ďťż
[ Wojownik] Westandy Rogers


Bo człowiek głupi jest tak bez przyczyny

Oto opis mojej postaci .
UWAGA! Zanim usuniecie ten opis za to, co napisałem o Candlekeep, proszę, doczytajcie do końca .

Imię: Westandy Rogers
Płeć: Mężczyzna
Wiek: 19
Rasa: Człowiek
Klasa: Wojownik
Charakter: Neutralny Dobry.
Grupa etniczna: Illuskańczyk.
Język: Illuskański, Wspólny.
Pochodzenie: Neverwinter, Triboar.
Bóstwo: Tymora

Westandy Rogers jest wysokim, szczupłym mężczyzną. Ma czarne oczy, dość długie, ciemnobrązowe włosy, jasną karnację. Jest zamknięty w sobie w związku z wydarzeniami z przeszłości, mówi cicho, jest uległy, choć stara się temu zapobiegać i zaczyna wyrabiać w sobie zdolności mówcy. Rozgląda się wokół z lekkim przerażeniem.

Historia:

Matka Westandy'ego (Terenetta Leonald) pochodziła z Portu Llast. Nigdy nie lubiła dużych miast, trzymała się z dala od większych ośrodków cywilizacji. Była inteligentna, ciekawa świata, interesowała się przyrodą i magicznymi stworzeniami.

Ojciec Westandy'ego (Hert Rogers) pochodził z Neverwinter. Był kupcem. Czasem jeździł w interesach do Portu Llast, gdzie poznał matkę Westandy'ego - Terenettę, z którą zamieszkał w Neverwinter. Terenetta urodziła trzech synów - Westandy był najmłodszym z nich.

Westandy odziedziczył po matce inteligencję i ciekawość świata. Uczył się wspólnej mowy - osiągnął bardzo dobre rezultaty. Nienawidził (jak wszyscy Illuskańczycy) złodziei, jednak w przeciwieństwie do przodków nie przepadał zbytnio nad morzem i żeglarstwem. Nigdy nie pałał zbytnio do bójek, był tchórzliwy i uległy, co było wyśmiewane przez jego braci.

Po około dwudziestu latach mieszkania w Neverwinter (Westandy miał wtedy 15 lat) matka zaczęła chorować, z czasem była coraz bardziej osłabiona. Ojciec domyślał się, że po tylu latach "odezwała" się zmiana klimatu, więc postanowił przeprowadzić się z rodziną do Triboaru, znacznie mniejszego i cichszego miasta niż Neverwinter.

Zmiana miejsca zamieszkania nie pomogła zbytnio w poprawie zdrowia Terenetty. Po kilku miesiącach mieszkania w Triboar Hert postanowił wyruszyć do warownego miasta Yartar, gdzie mieszkał jego kuzyn, który był kapłanem i mógł uleczyć Terenettę.

Podczas podróży do Yartaru, zaraz przed miastem na Westandy'ego i jego rodzinę napadli złodzieje. Hert i bracia Westandy'ego ropoczęli walkę, jednak Hert oddzielił się od grupy, a Westandy pobiegł za nim. Dotarł aż do rzeki, gdzie reszta złodziei zaszkoczyła Herta i okrążyła go. Jeden ze złodziei zaczął gonić Westandy'ego, który pomimo ataku na jego ojca zaczął uciekać. Złodzieja zabili dopiero pozostali bracia, a wszyscy trzej powrócili po ojca. Na miejscu nie było już śladu złodziei, jednak pośród krzaków zobaczyli zwłoki - ojciec został zabity.

W Yartarze kapłan wyleczył Terenettę, a rodzina zaczęła czcić Tymorę - choć Westandy nigdy nie przykładał do wyznawanego bóstwa zbytniej uwagi. Kiedyś Terenettę zatruło któreś ze stworzeń, których spotkała przecież w dawnych czasach bardzo wiele - rana odezwała się dopiero niedawno.

Nieszczęśliwa z powodu straty rodzina powróciła do domu, do Triboaru.
Przez kilka lat Westandy musiał znosić zarzuty - zresztą niebezpodstawne - że jest tchórzliwy, nie potrafi walczyć, że ojciec umarł przez niego. Matka straciła do niego zaufanie, a bracia wyśmiewali się i drwili. Nie mógł tego znieść, więc - miał już prawie 19 lat - postanowił uciec.

