajdzie.

Droga do Silvermoony zeszła szybciej - pieniądze bardzo ułatwiają i przyspieszają podróże. Na miejscu czekała mnie jednak kolejna sroga niespodzianka! Okazało się bowiem, że uczył mnie będzie właśnie mój znienawidzony wuj! Myślałem, że wyjdę z siebie! Mój pobyt w tamtejszej szkole magii oprócz paru ciekawych umiejętności, dostarczył mi też paru nowych obelżywych zwrotów jakimi zwracał się do mnie wuj. Moim „ulubionym” był „słoiczny burak” cokolwiek to znaczyło... Niedawno wuj postanowił wyruszyć do Candlekeep i zabrał mnie ze sobą, na moje nieszczęście, pewnie trzeba mu było chłopca na posyłki. Przez długi czas bałem się zapytać co z moim majątkiem, jednak gdy dojechaliśmy już do Wrót Baldura odważy *w połowie litera y wydłużyła się przeradzając w dziką pociągłą kreskę, zupełnie jakby ktoś przerwał pisanie*


*pismo jest troszkę inne, widać że pióro jest mocniej przyciskane do papieru, litery bardziej kanciaste*

Psia mać! Niech go piekło pochłonie! Wiedziałem, że to było zbyt proste! On wcale nie wsadził mnie na ten statek, żebym sobie gdzieś popłynął. On zaciągnął mnie tu jako członka załogi! Coś czuję, że to doprawdy najgorsza z jego drwin.

*pismo znów pełne szyku i elegancji*

Przynajmniej teraz wiem, gdzie płynę. Na Aeris. Będąc w szkole magii słyszałem co nieco o tej wyspie. Sporo czarodziejów się nią interesuje przez stare przedmioty które można tu znaleźć.
Czas pomyśleć co ze sobą zrobić, bo nie będzie łatwo. Kiedyś sprzedam historie mojego życia za pokaźną sumę...
Warunkowo Akceptuję

Jesio dwie.
Warunkowo Akceptuję

One more to go
Warunkowo Akceptuję

*marudzi coś o przenoszeniu*
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • latwa-kasiora.pev.pl