Bo czĹowiek gĹupi jest tak bez przyczyny
Konto: Skerczyn
Imię: Eldarion
Pochodzenie: nieznane
Rasa: Aasimar
Płeć: M
Wiek: 27
Charakter: Chaotyczny Dobry
Wyznanie: Mystra
Pewnego dnia, rankiem, pod drzwiami jednego z mniejszych kościółków Mystry w Everlund, na Północy, jeden z kapłanów znalazł pod drzwiami przybytku owiniętego w szmaty noworodka. Dzieciątko miało bardzo jasne, niemal białe włosy i spokojne, pełne ufności spojrzenie. Kapłani uznali, że przeznaczeniem dziecka jest zostać wychowanym w wierze i czci dla bogini magii i przygarnęli je do siebie. Gdy chłopiec podrósł na tyle by móc pracować, zajmował się prostymi czynnościami w przybytku, jak sprzątanie czy ogólna pomoc. Dorastał w samotności, bo chociaż kapłani zawsze byli chętni do wysłuchania malca, brakowało mu kontaktu z rówieśnikami. Z braku towarzystwa, zamiast bawić się jak większość dzieci, chłopiec spędzał dużo czasu w świątyni wpatrując się w wizerunki bogini magii. Z czasem jasne stało się dla kapłanów, że jego białe włosy nie zmienią barwy i, że może to świadczyć o domieszce krwi istot z innych sfer.
Gdy chłopiec podrósł do właściwego wieku, zaczęto go wychowywać na modłę kapłańską, jako akolitę bogini magii. I chociaż chłopiec bez wątpienia miłował Mystrę, nie radził sobie z nauką. Nie umiał wyprosić u bogini łaski najprostszych zaklęć, nie radził też sobie z obowiązkami. Nie umiał skupić się na nauce, często myślami wędrował daleko, w wytworzone we własnej wyobraźni miejsca. Gdy kapłani uznali ostatecznie, że przeznaczeniem chłopca nie jest służba bogini, postanowili oddać go na nauki u czarodzieja. Po jakimś czasie znalazł się wyznawca Mystry chętny nauczać chłopca, ale po paru miesiącach bezowocnych prób oddał chłopaka z powrotem do świątyni, z wiadomością, że nie ma on za grosz talentu ani zrozumienia Sztuki.
Po dwóch nieudanych próbach znalezienia swojej ścieżki w życiu, Eldarion był załamany. Stał się jeszcze cichszy niż dawniej. Zamieszkał w świątyni, spełniając proste posługi w zamian za dach nad głową i strawę. I chociaż kapłani starali się go pocieszać i wypełniać jego dni obowiązkami, by czuł się potrzebny, Eldarion pozostawał smutny i cichy. Mijały lata, a chłopiec powoli zmieniał się w bardzo przystojnego mężczyznę. Białe włosy nie oszpecały go, za to sprawiały, że jego uroda była egzotyczna. Często brano go przez to za znacznie starszego niż w rzeczywistości.
Przełom w życiu Eldariona miał miejsce już po tym jak stał się mężczyzną. Dawno już ukończył 20 lat i kapłani stracili wszelką nadzieję, że może w nim tkwić jakakolwiek moc. Pewnego razu, po wieczornych nabożeństwach Eldarion był sam w przybytku, sprzątając. Zawsze świetnie widział w ciemnościach i nie potrzebował światła, toteż nie został zauważony, gdy do świątyni wdarło się kilku rzezimieszków, wyznawców Cyrica. Zaczęli po cichu plądrować świątynię, a Eldarion kulił się ze strachu, bowiem mężczyźni budzili w nim trwogę. Gdy jednak zaczęli bezcześcić wizerunki Mystry, w młodzieńcu rozgorzał ogień. Zanim zorientował się co robi na całe gardło krzyczał „Matko!”, jego ręce wyciągnięte do przodu, a z rozczapierzonych palców spływały płomienie. Jakkolwiek nieoczekiwany i szkodliwy nie był ten atak, Eldarion nie uczynił szubrawcom wielkich szkód i zapewne zginąłby, gdyby nie to, że jego okrzyk zaalarmował kapłanów. Młodzieniec nie widział jednak walki stoczonej w świątyni, bo wycieńczony zużytą energią zemdlał. Gdy obudził się następnego dnia, kapłani opowiedzieli mu co się stało. W jakiś sposób zmieniło się ich podejście do Eldariona. Stali się w kontaktach z nim niepewni, ostrożni. Młodzieniec podejrzewał nawet, że mogli się go bać. Ale to on był tym który czuł strach – bał się siebie i tego co obudziło się w jego wnętrzu.
Mimo zapewnień kapłanów, że ludzie władają magią w podobny sposób, Eldarion czuł się jak jakiś wybryk natury. Silnie odczuwał, że ten Ogień w jego wnętrzu jest nienaturalny, niewłaściwy. Młodzieniec przestał akceptować samego siebie, czuł się też nieakceptowany w świątyni. Większość kapłanów, chociaż akceptowali każdy rodzaj magii, poza Cienistym Splotem, bali się tego, w którym momencie Eldarion może ją uwolnić. Byli wobec niego ostrożni, co nie uszło jego uwadze, jednak odbierał to w zły sposób. Potęgowało to tylko jego poczucie nienaturalności. Niedługo później zdecydował się opuścić świątynię.
Ale stosunek kapłanów nie był jedynym bodźcem, który pchnął go ku tej decyzji. Od dnia, w którym obudził w sobie swój Wewnętrzny Ogień, jak zwykł określać swą moc, czuł dziwną potrzebę. Potrzebę wyruszenia w drogę, jakby gdzieś tam coś go wołało. Wyruszył więc w drogę, zmierzając na zachód. Został zaopatrzony na podróż przez kapłanów, którzy nie ośmielili się go zatrzymywać i przyłączył się do jednej z karawan zmierzających do Neverwinter. Oczarowany miastem przez jakiś czas mieszkał tam, zarabiając miedziaki w różnych dorywczych pracach. Po jakimś czasie poczuł jednak, że ciągle czuje wołanie i nie może pozostać w Neverwinter. W dalszą podróż postanowił wyruszyć drogą morską.
Jako, że z braku pieniędzy przyszło mu podróżować nędznymi krypami, Eldarion został zmuszony do ogolenia głowy, za to z czasem zaczęła mu rosnąć broda. Gdy statek osiągnął swój cel, czyli Wrota Baldura, młodzieniec (łysy i z białą brodą) wyglądał już na znacznie starszego niż był w rzeczywistości. Również we Wrotach Eldarion spędził trochę czasu. Był to okres wyjątkowo trudny – młodzieniec zmęczony podróżowaniem i brakiem celu w życiu zaczął popadać w depresję. Po raz pierwszy w swoim krótkim życiu Eldarion zaczął sięgać po alkohol. Raz jeden zdarzyło mu się przesadzić. Obudził się następnego ranka w rynsztoku, nie pamiętając, co robił zeszłej nocy. Czuł, że bardzo bolała go głowa, a wyjątkowo wręcz twarz. Gdy się podniósł, ujrzał w kałuży, że jego głowę zdobi duży tatuaż.
Przerażony tym, że w pijackim amoku dał się tak oszpecić, obiecał sobie, że nigdy już nie pozwoli sobie w ten sposób utracić kontrolę. Po tych nieprzyjemnych wydarzeniach widok Wrót Baldura przestał być przyjemny dla Eldariona. Poza tym, stale czuł to samo wołanie – wołanie na zachód. Zarobił trochę złota, by następnie zaokrętować się na statek płynący do wyspiarskiego królestwa Moonshae. Jednak w połowie drogi, w pobliżu wyspy Aeris, Eldarion poczuł dziwną aurę tego miejsca i uznał, że to może być cel jego podróży. Kapitan zgodził się go tam wysadzić, pod warunkiem, że zapłaci on za podróż, jakby płynął do Moonshae.
I tak oto, młodzieniec, wyglądający jak starzec, o ozdobionej tatuażem przystojnej twarzy wysiadł na Aeris. Stawiając pierwsze, niepewne kroki na wyspie, Eldarion zastanawiał się, czy właśnie do tego miejsca zmierzał całe życie...
Aasimar - czarownik?
Hm...
O ile pamiętam, w Everlundzie nie ma świątyni, ani kapliczki Mystry.
Inkantatrix czy osoba władająca Magicznym Ogniem - lub wręcz Inkantatrix włądająca Magicznym Ogniem - korzystają bezpośrednio ze Splotu. Więc kapłani Mystry nie mogliby potraktować taki talent wręcz za błogosławieństwo Bogini - wybijając mu z głowy głupoty.
Hmm, cóż, może niewłaściwie podszedłem do tematu. Z tym Ogniem chodziło jedynie o sposób określenia magii czarownika, nie chodziło mi o Inkantatrixa.
No dobra Nie doczekał się zbytnio odzewu więc sam postanowiłem udoskonalić swoją historię... Zmiany pogrubiłem.
Konto: Skerczyn
Imię: Eldarion
Pochodzenie: nieznane
Rasa: Aasimar
Płeć: M
Wiek: 27
Charakter: Chaotyczny Dobry
Wyznanie: Mystra
Pewnego dnia, rankiem, pod drzwiami jednego z mniejszych kościółków Mystry w Silverymoon, na Północy, jeden z kapłanów znalazł pod drzwiami przybytku owiniętego w szmaty noworodka. Dzieciątko miało bardzo jasne, niemal białe włosy i spokojne, pełne ufności spojrzenie. Kapłani uznali, że przeznaczeniem dziecka jest zostać wychowanym w wierze i czci dla bogini magii i przygarnęli je do siebie. Gdy chłopiec podrósł na tyle by móc pracować, zajmował się prostymi czynnościami w przybytku, jak sprzątanie czy ogólna pomoc. Dorastał w samotności, bo chociaż kapłani zawsze byli chętni do wysłuchania malca, brakowało mu kontaktu z rówieśnikami. Z braku towarzystwa, zamiast bawić się jak większość dzieci, chłopiec spędzał dużo czasu w świątyni wpatrując się w wizerunki bogini magii. Z czasem jasne stało się dla kapłanów, że jego białe włosy nie zmienią barwy i, że może to świadczyć o domieszce krwi istot z innych sfer.
Gdy chłopiec podrósł do właściwego wieku, zaczęto go wychowywać na modłę kapłańską, jako akolitę bogini magii. I chociaż chłopiec bez wątpienia miłował Mystrę, nie radził sobie z nauką. Nie umiał wyprosić u bogini łaski najprostszych zaklęć, nie radził też sobie z obowiązkami. Nie umiał skupić się na nauce, często myślami wędrował daleko, w wytworzone we własnej wyobraźni miejsca. Gdy kapłani uznali ostatecznie, że przeznaczeniem chłopca nie jest służba bogini, postanowili oddać go na nauki u czarodzieja. Po jakimś czasie znalazł się wyznawca Mystry chętny nauczać chłopca, ale po paru miesiącach bezowocnych prób oddał chłopaka z powrotem do świątyni, z wiadomością, że nie ma on za grosz talentu ani zrozumienia Sztuki.
Po dwóch nieudanych próbach znalezienia swojej ścieżki w życiu, Eldarion był załamany. Stał się jeszcze cichszy niż dawniej. Zamieszkał w świątyni, spełniając proste posługi w zamian za dach nad głową i strawę. I chociaż kapłani starali się go pocieszać i wypełniać jego dni obowiązkami, by czuł się potrzebny, Eldarion pozostawał smutny i cichy. Mijały lata, a chłopiec powoli zmieniał się w bardzo przystojnego mężczyznę. Białe włosy nie oszpecały go, za to sprawiały, że jego uroda była egzotyczna. Często brano go przez to za znacznie starszego niż w rzeczywistości.
Przełom w życiu Eldariona miał miejsce już po tym jak stał się mężczyzną. Dawno już ukończył 20 lat i kapłani stracili wszelką nadzieję, że może w nim tkwić jakakolwiek moc. Pewnego razu, po wieczornych nabożeństwach Eldarion był sam w przybytku, sprzątając. Zawsze świetnie widział w ciemnościach i nie potrzebował światła, toteż nie został zauważony, gdy do świątyni wdarło się kilku rzezimieszków, wyznawców Cyrica. Zaczęli po cichu plądrować świątynię, a Eldarion kulił się ze strachu, bowiem mężczyźni budzili w nim trwogę. Gdy jednak zaczęli bezcześcić wizerunki Mystry, w młodzieńcu rozgorzał ogień. Zanim zorientował się co robi na całe gardło krzyczał „Matko!”, jego ręce wyciągnięte do przodu, a z rozczapierzonych palców spływały płomienie. Jakkolwiek nieoczekiwany i szkodliwy nie był ten atak, Eldarion nie uczynił szubrawcom wielkich szkód i zapewne zginąłby, gdyby nie to, że jego okrzyk zaalarmował kapłanów. Młodzieniec nie widział jednak walki stoczonej w świątyni, bo wycieńczony zużytą energią zemdlał. Gdy obudził się następnego dnia, kapłani opowiedzieli mu co się stało. W jakiś sposób zmieniło się ich podejście do Eldariona. Stali się w kontaktach z nim niepewni, ostrożni. Młodzieniec podejrzewał nawet, że mogli się go bać. Ale to on był tym który czuł strach – bał się siebie i tego co obudziło się w jego wnętrzu.
Mimo zapewnień kapłanów, że ludzie władają magią w podobny sposób, Eldarion czuł się jak jakiś wybryk natury. Silnie odczuwał, że ten Ogień w jego wnętrzu jest nienaturalny, niewłaściwy. Młodzieniec przestał akceptować samego siebie, czuł się też nieakceptowany w świątyni. Większość kapłanów, chociaż akceptowali każdy rodzaj magii, poza Cienistym Splotem, bali się tego, w którym momencie Eldarion może ją uwolnić. Byli wobec niego ostrożni, co nie uszło jego uwadze, jednak odbierał to w zły sposób. Potęgowało to tylko jego poczucie własnej nienaturalności.
Pomimo tego, jak się czuł, Eldarion nie wiedział gdzie miałby się udać, więc pozostał w świątyni. Wykonywał proste prace, sprzątał, pomagał przy nabożeństwach. Któregoś razy, podczas wieczornej uroczystości ku czci Bogini Magii, młodzieniec zauważył, że wpatruje się w niego jedna z wierzących. Niewysoka, o brązowych włosach i ślicznej twarzy, sprawiła swoim spojrzeniem, że młodzieniec się zarumienił. Była to Shandia, czarownica z Silverymoon. Od razu widać było, że Eldarion wpadł jej w oko. Parę dni później najwyższy kapłan świątyni oznajmił młodzieńcowi, że znalazł dla niego nowego nauczyciela.
Tak zaczęła się nauka z Shandią. Nie było to łatwe, kobieta bowiem bardziej skupiała się na samym Eldarionie niż na jego zdolnościach, z czasem jednak, po wielu mozolnych próbach, Eldarion zaczynał odkrywać, jak korzystać ze swoich niezwykłych zdolności. Nauczył się miotać magiczne pociski, tworzyć wokół siebie pomniejszą aurę ochronną... Nigdy jednak nie przestał się do końca bać swojej mocy, chociaż z czasem był z nią bardziej oswojony – na tyle by móc z niej korzystać. Między nim a Shandią zrodziło się coś więcej niż kontakt uczeń-nauczyciel, co było też zupełnie nowe dla Eldariona. Młodzieniec zadurzył się w swojej nauczycielce i przez jakiś czas znowu był szczęśliwy. Nie trwało to jednak zbyt długo, ponieważ Shandia była osobą kapryśną i z czasem znudziła się Eldarionem. Był to dla młodzieńca straszny szok. Poczuł się zraniony i nie umiał się więcej cieszyć urokiem Silverymoon. Niedługo później zdecydował się opuścić świątynię.
Ale incydent z Shadią nie był jedynym bodźcem, który pchnął go ku tej decyzji. Od dnia, w którym Eldarion nauczył się korzystać ze swojej mocy, czuł dziwną potrzebę. Potrzebę wyruszenia w drogę, jakby gdzieś tam coś go wołało. Wyruszył więc w drogę, zmierzając na zachód. Został zaopatrzony na podróż przez kapłanów, którzy nie ośmielili się go zatrzymywać i przyłączył się do jednej z karawan zmierzających do Neverwinter. Oczarowany miastem przez jakiś czas mieszkał tam, zarabiając miedziaki w różnych dorywczych pracach. Po jakimś czasie poczuł jednak, że ciągle czuje wołanie i nie może pozostać w Neverwinter. W dalszą podróż postanowił wyruszyć drogą morską.
