ďťż
[Wojownik] Eagle Greatclaw


Bo człowiek głupi jest tak bez przyczyny

Nazwa konta postaci: Patrio
Nazwa postaci: Eagle Greatclaw
Płeć postaci: Mężczyzna
Rasa postaci: Człowiek
Klasa postaci: Wojownik (będę się starał o mistrza broni)
Wiek postaci: 22 lata
Wyznanie postaci: Tyr
Pochodzenie postaci: Waterdeep
Charakter postaci: Neutralny Dobry

Języki: Wspólny, Chondathański, Illuskański

Opis zewnętrzny:
Wysoki, barczysty mężczyzna. Kruczo czarne włosy.
Ma na twarzy okropnie wyglądającą bliznę.

Atrybuty:

Siła 16
Zręczność 12
Kondycja 16
Inteligencja 12
Mądrość 10
Charyzma 10

Historia: (oczywiście mile widziana krytyka, dzięki temu dojdziemy do ładu )

Urodziłem się i mieszkałem w Waterdeep. Nie miałem braci ani przyjaciół, ale za to kochającą rodzinę.
Rodzice byli pobożni. Codziennie modliliśmy się do Tyra. Jako człowiek nie miałem problemu z akceptacją.
Zresztą w tym mieście i tak nie miało to znaczenia. Wielu przyjeżdża tutaj aby rozpocząć karierę.
Widzą w tym mieście drzwi do sukcesu. Ja, chociaż w nim żyłem, nie potrafiłem dostrzec
prawdziwej okazji. Mój ojciec, strażnik miejski był dla mnie jedynym idolem, a kochająca matka
jedynym oparciem. Przez to niezwykłe dla jednych, zwyczajne dla innych miejsce przewędrowało wiele
bohaterów, jednak żaden nie był w stanie przyćmić dla mnie ojca. Poszukiwacze przygód kierowali
się własnym interesem zupełnie tak, jak to robią wszyscy ludzie. Mój ojciec był inny.
On kierował się dobrem miasta, ludzi, ale przede wszystkim rodziny. Był moim bohaterem.
Gdy skończyłem 15 lat, postanowiłem zaciągnąć się do straży. Oczywiście mnie odesłano.
Mówili, że jestem za młody, że nie mam doświadczenia, że zginę na pierwszym patrolu.
Od tego momentu w życiu nieustannie próbowałem coś sobie udowodnić. Ojciec mnie wspierał.
Chciał być dumny z syna, a ja nie chciałem go zawieść. Szkoliłem się w walce mieczem, łukiem,
toporem, nawet włócznią. Od ćwiczeń nabrałem mięśni, ale nie czułem tego czegoś.
Zamiast walczyć razem, walczyłem przeciw broni. Doprowadziło to do paru skaleczeń,
które tylko, na szczęście, opóźniały treningi o parę minut bandażowania. Ojciec, który był
wprawnym wojownikiem, dostrzegł to szybciej niż ja. Zdobył dla mnie egzotyczną broń - katanę.
Była piękna, różniąca się od zwykłych mieczy. Szybko odkryłem swoją fascynacje tym mieczem.

Po 3 latach byłem już mężczyzną. Nie potrzebowałem już opieki ojca. Nie był on już dla mnie
tym wielkim bohaterem, ale darzyłem go szacunkiem. Teraz bardziej zależało mi na usamodzielnieniu
się. Życie strażnika nie było łatwe. Świat nie był już dla mnie tym, co pamiętałem z dzieciństwa.
Teraz liczyło się przetrwać, a nie było to łatwe. W mieście szalał gang Złotego Zęba. Niezbyt
liczny, ale bogaty i pełen utalentowanych zbirów. Była noc. Ja, nasz sierżant i 7 innych patrolowaliśmy
ciemną uliczkę. Zostaliśmy zaatakowani. Było ich 5, nas 9. Możnaby pomyśleć, że to samobójcy, ale
w odróżnieniu od nas mieli magiczną broń. Walka trwała. Sięgnąłem po swoją katanę. Przyjmuję pozycje.
Odpieram cios, drugi, trzeci. Ręce mnie bolą. Nagle zbir zostaje przebity. Sierżant wyciera miecz
w ubranie łotra. Rozglądam się. 4 naszych nie żyje. W piątkę przeszukujemy ich ciała. Znaleźliśmy list.

