Bo czĹowiek gĹupi jest tak bez przyczyny
Zmierzch
Odkąd odwieczny konflikt pomiędzy Imperium a Republiką został jak wydaje się, ostatecznie zakończony uroczystym podpisaniem traktatu Pellaeon-Gavrisom, nieustannie narastającym problemem Galaktyki stały się lokalne waśnie. Zarówno pomiędzy rasami czy na tle społecznym, jak i te wynikające z dążeń politycznych lub gospodarczych całych planet..
Choć w Akademii Jedi na Yavinie IV przybywa kolejnych adeptów Mocy, coraz częściej słychać podnoszące się tu i ówdzie głosy przeciwko znaczeniu i pozycji Jedi w Galaktyce.
Drugie Imperium rozpadło się a Resztki Imperium usunęły się w cień, natomiast Nową Republiką targają mniejsze i większe lokalne konflikty i niepokoje. Urząd Prezydenta Nowej Republiki piastowany wcześniej przez Leię Organę Solo, przejął Bothanin Borsk Fey'lya.
Mimo to wydaje się, że po kilkudziesięciu latach nieustannych wojen Galaktyka może wreszcie zaznać upragnionego odpoczynku od globalnych konfliktów..
Hipernapęd zdezaktywowany - oznajmił delikatny kobiecy głos uwodzicielskim tonem, chwilę po tym jak statek opuścił nadprzestrzeń.
Poprzedni pilot jednak miał fantazję.. - pomyślał Ellorrs Keggle, któremu przypadło w udziale pilotowanie oraz przede wszystkim utrzymywanie w całości tej latającej kupy złomu. W odpowiedzi na komunikat ręka Durosa zatańczyła na konsolecie technicznej, a statek przeszedł na napęd jonowy.
Nic lepszego nie miał do powiedzenia o wysłużonym transporterze HT-2200 pierwszy pilot jednostki, Lor Taan. Teraz Kel Dor coraz lepiej rozumiał dlaczego nikt inny nie uprzedził go w podpisaniu kontraktu a oferowana kwota była zaskakująco atrakcyjna jak na ogólne plotki mówiące o ciągłym niedofinansowaniu Stowarzyszenia ExGal - jego obecnych pracodawców.
Koreliańskie HT-2200 pamiętają jeszcze czasy świetności Imperium. Charakteryzują się przede wszystkim kokpitem cofniętym daleko pomiędzy cztery oddzielne ładownie. Każda z nich może pomieścić do 200 ton ładunku i, co ważniejsze, wyposażona jest w autonomiczne systemy kontroli grawitacji, atmosfery, temperatury i wilgotności, dzięki czemu transporter staje się naprawdę wszechstronnym urządzeniem. Większa przestrzeń ładunkowa pociąga za sobą jednocześnie zwiększenie bezwładności statku, który jest stosunkowo wolny i mało zwrotny..
Ale ostatecznie czego nie robi się dla kredytów.. Po kilku godzinach lotu zarówno pilot jak i technik-nawigator jednostki cieszyli się, że umowa obejmowała jeden przelot w celu dostarczenia zaopatrzenia do bazy ExGal-4 na Belkadanie i odstawienie transportera na Sernpidal. Lor w milczeniu pchnął przed siebie podłużną manetkę a silniki przebudziły się z niskim wibrującym dźwiękiem.
Savreen Skirata z kamienną twarzą spoglądał przed siebie gdy statek dość gwałtownie wszedł w turbulencje. Jego celem był Sernpidal, gdzie jeden z miejscowych inwestorów poszukiwał najemników do ochrony. Okazyjna cena skłoniła go jednak do wejścia na pokład jednostki na której właśnie się znajdował a która, jak miał nadzieję da radę dolecieć przynajmniej do międzycelu podróży - planety Belkadan.
Podobną nadzieję wyrażało spojrzenie twi'leckiej młodej Jedi Thae'rin, które napotkało dość niewyraźną minę Aurina Rellin, jej towarzysza i znajomego z Akademii na Yavinie IV. Ich celem również był Sernpidal i podobnie jak siedzącego naprzeciwko Savreena, skusiła ich przystępna cena jaką zaoferował im za przelot Trandoshanin siedzący w rogu kabiny.
Ssuurg syknął cicho, gdy silniki wyrównały ciąg a statek przestał trzeszczeć. Wyglądało na to, iż ubił niezły interes. Został wynajęty do ochrony transportu. Za wprowadzenie po chichu trzech dodatkowych pasażerów na listę lotu zapłacił mniej niż w sumie otrzymał od nich a w perspektywie miał zarobić jeszcze więcej, dostarczając przesyłkę niejakiej Tee-ubo Doole. Kobieta miała znajdować się na stacji ExGal-4 na Belkadanie, a przesyłką miał być ukryty obecnie w luku towarowym pojemnik z ryli, lekko narkotyzującym a przez to nielegalnym i równie popularnym napojem. Niezły interes, o ile uda się wylądować..
Trandoshanin nieco nerwowo powiódł wzrokiem po podłużnej kabinie łączącej się bezpośrednio z kokpitem. Wzdłuż ścian, po bokach zainstalowane były fotele pasażerów, po cztery na jedną i drugą stronę, skierowane przodem do siebie. Z przodu pomieszczenie kończyło się kokpitem, gdzie dookoła fotela pilota i technika znajdowało się mnóstwo kontrolek, manetek, wyświetlaczy i przełączników. Na tyłach znajdowało się zejście do maszynowni, ładowni i pomieszczenia załogi.