Jako, że z braku pieniędzy przyszło mu podróżować nędznymi krypami, Eldarion został zmuszony do ogolenia głowy, za to z czasem zaczęła mu rosnąć broda. Gdy statek osiągnął swój cel, czyli Wrota Baldura, młodzieniec (łysy i z białą brodą) wyglądał już na znacznie starszego niż był w rzeczywistości. Również we Wrotach Eldarion spędził trochę czasu. Był to okres wyjątkowo trudny – młodzieniec zmęczony podróżowaniem i brakiem celu w życiu zaczął popadać w depresję. Po raz pierwszy w swoim krótkim życiu Eldarion zaczął sięgać po alkohol. Raz jeden zdarzyło mu się przesadzić. Obudził się następnego ranka w rynsztoku, nie pamiętając, co robił zeszłej nocy. Czuł, że bardzo bolała go głowa, a wyjątkowo wręcz twarz. Gdy się podniósł, ujrzał w kałuży, że jego głowę zdobi duży tatuaż.
Przerażony tym, że w pijackim amoku dał się tak oszpecić, obiecał sobie, że nigdy już nie pozwoli sobie w ten sposób utracić kontrolę. Po tych nieprzyjemnych wydarzeniach widok Wrót Baldura przestał być przyjemny dla Eldariona. Poza tym, stale czuł to samo wołanie – wołanie na zachód. Zarobił trochę złota, by następnie zaokrętować się na statek płynący do wyspiarskiego królestwa Moonshae. Jednak w połowie drogi, w pobliżu wyspy Aeris, Eldarion poczuł dziwną aurę tego miejsca i uznał, że to może być cel jego podróży. Kapitan zgodził się go tam wysadzić, pod warunkiem, że zapłaci on za podróż, jakby płynął do Moonshae.
I tak oto, młodzieniec, wyglądający jak starzec, o ozdobionej tatuażem przystojnej twarzy wysiadł na Aeris. Stawiając pierwsze, niepewne kroki na wyspie, Eldarion zastanawiał się, czy właśnie do tego miejsca zmierzał całe życie...
CytatZanim zorientował się co robi na całe gardło krzyczał „Matko!”, jego ręce wyciągnięte do przodu, a z rozczapierzonych palców spływały płomienie.
Czarownik używa tych samych słów, gestów i przedmiotów co czarodziej. Chwila rzucenia zaklęcia wygląda u obu tak samo. Różni się sposób, w jaki je poznają i przygotowują.
Bardzo byłbym wdzięczny, gdyby ktoś łaskawie skomentował...
CytatGdyż? Kapłani Mystry nie wychowują podrzutków.
A to gdzie jest napisane...?
CytatA może jakieś rady dla odmiany? :/ A może napiszecie jakąś instrukcję, jak tworzyć krok po kroku jaką postać z wyliczonymi punktami, które mają się tam znaleźć..? Litości...
http://neverwinter2.gram....opic.php?t=3096
http://neverwinter2.gram....opic.php?t=4796
Xayazi, zapoznałem się z tematami do których zalinkowałeś zanim wziąłem się za pisanie. Ale masz rację, przeczytam inne historie pozasferowców i może coś mi wpadnie do głowy...
Czekamy zatem na nową wersję historii.
Na nową wersję historii czy na nową historię? Zadałem parę pytań, na które nie uzyskałem odpowiedzi i nie do końca wiem, co z tym teraz zrobić... Na razie wyjaśniam dokładniej skąd wziął się aasimar w Srebrnych Marchiach.
Konto: Skerczyn
Imię: Eldarion
Pochodzenie: nieznane
Rasa: Aasimar
Płeć: M
Wiek: 27
Charakter: Chaotyczny Dobry
Wyznanie: Mystra
Ojcem Eldariona był aasimar, bardzo urodziwy, wędrowny kapłan Sune. Jakiś czas podróżował z czarodziejką, która nie umiała oprzeć się jego urodzie. Nie byli ze sobą długo, szybko się bowiem okazało, że ojca Eldariona nie zadowala związek z jedną kobietą. Już po rozstaniu czarodziejka odkryła, że jest w ciąży. Zła na ojca dziecka ani myślała szukać go lub wychowywać jego potomstwo, nie była też jednak okrutna na tyle by zabić rozwijające się w niej życie. Urodziła dziecko w Silverymoon. Nadała mu imię i poprosiła znajomego kapłana Mystry o wychowanie dziecka i, jeżeli wykaże takie zdolności, wyszkolenie go w magii. Zdeponowała u kapłana odpowiednią ilość złota po czym opuściła Silverymoon. Eldarion nigdy nie dowiedział się nic o swoich rodzicach. Zgodnie z wolą matki, powiedziano mu po prostu, że został podrzucony do świątyni jako niemowlę, a kapłani go przygarnęli.
Gdy chłopiec podrósł na tyle by móc pracować, zajmował się prostymi czynnościami w przybytku, jak sprzątanie czy ogólna pomoc. Dorastał w samotności, bo chociaż kapłani zawsze byli chętni do wysłuchania malca, brakowało mu kontaktu z rówieśnikami. Z braku towarzystwa, zamiast bawić się jak większość dzieci, chłopiec spędzał dużo czasu w świątyni wpatrując się w wizerunki bogini magii. Z czasem jasne stało się dla kapłanów, że jego białe włosy nie zmienią barwy i, że może to świadczyć o domieszce krwi istot z innych sfer.