"Poczynając od dzisiejszej nocy, każdy członek gangu Złotego Zęba zostanie przydzielony do 5-osobowej grupy.
Musimy sukcesywnie zmniejszać ilość straży. Dzięki temi łatwiej zyskamy władzę w mieście.

D. "

Tego było już za wiele. Na posterunkach zrobiło się głośno. Kto śmiał organizować polowania na strażników?
Trzeba było przeprowadzić dochodzenie. Przydzielono to mojemu ojcu. Ja wróciłem do domu przespać się i
zebrać siły na nowy dzień. Mijały dni. Ojciec coraz rzadziej wracał do domu, aż w końcu stało się.
Przysłano wiadomość o jego śmierci. Pomyślałem sobie, że parę lat temu załamałbym się, ale nie teraz.
Czułem może trochę żalu, ale bardziej chciałem żeby ten kto skrzywdził moją rodzinę zapłacił za to.
Ojciec też by tego chciał - pomyślałem sobie.

Po paru tygodniach gang został zwalczony, a D., jak się poźniej okazało Delvin Gooldtooth, został schwytany i
zamknięty w areszcie. Był bogatym kupcem, wykupiłby się, a może to tylko moje usprawiedliwienia? Nie myśląc
wtedy nad tym, poszedłem do aresztu, zarządałem spotkania z więźniem i wbiłem mu katanę pod żebro.
Zostałem wyrzucony ze straży. Odebrano mi broń, moją najcenniejszą rzecz i gdyby ofiara nie była skazanym,
zostałbym powieszony.

Nie widząc sensu na dalsze życie w Waterdeep zaciągnołem się do grupy wędrowców. Nie miałem broni, a jedzenie
otrzymywałem od nowo poznanych ludzi, mimo że sami mieli niewiele. Straciłem rachubę czasu. W końcu dotarliśmy
do Wrót Badura. Moi byli towarzysze poszli żebrać do świątyni. Choć przez czas podróżowania z nimi utrzymywałem się
na ich koszt, postanowiłem odejść. Nie chcę skończyć jak oni. Nie po tym czego się nauczyłem. Zaciągnąłem się na statek.
Kapitan zgodził się przewieść mnie pod warunkiem, że odpracuję to jako część załogi.

Codziennie, wieczorem z utęsknieniem wyczekiwałem pojawienia się lądu na horyzoncie i rozmyślałem sobie:

"Czy zabiłem go dla dobra mieszkańców i ludzi, czy dla siebie?"

W końcu nadszedł ostatni dzień służby. Na horyzoncie pojawiła się wyspa Aeris...

Wszelka pomoc mile widziana.


Nie jestem przekonany co do gangu złotego zęba i ich polowaniach na strażników w celu objęcia władzy. Wydaje się to kompletnie bezcelowe i nierealne

Nazwa konta postaci: Patrio
Nazwa postaci: Harald Greatclaw
Płeć postaci: Mężczyzna
Rasa postaci: Człowiek
Klasa postaci: Wojownik (będę się starał o mistrza broni)
Wiek postaci: 22 lata
Wyznanie postaci: Tyr
Pochodzenie postaci: Waterdeep
Charakter postaci: Neutralny Dobry

Języki: Wspólny, Chondathański, Illuskański

Opis zewnętrzny:

Wysoki, barczysty mężczyzna o bladej cerze. Wygląda na lekko przygarbionego i wychudzonego. Na jego podłużnej głowie znajdują się kruczoczarne, krótkie włosy.
Gdzieniegdzie jest niedogolony. Mówi cicho lekko zachrypniętym głosem.

Atrybuty:

Siła 16
Zręczność 12
Kondycja 16
Inteligencja 12
Mądrość 10
Charyzma 10

Historia: (oczywiście mile widziana krytyka, dzięki temu dojdziemy do ładu )

Urodziłem się i mieszkałem w Waterdeep. Nie miałem braci ani przyjaciół, ale za to kochającą rodzinę. Rodzice byli pobożni. Codziennie modliliśmy się do Tyra. Jako człowiek nie miałem problemu z akceptacją. Zresztą w tym mieście i tak nie miało to znaczenia. Wielu przyjeżdża tutaj aby rozpocząć karierę. Widzą w tym mieście drzwi do sukcesu. Ja, chociaż w nim żyłem, nie potrafiłem dostrzec prawdziwej okazji. Mój ojciec, strażnik miejski był dla mnie jedynym idolem, a kochająca matka jedynym oparciem. Przez to niezwykłe dla jednych, zwyczajne dla innych miejsce przewędrowało wiele
bohaterów, jednak żaden nie był w stanie przyćmić dla mnie ojca. Poszukiwacze przygód kierowali się własnym interesem zupełnie tak, jak to robią wszyscy ludzie. Mój ojciec był inny. On kierował się dobrem miasta, ludzi, ale przede wszystkim rodziny. Był moim bohaterem. Gdy skończyłem 15 lat, postanowiłem zaciągnąć się do straży. Oczywiście mnie odesłano. Mówili, że jestem za młody, że nie mam doświadczenia, że zginę na pierwszym patrolu. Od tego momentu w życiu nieustannie próbowałem coś sobie udowodnić. Ojciec mnie wspierał. Chciał być dumny z syna, a ja nie chciałem go zawieść. Szkoliłem się w walce mieczem, łukiem, toporem, nawet włócznią. Od ćwiczeń nabrałem mięśni, ale nie czułem tego czegoś. Zamiast walczyć razem, walczyłem przeciw broni. Doprowadziło to do paru skaleczeń, które tylko, na szczęście, opóźniały treningi o parę minut bandażowania. Ojciec, który był wprawnym wojownikiem, dostrzegł to szybciej niż ja. Zdobył dla mnie egzotyczną broń - katanę. Była piękna, różniąca się od zwykłych mieczy. Szybko odkryłem swoją fascynacje tym mieczem.

Po 3 latach byłem już mężczyzną. Nie potrzebowałem już opieki ojca. Nie był on już dla mnie tym wielkim bohaterem, ale darzyłem go szacunkiem. Teraz bardziej zależało mi na usamodzielnieniu się. Życie strażnika nie było łatwe. Świat nie był już dla mnie tym, co pamiętałem z dzieciństwa. Teraz liczyło się przetrwać, a nie było to łatwe. W mieście szalał gang Złotego Zęba. Niezbyt liczny, ale bogaty i pełen utalentowanych zbirów. Była noc. Ja, nasz sierżant i 7 innych patrolowaliśmy ciemną uliczkę. Zostaliśmy zaatakowani. Było ich 5, nas 9. Możnaby pomyśleć, że to samobójcy, ale w odróżnieniu od nas mieli magiczną broń. Walka trwała. Sięgnąłem po swoją katanę. Przyjmuję pozycje. Odpieram cios, drugi, trzeci. Ręce mnie bolą. Nagle zbir zostaje przebity. Sierżant wyciera miecz
w ubranie łotra. Rozglądam się. 4 naszych nie żyje. W piątkę przeszukujemy ich ciała.
Nic nie znaleźliśmy. Trzeba było przeprowadzić dochodzenie. Przydzielono to mojemu ojcu. Ja wróciłem do domu przespać się i zebrać siły na nowy dzień. Mijały dni. Ojciec coraz rzadziej wracał do domu, aż w końcu stało się. Przysłano wiadomość o jego śmierci. Pomyślałem sobie, że parę lat temu załamałbym się, ale nie teraz. Czułem może trochę żalu, ale bardziej chciałem żeby ten kto skrzywdził moją rodzinę zapłacił za to.
Ojciec też by tego chciał - pomyślałem sobie.

Po paru tygodniach gang został zwalczony, a przywódca schwytany i
zamknięty w areszcie. Był bogatym kupcem, wykupiłby się, a może to tylko moje usprawiedliwienia? Nie myśląc wtedy nad tym, poszedłem do aresztu, zarządałem spotkania z więźniem i wbiłem mu katanę pod żebro. Zostałem wyrzucony ze straży. Odebrano mi broń, moją najcenniejszą rzecz i gdyby ofiara nie była skazanym,
zostałbym powieszony.

Nie widząc sensu na dalsze życie w Waterdeep zaciągnąłem się do grupy wędrowców. Nie miałem broni, a jedzenie otrzymywałem od nowo poznanych ludzi, mimo że sami mieli niewiele. Straciłem rachubę czasu. W końcu dotarliśmy do Wrót Badura. Moi byli towarzysze poszli żebrać do świątyni. Choć przez czas podróżowania z nimi utrzymywałem się na ich koszt, postanowiłem odejść. Nie chcę skończyć jak oni. Nie po tym czego się nauczyłem. Zaciągnąłem się na statek. Kapitan zgodził się przewieść mnie pod warunkiem, że odpracuję to jako część załogi.

Codziennie, wieczorem z utęsknieniem wyczekiwałem pojawienia się lądu na horyzoncie i rozmyślałem sobie:

"Czy zabiłem go dla dobra mieszkańców i ludzi, czy dla siebie?"

W końcu nadszedł ostatni dzień służby. Na horyzoncie pojawiła się wyspa Aeris...
Nazwa konta postaci: Patrio
Nazwa postaci: Harald Greatclaw
Płeć postaci: Mężczyzna
Rasa postaci: Człowiek
Klasa postaci: Wojownik (będę się starał o mistrza broni)
Wiek postaci: 22 lata
Wyznanie postaci: Tyr
Pochodzenie postaci: Waterdeep
Charakter postaci: Neutralny Dobry

Języki: Wspólny, Chondathański, Illuskański

Opis zewnętrzny:

Wysoki, barczysty mężczyzna o bladej cerze. Wygląda na lekko przygarbionego i wychudzonego. Na jego podłużnej głowie znajdują się kruczoczarne, krótkie włosy.
Gdzieniegdzie jest niedogolony. Mówi cicho lekko zachrypniętym głosem.

Atrybuty:

Siła 16
Zręczność 12
Kondycja 16
Inteligencja 12
Mądrość 10
Charyzma 10

Historia: (oczywiście mile widziana krytyka, dzięki temu dojdziemy do ładu )

Urodziłem się i mieszkałem w Waterdeep. Nie miałem braci ani przyjaciół, ale za to kochającą rodzinę. Rodzice byli pobożni. Codziennie modliliśmy się do Tyra. Jako człowiek nie miałem problemu z akceptacją. Zresztą w tym mieście i tak nie miało to znaczenia. Wielu przyjeżdża tutaj aby rozpocząć karierę. Widzą w tym mieście drzwi do sukcesu. Ja, chociaż w nim żyłem, nie potrafiłem dostrzec prawdziwej okazji. Mój ojciec, strażnik miejski był dla mnie jedynym idolem, a kochająca matka jedynym oparciem. Przez to niezwykłe dla jednych, zwyczajne dla innych miejsce przewędrowało wiele
bohaterów, jednak żaden nie był w stanie przyćmić dla mnie ojca. Poszukiwacze przygód kierowali się własnym interesem zupełnie tak, jak to robią wszyscy ludzie. Mój ojciec był inny. On kierował się dobrem miasta, ludzi, ale przede wszystkim rodziny. Był moim bohaterem. Gdy skończyłem 15 lat, postanowiłem zaciągnąć się do straży. Oczywiście mnie odesłano. Mówili, że nie mam doświadczenia, że zginę na pierwszym patrolu. Od tego momentu w życiu nieustannie próbowałem coś sobie udowodnić. Ojciec mnie wspierał. Chciał być dumny z syna, a ja nie chciałem go zawieść. Szkoliłem się w walce mieczem, łukiem, toporem, nawet włócznią. Od ćwiczeń nabrałem mięśni. Byłem gotów czynić sprawiedliwość w imię Tyra jako strażnik miejski.

Po 3 latach byłem już mężczyzną. Nie potrzebowałem już opieki ojca. Nie był on już dla mnie tym wielkim bohaterem, ale darzyłem go szacunkiem. Teraz bardziej zależało mi na usamodzielnieniu się. Życie strażnika nie było łatwe. Świat nie był już dla mnie tym, co pamiętałem z dzieciństwa. Teraz liczyło się przetrwać, a nie było to łatwe. W mieście szalał gang Złotego Zęba. Niezbyt liczny, ale bogaty i pełen utalentowanych zbirów. Była noc. Ja, nasz sierżant i 7 innych patrolowaliśmy ciemną uliczkę. Zostaliśmy zaatakowani. Było ich 5, nas 9. Możnaby pomyśleć, że to samobójcy, ale w odróżnieniu od nas mieli magiczną broń. Walka trwała. Sięgnąłem po swój miecz. Przyjmuję pozycje. Odpieram cios, drugi, trzeci. Ręce mnie bolą. Nagle zbir zostaje przebity (to sierżant go przebił, ja tylko starałem się przeżyć parując ataki). Sierżant wyciera miecz w ubranie łotra. Rozglądam się. 4 naszych nie żyje. W piątkę przeszukujemy ich ciała.
Nic nie znaleźliśmy. Trzeba było przeprowadzić dochodzenie. Przydzielono to mojemu ojcu. Ja wróciłem do domu przespać się i zebrać siły na nowy dzień. Mijały dni. Ojciec coraz rzadziej wracał do domu, aż w końcu stało się. Przysłano wiadomość o jego śmierci. Pomyślałem sobie, że parę lat temu załamałbym się, ale nie teraz. Czułem może trochę żalu, ale bardziej chciałem żeby ten kto skrzywdził moją rodzinę zapłacił za to. Tak będzie sprawiedliwie. Ojciec też by tego chciał - pomyślałem sobie.

Po paru tygodniach gang został zwalczony, a przywódca schwytany i
zamknięty w areszcie. Był bogatym kupcem, wykupiłby się, a może to tylko moje usprawiedliwienia? Nie myśląc wtedy nad tym, poszedłem do aresztu, zarządałem spotkania z więźniem i wbiłem mu miecz pod żebro. Zostałem wyrzucony ze straży. Odebrano mi broń i gdyby ofiara nie była skazanym, zostałbym powieszony.

Nie widząc sensu na dalsze życie w Waterdeep zaciągnąłem się do grupy wędrowców. Nie miałem broni, a jedzenie otrzymywałem od nowo poznanych ludzi, mimo że sami mieli niewiele. Straciłem rachubę czasu. W końcu dotarliśmy do Wrót Badura. Moi byli towarzysze poszli żebrać do świątyni. Choć przez czas podróżowania z nimi utrzymywałem się na ich koszt, postanowiłem odejść. Nie chcę skończyć jak oni. Nie po tym czego się nauczyłem. Postanowiłem zacząć od nowa. Zaciągnąłem się na statek. Kapitan zgodził się przewieść mnie pod warunkiem, że odpracuję to jako część załogi.

Codziennie, wieczorem z utęsknieniem wyczekiwałem pojawienia się lądu na horyzoncie i rozmyślałem sobie:

"Czy zabiłem go dla dobra mieszkańców i ludzi, czy dla siebie?"

W końcu nadszedł ostatni dzień służby. Na horyzoncie pojawiła się wyspa Aeris...

(Postać wyznaje Tyra, ponieważ jego rodzice byli pobożni, ponad to chciał być sprawiedliwy, ale nie do końca w rozumieniu prawa, dlatego jest neutralna a nie praworządna.)


Minęły trzy dni, więc przypominam o sobie.
Nie wiem czy to jest możliwe, ale chciałbym aby moja postać wierzyła w Tyra na zasadach takich, że jego rodzice wierzyli, to on też będzie wierzył. Po prostu postać jest, jakby to powiedzieć, nie pobożna, czy coś w tym stylu, podchodząca pod takich "katolików" nie praktykujących. Ona wierzy, ale modli się okazjonalnie i przypomina sobie o nim tylko czasami. Jeśli to nie będzie możliwe to zmienię bóstwo.

Co do charakteru to jest to, że tak powiem, charakter obecny. Przez dzieciństwo i służbę w straży postać była praworządna, ale potem poczuła, że sprawiedliwość powinna być inna, dlatego między innymi postanawia sama ją wymierzać.

Proszę o opinię, czy taka postać ma prawo bytu, czy mimo wszystko powinienem zmienić trochę jej charakter.
CytatNie wiem czy to jest możliwe, ale chciałbym aby moja postać wierzyła w Tyra na zasadach takich, że jego rodzice wierzyli, to on też będzie wierzył. Po prostu postać jest, jakby to powiedzieć, nie pobożna, czy coś w tym stylu, podchodząca pod takich katolików nie praktykujących. Ona wierzy, ale modli się okazjonalnie i przypomina sobie o nim tylko czasami. Jeśli to nie będzie możliwe to zmienię bóstwo.