W Triboarze było kilka stajni, więc Westandy kupił konia i pojechał w poszukiwaniu pracy do Waterdeep. Postawił sobie za cel udowodnić swoją odwagę i nauczyć się walki.

Podróż do Waterdeep trwała 5 dni. W Waterdeep zdesperowany Westandy szukał pracy w dokach - od czegoś trzeba było zacząć. Mimo wstrętu do wody, jakoś dawał sobie radę. W karczmach odebrał lekcje walki, stawał się twardy - powoli zaczynał osiągać swój cel, choć do tego jeszcze długa droga.

Pewnego dnia do Waterdeep przypłynął statek z Aeris. Westandy dowiedział się, że jest to wyspa, na której mieszkają przedstawiciele prawie wszystkich ras Faerunu - mógł się tam wiele nauczyć. Postanowił opuścić Waterdeep i podążyć do Candlekeep, gdzie statkiem dopłynąłby do wymarzonej wyspy Aeris.

Podróż na koniu do Wrót Baldura zajęła Westandy'emu całe 2 dekadni. Był zmęczony, lecz wytrwały. Odczuwał wstręt do wody, więc wolał przepłynąć jak najkrótszą drogę - następnego dnia po wypoczęciu w gospodzie wyruszył dalej, do Candlekeep - cel podróży był blisko.

Po czterech dniach dotarł do Candlekeep. Z niepokojem zauważył, że jest to TWIERDZA, a nie miasto! Coż, wszedł do gospody i zapytał pierwszego napotkanego człowieka (czy raczej istotę) - "Gdzie tu jest port?!". Zdziwiony i rozweselony zarazem osobnik odpowiedział z ironią w głosie, że nie ma tu żadnego portu, lecz może ewentualnie spróbować dopłynąć na Aeris na desce. Westandy opuścił Candlekeep i zaczął powrót do Wrót Baldura. Coż – jego wiedza zdobyta przez czytanie książek niestety nie obejmowała Candlekeep, "portowego miasta".

Po tej porażce i kolejnej podróży Westandy dotarł do Wrót Baldura. Stamtąd już tylko krótka
droga statkiem na Aeris. Jego cele życiowe mogły zostać spełnione - dzieliło go tylko morze.

Po burzliwym rejsie Westandy dotarł na Aeris - nieznaną, lecz tak wymarzoną przez niego wyspę...


A dlaczego u diaska jechał do Candlekeep, zamiast wypłynąć od razu z Waterdeep?

I do Candlekeep NIE WEJDZIE się jeśli się nie posiada księgi wartej 10000 sz. Wszystko zaś znajduje się w obrębie murów - więc ten fragment z można od razu sobie darować.

Jeśli ktoś czegokolwiek się uczył, to MUSIAŁ słyszeć o Candlekeep - jest to największa biblioteka w Krainach.

Jeśli postać tak lubi się uczyć, to dlaczego czci Tymorę, nie Oghmę?
1. Wypłynięcie z Wrót Baldura, a nie z Waterdeep - wstręt do wody.
2. Co do wchodzenia do Candlekeep - przykro mi, nie wiedziałem (akurat wczoraj w nocy zacząłem grać w Baldur's Gate ).
3. Nauka - to właśnie było napisane: Jego wiedza nie obejmowała Candlekeep.
4. Postać wybrała Tymorę - jak cała rodzina.

Zaraz prześlę poprawioną wersję.
A tak PS-em: Historia sama w sobie może być?
Ad 3: To właśnie jest nieco nieprawdopodobne - ktoś kto się uczył musiał słyszeć o Candlekeep - to prawie tak jakby współczesny człowiek nie słyszał o Internecie
Ad 4. Wiem dlaczego /chociaż cała ta kwestia jest opisana dość mętnie/ - niemniej w okresie dorastania czasami zmienia się bóstwo na bardziej pasujące do zainteresować /Bóstwo patronackie to z reguły to, ktore jest najbliższe postaci i jej zainteresowaniom /


Historia:

Matka Westandy'ego (Terenetta Leonald) pochodziła z Portu Llast. Nigdy nie lubiła dużych miast, trzymała się z dala od większych ośrodków cywilizacji. Była inteligentna, ciekawa świata, interesowała się przyrodą i magicznymi stworzeniami.

Ojciec Westandy'ego (Hert Rogers) pochodził z Neverwinter. Był kupcem. Czasem jeździł w interesach do Portu Llast, gdzie poznał matkę Westandy'ego - Terenettę, z którą zamieszkał w Neverwinter. Terenetta urodziła trzech synów - Westandy był najmłodszym z nich.

Westandy odziedziczył po matce inteligencję i ciekawość świata. Uczył się wspólnej mowy - osiągnął bardzo dobre rezultaty. Nienawidził (jak wszyscy Illuskańczycy) złodziei, jednak w przeciwieństwie do przodków nie przepadał zbytnio nad morzem i żeglarstwem. Nigdy nie pałał zbytnio do bójek, był tchórzliwy i uległy, co było wyśmiewane przez jego braci.

Po około dwudziestu latach mieszkania w Neverwinter (Westandy miał wtedy 15 lat) matka zaczęła chorować, z czasem była coraz bardziej osłabiona. Ojciec domyślał się, że po tylu latach "odezwała" się zmiana klimatu, więc postanowił przeprowadzić się z rodziną do Triboaru, znacznie mniejszego i cichszego miasta niż Neverwinter.

Zmiana miejsca zamieszkania nie pomogła zbytnio w poprawie zdrowia Terenetty. Po kilku miesiącach mieszkania w Triboar Hert postanowił wyruszyć do warownego miasta Yartar, gdzie mieszkał jego kuzyn, który był kapłanem i mógł uleczyć Terenettę.

Podczas podróży do Yartaru, zaraz przed miastem na Westandy'ego i jego rodzinę napadli złodzieje. Hert i bracia Westandy'ego ropoczęli walkę, jednak Hert oddzielił się od grupy, a Westandy pobiegł za nim. Dotarł aż do rzeki, gdzie reszta złodziei zaszkoczyła Herta i okrążyła go. Jeden ze złodziei zaczął gonić Westandy'ego, który pomimo ataku na jego ojca zaczął uciekać. Złodzieja zabili dopiero pozostali bracia, a wszyscy trzej powrócili po ojca. Na miejscu nie było już śladu złodziei, jednak pośród krzaków zobaczyli zwłoki - ojciec został zabity.

W Yartarze kapłan wyleczył Terenettę, a rodzina zaczęła czcić Tymorę - choć Westandy nigdy nie przykładał do wyznawanego bóstwa zbytniej uwagi. Kiedyś Terenettę zatruło któreś ze stworzeń, których spotkała przecież w dawnych czasach bardzo wiele - rana odezwała się dopiero niedawno.

Nieszczęśliwa z powodu straty rodzina powróciła do domu, do Triboaru.
Przez kilka lat Westandy musiał znosić zarzuty - zresztą niebezpodstawne - że jest tchórzliwy, nie potrafi walczyć, że ojciec umarł przez niego. Matka straciła do niego zaufanie, a bracia wyśmiewali się i drwili. Nie mógł tego znieść, więc - miał już prawie 19 lat - postanowił uciec.

W Triboarze było kilka stajni, więc Westandy kupił konia i pojechał w poszukiwaniu pracy do Waterdeep. Postawił sobie za cel udowodnić swoją odwagę i nauczyć się walki.

Podróż do Waterdeep trwała 5 dni. W Waterdeep zdesperowany Westandy szukał pracy w dokach - od czegoś trzeba było zacząć. Mimo wstrętu do wody, jakoś dawał sobie radę. W karczmach odebrał lekcje walki, stawał się twardy - powoli zaczynał osiągać swój cel, choć do tego jeszcze długa droga.

Pewnego dnia do Waterdeep przypłynął statek z Aeris. Westandy dowiedział się, że jest to wyspa, na której mieszkają przedstawiciele prawie wszystkich ras Faerunu - mógł się tam wiele nauczyć. Postanowił opuścić Waterdeep i podążyć do Wrót Baldura, gdzie statkiem dopłynąłby do wymarzonej wyspy Aeris.

Podróż na koniu do Wrót Baldura zajęła Westandy'emu całe 2 dekadni. Był zmęczony, lecz wytrwały. Odczuwał wstręt do wody, więc wolał wypłynąć z Wrót Baldura – niewątpliwie podróż byłaby krótsza. Następnego dnia po wypoczynku Westandy popłynął na Aeris.

Po burzliwym rejsie Westandy dotarł na Aeris - nieznaną, lecz tak wymarzoną przez niego wyspę...

------
Poprawiona wersja .
Bóstwo jest w mojej opowieści niewątpliwie najsłabszym punktem - nie przywiązuję do niego zbytniej uwagi (zresztą jak moja postać ;p), ale mogę coś wymyśleć, jeśli Tymora tak faktycznie nie pasuje .
Przepraszam, że post pod postem, lecz teraz wysyłam już ostateczną wersję (z Oghmą jako bóstwo ):

Oto opis mojej postaci .
UWAGA! Zanim usuniecie ten opis za to, co napisałem o Candlekeep, proszę, doczytajcie do końca .

Imię: Westandy Rogers
Płeć: Mężczyzna
Wiek: 19
Rasa: Człowiek
Klasa: Wojownik
Charakter: Neutralny Dobry.
Grupa etniczna: Illuskańczyk.
Język: Illuskański, Wspólny.
Pochodzenie: Neverwinter, Triboar.
Bóstwo: Oghma

Westandy Rogers jest wysokim, szczupłym mężczyzną. Ma czarne oczy, dość długie, ciemnobrązowe włosy, jasną karnację. Jest zamknięty w sobie w związku z wydarzeniami z przeszłości, mówi cicho, jest uległy, choć stara się temu zapobiegać i zaczyna wyrabiać w sobie zdolności mówcy. Rozgląda się wokół z lekkim przerażeniem.

Historia:

Matka Westandy'ego (Terenetta Leonald) pochodziła z Portu Llast. Nigdy nie lubiła dużych miast, trzymała się z dala od większych ośrodków cywilizacji. Była inteligentna, ciekawa świata, interesowała się przyrodą i magicznymi stworzeniami.

Ojciec Westandy'ego (Hert Rogers) pochodził z Neverwinter. Był kupcem. Czasem jeździł w interesach do Portu Llast, gdzie poznał matkę Westandy'ego - Terenettę, z którą zamieszkał w Neverwinter. Terenetta urodziła trzech synów - Westandy był najmłodszym z nich.

Westandy odziedziczył po matce inteligencję i ciekawość świata. Uczył się wspólnej mowy - osiągnął bardzo dobre rezultaty. Zaczął czcić Ogmę, co odzwierciedlało jego zainteresowania. Nienawidził (jak wszyscy Illuskańczycy) złodziei, jednak w przeciwieństwie do przodków nie przepadał zbytnio nad morzem i żeglarstwem. Nigdy nie pałał zbytnio do bójek, był tchórzliwy i uległy, co było wyśmiewane przez jego braci.

Po około dwudziestu latach mieszkania w Neverwinter (Westandy miał wtedy 15 lat) matka zaczęła chorować, z czasem była coraz bardziej osłabiona. Ojciec domyślał się, że po tylu latach "odezwała" się zmiana klimatu, więc postanowił przeprowadzić się z rodziną do Triboaru, znacznie mniejszego i cichszego miasta niż Neverwinter.

Zmiana miejsca zamieszkania nie pomogła zbytnio w poprawie zdrowia Terenetty. Po kilku miesiącach mieszkania w Triboar Hert postanowił wyruszyć do warownego miasta Yartar, gdzie mieszkał jego kuzyn, który był kapłanem i mógł uleczyć Terenettę.

Podczas podróży do Yartaru, zaraz przed miastem na Westandy'ego i jego rodzinę napadli złodzieje. Hert i bracia Westandy'ego ropoczęli walkę, jednak Hert oddzielił się od grupy, a Westandy pobiegł za nim. Dotarł aż do rzeki, gdzie reszta złodziei zaszkoczyła Herta i okrążyła go. Jeden ze złodziei zaczął gonić Westandy'ego, który pomimo ataku na jego ojca zaczął uciekać. Złodzieja zabili dopiero pozostali bracia, a wszyscy trzej powrócili po ojca. Na miejscu nie było już śladu złodziei, jednak pośród krzaków zobaczyli zwłoki - ojciec został zabity.

W Yartarze kapłan wyleczył Terenettę, a rodzina zaczęła czcić Tymorę - choć Westandy pozostał przy Oghmie. Kiedyś Terenettę zatruło któreś ze stworzeń, których spotkała przecież w dawnych czasach bardzo wiele - rana odezwała się dopiero niedawno.

Nieszczęśliwa z powodu straty rodzina powróciła do domu, do Triboaru.
Przez kilka lat Westandy musiał znosić zarzuty - zresztą niebezpodstawne - że jest tchórzliwy, nie potrafi walczyć, że ojciec umarł przez niego. Matka straciła do niego zaufanie, a bracia wyśmiewali się i drwili. Nie mógł tego znieść, więc - miał już prawie 19 lat - postanowił uciec.

W Triboarze było kilka stajni, więc Westandy kupił konia i pojechał w poszukiwaniu pracy do Waterdeep. Postawił sobie za cel udowodnić swoją odwagę i nauczyć się walki.

Podróż do Waterdeep trwała 5 dni. W Waterdeep zdesperowany Westandy szukał pracy w dokach - od czegoś trzeba było zacząć. Mimo wstrętu do wody, jakoś dawał sobie radę. W karczmach odebrał lekcje walki, stawał się twardy - powoli zaczynał osiągać swój cel, choć do tego jeszcze długa droga.

Pewnego dnia do Waterdeep przypłynął statek z Aeris. Westandy dowiedział się, że jest to wyspa, na której mieszkają przedstawiciele prawie wszystkich ras Faerunu - mógł się tam wiele nauczyć. Postanowił opuścić Waterdeep i podążyć do Wrót Baldura, gdzie statkiem dopłynąłby do wymarzonej wyspy Aeris.

Podróż na koniu do Wrót Baldura zajęła Westandy'emu całe 2 dekadni. Był zmęczony, lecz wytrwały. Odczuwał wstręt do wody, więc wolał wypłynąć z Wrót Baldura – niewątpliwie podróż byłaby krótsza. Następnego dnia po wypoczynku Westandy popłynął na Aeris.

Po burzliwym rejsie Westandy dotarł na Aeris - nieznaną, lecz tak wymarzoną przez niego wyspę...
Przepraszam, ale czyżbyście o mnie zapomnieli?
*sighs* Warunkowo Akceptuję, ale zmień podróż konną na podróż z karawaną... i nieco wydłuż czas podrózy.

Jeszcze dwie poproszę.
Z Triboaru do Waterdeep podróż trwa przynajmniej pół miesiąca.

Warunkowo akceptuję - podobne warunki jak Morrie.

Jeszcze jedna potrzebna.
Dziękuję Wam bardzo, chociaż nie bardzo rozumiem, czemu zmienić podróż karawaną, ale dodam niedługo nową wersję (w tej chwili nie mogę, dopiero wróciłem ze szkoły).
Samotna postać na 1 poziomie ma niewielkie szanse, by przebyć bezpiecznie tą trasę Nawet konno.
Rozumiem, dzięki .

Z Waterdeep do Wrót Baldura też mam użyć karawany?
Tak
Wersja poprawiona, z podróżą karawanem... tfu! z karawaną ;p.

Imię: Westandy Rogers
Płeć: Mężczyzna
Wiek: 20
Rasa: Człowiek
Klasa: Wojownik
Charakter: Neutralny Dobry.
Grupa etniczna: Illuskańczyk.
Język: Illuskański, Wspólny.
Pochodzenie: Neverwinter, Triboar.
Bóstwo: Oghma

Westandy Rogers jest wysokim, szczupłym mężczyzną. Ma czarne oczy, dość długie, ciemnobrązowe włosy, jasną karnację. Jest zamknięty w sobie w związku z wydarzeniami z przeszłości, mówi cicho, jest uległy, choć stara się temu zapobiegać i zaczyna wyrabiać w sobie zdolności mówcy. Rozgląda się wokół z lekkim przerażeniem.

Historia:

Matka Westandy'ego (Terenetta Leonald) pochodziła z Portu Llast. Nigdy nie lubiła dużych miast, trzymała się z dala od większych ośrodków cywilizacji. Była inteligentna, ciekawa świata, interesowała się przyrodą i magicznymi stworzeniami.

Ojciec Westandy'ego (Hert Rogers) pochodził z Neverwinter. Był kupcem. Czasem jeździł w interesach do Portu Llast, gdzie poznał matkę Westandy'ego - Terenettę, z którą zamieszkał w Neverwinter. Terenetta urodziła trzech synów - Westandy był najmłodszym z nich.

Westandy odziedziczył po matce inteligencję i ciekawość świata. Uczył się wspólnej mowy - osiągnął bardzo dobre rezultaty. Zaczął czcić Ogmę, co odzwierciedlało jego zainteresowania. Nienawidził (jak wszyscy Illuskańczycy) złodziei, jednak w przeciwieństwie do przodków nie przepadał zbytnio nad morzem i żeglarstwem. Nigdy nie pałał zbytnio do bójek, był tchórzliwy i uległy, co było wyśmiewane przez jego braci.

Po około dwudziestu latach mieszkania w Neverwinter (Westandy miał wtedy 15 lat) matka zaczęła chorować, z czasem była coraz bardziej osłabiona. Ojciec domyślał się, że po tylu latach "odezwała" się zmiana klimatu, więc postanowił przeprowadzić się z rodziną do Triboaru, znacznie mniejszego i cichszego miasta niż Neverwinter.

Zmiana miejsca zamieszkania nie pomogła zbytnio w poprawie zdrowia Terenetty. Po kilku miesiącach mieszkania w Triboar Hert postanowił wyruszyć do warownego miasta Yartar, gdzie mieszkał jego kuzyn, który był kapłanem i mógł uleczyć Terenettę.

Podczas podróży do Yartaru, zaraz przed miastem na Westandy'ego i jego rodzinę napadli złodzieje. Hert i bracia Westandy'ego ropoczęli walkę, jednak Hert oddzielił się od grupy, a Westandy pobiegł za nim. Dotarł aż do rzeki, gdzie reszta złodziei zaszkoczyła Herta i okrążyła go. Jeden ze złodziei zaczął gonić Westandy'ego, który pomimo ataku na jego ojca zaczął uciekać. Złodzieja zabili dopiero pozostali bracia, a wszyscy trzej powrócili po ojca. Na miejscu nie było już śladu złodziei, jednak pośród krzaków zobaczyli zwłoki - ojciec został zabity.

W Yartarze kapłan wyleczył Terenettę, a rodzina zaczęła czcić Tymorę - choć Westandy pozostał przy Oghmie. Kiedyś Terenettę zatruło któreś ze stworzeń, których spotkała przecież w dawnych czasach bardzo wiele - rana odezwała się dopiero niedawno.

Nieszczęśliwa z powodu straty rodzina powróciła do domu, do Triboaru.
Przez kilka lat Westandy musiał znosić zarzuty - zresztą niebezpodstawne - że jest tchórzliwy, nie potrafi walczyć, że ojciec umarł przez niego. Matka straciła do niego zaufanie, a bracia wyśmiewali się i drwili. Nie mógł tego znieść, więc - miał już prawie 19 lat - postanowił uciec.

Ponieważ przez Triboar biegły często uczęszczane drogi, Westandy zabrał się do Waterdeep karawaną.

Podróż do Waterdeep trwała miesiąc. W Waterdeep zdesperowany Westandy szukał pracy w dokach - od czegoś trzeba było zacząć. Mimo wstrętu do wody, jakoś dawał sobie radę. W karczmach odebrał lekcje walki, stawał się twardy - powoli zaczynał osiągać swój cel, choć do tego jeszcze długa droga.

Pewnego dnia do Waterdeep przypłynął statek z Aeris. Westandy dowiedział się, że jest to wyspa, na której mieszkają przedstawiciele prawie wszystkich ras Faerunu - mógł się tam wiele nauczyć. Postanowił opuścić Waterdeep i podążyć wraz z kolejną karawaną do Wrót Baldura, gdzie statkiem dopłynąłby do wymarzonej wyspy Aeris.

Podróż z karawaną do Wrót Baldura zajęła Westandy'emu ponad 2 miesiące. Był zmęczony, lecz wytrwały. Odczuwał wstręt do wody, więc wolał wypłynąć z Wrót Baldura – niewątpliwie podróż byłaby krótsza. Następnego dnia po wypoczynku Westandy popłynął na Aeris.

Po burzliwym rejsie Westandy dotarł na Aeris - nieznaną, lecz tak wymarzoną przez niego wyspę...
Warunkowo akceptuję. Miłej gry
Dziękuję bardzo .
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • latwa-kasiora.pev.pl