Gdy chłopiec podrósł do właściwego wieku, zaczęto go wychowywać na modłę kapłańską, jako akolitę bogini magii. I chociaż chłopiec bez wątpienia miłował Mystrę, nie radził sobie z nauką. Nie umiał wyprosić u bogini łaski najprostszych zaklęć, nie radził też sobie z obowiązkami. Nie umiał skupić się na nauce, często myślami wędrował daleko, w wytworzone we własnej wyobraźni miejsca. Gdy kapłani uznali ostatecznie, że przeznaczeniem chłopca nie jest służba bogini, postanowili oddać go na nauki u czarodzieja. Po jakimś czasie znalazł się wyznawca Mystry chętny nauczać chłopca, ale po paru miesiącach bezowocnych prób oddał chłopaka z powrotem do świątyni, z wiadomością, że nie ma on za grosz talentu ani zrozumienia Sztuki.
Po dwóch nieudanych próbach znalezienia swojej ścieżki w życiu, Eldarion był załamany. Stał się jeszcze cichszy niż dawniej. Zamieszkał w świątyni, spełniając proste posługi w zamian za dach nad głową i strawę. I chociaż kapłani starali się go pocieszać i wypełniać jego dni obowiązkami, by czuł się potrzebny, Eldarion pozostawał smutny i cichy. Mijały lata, a chłopiec powoli zmieniał się w bardzo przystojnego mężczyznę. Białe włosy nie oszpecały go, za to sprawiały, że jego uroda była egzotyczna. Często brano go przez to za znacznie starszego niż w rzeczywistości.
Przełom w życiu Eldariona miał miejsce już po tym jak stał się mężczyzną. Dawno już ukończył 20 lat i kapłani stracili wszelką nadzieję, że może w nim tkwić jakakolwiek moc. Pewnego razu, po wieczornych nabożeństwach Eldarion był sam w przybytku, sprzątając. Zawsze świetnie widział w ciemnościach i nie potrzebował światła, toteż nie został zauważony, gdy do świątyni wdarło się kilku rzezimieszków, wyznawców Cyrica. Zaczęli po cichu plądrować świątynię, a Eldarion kulił się ze strachu, bowiem mężczyźni budzili w nim trwogę. Gdy jednak zaczęli bezcześcić wizerunki Mystry, w młodzieńcu rozgorzał ogień. Zanim zorientował się co robi na całe gardło krzyczał „Matko!”, jego ręce wyciągnięte do przodu, dłonie zaczęły same z siebie wykonywać skomplikowane gesty a z ust wychodziły słowa, których na próżno próbował wcześniej nauczyć Eldariona czarodziej. Z rozcapierzonych palców młodzieńca buchnęły płomienie. Jakkolwiek nieoczekiwany i szkodliwy nie był ten atak, Eldarion nie uczynił szubrawcom wielkich szkód i zapewne zginąłby, gdyby nie to, że jego okrzyk zaalarmował kapłanów. Młodzieniec nie widział jednak walki stoczonej w świątyni, bo wycieńczony zużytą energią zemdlał. Gdy obudził się następnego dnia, kapłani opowiedzieli mu co się stało. W jakiś sposób zmieniło się ich podejście do Eldariona. Stali się w kontaktach z nim niepewni, ostrożni. Młodzieniec podejrzewał nawet, że mogli się go bać. Ale to on był tym który czuł strach – bał się siebie i tego co obudziło się w jego wnętrzu.
Mimo zapewnień kapłanów, że ludzie władają magią w podobny sposób, Eldarion czuł się jak jakiś wybryk natury. Silnie odczuwał, że ten Ogień w jego wnętrzu jest nienaturalny, niewłaściwy. Młodzieniec przestał akceptować samego siebie, czuł się też nieakceptowany w świątyni. Większość kapłanów, chociaż akceptowali każdy rodzaj magii, poza Cienistym Splotem, bali się tego, w którym momencie Eldarion może ją uwolnić. Byli wobec niego ostrożni, co nie uszło jego uwadze, jednak odbierał to w zły sposób. Potęgowało to tylko jego poczucie własnej nienaturalności.
Pomimo tego, jak się czuł, Eldarion nie wiedział gdzie miałby się udać, więc pozostał w świątyni. Wykonywał proste prace, sprzątał, pomagał przy nabożeństwach. Któregoś razy, podczas wieczornej uroczystości ku czci Bogini Magii, młodzieniec zauważył, że wpatruje się w niego jedna z wierzących. Niewysoka, o brązowych włosach i ślicznej twarzy, sprawiła swoim spojrzeniem, że młodzieniec się zarumienił. Była to Shandia, czarownica z Silverymoon. Od razu widać było, że Eldarion wpadł jej w oko. Parę dni później najwyższy kapłan świątyni oznajmił młodzieńcowi, że znalazł dla niego nowego nauczyciela.