Zmień, np. na Helma albo na Hoara - inaczej Twoja "wiara" będzie na tyle powierzchowna, żeby wszamała Cię Ściana po śmierci.
I charakter też zmień, na neutralny. Postać dobra nie zabije człowieka z zimną krwią, a jeśli zrobi to w ramach zemsty, będą prześladować ją wyrzuty sumienia.
Nazwa konta postaci: Patrio
Nazwa postaci: Harald Greatclaw
Płeć postaci: Mężczyzna
Rasa postaci: Człowiek
Klasa postaci: Wojownik (będę się starał o mistrza broni)
Wiek postaci: 22 lata
Wyznanie postaci: Helm
Pochodzenie postaci: Waterdeep
Charakter postaci: Neutralny Dobry

Języki: Wspólny, Chondathański, Illuskański

Opis zewnętrzny:

Wysoki, barczysty mężczyzna o bladej cerze. Wygląda na lekko przygarbionego i wychudzonego. Na jego podłużnej głowie znajdują się kruczoczarne, krótkie włosy.
Gdzieniegdzie jest niedogolony. Mówi cicho lekko zachrypniętym głosem.

Atrybuty:

Siła 16
Zręczność 12
Kondycja 16
Inteligencja 12
Mądrość 10
Charyzma 10

Historia: (oczywiście mile widziana krytyka, dzięki temu dojdziemy do ładu )

Urodziłem się i mieszkałem w Waterdeep. Nie miałem braci ani przyjaciół, ale za to kochającą rodzinę. Rodzice byli pobożni. Codziennie modliliśmy się do Helma, by pomógł ojcu w pełnieniu służby. Jako człowiek nie miałem problemu z akceptacją. Zresztą w tym mieście i tak nie miało to znaczenia. Wielu przyjeżdża tutaj aby rozpocząć karierę. Widzą w tym mieście drzwi do sukcesu. Ja, chociaż w nim żyłem, nie potrafiłem dostrzec prawdziwej okazji. Mój ojciec, strażnik miejski był dla mnie jedynym idolem, a kochająca matka jedynym oparciem. Przez to niezwykłe dla jednych, zwyczajne dla innych miejsce przewędrowało wiele
bohaterów, jednak żaden nie był w stanie przyćmić dla mnie ojca. Poszukiwacze przygód kierowali się własnym interesem zupełnie tak, jak to robią wszyscy ludzie. Mój ojciec był inny. On kierował się dobrem miasta, ludzi, ale przede wszystkim rodziny. Był moim bohaterem. Gdy skończyłem 15 lat, postanowiłem zaciągnąć się do straży. Oczywiście mnie odesłano. Mówili, że nie mam doświadczenia, że zginę na pierwszym patrolu. Od tego momentu w życiu nieustannie próbowałem coś sobie udowodnić. Ojciec mnie wspierał. Chciał być dumny z syna, a ja nie chciałem go zawieść. Szkoliłem się w walce mieczem, łukiem, toporem, nawet włócznią. Od ćwiczeń nabrałem mięśni. Byłem gotów czynić sprawiedliwość w imię Tyra jako strażnik miejski.

Po 3 latach byłem już mężczyzną. Nie potrzebowałem już opieki ojca. Nie był on już dla mnie tym wielkim bohaterem, ale darzyłem go szacunkiem. Teraz bardziej zależało mi na usamodzielnieniu się. Życie strażnika nie było łatwe. Świat nie był już dla mnie tym, co pamiętałem z dzieciństwa. Teraz liczyło się przetrwać, a nie było to łatwe. W mieście szalał gang Złotego Zęba. Niezbyt liczny, ale bogaty i pełen utalentowanych zbirów. Była noc. Ja, nasz sierżant i 7 innych patrolowaliśmy ciemną uliczkę. Zostaliśmy zaatakowani. Było ich 5, nas 9. Możnaby pomyśleć, że to samobójcy, ale w odróżnieniu od nas mieli magiczną broń. Walka trwała. Sięgnąłem po swój miecz. Przyjmuję pozycje. Odpieram cios, drugi, trzeci. Ręce mnie bolą. Nagle zbir zostaje przebity (to sierżant go przebił, ja tylko starałem się przeżyć parując ataki). Sierżant wyciera miecz w ubranie łotra. Rozglądam się. 4 naszych nie żyje. W piątkę przeszukujemy ich ciała.
Nic nie znaleźliśmy. Trzeba było przeprowadzić dochodzenie. Przydzielono to mojemu ojcu. Ja wróciłem do domu przespać się i zebrać siły na nowy dzień. Mijały dni. Ojciec coraz rzadziej wracał do domu, aż w końcu stało się. Przysłano wiadomość o jego śmierci. Pomyślałem sobie, że parę lat temu załamałbym się, ale nie teraz. Czułem może trochę żalu, ale bardziej chciałem żeby ten kto skrzywdził moją rodzinę zapłacił za to. Tak będzie sprawiedliwie. Ojciec też by tego chciał - pomyślałem sobie.

Po paru tygodniach gang został zwalczony, a przywódca schwytany i
zamknięty w areszcie. Był bogatym kupcem, wykupiłby się, a może to tylko moje usprawiedliwienia? Nie myśląc wtedy nad tym, poszedłem do aresztu, zarządałem spotkania z więźniem i wbiłem mu miecz pod żebro. Zostałem wyrzucony ze straży. Odebrano mi broń i gdyby ofiara nie była skazanym, zostałbym powieszony.

Nie widząc sensu na dalsze życie w Waterdeep zaciągnąłem się do grupy wędrowców. Nie miałem broni, a jedzenie otrzymywałem od nowo poznanych ludzi, mimo że sami mieli niewiele. Straciłem rachubę czasu. W końcu dotarliśmy do Wrót Badura. Moi byli towarzysze poszli żebrać do świątyni. Choć przez czas podróżowania z nimi utrzymywałem się na ich koszt, postanowiłem odejść. Nie chcę skończyć jak oni. Nie po tym czego się nauczyłem. Postanowiłem zacząć od nowa. Zaciągnąłem się na statek. Kapitan zgodził się przewieść mnie pod warunkiem, że odpracuję to jako część załogi.

Codziennie, wieczorem z utęsknieniem wyczekiwałem pojawienia się lądu na horyzoncie i rozmyślałem sobie:

"Czy zabiłem go dla dobra mieszkańców i ludzi, czy dla siebie?"

Miałem wyrzuty sumienia.

W końcu nadszedł ostatni dzień służby. Na horyzoncie pojawiła się wyspa Aeris...
Warunkowo akceptuję.

Miłej gry
A ja poproszę o poprawienie tych 'Tyrów' w historii, bo ciągle tam są. Poza tym, pełnoletność w Faerunie jest właśnie od lat 15 - postać nie powinna mówić o sobie "byłem już mężczyzną" we względzie "osiemnastki". Dorosły już był;)
Nazwa konta postaci: Patrios
Nazwa postaci: Harald Greatclaw
Płeć postaci: Mężczyzna
Rasa postaci: Człowiek
Klasa postaci: Wojownik (będę się starał o mistrza broni)
Wiek postaci: 22 lata
Wyznanie postaci: Helm
Pochodzenie postaci: Waterdeep
Charakter postaci: Neutralny Dobry

Języki: Wspólny, Chondathański, Illuskański

Opis zewnętrzny:

Wysoki, barczysty mężczyzna o bladej cerze. Wygląda na lekko przygarbionego i wychudzonego. Na jego podłużnej głowie znajdują się kruczoczarne, krótkie włosy.
Gdzieniegdzie jest niedogolony. Mówi cicho lekko zachrypniętym głosem.

Atrybuty:

Siła 16
Zręczność 12
Kondycja 16
Inteligencja 12
Mądrość 10
Charyzma 10

Historia: (oczywiście mile widziana krytyka, dzięki temu dojdziemy do ładu )

Urodziłem się i mieszkałem w Waterdeep. Nie miałem braci ani przyjaciół, ale za to kochającą rodzinę. Rodzice byli pobożni. Codziennie modliliśmy się do Helma, by pomógł ojcu w pełnieniu służby. Jako człowiek nie miałem problemu z akceptacją. Zresztą w tym mieście i tak nie miało to znaczenia. Wielu przyjeżdża tutaj aby rozpocząć karierę. Widzą w tym mieście drzwi do sukcesu. Ja, chociaż w nim żyłem, nie potrafiłem dostrzec prawdziwej okazji. Mój ojciec, strażnik miejski był dla mnie jedynym idolem, a kochająca matka jedynym oparciem. Przez to niezwykłe dla jednych, zwyczajne dla innych miejsce przewędrowało wiele
bohaterów, jednak żaden nie był w stanie przyćmić dla mnie ojca. Poszukiwacze przygód kierowali się własnym interesem zupełnie tak, jak to robią wszyscy ludzie. Mój ojciec był inny. On kierował się dobrem miasta, ludzi, ale przede wszystkim rodziny. Był moim bohaterem. Gdy skończyłem 15 lat, postanowiłem zaciągnąć się do straży. Oczywiście mnie odesłano. Mówili, że nie mam doświadczenia, że zginę na pierwszym patrolu. Od tego momentu w życiu nieustannie próbowałem coś sobie udowodnić. Ojciec mnie wspierał. Chciał być dumny z syna, a ja nie chciałem go zawieść. Szkoliłem się w walce mieczem, łukiem, toporem, nawet włócznią. Od ćwiczeń nabrałem mięśni. Byłem gotów czynić dobro jako strażnik miejski.


Po 3 latach byłem już gotowy. Nie potrzebowałem już opieki ojca. Nie był on już dla mnie tym wielkim bohaterem, ale darzyłem go szacunkiem. Teraz bardziej zależało mi na usamodzielnieniu się. Życie strażnika nie było łatwe. Świat nie był już dla mnie tym, co pamiętałem z dzieciństwa. Teraz liczyło się przetrwać, a nie było to łatwe. W mieście szalał gang Złotego Zęba. Niezbyt liczny, ale bogaty i pełen utalentowanych zbirów. Była noc. Ja, nasz sierżant i 7 innych patrolowaliśmy ciemną uliczkę. Zostaliśmy zaatakowani. Było ich 5, nas 9. Możnaby pomyśleć, że to samobójcy, ale w odróżnieniu od nas mieli magiczną broń. Walka trwała. Sięgnąłem po swój miecz. Przyjmuję pozycje. Odpieram cios, drugi, trzeci. Ręce mnie bolą. Nagle zbir zostaje przebity (to sierżant go przebił, ja tylko starałem się przeżyć parując ataki). Sierżant wyciera miecz w ubranie łotra. Rozglądam się. 4 naszych nie żyje. W piątkę przeszukujemy ich ciała.
Nic nie znaleźliśmy. Trzeba było przeprowadzić dochodzenie. Przydzielono to mojemu ojcu. Ja wróciłem do domu przespać się i zebrać siły na nowy dzień. Mijały dni. Ojciec coraz rzadziej wracał do domu, aż w końcu stało się. Przysłano wiadomość o jego śmierci. Pomyślałem sobie, że parę lat temu załamałbym się, ale nie teraz. Czułem może trochę żalu, ale bardziej chciałem żeby ten kto skrzywdził moją rodzinę zapłacił za to. Tak będzie sprawiedliwie. Ojciec też by tego chciał - pomyślałem sobie.

Po paru tygodniach gang został zwalczony, a przywódca schwytany i
zamknięty w areszcie. Był bogatym kupcem, wykupiłby się, a może to tylko moje usprawiedliwienia? Nie myśląc wtedy nad tym, poszedłem do aresztu, zarządałem spotkania z więźniem i wbiłem mu miecz pod żebro. Zostałem wyrzucony ze straży. Odebrano mi broń i gdyby ofiara nie była skazanym, zostałbym powieszony.

Nie widząc sensu na dalsze życie w Waterdeep zaciągnąłem się do grupy wędrowców. Nie miałem broni, a jedzenie otrzymywałem od nowo poznanych ludzi, mimo że sami mieli niewiele. Straciłem rachubę czasu. W końcu dotarliśmy do Wrót Badura. Moi byli towarzysze poszli żebrać do świątyni. Choć przez czas podróżowania z nimi utrzymywałem się na ich koszt, postanowiłem odejść. Nie chcę skończyć jak oni. Nie po tym czego się nauczyłem. Postanowiłem zacząć od nowa. Zaciągnąłem się na statek. Kapitan zgodził się przewieść mnie pod warunkiem, że odpracuję to jako część załogi.

Codziennie, wieczorem z utęsknieniem wyczekiwałem pojawienia się lądu na horyzoncie i rozmyślałem sobie:

"Czy zabiłem go dla dobra mieszkańców i ludzi, czy dla siebie?"

Miałem wyrzuty sumienia.

W końcu nadszedł ostatni dzień służby. Na horyzoncie pojawiła się wyspa Aeris...

(No poprawiłem tego Tyra i zmieniłem "dorosłość" na "gotowość". Myślę, że postać będzie się nadawała do jako takiej akceptacji
P.S. Dopiero zauważyłem, że cały czas miałem literówkę w nawie konta )
Planuje dodać ten jeden w czasie gry
Po prostu postać nie odznaczała się jakąś inteligencją, a i tak jest chyba powyżej normy.
Akceptuję.
Przypominam o sobie
Przenoszę.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • latwa-kasiora.pev.pl