Aktywowane silniki jonowe. Ak-k-k-tywowane sterowanie ręczne - zakomunikował niezmiennie kuszący pomimo zakłóceń, głos automatycznego pilota.
*Lor Taan poprawił jeden z licznych kabelków w swojej masce, po czym spróbował nakierowac statek na planetę do której się kierowali. Całą operacje poprzedził kilkukrotnym uderzeniem w zawieszony interfejs i wymruczeniem paru przekleństw na techników projektujących statek.
- Kupa złomu...Kupa latającego złomu... - Mruczał raz po raz, zmieniając kolejne parametry statku, wymieniając kilka powierzchownym zdań zdań z technikiem będącym obok i wreszcie, przeglądając parametry statku.
W pamięci także przypominał sobie, i przeklinał sam siebie, sytuacje kiedy to zgodził się podpisac kontrakt z firmą. Próbował sobie także przypomniec cóż to wie na temat reszty pasażerów statku, i w jakim konkretnie celu lecą na planetę
Wreszcie po kilku dłuższych chwilach ciszy kopnął z całej siły komputer pod sterami, by zmienic ustawienie drążka.
- I pomyślec że kiedyś się normalnie dało tym latac - Mruknął sam do siebię w dorskim, kręcąc z niedowierzaniem głowa. Korzystając z ustabilizowania statku jakby od niechcenia, poprawił maskę i powiedział do Durosa
- Hej, Keggle! Co zrobisz już tymi kredytami od - Przerwał na chwile by znowu poprawic drążek który najwyraźniej znów się zablokował, i dokończył po chwili - Z tymi kredytami od tych z ExGal? - a jego basowy ton dźwięcznie odbijał się od cofniętego kokpitu*
Ellors rzucił okiem aby upewnić się, że wszystko jest w porządku. Gdy to uczynił rozsiadł się wygodnie w swoim fotelu, zakładając ręce za głowę. Wyjrzał przez iluminator by spojrzeć na planetę będącą celem ich podróży i uśmiechnął się lekko. Kątem oka zerkał na zirytowanego pilota.
- Spokojnie kolego, bo jeszcze coś popsujesz, a ja będę musiał to naprawiać. - wyciągnął nogi przed siebie na tyle na ile pozwalała mu to pozwalała ilość wolnego miejsca.
W przeciwieństwie do Lor Taana był zrelaksowany, być może dlatego, że to nie on tym razem podchodził do lądowania. Duros pomyślał, że nawet ciekawie byłoby gdyby coś się zepsuło. Lubił naprawiać różne rzeczy, w dodatku zawsze była to jakaś odskocznia od rutyny. Szybko jednak odrzucił takie myśli. Przekręcił głowę w stronę Kel Dora.
- Po prawdzie to jeszcze nie wiem. Pewnie na coś wydam, w końcu od tego są pieniądze. - zażartował, po czym zwrócił się raz jeszcze do siedzącego nieopodal - A ty masz już jakiś pomysł, co z nimi zrobić? -
Ellors raz jeszcze rzucił okiem na konsolę nie czyniąc przy tym zbyt wielu ruchów.
Aurin rozejrzał się spokojnie po kabinie w której siedzieli. Już spokojnie, gdyż jeszcze niedawno, miał mało pocieszoną minę przez turbulencje. Widać było, że niezbyt odpowiadał mu lot taką kupą złomu. Miał tylko nadzieję dolecieć do celu, więc zamiast rozglądać się po tym zamkniętym gracie, oraz po jego pasażerach, postanowił zamknąć oczy, i się wyciszyć - nie miał nic lepszego do roboty, niż po prostu poćwiczyć medytację, i koncentrację. Opuścił lekko głowę, i siedząc w bezruchu spędzał tak podróż, ignorując narzekania pilota, czy trzęsienie się statku.
A Savreen Skirata nie zmieniając zbytnio wyrazu twarzy tylko uważnie obserwując każdy ruch siedzącego na przeciwko Jedi, oraz rozmyślając o prawdopodobnie wkrótce wykonanym zadaniu, a raczej o tym jak już je wykona, a jego(i przy okazji nieco samych Mandalorian) reputacja nieznacznie wzrośnie.
Thae'rin po raz kolejny rozejrzała się po doskonale znanym jej otoczeniu.
- Już niedługo. Prawdopodobnie niedługo - mruknęła pod nosem. - Tylko czy to co się zdarzy będzie pechowe czy szczęśliwe?
Ssurg
Trandoshanin odetchnął z ulgą gdy już wszystko ucichło, wydając przy tym bliżej nieokreślony dźwięk, charakterystyczny dla jego rasy. Nie mogąc już dłużej wysiedzieć wstał z miejsca, zerkając po twarzach pasażerów. Kilkoro z nich już rozpoznawał, zapewnił im bowiem transport, mimo tego, że wydawali mu się nieco dziwni, inni. Nie dbał jednak o to, jak to mówią: Kredyt nie śmierdzi. Przeszedł się po kabinie, zerkając czy wszystko jest w porządku, za to mu w końcu zapłacono. Przed oczyma jednak miał cały czas sumę kredytów na swoim koncie, a perspektywa zarobienia kolejnych po wylądowaniu bardzo go cieszyła (co jednak było ciężko dostrzec na jego gadzim pysku). Przypominając sobie o "dodatkowym" załadunku, skierował się w stronę ładowni, pod pretekstem wykonywania swoich obowiązków.