Tak zaczęła się nauka z Shandią. Nie było to łatwe, kobieta bowiem bardziej skupiała się na samym Eldarionie niż na jego zdolnościach, z czasem jednak, po wielu mozolnych próbach, Eldarion zaczynał odkrywać, jak korzystać ze swoich niezwykłych zdolności. Nauczył się miotać magiczne pociski, tworzyć wokół siebie pomniejszą aurę ochronną... Nigdy jednak nie przestał się do końca bać swojej mocy, chociaż z czasem był z nią bardziej oswojony – na tyle by móc z niej korzystać. Między nim a Shandią zrodziło się coś więcej niż kontakt uczeń-nauczyciel, co było też zupełnie nowe dla Eldariona. Młodzieniec zadurzył się w swojej nauczycielce i przez jakiś czas znowu był szczęśliwy. Nie trwało to jednak zbyt długo, ponieważ Shandia była osobą kapryśną i z czasem znudziła się Eldarionem. Był to dla młodzieńca straszny szok. Poczuł się zraniony i nie umiał się więcej cieszyć urokiem Silverymoon. Niedługo później zdecydował się opuścić świątynię.
Ale incydent z Shadią nie był jedynym bodźcem, który pchnął go ku tej decyzji. Od dnia, w którym Eldarion nauczył się korzystać ze swojej mocy, czuł dziwną potrzebę. Potrzebę wyruszenia w drogę, jakby gdzieś tam coś go wołało. Wyruszył więc w drogę, zmierzając na zachód. Został zaopatrzony na podróż przez kapłanów, którzy nie ośmielili się go zatrzymywać i przyłączył się do jednej z karawan zmierzających do Neverwinter. Oczarowany miastem przez jakiś czas mieszkał tam, zarabiając miedziaki w różnych dorywczych pracach. Po jakimś czasie poczuł jednak, że ciągle czuje wołanie i nie może pozostać w Neverwinter. W dalszą podróż postanowił wyruszyć drogą morską.
Jako, że z braku pieniędzy przyszło mu podróżować nędznymi krypami, Eldarion został zmuszony do ogolenia głowy, za to z czasem zaczęła mu rosnąć broda. Gdy statek osiągnął swój cel, czyli Wrota Baldura, młodzieniec (łysy i z białą brodą) wyglądał już na znacznie starszego niż był w rzeczywistości. Również we Wrotach Eldarion spędził trochę czasu. Był to okres wyjątkowo trudny – młodzieniec zmęczony podróżowaniem i brakiem celu w życiu zaczął popadać w depresję. Po raz pierwszy w swoim krótkim życiu Eldarion zaczął sięgać po alkohol. Raz jeden zdarzyło mu się przesadzić. Obudził się następnego ranka w rynsztoku, nie pamiętając, co robił zeszłej nocy. Czuł, że bardzo bolała go głowa, a wyjątkowo wręcz twarz. Gdy się podniósł, ujrzał w kałuży, że jego głowę zdobi duży tatuaż.
Przerażony tym, że w pijackim amoku dał się tak oszpecić, obiecał sobie, że nigdy już nie pozwoli sobie w ten sposób utracić kontrolę. Po tych nieprzyjemnych wydarzeniach widok Wrót Baldura przestał być przyjemny dla Eldariona. Poza tym, stale czuł to samo wołanie – wołanie na zachód. Zarobił trochę złota, by następnie zaokrętować się na statek płynący do wyspiarskiego królestwa Moonshae. Jednak w połowie drogi, w pobliżu wyspy Aeris, Eldarion poczuł dziwną aurę tego miejsca i uznał, że to może być cel jego podróży. Kapitan zgodził się go tam wysadzić, pod warunkiem, że zapłaci on za podróż, jakby płynął do Moonshae.
I tak oto, młodzieniec, wyglądający jak starzec, o ozdobionej tatuażem przystojnej twarzy wysiadł na Aeris. Stawiając pierwsze, niepewne kroki na wyspie, Eldarion zastanawiał się, czy właśnie do tego miejsca zmierzał całe życie...
Wygląd
Eldarion na białe włosy, ale można to poznać jedynie po brodzie - głowę goli na łyso. Wygląda przez to na znacznie starszego niż w rzeczywistości, to też często mniej spostrzegawczy osobnicy biorą go za starca. Chodź jego oblicze pokryte jest tatuażem, to przyciąga oko swoim urokiem. Budowę ma dosyć przeciętną, nie ma nadmiaru mięśni, za to te, które posiada, są ładnie ukształtowane.
CytatPochodzenie: nieznane
To niestety dyskwalifikuje tą postać.
Chyba zatrzymałeś się na tym punkcie nie przeczytawszy dalej, ale przyznaję, że mogłem uzupełnić ten punkt skoro poszerzyłem informacje... Tak więc nowa, kolejna, wersja...
Konto: Skerczyn
Imię: Eldarion
Pochodzenie: Srebrne Marchie
Rasa: Aasimar
Płeć: M
Wiek: 27
Charakter: Chaotyczny Dobry
Wyznanie: Mystra
Ojcem Eldariona był aasimar, bardzo urodziwy, wędrowny kapłan Sune. Jakiś czas podróżował z czarodziejką, która nie umiała oprzeć się jego urodzie. Nie byli ze sobą długo, szybko się bowiem okazało, że ojca Eldariona nie zadowala związek z jedną kobietą. Już po rozstaniu czarodziejka odkryła, że jest w ciąży. Zła na ojca dziecka ani myślała szukać go lub wychowywać jego potomstwo, nie była też jednak okrutna na tyle by zabić rozwijające się w niej życie. Urodziła dziecko w Silverymoon. Nadała mu imię i poprosiła znajomego kapłana Mystry o wychowanie dziecka i, jeżeli wykaże takie zdolności, wyszkolenie go w magii. Zdeponowała u kapłana odpowiednią ilość złota po czym opuściła Silverymoon. Eldarion nigdy nie dowiedział się nic o swoich rodzicach. Zgodnie z wolą matki, powiedziano mu po prostu, że został podrzucony do świątyni jako niemowlę, a kapłani go przygarnęli.
Gdy chłopiec podrósł na tyle by móc pracować, zajmował się prostymi czynnościami w przybytku, jak sprzątanie czy ogólna pomoc. Dorastał w samotności, bo chociaż kapłani zawsze byli chętni do wysłuchania malca, brakowało mu kontaktu z rówieśnikami. Z braku towarzystwa, zamiast bawić się jak większość dzieci, chłopiec spędzał dużo czasu w świątyni wpatrując się w wizerunki bogini magii. Z czasem jasne stało się dla kapłanów, że jego białe włosy nie zmienią barwy i, że może to świadczyć o domieszce krwi istot z innych sfer.
Gdy chłopiec podrósł do właściwego wieku, zaczęto go wychowywać na modłę kapłańską, jako akolitę bogini magii. I chociaż chłopiec bez wątpienia miłował Mystrę, nie radził sobie z nauką. Nie umiał wyprosić u bogini łaski najprostszych zaklęć, nie radził też sobie z obowiązkami. Nie umiał skupić się na nauce, często myślami wędrował daleko, w wytworzone we własnej wyobraźni miejsca. Gdy kapłani uznali ostatecznie, że przeznaczeniem chłopca nie jest służba bogini, postanowili oddać go na nauki u czarodzieja. Po jakimś czasie znalazł się wyznawca Mystry chętny nauczać chłopca, ale po paru miesiącach bezowocnych prób oddał chłopaka z powrotem do świątyni, z wiadomością, że nie ma on za grosz talentu ani zrozumienia Sztuki.
Po dwóch nieudanych próbach znalezienia swojej ścieżki w życiu, Eldarion był załamany. Stał się jeszcze cichszy niż dawniej. Zamieszkał w świątyni, spełniając proste posługi w zamian za dach nad głową i strawę. I chociaż kapłani starali się go pocieszać i wypełniać jego dni obowiązkami, by czuł się potrzebny, Eldarion pozostawał smutny i cichy. Mijały lata, a chłopiec powoli zmieniał się w bardzo przystojnego mężczyznę. Białe włosy nie oszpecały go, za to sprawiały, że jego uroda była egzotyczna. Często brano go przez to za znacznie starszego niż w rzeczywistości.
Przełom w życiu Eldariona miał miejsce już po tym jak stał się mężczyzną. Dawno już ukończył 20 lat i kapłani stracili wszelką nadzieję, że może w nim tkwić jakakolwiek moc. Pewnego razu, po wieczornych nabożeństwach Eldarion był sam w przybytku, sprzątając. Zawsze świetnie widział w ciemnościach i nie potrzebował światła, toteż nie został zauważony, gdy do świątyni wdarło się kilku rzezimieszków, wyznawców Cyrica. Zaczęli po cichu plądrować świątynię, a Eldarion kulił się ze strachu, bowiem mężczyźni budzili w nim trwogę. Gdy jednak zaczęli bezcześcić wizerunki Mystry, w młodzieńcu rozgorzał ogień. Zanim zorientował się co robi na całe gardło krzyczał „Matko!”, jego ręce wyciągnięte do przodu, dłonie zaczęły same z siebie wykonywać skomplikowane gesty a z ust wychodziły słowa, których na próżno próbował wcześniej nauczyć Eldariona czarodziej. Z rozcapierzonych palców młodzieńca buchnęły płomienie. Jakkolwiek nieoczekiwany i szkodliwy nie był ten atak, Eldarion nie uczynił szubrawcom wielkich szkód i zapewne zginąłby, gdyby nie to, że jego okrzyk zaalarmował kapłanów. Młodzieniec nie widział jednak walki stoczonej w świątyni, bo wycieńczony zużytą energią zemdlał. Gdy obudził się następnego dnia, kapłani opowiedzieli mu co się stało. W jakiś sposób zmieniło się ich podejście do Eldariona. Stali się w kontaktach z nim niepewni, ostrożni. Młodzieniec podejrzewał nawet, że mogli się go bać. Ale to on był tym który czuł strach – bał się siebie i tego co obudziło się w jego wnętrzu.
Mimo zapewnień kapłanów, że ludzie władają magią w podobny sposób, Eldarion czuł się jak jakiś wybryk natury. Silnie odczuwał, że ten Ogień w jego wnętrzu jest nienaturalny, niewłaściwy. Młodzieniec przestał akceptować samego siebie, czuł się też nieakceptowany w świątyni. Większość kapłanów, chociaż akceptowali każdy rodzaj magii, poza Cienistym Splotem, bali się tego, w którym momencie Eldarion może ją uwolnić. Byli wobec niego ostrożni, co nie uszło jego uwadze, jednak odbierał to w zły sposób. Potęgowało to tylko jego poczucie własnej nienaturalności.
Pomimo tego, jak się czuł, Eldarion nie wiedział gdzie miałby się udać, więc pozostał w świątyni. Wykonywał proste prace, sprzątał, pomagał przy nabożeństwach. Któregoś razy, podczas wieczornej uroczystości ku czci Bogini Magii, młodzieniec zauważył, że wpatruje się w niego jedna z wierzących. Niewysoka, o brązowych włosach i ślicznej twarzy, sprawiła swoim spojrzeniem, że młodzieniec się zarumienił. Była to Shandia, czarownica z Silverymoon. Od razu widać było, że Eldarion wpadł jej w oko. Parę dni później najwyższy kapłan świątyni oznajmił młodzieńcowi, że znalazł dla niego nowego nauczyciela.
Tak zaczęła się nauka z Shandią. Nie było to łatwe, kobieta bowiem bardziej skupiała się na samym Eldarionie niż na jego zdolnościach, z czasem jednak, po wielu mozolnych próbach, Eldarion zaczynał odkrywać, jak korzystać ze swoich niezwykłych zdolności. Nauczył się miotać magiczne pociski, tworzyć wokół siebie pomniejszą aurę ochronną... Nigdy jednak nie przestał się do końca bać swojej mocy, chociaż z czasem był z nią bardziej oswojony – na tyle by móc z niej korzystać. Między nim a Shandią zrodziło się coś więcej niż kontakt uczeń-nauczyciel, co było też zupełnie nowe dla Eldariona. Młodzieniec zadurzył się w swojej nauczycielce i przez jakiś czas znowu był szczęśliwy. Nie trwało to jednak zbyt długo, ponieważ Shandia była osobą kapryśną i z czasem znudziła się Eldarionem. Był to dla młodzieńca straszny szok. Poczuł się zraniony i nie umiał się więcej cieszyć urokiem Silverymoon. Niedługo później zdecydował się opuścić świątynię.
Ale incydent z Shadią nie był jedynym bodźcem, który pchnął go ku tej decyzji. Od dnia, w którym Eldarion nauczył się korzystać ze swojej mocy, czuł dziwną potrzebę. Potrzebę wyruszenia w drogę, jakby gdzieś tam coś go wołało. Wyruszył więc w drogę, zmierzając na zachód. Został zaopatrzony na podróż przez kapłanów, którzy nie ośmielili się go zatrzymywać i przyłączył się do jednej z karawan zmierzających do Neverwinter. Oczarowany miastem przez jakiś czas mieszkał tam, zarabiając miedziaki w różnych dorywczych pracach. Po jakimś czasie poczuł jednak, że ciągle czuje wołanie i nie może pozostać w Neverwinter. W dalszą podróż postanowił wyruszyć drogą morską.
Jako, że z braku pieniędzy przyszło mu podróżować nędznymi krypami, Eldarion został zmuszony do ogolenia głowy, za to z czasem zaczęła mu rosnąć broda. Gdy statek osiągnął swój cel, czyli Wrota Baldura, młodzieniec (łysy i z białą brodą) wyglądał już na znacznie starszego niż był w rzeczywistości. Również we Wrotach Eldarion spędził trochę czasu. Był to okres wyjątkowo trudny – młodzieniec zmęczony podróżowaniem i brakiem celu w życiu zaczął popadać w depresję. Po raz pierwszy w swoim krótkim życiu Eldarion zaczął sięgać po alkohol. Raz jeden zdarzyło mu się przesadzić. Obudził się następnego ranka w rynsztoku, nie pamiętając, co robił zeszłej nocy. Czuł, że bardzo bolała go głowa, a wyjątkowo wręcz twarz. Gdy się podniósł, ujrzał w kałuży, że jego głowę zdobi duży tatuaż.
Przerażony tym, że w pijackim amoku dał się tak oszpecić, obiecał sobie, że nigdy już nie pozwoli sobie w ten sposób utracić kontrolę. Po tych nieprzyjemnych wydarzeniach widok Wrót Baldura przestał być przyjemny dla Eldariona. Poza tym, stale czuł to samo wołanie – wołanie na zachód. Zarobił trochę złota, by następnie zaokrętować się na statek płynący do wyspiarskiego królestwa Moonshae. Jednak w połowie drogi, w pobliżu wyspy Aeris, Eldarion poczuł dziwną aurę tego miejsca i uznał, że to może być cel jego podróży. Kapitan zgodził się go tam wysadzić, pod warunkiem, że zapłaci on za podróż, jakby płynął do Moonshae.
I tak oto, młodzieniec, wyglądający jak starzec, o ozdobionej tatuażem przystojnej twarzy wysiadł na Aeris. Stawiając pierwsze, niepewne kroki na wyspie, Eldarion zastanawiał się, czy właśnie do tego miejsca zmierzał całe życie...
Wygląd
Eldarion na białe włosy, ale można to poznać jedynie po brodzie - głowę goli na łyso. Wygląda przez to na znacznie starszego niż w rzeczywistości, to też często mniej spostrzegawczy osobnicy biorą go za starca. Chodź jego oblicze pokryte jest tatuażem, to przyciąga oko swoim urokiem. Budowę ma dosyć przeciętną, nie ma nadmiaru mięśni, za to te, które posiada, są ładnie ukształtowane.
Poproszę o współczynniki w [ hide] i uwzględnienie wcześniejszych uwag Lythariego, dotyczących wykrywania zdolności magicznych u czarodziejów i czarowników.
Konto: Skerczyn
Imię: Eldarion
Pochodzenie: Srebrne Marchie
Rasa: Aasimar
Płeć: M
Wiek: 27
Charakter: Chaotyczny Dobry
Wyznanie: Mystra
Warunkowo akceptuję Jeszcze dwie poproszę.
Warunkowo akceptuję
Chociaż mam naprawdę poważne wątpliwości, czy postać może być odgrywana zgodnie z historią i charakterem.
Dziękuję za akceptację.
Konto: Skerczyn
Imię: Eldarion
Pochodzenie: Srebrne Marchie
Rasa: Aasimar
Płeć: M
Wiek: 27
Charakter: Chaotyczny Dobry
Wyznanie: Mystra
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL