ďťż
[Wojownik] Lennan


Bo człowiek głupi jest tak bez przyczyny

Nazwa konta: Shinigami-
Imię: Connor
Płeć: Mężczyzna
Klasa: Wojownik
Rasa: Człowiek
Wiek: 20
Wyznanie: Czerwona Rycerka
Pochodzenie: Waterdeep
Charakter: Praworzadny neutralny

Opis: Wysoki mężczyzna, o potężnie umięśnionej sylwetce, przez całe jedno jego ramie ciągnie się wielka blizna. Jego brązowe włosy, są gdzieniegdzie nieco ciemniejsze, niemal wpadające w czerń, te zaś często opadają na czoło, a niesamowicie niebieskie oczy, przypominające tafle wzburzonego oceanu, dopełniają jego wizerunek. Głos ma dość donośny, lecz pomimo tego jest przyjemny dla ucha. Na szyi nosi medalik ze srebrnym łańcuszkiem.

Historia:
Mieszkałem wraz z moją młodszą siostrzyczką Calią, matką Arienną oraz ojcem Jaredem, porcznikiem straży miejskiej.
Moja matka, była dość wysoką kobietą o smukłej, delikatnej twarzy, niemalże elfiej, miała długie brązowe oczy oraz niebieskie oczy, była krawcową. Calia natomiast była niemalże jej lustrzanym odbiciem. Ojciec, cóż... Niewiele czasu spędzał w domu, lecz był to wysoki, rosły chłop o krótkich, kruczoczarnych włosach, jego praca pochłaniała mu całe dni. Do ukończenia czternastu lat zawsze marzyłem, że pewnego dnia wstąpię do straży miejskiej, by oddać się służbie miastu. I tak się właśnie stało, zostałem poddany dwuletniemu szkoleniu, w którym nauczyłem się podstaw walki, a zaraz potem... Wstąpiłem do oddziału, parę udanych zadań... Byłem z siebie dumny, ale teraz... ? Sam, nie jestem pewien czy to aby jest powód do dumy... Zwłaszcza że gdy tylko ukończyłem siedemnaście lat, ojciec poległ z rąk bandytów podczas służby.
***
Przewiesiłem przez plecy pawęż, przypinając do pasa pochwę z bastardem, spakowałem wszystkie ważniejsze przedmioty wrzucając je do plecaka, przewiesiłem torbę przez ramie. Ruszyłem w stronę wyjścia, mając nadzieje, że nie usłyszy mnie moja młodsza siostrzyczka, lecz gdy tylko postawiłem jeden krok. Usłyszałem za sobą, krzyk wyraźnego oburzenia.
"Braciszku ! Nie odchodź, obiecałeś że zostaniesz ze mną...", Westchnąłem mając nadzieje że będę mógł uniknąć tego bolesnego pożegnania, podsadziłem dziewczynkę na stole. "Calio... Mówiłem Ci już, że musze opuścić Was na jakiś czas, wró..." Nawet nie skończyłem zdania, ponownie krzyk oburzenia, poczułem w żołądku bryłę lodu, ukłucie żalu z powodu mojej samolubnej decyzji. "Ale... na pewno jest jakieś inne wyjście..." zachlipała, piskliwym głosikiem. "Więc powiem Ci, dlaczego musze na jakiś czas opuścić, nasz dom..."
***
"Na pochyleb [cenzura]... !"- z tymi słowami młody brązowo-brody krasnolud rozpłatał kolejnego z napastników. "Ha, jeśli sądzisz, że to był cios spójrz na to, krasnoludku." -zawołałem z uśmiechem, blokując cios rapiera, a zaraz potem tnąc od dołu bandytę po torsie. "Ty to nazywasz ciosem !? Na czerwoną, kuźwa, więcej było w tym szczęścia niźli, ła..." Torin nie zdążył nawet dokończyć, bo oto na dwójkę młodych strażników zza balkonu poleciały dwie beczki spadając im na głowy, krasnoludowi na szczęście udało zasłonić się tarczą, lecz młodemu chłopakowi brakowało tyle szczęścia, kątem beczki oberwał prosto w skroń niemal natychmiast przewracając się na ziemie, z alejki wyskoczyła kolejna para napastników, jeden ruszył w stronę krasnoluda, a drugi zaczął przemykać do obezwładnionego chłopca. "A masz ty obesrańcu, kuźwa sądzisz że unikniesz mojego topora !?" Zaczął szarżować w jego stronę, wymierzył cios toporem na odlew, lecz bandyta zręcznie parował ciosy krasnoluda, który nie zauważył drugiego napastnika idącego prosto w stronę jego kompana. Rozejrzałem się mętnym spojrzeniem po okolicy, ledwo unosząc się z ziemi, lecz nagły błysk ostrza tuż przed jego oczami od razu go otrzeźwił, pomimo krwi cieknącej po twarzy, instynkt wojownika przeważył, uniósł tarcze i sparował śmiertelny cios wymierzony w głowę, bandyta wykorzystując to że leży na ziemi, kopnął go, upuściłem tarcze, tracąc powoli kontakt z rzeczywistością, aż w końcu poczułem w moim ramieniu ostrze rapiera, palący ból, a zaraz potem straciłem całkowicie przytomność...