*Kel Dor poprawił drążek, który za nadto zaczął krzywic się w lewo, a statek zawtórował mocnym szarpnięciem. Z głośnym westchnięciem które wewnątrz maski zagłuszyło się, rozejrzał się znudzony i wyciągnął galaktycznego papierosa, po czym zgrabnie wsadził go do jedynego otworu w masce, na przemian wypuszczając dym rurkami wystającymi zza głowy, i ciagnąc tlen z filtratora powietrza.
Wzruszył ramionami na pytanie Durosa. Po chwili poczęstował go papierosem i gardłowym głosem odezwał się znów.
- A cholera sam nie wiem... Pewnie, przepije, przepale, przegram w paazaka i wydam na kobiety. A jak mi coś zostanie to - Przerwał na moment by znowu zaciągnac się trucizna w papierku i dokończył.
- To zacznę zbierac... Bo wiesz Durosie, mi to się marzy żeby sobie kiedyś kupic frachtowiec, albo jakąś fregatę... Jak się wykażesz to może przemyśle twoją kandydaturę, którą niewątpliwie złożysz, na głównego pomywacza - Zarechotał, zaciagnał się i po chwili znowu podjął.
- Wybacz, czasami za dużo gadam. Ale, ale my tu sobie gadu-gadu o kobietach, hazardzie i statkach a za niedługo będziemy wchodzic w atmosferę, a Ja, mimo swoich nieprzeciętnych umiejętności nie chce lądowac tym złomem na wodzie. - Przerwał zakrztusił się papierosem.
- Zabije mnie to ścierwo kiedyś - Wymruczał do siebie, pokręcił kilkoma pokrętłami, po naciskał kilka przycisków, pozmieniał pozycje kilku wajch i połączył się z placówka ExGal. Czego to nie robi się dla kredytów.
- Tu Lor Taan, pierwszy pilot tej kupy złom.. To jest khm khm, HT-2200. Nie wiem jak tam u was stoi z komunikacją, ale mamy dla was ładunek od jednej z waszych placówek. Słodko prosimy o pozwolenie lądowania na waszym cudownym lądowisku - Zarechotał, po czym rozłączył się natychmiast po otrzymaniu odpowiedzi (zapewne pozytywnej...).
- Hej Keggle! Przejmij na moment stery, a ja pójdę zobaczyc co tam u reszty nasze wesołej ferajny, zapewne świetnie się tam bawią.. I uważaj bo przekładnia blokuje się co ładne parę minut - Zarechotał, i wychodząc przyrżnął łbem o wyjście z kokpitu. Czego to nie robi dla kredytów. Swoje kroki skierował do kabiny pasażerskiej. Od razu po wejściu zaczął dziarskim tonem, powoli rozpalając nowego papierosa.
- Jak lot? Podoba się? Wygodnie? Niczego nie brakuje? Alkoholu, używek...Kobiet? - Zarechotał, zaciągając się papierosem. Tak, stanowczo jego żarty według niego zawsze były świetne. Podjął znowu po chwili po uprzednim poczęstowaniu ekipy papierochem
- Nieestety... Ta sielanka za niedługo się zgodzi, a nasza zgrana, i kochająca się ekipa już pewnie nigdy się nie spotka, obawiam się że lądujemy. - Przerwał na moment spoglądając po twarzach pozostałych i pstrykając palcami najwyraźniej próbując sobie coś przypomniec.
- Zaraz... Gdzie jest ten z brzydka facjatą? Ss...Ssa...Ssenrgt? Ten, Trandoshanin jeden? Chyba nie majstruję mi przy jakimś panelu? Te wyrwigrosze i eunuchy z ExGal odebrały by mi maskę i wyrzuciły w przestrzeń gdyby się okazało że ta kupa złomu jest w jeszcze w gorszym stanie niż przed tym jak mi ją dali... Oczywiście o ile to możliwe... - Pokręcił z niedowierzaniem głową, zaciągając się petem i oczekując na reakcje pozostałych. Pierwsze co zrobię po powrocie do urżnę się jak myśliwiec, i znajdę sobie jakieś przednie towarzystwo, a nie dwoje domorosłych Jedi, Durosa, wielkiego jaszczura i człowieka chodzącego w puszcze... Cholerne kredyty...*
Ellors uniósł dłoń, gestem odmawiając papierosa i mruknął coś co brzmiało - Nie, dzięki - przed dłuższą chwilę wpatrywał się w Kel Dora przysłuchując się jego wywodom. Od czasu do czasu kiwnął głową zgadzając się ze swym towarzyszem.
- Pomywacza? No, no... To by był niezły awans z drugiego pilota tej krypy. - Duros zaśmiał się.
Kiedy pierwszy pilot opuścił swe stanowisko by zobaczyć co tam słychać u pasażerów Ellors, westchnął cicho, gdyż musiał zrezygnować z wygodnej pozycji by przejąć stery. Sięgnął po jakieś dziwne narzędzia które zawsze trzymał blisko siebie na wypadek gdyby coś trzeba było naprawić i zaczął majstrować przy drążku. Gdy usunął przyczynę zacinania się skorygował lot i utrzymywał odpowiedni kurs. Przytupywał lekko nogą ze zniecierpliwieniem. Chociaż lubił podróże kosmiczne, to miał wielką ochotę by stanąć na czym bardziej stabilnym niż ten statek.
- No to zaraz wylądujemy... mam nadzieję. - mruknął cicho.
- Tu Lor Taan, pierwszy pilot tej kupy złom.. To jest khm khm, HT-2200. Nie wiem jak tam u was stoi z komunikacją, ale mamy dla was ładunek od jednej z waszych placówek. Słodko prosimy o pozwolenie lądowania na waszym cudownym lądowisku.
