ďťż
[Czrodziej] Gildor Culnámo


Bo człowiek głupi jest tak bez przyczyny

Konto: visss666
Nazwa postaci: Gildor Culnámo
Płeć: Mężczyzna
Rasa: Półelf
Klasa: Czarodziej
Wiek: 20 lat
Wyznanie: Corellon Larethian
Pochodzenie: Silverymoon, Srebrne Marchie
Charakter: Chaotyczny Dobry
Znane języki: wspólny, elfi, chondathski, iluskański, smoczy

Statystyki:



W tym wszystkim brakuje choć jednej wzmianki o wyborze takiego, a nie innego bóstwa.

Samotna podróż przez 2 tygodnie do Waterdeep też mało prawdopodobna, by uszedł z życiem.

W opisie.. dziwny blask z oczu, co masz na myśli? Odrobinkę inwazyjne - chyba, ze naprawdę palą mu się te oczy, czy jak Ale to nie Warcraft.
Konto: visss666
Nazwa postaci: Gildor Culnámo
Płeć: Mężczyzna
Rasa: Półelf
Klasa: Czarodziej
Wiek: 20 lat
Wyznanie: Corellon Larethian
Pochodzenie: Silverymoon, Srebrne Marchie
Charakter: Chaotyczny Dobry
Znane języki: wspólny, elfi, chondathski, iluskański, smoczy

Statystyki:

CytatHm? Matka przecież była ludzką kobietą, a nawet w Silverymoon ludzie raczej nie porzucają swych bóstw, by związać się z elfami.

A nawet zasadniczo w Silverymoon.

Matka Gildora należała do wyjątków (była baardzo chaotyczna).



Konto: visss666
Nazwa postaci: Gildor Culnámo
Płeć: Mężczyzna
Rasa: Półelf
Klasa: Czarodziej
Wiek: 25 lat
Wyznanie: Corellon Larethian
Pochodzenie: Silverymoon, Srebrne Marchie
Charakter: Chaotyczny Dobry
Znane języki: wspólny, elfi, chondathski, iluskański, smoczy

Opis:

Widzisz przed sobą średniego wzrostu mężczyznę. Ma brązowe rozczochrane włosy i niezbadaną brodę. Jego uszy są lekko spiczaste jak na półelfa przystało. Ma niebieskie oczy i poczciwą twarz.

Historia:

Zawsze byłem dość „nietypowy”. Gdy przyszedłem na świat matka nieumyślnie upuściła mnie na ziemię, powodując tym cały szereg wypadków, jak przewracające się klocki domina. Mój ojciec był, jak opowiadała mu matka, bardzo przystojnym elfem.
- Pewnego dnia ten skurczydrań omamił mnie swoim wdziękiem i zaciągnął do…
Tak właśnie wyglądała jej opowieść. W chwilę później zaczynała wariować i płakać. Czasami modliła się do Corellona którego byliśmy wyznawcami. Słyszałem to tak często, że już się do tego przyzwyczaiłem, co więcej, zaczynało to już być dla mnie monotonne. Kolejnym wypadkiem była przymusowa eksmisja, ponieważ mama popadła w długi u jakiś znaczących kupców. Jako niespełna dziesięcioletni chłopiec, poznałem smak prawdziwego życia na ulicy. Całe dwa dni. Moja rodzicielka należała do tych „cwanych” kobiet które radzą sobie w życiu. Z prędkością błyskawicy zwaliła się na głowę swojemu bratu, wraz z małym bękartem. Wuj chcąc nie chcąc przyjął nas pod swój dach. Mieszkaliśmy tam całe dwa tygodnie. Pewnego dnia wuj znalazł kartkę na stole z napisem:
Wyjechałam z moim nowym chłopakiem opiekuj się Gildorem…
Wuj westchnął głęboko. Odszukał mnie i przekazał, że mama już nigdy nie wróci, po czym chyba powiedział coś bardzo brzydkiego w nieznanym mi języku i się rozpłakał.
W dniu moich dwudziestych urodzin, znerwicowany wuj nagle powiedział, że ma dla mnie prezent. Mówił, że musi zawiązać mi oczy. To był ostatni raz gdy go widziałem…
Ocknąłem się przywiązany do jakiegoś drzewa. Było przeraźliwie zimno. Nagle usłyszałem jakieś warczenie. Coraz bardziej się zbliżało.
- No to po mnie – odrzekłem w duchu przeklinając wuja, matkę, ojca i wszystkich.
Kolejnym dźwiękiem było przeraźliwe jęknięcia. Później zobaczyłem łunę. Jakaś sylwetka w długiej szacie strasznie szybko uciekała z lasu. Gdy mnie zobaczyła pobiegła dalej. Na chwilę straciłem ją z oczy, lecz zawróciła, podbiegła do mnie wykrzykując jakieś wulgaryzmy (chyba po krasnoludku, choć to był człowiek) i rozcięła więzy. Porwała mnie za rękaw. Przez chwilkę się oglądnąłem i zobaczyłem jak cały las się pali. Po chwili dobiegliśmy do jakiegoś ukrytego konia i pędziliśmy przed siebie dziedzińcem…
Jak się okazało, nieznajomy wcale nie był taki życzliwy jak mógłby się wydawać. Nie wyjawił swego imienia ani powodu wizyty w lesie. Wysadził mnie na środku drogi i pogalopował w dal.
- By cię szlag! – rzuciłem za nim.
Nie było tak źle. Udało mi się załapać na karawanę wędrującą na zachód. Po 2 miesiącach dotarłem do miasta Waterdeep. Pytacie czemu nie wróciłem do Silverymoon? Tak szczerze to nie miałem po co. I znów rozpoczął się ten etap w którym jesteś zdany tylko na siebie, lecz nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Znalazłem przypadkiem porzuconą księgę, którą zacząłem studiować. Księga byłą magiczna…
Następnego dnia niestety znalazłem też właściciela, jakiegoś człowieka. Nie był zbyt zadowolony z tego, że to ja ją znalazłem. Opowiedziałem mu swoją historię, a on bardzo się wzruszył. Dał mi sztukę złota i odszedł. Rzuciłem za nim błagalne prośby. Stanął na chwilę, widać było, że myślał. Odwrócił się na pięcie i ponownie do mnie podszedł.
Jak się okazało nazywał się Amrod i był czarodziejem. Zaproponował mi naukę i zamieszkanie w zamian za sprzątanie, pranie gotowanie. Układ był nawet korzystny…
W wieku 20 lat skończyłem naukę. Przez przypadek zmieszałem jakieś dwie substancje i cały dom eksplodował. Ja na szczęście w porę się schowałem. Tak jak mogłem przypuszczać Amrod chciał mnie zabić. Musiałem jak najszybciej opuścić Waterdeep. Pędziłem co sił do portu mając na karku oddech mentora. W ostatniej chwili wskoczyłem na odpływający już statek. Na jakąś wyspę Aeris. Pomachałem do stojącego na brzegu Amroda i zrozumiałem, iż nie mam żadnych pieniędzy na podróż…
CytatCiągle to raczej predestynuje ją do wyznawania Mystry lub Selune.

Dobrze zmieniam na Mystrę
Konto: visss666
Nazwa postaci: Gildor Culnámo
Płeć: Mężczyzna
Rasa: Półelf
Klasa: Czarodziej
Wiek: 25 lat
Wyznanie: Mystra
Pochodzenie: Silverymoon, Srebrne Marchie
Charakter: Chaotyczny Dobry
Znane języki: wspólny, elfi, chondathski, iluskański, smoczy

Opis:

Widzisz przed sobą średniego wzrostu mężczyznę. Ma brązowe rozczochrane włosy i niezbadaną brodę. Jego uszy są lekko spiczaste jak na półelfa przystało. Ma niebieskie oczy i poczciwą twarz.

Historia:

Zawsze byłem dość „nietypowy”. Gdy przyszedłem na świat matka nieumyślnie upuściła mnie na ziemię, powodując tym cały szereg wypadków, jak przewracające się klocki domina. Mój ojciec był, jak opowiadała mu matka, bardzo przystojnym elfem.
- Pewnego dnia ten skurczydrań omamił mnie swoim wdziękiem i zaciągnął do…
Tak właśnie wyglądała jej opowieść. W chwilę później zaczynała wariować i płakać. Czasami modliła się do Mystry której byliśmy wyznawcami. Słyszałem to tak często, że już się do tego przyzwyczaiłem, co więcej, zaczynało to już być dla mnie monotonne. Kolejnym wypadkiem była przymusowa eksmisja, ponieważ mama popadła w długi u jakiś znaczących kupców. Jako niespełna dziesięcioletni chłopiec, poznałem smak prawdziwego życia na ulicy. Całe dwa dni. Moja rodzicielka należała do tych „cwanych” kobiet które radzą sobie w życiu. Z prędkością błyskawicy zwaliła się na głowę swojemu bratu, wraz z małym bękartem. Wuj chcąc nie chcąc przyjął nas pod swój dach. Mieszkaliśmy tam całe dwa tygodnie. Pewnego dnia wuj znalazł kartkę na stole z napisem:
Wyjechałam z moim nowym chłopakiem opiekuj się Gildorem…
Wuj westchnął głęboko. Odszukał mnie i przekazał, że mama już nigdy nie wróci, po czym chyba powiedział coś bardzo brzydkiego w nieznanym mi języku i się rozpłakał.
W dniu moich dwudziestych urodzin, znerwicowany wuj nagle powiedział, że ma dla mnie prezent. Mówił, że musi zawiązać mi oczy. To był ostatni raz gdy go widziałem…
Ocknąłem się przywiązany do jakiegoś drzewa. Było przeraźliwie zimno. Nagle usłyszałem jakieś warczenie. Coraz bardziej się zbliżało.
- No to po mnie – odrzekłem w duchu przeklinając wuja, matkę, ojca i wszystkich.
Kolejnym dźwiękiem było przeraźliwe jęknięcia. Później zobaczyłem łunę. Jakaś sylwetka w długiej szacie strasznie szybko uciekała z lasu. Gdy mnie zobaczyła pobiegła dalej. Na chwilę straciłem ją z oczy, lecz zawróciła, podbiegła do mnie wykrzykując jakieś wulgaryzmy (chyba po krasnoludku, choć to był człowiek) i rozcięła więzy. Porwała mnie za rękaw. Przez chwilkę się oglądnąłem i zobaczyłem jak cały las się pali. Po chwili dobiegliśmy do jakiegoś ukrytego konia i pędziliśmy przed siebie dziedzińcem…
Jak się okazało, nieznajomy wcale nie był taki życzliwy jak mógłby się wydawać. Nie wyjawił swego imienia ani powodu wizyty w lesie. Wysadził mnie na środku drogi i pogalopował w dal.
- By cię szlag! – rzuciłem za nim.
Nie było tak źle. Udało mi się załapać na karawanę wędrującą na zachód. Po 2 miesiącach dotarłem do miasta Waterdeep. Pytacie czemu nie wróciłem do Silverymoon? Tak szczerze to nie miałem po co. I znów rozpoczął się ten etap w którym jesteś zdany tylko na siebie, lecz nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Znalazłem przypadkiem porzuconą księgę, którą zacząłem studiować. Księga byłą magiczna…
Następnego dnia niestety znalazłem też właściciela, jakiegoś człowieka. Nie był zbyt zadowolony z tego, że to ja ją znalazłem. Opowiedziałem mu swoją historię, a on bardzo się wzruszył. Dał mi sztukę złota i odszedł. Rzuciłem za nim błagalne prośby. Stanął na chwilę, widać było, że myślał. Odwrócił się na pięcie i ponownie do mnie podszedł.
Jak się okazało nazywał się Amrod i był czarodziejem. Zaproponował mi naukę i zamieszkanie w zamian za sprzątanie, pranie gotowanie. Układ był nawet korzystny…
W wieku 20 lat skończyłem naukę. Przez przypadek zmieszałem jakieś dwie substancje i cały dom eksplodował. Ja na szczęście w porę się schowałem. Tak jak mogłem przypuszczać Amrod chciał mnie zabić. Musiałem jak najszybciej opuścić Waterdeep. Pędziłem co sił do portu mając na karku oddech mentora. W ostatniej chwili wskoczyłem na odpływający już statek. Na jakąś wyspę Aeris. Pomachałem do stojącego na brzegu Amroda i zrozumiałem, iż nie mam żadnych pieniędzy na podróż…
Poza tym, to całkiem miło mi się czytało, zabawna historyjka.
Warunkowo akceptuję, bo jednak .. czegoś mi brakuje, ale nie wiem czego Jeszcze dwie potrzebne.
sprostowanie:

Warunkowo akceptuję.
Warunkowo akceptuję

Ja wem czego mi brakuje - czarnego humoru.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • latwa-kasiora.pev.pl