***
Ocknąłem się w łóżku, spróbowałem się podnieść, lecz ból w ramionach był tak ostry, że natychmiast z powrotem położyłem się na łóżku... Usłyszałem fragment rozmowy "... Nie będzie mógł w ogóle władać bronią... ! Torin, czyś ty zgłupiał, chcesz go okłamywać... ? Cięcia trafiły w punkty, które regenerują się latami... Straci całkowicie wszystkie umiejętności do walki bronią... Przez pierwszy rok nawet patyka nie uniesie...", "Kuźwa, chcesz pozbawić chłopaka resztek dumy, po prostu wyrzucając go na zbity pysk ze straży... !?", chrząknięcie i znowu ten spokojny głos "Uspokój się Torinie... Jestem pewien że jak wyzdrowieje wróci do służby, a na razie dajmy mu odpocząć..." rozmowy, w dalszym ciągu trwały... Lecz słyszałem coraz mniej, w końcu znowu straciłem przytomność...
Nie wiem przez ile dni spałem, lecz bandaże na moich rękach całkowicie znikły i nie czułem prawie w ogóle bólu, nad łóżkiem siedziałaś właśnie Ty droga Calio, gdy mi powiedziałaś że leżałem tutaj przez parę miesięcy, gdy powiedziałaś mi o długach w jakie popadła nasza rodzina, przez mój wypadek... Przysięgłem Ci, że odzyskam w końcu sprawność w rękach i sam zajmę się problemami naszej rodziny...
***
Matka, ledwo dawała sobie rade po śmierci ojca, brała jak najwięcej zleceń, byśmy mogli żyć jak dawniej, lecz popadaliśmy w coraz większe długi... A przez moje niesprawne ramiona, które potrzebowały jeszcze czasu do zagojenia nie mogłem w ogóle pomóc, byłem całkiem bezradny, właśnie miałem dziewiętnaście lat. Każdego dnia, starałem się ćwiczyć, by odzyskać dawną sprawność, lecz wszystko było na próżno. Wiedziałem że gdy tylko zostanę najemnikiem, sama pensja strażnika nie wystarczy, by pospłacać wszystkie nasze długi, dlatego też... Miałem się udać, gdzieś gdzie, przydadzą się moje umiejętności, tam gdzie będą za nie płacić. Tak właśnie, zostań najemnikiem...
***
Spojrzałem na siostrzyczkę, która zasnęła w mych ramionach, uniosłem ją ostrożnie zabierając ją do pokoju i kładąc na łóżku. Niedługo wrócę Calio, ucałowałem ją w czoło, zbierając ze stołu cały rynsztunek i wychodząc z domu... Udałem się do miasta, spotkałem jednego z kupców, który wędrował do Wrót Baldura, zaciągnąłem się do niego w roli najemnika. Podróż była, długa... Lecz na szczęście nad wyraz bezpieczna. Gdy tylko dotarliśmy na miejsce, zabrałem zapłatę. Ruszyłem do doków, mając nadzieje popłynąć do jakiegoś nieźle prosperującego miasta, jeden z marynarzy rzekł mi o wyspie zwanej Aeris. Wykorzystując zapłatę od kupca, wykupiłem bilet... Wypłynąłem ku zupełnie nieznanej mi krainę... Ciekawe, co znowu los postawi na mej drodze. ?


"Imię: Connor"
"Do wymiany."
Wybaczcie, nie wiem jak się cytuje więc będe pisał tak... ^^
Nie mam pojęcia co jest złego w tym imieniu moge je zmienić na np. Lennan

"przypinając do pasa pochwę z bastardem"
"Pochwę z nieślubnym dzieckiem?"

http://pl.wikipedia.org/w...82torak_(miecz) Proszę bardzo, przeczytać inną nazwe miecza półtoraręcznego. ;>

A co do Czerwonej Rycerki tą wiare, w historii pisze że był porucznikiem, a to właśnie patronuje. Mimo tego że nie często się spotykali, syn nie był zbyt pobożny, ale wiare odziedziczył po ojcu.
Pozdrawiam.
To ciągle nie wyjaśnia Czarownej Rycerki. To dość mało popularne bóstwo i raczej nie jest rodzinne.

Słownik Języka Polskiego PWN:

bastard
1. «dziecko nieślubne, zwłaszcza potomek królewski ze związku pozamałżeńskiego»
2. «mieszaniec zwierzęcy, zwłaszcza pochodzący ze skrzyżowania dwóch gatunków»
1. Nawet w opisie mieczów półtoraręcznych masz napisane... ;> Że miecz półtoraręczny jest zwany inaczej "Bastardem".
2. Nie napisałem wcale że to jest bóstwo rodzinne... Autorytetem mojej postaci, był właśnie jej ojciec... Nie widze więc nic dziwnego w tym że je wyznaje. Pozatym zaznaczam raz jeszcze on nie jest zbyt pobożny...


Co do "bastarda" - zgodzę się tutaj z graczem. Jest to również nazwa dla miecza półtoraręcznego /jako "bękarta" miecza dwuręcznego i długiego/. Chociaż istotnie trąci mi to barbaryzmem.

Niestety, na chwilę obecną ciężko potraktować to jako historię 1-poziomowej postaci.
Napisałem wszak że został bardzo ciężko ranny podczas misji... Jego rany leczyły się przez dwa lata, dodając jego rano można zakładać że stracił swoje umiejętności bojowe. A reszte raczej sobie odbije w cechach?
Nie.

D&D jest pod tym względem dość okrutne.
Dobrze zmodyfikowałem co nieco.

Nazwa konta: Shinigami-
Imię: Lennan
Płeć: Mężczyzna
Klasa: Wojownik
Rasa: Człowiek
Wiek: 20
Wyznanie: Helm
Pochodzenie: Waterdeep
Charakter: Praworządny neutralny

Opis: Wysoki mężczyzna, o potężnie umięśnionej sylwetce, przez całe jedno jego ramie ciągnie się wielka blizna. Jego brązowe włosy są gdzieniegdzie nieco ciemniejsze, niemal wpadające w czerń, te zaś często opadają na czoło. Niesamowicie niebieskie oczy, przypominające tafle wzburzonego oceanu, dopełniają jego wizerunek. Głos ma dość donośny, lecz pomimo tego jest przyjemny dla ucha. Na szyi nosi medalik ze srebrnym łańcuszkiem.

Historia:
Mieszkałem wraz z moją młodszą siostrzyczką Calią, matką Arienną oraz ojcem Jaredem, porucznikiem straży miejskiej.
Moja matka, była dość wysoką kobietą o smukłej, delikatnej twarzy, niemalże elfiej, miała długie brązowe włosy oraz niebieskie oczy, była krawcową, a Calia była niczym jej lustrzane odbicie. Ojciec, cóż... Niewiele czasu spędzał w domu, lecz był to wysoki, rosły chłop o krótkich, kruczoczarnych włosach, jego praca pochłaniała mu całe dni. Jak prawie każdy młody chłopiec, zawsze marzyłem aby pewnego dnia wstąpić do straży miejskiej. Tak też się stało- zostałem poddany dwuletniemu szkoleniu, w którym nauczyłem się podstaw walki... Wstąpiłem do oddziału- parę udanych zadań... Byłem z siebie dumny, ale teraz... ? Sam, nie jestem pewien czy to aby jest powód do dumy... Zwłaszcza, że gdy tylko ukończyłem siedemnaście lat, ojciec poległ podczas służby z rąk bandytów.
***
Przewiesiłem przez plecy pawęż, przypiąłem do pasa pochwę z bastardem, spakowałem wszystkie ważniejsze przedmioty i ruszyłem w stronę wyjścia, mając nadzieje, że nie usłyszy mnie moja młodsza siostrzyczka, lecz gdy tylko postawiłem krok, wybiegła naprzeciw mnie i zaczęła krzyczeć.
"Braciszku ! Nie odchodź, obiecałeś że zostaniesz ze mną...", Westchnąłem mając nadzieje że będę mógł uniknąć tego bolesnego pożegnania, podsadziłem dziewczynkę na stole. "Calio... Mówiłem Ci już, że musze opuścić Was na jakiś czas, wró..." Nawet nie skończyłem zdania, mała zaczęła krzyczeć jeszcze bardziej żałośnie, poczułem w żołądku bryłę lodu, ukłucie żalu z powodu mojej samolubnej decyzji. "Ale... na pewno jest jakieś inne wyjście..." zachlipała, piskliwym głosikiem. "Wyjaśnię Ci, dlaczego nie mogę z Wami dłużej zostać."
***
"Moje pierwsze zadanie, z mym najlepszym przyjacielem, nie mogłem się już doczekać momentu, w którym, to, czego się nauczyłem, wykorzystam w praktyce. Na pochyleb [cenzura]... !"- z tymi słowami młody brązowo-brody krasnolud rozpłatał kolejnego z napastników. -"Ha, jeśli sądzić, że to był cios spójrz na to, krasnoludku" -zawołałem z trudem blokując cios rapiera, a zaraz potem, gdy już miałem zamiar machnąć w jego stronę mieczem, potknąłem się o ogromny kamień, którego nie zauważyłem w ferworze walki. Starając się odzyskać równowagę, przez zupełny przypadek, zauważyłem lukę w obronie przeciwnika i od razu zacząłem atakować „otwarte” miejsce. -"Ty to nazywasz ciosem !? Na Helma, kuźwa, więcej było w tym szczęścia niźli, ła..."- Torin nie zdążył nawet dokończyć – usłyszałem tylko świst i najprawdopodobniej straciłem przytomność na jakiś czas. Kiedy jednak się ocknąłem, krasnolud wciąż szarżował na opryszków. -"A masz ty obesrańcu, kuźwa sądzisz że unikniesz mojego topora !?" Kiedy tylko udało mi się podnieść w końcu z ziemi, spostrzegłem ostrze tuż przed moimi oczyma, błyskawicznie wzniosłem tarczę w górę, coby zablokować się przed ciosami w głowę. Bandzior był jednak nieustępliwy, zdawał się w ogóle nie męczyć. Później… pamiętam już tylko mocny cios w głowę… oraz palący ból, tylko tyle.

***
Ocknąłem się w łóżku, spróbowałem się podnieść, lecz ból w ramionach był tak ostry, że opadłem bezwładnie nań na powrót. Usłyszałem fragment rozmowy "... Nie będzie mógł w ogóle władać bronią... ! Torin, czyś ty zgłupiał, chcesz go okłamywać... ? Cięcia trafiły w punkty, które regenerują się latami... Straci całkowicie wszystkie umiejętności do walki bronią... Przez pierwszy rok nawet patyka nie uniesie...", "Kuźwa, chcesz pozbawić chłopaka resztek dumy, po prostu wyrzucając go na zbity pysk, ze straży... !?", chrząknięcie i znowu ten spokojny głos "Uspokój się Torinie... Jestem pewien że jak wyzdrowieje wróci do służby, a na razie dajmy mu odpocząć..." rozmowy, w dalszym ciągu trwały... Nie chciałem ich słuchać.
Gdy się w końcu obudziłem, czułem się znacznie lepiej, większość bandaży prawdopodobnie ściągnęli podczas snu ,a nad łóżkiem zastałem właśnie Ciebie droga Calio. Gdy mi powiedziałaś, że leżę tutaj przez dwa dni oraz o tych pieniądzach które nasza matka pożyczyła, by zapłacić za moje leczenie...Przysięgłem Ci, że odzyskam w końcu sprawność w rękach i sam zajmę się problemami naszej rodziny...
***
Matka ledwo dawała sobie rade po śmierci ojca, brała jak najwięcej zleceń, byśmy mogli żyć jak dawniej. Popadaliśmy jednak w coraz większe długi... A przez moje niesprawne ramiona, które potrzebowały jeszcze czasu do zagojenia, nie mogłem w ogóle pomóc, byłem całkiem bezradny. Każdego dnia starałem się ćwiczyć, by odzyskać dawną sprawność, lecz bezskutecznie. Wiedziałem, że sama pensja strażnika nie wystarczy, by pospłacać wszystkie nasze długi, dlatego też... Miałem się udać gdzieś, gdzie przydadzą się moje umiejętności, tam gdzie będą za nie płacić. Tak właśnie zostałem najemnikiem...
***
Spojrzałem na siostrzyczkę, która zasnęła w mych ramionach, uniosłem ją ostrożnie, zabrałem do pokoju i położyłem w łóżku. „Niedługo wrócę Calio”- ucałowałem ją w czoło, zabrałem ze stołu cały rynsztunek i ruszyłem przed siebie... W mieście spotkałem jednego z kupców, który kierował się do Wrót Baldura, najął mnie jako ochraniarza. Podróż była długa... lecz nad wyraz bezpieczna. Gdy tylko dotarliśmy na miejsce, zabrałem zapłatę. Ruszyłem do doków, mając nadzieje udać do jakiegoś nieźle prosperującego miasta. Jeden z marynarzy opowiedział mi o wyspie zwanej Aeris. Wykorzystując zapłatę od kupca, opłaciłem koszt przeprawy... Wypływając ku zupełnie nieznanej mi krainę... Ciekawe, co znowu los postawi na mej drodze?
Warunkowo akceptuję
Akceptuję.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • latwa-kasiora.pev.pl