Odpowiedzią były trzaski i szum. No tak.. od jakiegoś czasu stacja miała podobno problemy z łącznością. Kilka dni wcześniej, gdy przez chwilę udało im się nawiązać kontakt z siedzibą Stowarzyszenia, informowali o przegryzionym kablu. Zapewne znów mieli problemy techniczne..
Stery przejął Ellors starając się co jakiś czas podjąć próbę nawiązania kontaktu ze stacją. Na razie bez skutku. Cóż, naukowcy ze stacji spodziewają się transportu zaopatrzenia więc niedorzeczna byłaby sytuacja w której nie przygotowaliby lądowiska.
Tarcza porośniętej gęstą roślinnością planety wypełniała już prawie cały iluminator. Duros rzucił jeszcze okiem na kraniec niknącego za planetą słońca. Zachodząca gwiazda rzucała zakrzywiane przez atmosferę Belkadan silne zielone i pomarańczowe odblaski. Ellors po chwili zdał sobie sprawę, iż nigdy jeszcze nie widział tak osobliwego zjawiska. Mimo to dziwnemu zjawisku nie można było odmówić pewnego uroku..
Ssurg szybko minął śluzę oddzielającą prawą, najbardziej wysuniętą do przodu ładownię. Poczekał aż hermetyczne drzwi zamknęły się za nim, po chwili w przedsionku z cichym sykiem wyrównała się wilgotność. Trandoshanin poczuł się również o wiele lżejszy, gdy system zmniejszył grawitacje a po chwili śluza prowadząca bezpośrednio do luku ładowni stanęła otworem.
W samym środku ładowni umieszczono jakiś niezwykle czuły i delikatny żyroskop, który miał się stać elementem teleskopu badawczego umieszczonego na orbicie Belkadanu przez załogę ExGal-4. Dlatego w ładowni nr.2 ze względów bezpieczeństwa zredukowano wilgotność a samo urządzenie było utrzymywane w powietrzu w polu siłowym bez fizycznego kontaktu z żadnym elementem statku. Dookoła znajdowało się jednak wiele skrzyń umocowanych do podłoża chwytakami magnetycznymi a ustawionych jedna na drugiej pod sam sufit ładowni.
HT-2200 powoli zaczął wchodzić w atmosferę Belkadanu.
Gdy statek wszedł już w atmosferę - czemu towarzyszyły znaczne turbulencje - Duros automatycznie zerknął na pojawiające się na ekranie odczyty. Zmarszczył czoło i podrapał się po swojej gładkiej głowie. W końcu uderzył pięścią w konsoletę i spojrzał ponownie na parametry.
- Za dużo przebywałem z tym całym Kel Dorem. - westchnął cicho.
Wcisnął kilka guzików by upewnić się czy to nie jest jakaś usterka.
- Ta planeta albo ma zmienną atmosferę, albo ten złom który ktoś nazwał statkiem ma kolejną poważną awarię... -
Ellors jęknął, a jego ręką po raz wtóry zatańczyła na konsolecie. Pilot zerkał co chwilę na odczyty dotyczące atmosfery planety, jednocześnie starał się utrzymywać kurs.
*Kel Dor dał rozłożył się wygodnie na jednym z siedzisk pasażerskich i raz po raz zaciagając sie papierosem, który komicznie sterczał z jego jedynego otworu w masce dał czas na odpowiedz reszcie. Co za niekomunikatywny ludzie... Po kilku dłuższych chwilach nie doczekawszy się odpowiedzi westchnął ciężko, i poprawiając ubranie pod kamizelką, bez słowo wyszedł z kabiny spiewając wesoło. Wrócil się do kokpitu. Chichocac uderzył łbem o framuge wejścia. Masując głowę i poprawiając hełm zwrócił się do Durosa.
- Dobra, dawaj stery zielony.... Odezwali się jeszcze? Na którym lądowisku mamy lądowac? Cholera... Zepsułeś coś bo drążek nie zacina... Przerwał na moment marszcząc czoło wpatrując się na wskaźnik mocy silników.
- Hmm... Keggle bądź tak miły i popatrz się tam na te twoje wykresy... Dwójka się zaczęła krztusic... - W międzyczasie, zaciągnął się papierosem i po wrócił do niekończącego się "monologu".
- Nie uwierzysz Keggle, ale tamci są jeszcze bardziej drętwi niż ty. Ale... - Przerwał na moment poprawiając ostrze powoli wysuwające mu się zza pasa.
- Ale nie widziałem jaszczuropyskiego... To już któryś raz mi znika... Wiesz Kegge może nie jestem Jedi, ale czuje że coś z nim nie tak... Czyli w sumie idealnie do nas pasuje, tamci też są jacyś...Dziwni... - Na wielu twarzach najpewniej wyrósł by szeroki uśmiech na słowa "dziwny" z ust palącego Kel Dora, gadającego jak kataryna i snującego oskarżenia na lewo i prawo.
- No ale koniec ploteczek, powoli zaczynamy się zbliżac do stacji - Zanim sięgnął po komunikator wypluł papierosa trafiając w już leżącą sporą kupkę pod ścianą, upomniał się w myślach i sięgnął po komunikator. A gdyby tak się zabic?
- Tu Lor Taan... Znowu.. Spieprzyła wam się komunikacja, ale jeżeli to słyszycie niech któryś z was tam wyjdzie i nas po kieruję, bo jak nie to siadam na pierwszym wolnym miejscu - To by było na tyle. Znowu wyciągnął papierosa, i uprzednio włączając autopilota, rozsiadł się wygodnie w fotelu. To jest dziwny lot. *
- Próbowałem nawiązać kontakt. - wzruszył lekko ramionami - Prawdę mówiąc zaczyna mnie to niepokoić. -
Duros posłusznie przekazał stery Kel Doriańskiemu pilotowi i zaczął przeglądać szalejące wykresy dotyczące składu powietrza.
- Nie wygląda mi to na usterkę, chociaż kto wie. - podrapał się po głowie - Może coś na planecie zakłóca odczyty. -
Ellors zignorował wywody pierwszego pilota i zaczął uważniej przypatrywać się temu co pojawia się na ekranach. Westchnął cicho i nacisnął kilka guzików.
- Nie chce zabrzmieć pesymistycznie ale... - urwał na chwilę i spojrzał na swego towarzysza - ...mam bardzo złe przeczucia. Najpierw brak komunikacji a teraz to. Lepiej zachowajmy ostrożność. -
Spojrzał przez iluminator przypatrując się czemuś przez dłuższą chwilę.
Aurin nie uznał za konieczne odpowiadać pilotowi najwidoczniej. Po jego wyjściu, sam wstał spokojnie, jak to miał w zwyczaju, i udał się do kabiny pilotów.
- Hmm... jakieś problemy? Wiadomo kiedy lądujemy? - odezwał się spokojnie, spoglądając na obu pilotów swoim obojętnym wzrokiem.
Ssurg
Skrzywił swój jaszczurzy pysk strasznie, gdy poczuł obniżoną wilgotność. Zdążył się już przyzwyczaić do tego, że w całej galaktyce ze świecą szukać miejsca z warunkami zbliżonymi do tych na rodzinnej Doshy, ale klimat w ładowni nr 2 był nie do zniesienia. Szybko tylko sprawdził, czy wszystko jest na swoim miejscu, przede wszystkim zwracając uwagę na przemycany narkotyk. Do żyroskopu starał się nawet w ogóle nie zbliżać - kto wie czy na tej krypie nie wystarczy jeden chuchnięcie, aby czegoś nie zepsuć. Szybko wrócił do kabiny dla pasażerów.
Już się rosssspadamy czy może jeszcze uda nam się wylądować bessspiecznie? - spytał dwójki pilotów, nie siląc się nawet na zatuszowanie wpływu rodzinnego języka na jego znajomość Basica. - Bo cieplaki zarasss chyba się wynudzą... - dodał.
"Cieplaki", to ogólne określenie na kogoś z innej rasy niż jego własna, ale Ssurg miał jeszcze w zanadrzu bardziej kreatywne, indiwidualne przezwiska. I tak do Durosa idealnie pasowało "Zgniłek" lub "Jajo", dla Kel Dora - "Maska", Mandalaloriana - "Puszka", a dla młodej twi'leczki i ostatniego pasażera póki co nie było nic - byli tak zwyczajni, że nawet przezwiska nie dało się im wymyśleć.
- Tu Lor Taan... Znowu.. Spieprzyła wam się komunikacja, ale jeżeli to słyszycie niech któryś z was tam wyjdzie i nas po kieruję, bo jak nie to siadam na pierwszym wolnym miejscu.
Ponownie w odpowiedzi dało się słyszeć kanonadę trzasków i zakłóceń. Znowu wyciągnął papierosa, i uprzednio włączając autopilota, rozsiadł się wygodnie w fotelu. Transporter wkrótce po wejściu w atmosferę zmienił koordynaty na te wskazujące stację ExGal-4.
Ellors zignorował wywody pierwszego pilota i zaczął uważniej przypatrywać się temu co pojawia się na ekranach. Wykresy składu atmosfery wykazywały wyraźne zaburzenia. Duros był pewien iż planeta na którą lecieli miała mieć tlenową atmosferę, umożliwiającą swobodne oddychanie. Tymczasem urządzenia wskazywały przeważającą obecność dwutlenku węgla, metanu oraz siarki.
Spojrzał przez iluminator przypatrując się czemuś przez dłuższą chwilę. Z tej perspektywy powinno być już widać zarysy ponad trzydziestometrowych drzew dalloralla. Tymczasem zieleń zdawała się zbijać w jednolitą gęstą masę..
*Kel Dor skończył palic papierosa i od razu zajął się kolejnym.
- Keggle? - Wyciągnął w jego stronę paczkę papierosów z podpisanych jako "Galaktyczny oszołom" W tym momencie wszedł Aurin. Lor szybkim ruchem okręcił się na fotelu pilota, i zakładając nogę na nogę.
- Kiedy lądujemy? To zależy kiedy się rozbijemy. Wynudzą? Nie, skąd świetnie się bawimy, co nie Keggle? - Prychnął zaciągając się papierosem i rzucając paczkę do nowo przybyłych. Przejął stery, i przygotował się lądowania. Szarpnął drążek który znowu się zaciął. Statek szarpnął razem z nim, przewracają krzesełko stojące w rogu kokpitu. Szybkim ruchem pociągnął, jedną, drugą, trzecią wajchę, a statek ustabilizował się.
- Jak pogoda Keggle, da rade spokojnie wylądowac. - Zaciągnął się, wypuszczajac dym rurkami sterczącymi zza głowy wprost na nowo przybyłych. Fascynująca zbieranina....*
Keggle odmówił machinalnie papierosów, wpatrując się w odczyty składu atmosfery. Pokręcił głową z niedowierzaniem. Zerknął z wyrzutem na pilota gdy statkiem zachwiało.
- Raczej nie mamy co liczyć na rześkie powietrze. - powiedział siląc się by zabrzmiało to niewinnie - Wygląda na to, że atmosfera jest zatruta. Chyba, że... - podrapał się po głowie - ...jesteśmy na niewłaściwej planecie, w co oczywiście śmiem wątpić. Sprawdziłem koordynaty co najmniej trzy razy - zmrużył nieco swoje duże szkarłatne oczy - O dziwo nie wygląda to na usterkę. -
Z wahaniem spojrzał na Kel Dora.
- Skoro już przelecieliśmy taki kawał drogi... Ląduj kolego, tylko nie rozbij tego złomu, bo potracą nam z zapłaty. -
Savreen właściwie całkowicie i otwarcie ignorując żarty Lor Taana i chociaż najchętniej by go uciszył to uznał, że nie ma sensu zaczynać niepotrzebnych sprzeczek zważając na obecną sytuację i stan statku.
Słysząc słowa Keggle, przygotował się, żeby móc szybko w pełni założyć zbroję wraz z aparatami oddechowymi, o ile tak nie siedzi.
*Kel Dor machinalnie poprawił czarną, błyszczącą i kanciastą maskę, podzieloną na dwie części. Pierwsza z nich oddzielająca twarz od reszty głowy, jest widocznie bardziej zadbana i lepiej wykonania niż reszta. Google pozwalające mu widzieć zasłaniają większość górnej części twarzy. Pod nimi kilka czarnych przewodów ciągnie się wzdłuż szyi, po części zasłaniając jedyny otwór którym pije i konsumuje. Druga cześć maski, bardziej granatowa i kanciasta niż pierwsza, ciągnie krótkie stalowe kabelki nad uchem, prosto to zbiorniczka izotopów, wyglądającego podobnie do tego w których przechowuję się bactę. Tuż za zbiorniczkiem wychodzi kilka mniejszych rurek, które niemal ciągłe wypychają malutkie chmurki szarego powietrza.
Lor Taan odruchowo wsadzając kolejnego papierocha do gęby, tym razem określonego mianem Tatooińskiego odlotu, i bez problemu trzymając go w ustach bez użycia rąk, przypatrzył się reszcie pasażerów, i po chwili przeciągającej się ciszy, zarechotał
- A więc rozbijmy się. - Złapał za stery, nacisnął kilka guziczków, a pociągający kobiecy głos oznajmił iż autopilot został wyłączony. Mocno przytrzymujący stery, powoli zaczął zmniejszać moc silników. Pojazd mimo iż nie powinien zaczynał trząść się co raz bardziej. Kel Dor czując to zaklął pod nosem, wydał krótkich komend durosowi, po czym położył jeszcze kilka wajch i przycisków, a frachtowiec momentalnie zaprzestał trząsów.
Ht-2200 był nie całe 200 metrów od ziemi.
- A teraz... trzymajcie się... - Zachichotał i wciągnął przez usta papierosa, który nie wiadomo jakim cudem wyskoczył mu przez jedną z rurek wystających zza głowy i pacnął wielką konserwę. Mocno podciągnął stery, balansując nimi na lewo i prawo, jakby wtórując statkowi który wykonywał podobne ruchy.
Szybkim ruchem nacisnął duży zielone przycisk i skupił się na chwilę szukając znajomego odgłosu.
- Cholera nie wysuwa się.. - Zamruczał do siebie i kopnął w konsole pod sobą. Zielony przycisk nacisnął jeszcze raz. Po dłuższej chwili jego nadzwyczaj wyczulonych uszu dotarł znajomy, metaliczny dźwięk wysuwanego podwozia. Po chwili pod statkiem można było usłyszeć głośne uderzenie metalu o twardą ziemię, a statek zatrząsł się w niewielkim wstrząsie.
- Wylądowaliśmy... Ale jakiś kretyn z tej firmy zapomniał sprawdzić czujniki i tłumiki wstrząsów. I teraz to na mojej pensji się odbiję że kilka śrubek z tego złomu odleciało.. Powiedział wyraźnie zażenowany i wkurzony, po czym by da upust swoim emocja przywalił otwartą dłonią w fotel pilota.
- Niech ktoś się chociaż ruszy dupę i sprawdzi co z tym cholernym ładunkiem... - Powiedział po chwili ciężko dysząc i wyciągając kolejnego papierosa. Tym razem nikogo nie poczęstował. Wypalił cztery.*
Statek zatrząsł się, gdy rozłożone wysięgniki dotknęły powierzchni planety. Wyświetlacz odczytu atmosferycznego zamigotał i Keggle dostrzegł, iż skład powietrza wciąż jest daleki od normy. Sensory przekazywały również odczyt dość wysokiej temperatury powietrza - mimo trwającej od kilku godzin nocy na planecie musi panować nieznośny upał..
Transporter wylądował bezpośrednio na otoczonym wysokim murem terenie placówki ExGal-4. Za murem, dookoła bazy rozciągała się blisko trzydziestometrowa strefa bezpieczeństwa oczyszczona z wysokich drzew dalloralla, które wysokością wielokrotnie przewyższały zabezpieczający stację mur. Na północy widać oddaloną o jakieś sto dwadzieścia metrów wieżę transmisyjną.
Jest noc. Na zewnątrz zalega jednak nienaturalna, jak na dziewiczą i porośniętą dżunglą planetę cisza. Wysłużony HT-2200 znajduje się na centralnym placu stacji. Po prawej stronie w świetle rzucanym przez szperacze widać trzy nieduże budynki magazynów. Na przeciw, w odległości mniej więcej sześćdziesięciu metrów majaczy brama pozwalająca dostać się na zewnątrz stacji. Z tyłu widnieje sylwetka joliańskiego lekkiego transportowca, ciągnąca się wzdłuż wschodniego muru a w tle druga brama, skierowana w stronę wieży transmisyjnej. Na południu widać zwartą konstrukcję głównego budynku placówki ExGal-4.
Keggle zaraz po wylądowaniu założył resztę stroju pilota. Powoli wstał z fotelu i rzekł przytłumionym przez kostium głosem.
- Chodźmy kogoś poszukać. Nie mam zamiaru wyładowywać tego... co my właściwie wieziemy? Z resztą nie ważne. -
Zabrał resztę swoich rzeczy w tym broń. Po czym ruszył w stronę wyjściowego włazu. Przecisnął się przez korytarze i po kilku chwilach znalazł się na zewnątrz.
- Liczyłem na jakiś komitet powitalny... - rozejrzał się machinalnie w poszukaniu jakiś żywych istot.
Nie dostrzegłszy nikogo udał się w stronę głównego budynku. Trapiony złymi przeczuciami, trzymał rękę na pistolecie i rozglądał się z nerwowo i uważnie po otoczeniu.
- Ktoś powinien być w środku jak sądzę. - odezwał się gdy stał już pod samymi drzwiami.
*Odczekał aż któryś z pasażerów raczy ruszyc się żeby sprwdzic co z towarem. W międzyczasie poprawił niebieską zbroję. Podniósł karabin i założył go na plecy, po czym w odpowiedzi na pytające spojrzenia towarzyszy wzruszył ramionami.
- Chodźmy Keggle, czas rozprostowac nogi po tej katordze... -
Idąc za durosem wyciągnął kolejnego papierosa, i poprawiając maskę wyszedł na zewnątrz. Szybkim krokiem idąc obok Durosa szybkim spojrzeniem zmierzył statek stojący obok.
- Myślisz że oni też dostali tak niewdzięczne zadanie jak my? Chociaż.. Ich statek to nie jest kupa rozpadającego się złomu...
Podobnie jak Duros dosyc niepewnie czuł się krocząc w martwej ciszy i obserwując otoczenie. Zmarszczył skórę na nosie. Stanowczo mi się tutaj nie podoba.
- Hej, Keggle! Nie wydaje ci się dziwne? Najpierw komunikacja, teraz ta cisza? - Podszedł do drzwi, i wyciągając kolejnego papierocha, nacisnął przycisk obok drzwi. Może by się tak kto ruszył i nam tu otworzył? Byle tylko dostac kredyty...*
Savreen w pełnym rynsztunku trzymając przy sobie swój dobytek wyszedł ze statku trzymając w ręku swój T-6 "Thunderer" uważnie wypatrując ewentualnych zagrożeń w tym ze strony swych towarzyszy.
-Idę z Wami. Nie chcemy przecież stracić pilota?
Nawet nie czekając na żadną odpowiedź ruszył za Kel Dorem w bezpiecznej odległości nie spuszczając ze wzroku również ich 'tyłów'.
Ssurg
Ssskończ palić te cholersstwo. To że sssam sie trujesz to mnie nie obchodzi, ale mam już dość wąchania tego sssmrodu - syknął, i to dosłownie na Lor Tana, którego nałóg zaczynał już mocno Trandoshanina irytować. Na dłuższą dyskusję szkodliwości palenia chyba jednak nie było czasu, bowiem statek miał niebawem lądować. Całe szczęście.
Chodźmy kogoś poszukać. Nie mam zamiaru wyładowywać tego... co my właściwie wieziemy? Zresztą nieważne - rzucił Jajo. Ssurg poczuł się w obowiązku uświadomić towarzysza:
Jakiś żyrossskop z tego co widziałem. Był trzymany w polu sssiłowym, ale kto wie czy już dawno nie leży na ziemi....
Puszka po lądowaniu zaraz rzuciła się do ochrony wysiadających, chociaż to właśnie trandoshanin miał za to zapłacone. Świetnie, mam płacone za robotę, która i tak wykonuje się sama! - pomyślał i wyszedł jako ostatni ze statku.
Planeta na pierwszy rzut oka wyglądała jak rodzinna Dosha, za wyjątkiem nienaturalnej ciszy, którą można było "dostrzec" nawet pomimo faktu, że nigdy się w dżungli nie było. Szykowało się coś niepokojącego, a to oznaczało, że Ssurg jednak będzie musiał zasłużyć na swoje kredyty.
Kel Dor nacisnął przycisk obok drzwi. Wyświetlacz magistrali kontrolnej zamigotał czerwienią, a właz ani drgnął. Prawdopodobnie system bezpieczeństwa lub ktoś wewnątrz zablokował system. Stacja mogła przetrwać w pozbawionej tlenu atmosferze, jednak
jej załoga, uwięziona pod okrywą śmiercionośnych gazów, musiała być w potrzasku.
Mniej więcej w tym samym czasie Thae'rin i Aurin odnaleźli na pokładzie transportera zapasowe maski tlenowe. Zdobyli je z pewnym wysiłkiem ponieważ niedomykające się drzwiczki zasobnika z pakietami pierwszej pomocy, tym razem nie chciały się otworzyć..
Savreen i Ssurg po chwili dołączyli do stojących przed włazem Lor Taana i Durosa.
Po chwili milczenia i braku reakcji Savreen rozejrzał się za czymkolwiek mogącym służyć do komunikacji z wnętrzem, - w najgorszym wypadku po prostu mówiąc głośnym tonem w głupiej nadziei, że ewentualnie ktoś go usłyszy - następnie pytając, czy jest ktoś w środku.
W wypadku braku reakcji odzywa się:
Niszczymy wejście, czy szukamy jakiegoś innego?
Duros przygląda się drzwiom przez chwilę. Potem spojrzał na panel kontrolny zastanawiając się czy poradzi sobie z obejściem zabezpieczeń. Po namyśle odezwał się przytłumionym przez aparaturę tlenową głosem.
- Myślę, że będę mógł otworzyć wejście, bez wysadzania ich powietrze. Jeśli nikogo nie ma po drugiej stronie oczywiście - zerknął na Savreena pytająco - nie chce by ktoś przypadkiem się przez mnie udusił. - Ellors skrzywił się - To jak? -
Nie czekając na odpowiedź podszedł bliżej w stronę konsolety by przyjrzeć się jej uważniej.
*Po chwili namysłu(...) Kel Dor, odruchowo postukując palcami o rękojesc ostrza, odezwał się swoim milutkim głosikiem.
-Keggle... Nie obchodzi mnie jak to zrobisz i ilu pasożytów z tej kompani może stracic przy tym życie... Zwyczajnie to zrób. Chce zapalic.*
Keggle westchnął ciężko i zabrał się do roboty. Duros pomyślał, że łatwiej byłoby mu myśleć nad obejściami zabezpieczeń gdyby nie miał na sobie tak ciężkiego stroju. Nie mając jednak większego wyboru, zaczął robić to co do niego należało. Po kilku chwilach spędzonych na manipulacji przy konsoli, odetchnął jeszcze raz i spojrzał na drzwi, których otwarcia właśnie w tej chwili się spodziewał.
*Pierwszy pilot poprawił maskę i dziarskim krokiem przekroczył przez otwarte już drzwi. Rozejrzał w około. Niepewnie. Gdzie ta cholerna, Mandaloriańska puszka...
-Savreen! Może ty pójdziesz przodem? Nie daj się namawiac... - Powiedział sztucznie przyjacielskim tonem.
Kiedy do cholery będę mógł w spokoju zapalic?*
*Savreen podniósł kąciki ust pod hełmem odpierając tylko nieco kpiącym tonem"*
-Jasne.
*wchodząc do środka z bronią przygotowaną do wystrzału rozglądając się uważnie po wnętrzu budynku odruchowo szukając dobrych osłon, czy miejsc zdatnych do ewentualnego odwrotu jak choćby jakieś okno, które można wybić następnie przedostając się z pomocą jakichś linek z broni*
Po kilku chwilach spędzonych przez Ellorsa na manipulacji przy konsoli zamigotała ona zielonym światłem a drzwi rozsunęły się z sykiem, ukrywając się po bokach umożliwiając tym samym wejście do przedsionka. Savreen mógł zwolnić chwyt miotacza. Było pusto. Pomieszczenie o długości jakichś ośmiu metrów a szerokości czterech najwyraźniej pełniło również funkcję śluzy, gdyż na przeciwko ukazały się drzwi podobne do wejściowych. Jednak tym razem były one częściowo przeszklone i wyglądały na mniej masywne, choć bez wątpienia hermetycznie odcinały resztę pomieszczeń.
Gdy cała czwórka weszła do przedsionka drzwi za ich plecami ponownie zsunęły się. Tym razem wyświetlacz konsoli emanował ciemnozielonym światłem, świadczącym o gotowości systemu do ponownego aktywowania włazu do stacji. Cichy syk, który właśnie się rozległ oznaczał aktywację automatycznego systemu oczyszczania powietrza a jego znaczniki zamigotały po kilku chwilach, dając znak iż powietrze w śluzie zostało wymienione.
Przy wewnętrznych drzwiach śluzy ponownie znajdowała się migająca na czerwono konsola. Zmiana tego stanu rzeczy zajęła Durosowi tym razem mniej czasu - konsola była identyczna jak ta na zewnątrz.
- A myślałem, że będzie mnie czekać więcej zabawy... - powiedział Duros, gdy spostrzegł kolejną taką samą konsoletę. Spędził nad nią trochę czasu, w końcu jednak udało mu się otworzyć drzwi (mam nadzieję). Uśmiechnął się głupkowato i ukłonił przesadnie nisko wskazując drzwi.
- Zapraszam jaśnie huttów do środka. - poczekał aż jego towarzysze wejdą i udał się za nimi, trzymając się z tyłu. Na jego ustach wciąż tkwił lekki uśmiech, jednak na wszelki wypadek trzymał dłoń w pobliżu blastera i rozglądał się uważnie.
*Lor Taan odruchowo położył czteropalczaste łapsko na wibroostrzu. Lewą ręką sięgnął do kieszeni, wycwiczonym ruchem wyciągając papierosa z paczki. Co prędzej wcisnał go do szparki...
- Hej, Keggle! Na pewno nie zapalisz? Co...? Zamknij się Keggle. Gdybym był Huttem siedział bym sobie w kajucie z jakąś piękną Twilekanką...Albo dwoma.
Zostawiając za sobą chmurkę dymu przeszedł przez drzwi rozglądając się. Chce moje cholerne kredyty.*
*śladem towarzyszy po wejściu porozglądał się uważnie w milczeniu wypatrując wszelkich 'ważnych' szczegółów, a zdając się niemalże ignorować prowadzoną "rozmowę"*
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL