ďťż
[ Łotrzyk ] Quarr


Bo człowiek głupi jest tak bez przyczyny

- Nazwa konta postaci:
- Nazwa postaci: Quarr
- Rasa: Kobold
- Płeć: męska
- Wiek postaci: 18
- Wyznanie: brak (lokalne bóstwo)
- Pochodzenie postaci:
- Charakter postaci: Chaotyczny dobry
- Znane języki: rasowy, ludzki (w 75% - dogada się z większością)
elfi (dziękuję, przepraszam, proszę, do widzenia, jestem głodny, chce mi się pić, chce mi się spać, jestem zmęczony, jestem przyjacielem, jestem ranny)
krasnoludzki (jeść, pić, spać nie bić, przyjaciel)

Opis wyglądu:
Quarr jest wysokim (jak Kobolda) przedstawicielem swojej rasy, Przeciętny gnom sięga mu nieco poniżej szczęki.
Ma ciemno brązową skórę, dość inteligentne oczy i wiecznie otwartą paszczę pełną drobnych zębów. Porusza się jak większość gadów płynnie, sprawia wrażenie jakby nie potrafił stać spokojnie w miejscu.

Historia:
"Ty chcieć zupa??" - znowu rozległ się w lesie wesoły głos.
Prowadzący wyprawę dowódca zazgrzytał w bezsilnej wściekłości kłami. "Znowu Quarr" - pomyślał - "dlaczego właśnie teraz ..."
Na migi pokazał paru wojownikom gdzie mają biec, a potem skinął na maga, który szedł wraz z wyprawą -" Zabijjjj" - szepnął.

A w tym samym czasie rzeczony osobnik stał twarzą w twarz z młodą niepełnoletnią elfią dziewczyną, która nie bardzo wiedziała co ma robić. Zawahała się i ta chwila zadecydowała o jej śmierci.
Błyskawica rzucona przez koboldzkiego maga zabiła ją na miejscu.
"Quarr, ty jaszczurzy pomiocie !!!!" - głos dowódcy zadziałał na Quarr'a lepiej niż sto batów. Zanim ktokolwiek sie obejrzał Quarr siedział już na najwyższym w okolicy drzewie i ani myślał o zejściu na dół.
Kilka bełtów, wystrzelonych w jego stronę przez przez innych wojowników też nie zachęcały do schodzenia i dyskutowania.
Quarr wdrapał się na sam szczyt drzewa, tak wysoko jak na to pozwalała jego wytrzymałość.
Wszyscy wiedzieli, że nic go do tego nie zmusi - po prostu mis swoje odsiedzieć - jakim cudem zawsze wiedział kiedy przechodzi gniew dowódcy i zjawiał się dopiero wtedy.

Tym razem było jednak inaczej Quarr nie pojawił się w wiosce ani tego dnia, ani następnych ...

* * *

Odczekawszy dłuższą chwilę Quarr zszedł z drzewa. Starannie zebrał swój kociołek, który jeden z wojowników kopniakiem przewrócił.
"Nie będę już wam gotował" - mruknął przez na wpół zaciśnięte zęby.
Zaintrygował go zapach docierający do jego bardzo czułego nosa, coś pieczonego.
Po chwili dopiero zdał sobie sprawę, że to zapach wydzielający się z ciała młodej elfki. Ostrożnie podszedł i obwąchał. Z bliska zapach nie był już taki interesujący, zalatywało trupem i zgnilizną.
Quarr dokładnie obszukał zwłoki, zabrał wszystko co mogło mieć dla niego jakąś wartość, wrzucił to w plecak zabrany elfce i już miał odejść, kiedy coś go powstrzymało.
Jakaś część jego nie do końca zepsutej duszy nakazała mu przykryć przynajmniej gałęziami ciało. Jednak rozejrzawszy się zauważył niedaleko dość głęboki wykrot. Wepchnięcie tam ciała uprościło wiele spraw - zasypanie go ziemią było działem chwili.

* * *

Lekko już uspokojony Quarr ruszył w stronę młodnika, miał tam swoją kryjówkę, w jaskini którą odkrył jakiś czas temu przechowywał swoje "skarby".
Przedmioty zabrane elfce wkrótce do nich dołączyły.

* * *

Odgłosy walki obudziły Quarr'a.
W lesie trwała walka - nie trzeba było być wielkim geniuszem, żeby się zorientować, że mieszkający w niedalekim mieście ludzie, krasnale i elfy postanowiły zrobić porządek z bandą koboldów, która od dłuższego czasu doskwierała im bardzo napadając na karawany i okoliczne wioski.

Cały dzień słychać było wkoło walki. Dopiero wieczorem krzyki i szczęk broni ustał. Quarr wiedział, że nie ma tu już czego szukać.

Zebrawszy swoje "skarby" do plecaka elfki wyszedł z jaskini i ruszył w stronę wioski.
Noc nie stanowiła dla niego problemu, widział w ciemnościach całkiem nieźle. Tak jak przypuszczał z wioski nic nie zostało, wszystko zostało zniszczone, namioty, stoły, wieszaki na mięso, nawet piwniczka z zapasami się zawaliła.
Pogrzebawszy w zgliszczach Quarr znalazł dwa nie uszkodzone bukłaki z wodą, parę monet, jakiś złamany sztylet i - ku swojej wielkiej radości - krzesiwo i hubkę.
Wygrzebał też trochę mięsa - musiał mieć jakieś zapasy - i z resztek namiotu szamana wygrzebał trochę ziół.

Tak wyekwipowany ruszył na północny-zachód.

* * *

"Ty chcieć zupa ??? " - cichutko i cieniutko zapytał Quarr.
Jednak osobnik do którego słowa te zostały skierowane zdawał się ich nie słyszeć.
"I co tam macie mości elfie" - rozległo się nagle za Quarr'em.
"Zupa" - pisnął Quarr, trzymając w lewej łapie mała miseczkę do której właśnie nalał świeżej zupy z kociołka.
W zasięgu wzroku Quarr'a, zza jego pleców pojawił się olbrzymi człowiek, ubrany w dziwne zwiewne i powłóczyste ubranie.
"Pokaż no ta swoją zupę" - powiedziała do Quarr'a i wyciągnął rękę po miskę. Przerażony Quarr podał i skulił się w sobie oczekując lada moment bólu wywołanego ostrą strzałą elfa.
"Smaczne" - stwierdził człowiek - "kto to gotował?" - zapytał między jedną łyżką a drugą.
"Quarr" - wyszeptał Quarr.
"Znaczy się ty?" - upewnił się człowiek.
Quarr tylko skinął głową.
"To ja ciebie ze sobą zabieram" - zaśmiał się człowiek. "o dobrego kucharza ciężko teraz".

* * *

Dni mijały Quarr'owi na ciągłym gotowaniu i chodzeniu krok w krok za swoim "opiekunem".
Quarr poznał parę słów w języku elfów i krasnali, nauczył się nawet mówić w języku ludzi, ale nade wszystko Quarr nauczył się gotować.
Człowiek, który go zabrał ze sobą zostawił go na nauki u swojego przyjaciela, kucharza, który szybko poznał się na talencie Quarr'a.
Pod jego okiem Quarr doskonalił swój "warsztat" kulinarny, aż do czasu kiedy to obaj udali się w podróż do wielkiego miasta - "Wrót Baldura"
Quarr po raz pierwszy widział takie wielkie miasto, tyle tu było zapachów, tyle rzeczy się naraz działo.
Quarr zagapił się będąc w porcie na nabrzeżu i potraktowany przez jakiegoś pijanego marynarza, jako kolejny skórzany worek z towarem wylądował w ładowni statku. Chwilę później następny worek trafił Quarr'a w łeb pozbawiając go przytomności.

* * *

"A cóż to my tu mamy ?? - to było pierwsze co Quarr usłyszał. Bolały go wszystkie kości, bolał go łeb, był głodny i spragniony, a ten wielki groźnie wyglądający wojownik nie sprawiał wrażenia skorego do rozmów.
"Przemyt" - krzyknął. "Do celi z nim" - wskazał na Quarr'a.

* * *

I tak to pobyt w nowym miejscu Quarr rozpoczął od zwiedzania celi w siedzibie straży miejskiej w porcie na wyspie Aeris


To jest aż tak kiepskie, czy też nikomu się nie chce skomentować ??
Każda postać, nawet kobold, ma jakąś klasę, tym bardziej kobold-poszukiwacz przygód...
Przepraszam, nie zauważyłem odpowiedzi.

Po chwili dyskusji przeszukaniu materiałów sądzę, że klasa "łotrzyka" była by na miejscu. bo "commoner" zapewne nie istniej.

Nie wiem tylko jak to teraz zmienic - bo niemożna edytować postów a przydało by się zmienic też temat.


Zrobione. Łotrzyk jak najbardziej pasuje. Co do historii to jak to się stało że nie zabili tego kobolda?
Akurat, co do koboldów w metropoliach - nie rażą mnie, nie są lubiane, ale nie są uważane za probem - to "na wsi" są tępione.

Za to mam uwagi techniczne:
- odmiana nazwisk (reguły użycia apostrofów)
- jeśli to łotrzyk, to jednak zastanów się czy inteligencja nie powinna być równa 10, czyli dawać wspólny i regionalny język jako standard
- poproszę o pochodzenie postaci i wyznanie, to drugie może być też z panteonu smoczego

Po poprawkach - do akceptacji (przynajmniej z mojej strony).
W tym sęk, że jest potrzebne uściślenie w jakim mieście.

Koboldy jednak nie są idiotami i raczej nie zapuszczają się (zbrojnymi grupami) w pobliże miast, które regularnie patrolują swoje granice.
Czy Hlal jako bogini będzie odpowiednia ??
http://en.wikipedia.org/w...#Dragon_deities

A co do miasta, to myślałem o jakiejś małej mieścinie położonej w odległości 10-20 dni drogi konno od "Wrót Baldura" na wschód [w lesie].
Koboldy w tamtej okolicy rozbiły swój obóz wędrowny, po to żeby trochę poswawolić i ruszyć dalej.
Poprawka.

http://culhaven.opencg.or...ages/faerun.jpg
Wioska Koboldów mieści się w "The High Forest", na północ od "Loudwater" (z którego przybyli wojownicy którzy zniszczyli obóz Quarr'a)
Obóz był rozbity mniej więcej w połowie drogi z Loudwater do Secomber w lesie.

Quarr jest zwykłym koboldem, nie należy do elity, ale i nie jest ostatnim śmieciem.
Podpowiedź co do bóstwa:

Prawdopodobieństwa wyznawania:

- Kurtulmak - 75%
- bóstwo z panteonu typowego dla obszaru Faerunu - 15%
- bóstwo drakoniczne 10%

Ale tak Hlal, jest miłym bóstwem do odgrywania. Zamieść historię postaci z poprawkami, jeśli nei porobisz błęów, to dam ci akcpetację.
pogrubione poprawki.

- Nazwa konta postaci:
- Nazwa postaci: Quarr
- Rasa: Kobold
- Płeć: męska
- Wiek postaci: 18
- Wyznanie: Hlal
- Pochodzenie postaci: Quarr pochodzi z rodu o średnim statusie materialnym
- Charakter postaci: Chaotyczny dobry
- Znane języki: rasowy, ludzki,
elfi (dziękuję, przepraszam, proszę, do widzenia, jestem głodny, chce mi się pić, chce mi się spać, jestem zmęczony, jestem przyjacielem, jestem ranny)
krasnoludzki (jeść, pić, spać nie bić, przyjaciel)

Opis wyglądu:
Quarr jest wysokim (jak Kobolda) przedstawicielem swojej rasy, Przeciętny gnom sięga mu nieco poniżej szczęki.
Ma ciemno brązową skórę, dość inteligentne oczy i wiecznie otwartą paszczę pełną drobnych zębów. Porusza się jak większość gadów płynnie, sprawia wrażenie jakby nie potrafił stać spokojnie w miejscu.

Historia:
"Ty chcieć zupa??" - znowu rozległ się w lesie wesoły głos.
Prowadzący wyprawę dowódca zazgrzytał w bezsilnej wściekłości kłami. "Znowu Quarr" - pomyślał - "dlaczego właśnie teraz ..."
Na migi pokazał paru wojownikom gdzie mają biec, a potem skinął na maga, który szedł wraz z wyprawą -" Zabijjjj" - syknął.

A w tym samym czasie rzeczony osobnik stał twarzą w twarz z młodą niepełnoletnią elfią dziewczyną, która nie bardzo wiedziała co ma robić. Zawahała się i ta chwila zadecydowała o jej śmierci.
Błyskawica rzucona przez koboldzkiego maga zabiła ją na miejscu.
"Quarr, ty jaszczurzy pomiocie !!!!" - głos dowódcy zadziałał na Quarr'a lepiej niż sto batów. Zanim ktokolwiek sie obejrzał Quarr siedział już na najwyższym w okolicy drzewie i ani myślał o zejściu na dół - kilka bełtów, wystrzelonych w jego stronę przez przez innych wojowników również nie zachęcało do schodzenia i dyskutowania.
Quarr wdrapał się na sam szczyt drzewa, tak wysoko jak na to pozwalała jego wytrzymałość.
Wszyscy wiedzieli, że nic go nie zmusi do zejścia - po prostu musi swoje odsiedzieć - jakimś cudem zawsze wiedział kiedy przechodzi gniew dowódcy i dopiero wtedy się zjawiał.

Tym razem było jednak inaczej Quarr nie pojawił się w wiosce ani tego dnia, ani następnych ...

* * *

Odczekawszy dłuższą chwilę Quarr zszedł z drzewa. Starannie zebrał swój kociołek, który jeden z wojowników kopniakiem przewrócił.
"Nie będę już wam gotował" - mruknął przez na wpół zaciśnięte zęby.
Zaintrygował go zapach docierający do jego bardzo czułego nosa, coś pieczonego.
Po chwili dopiero zdał sobie sprawę, że to zapach wydzielający się z ciała młodej elfki. Ostrożnie podszedł i obwąchał. Z bliska zapach nie był już taki interesujący, zalatywało trupem i zgnilizną.
Quarr dokładnie obszukał zwłoki, zabrał wszystko co mogło mieć dla niego jakąś wartość, wrzucił to w plecak zabrany elfce i już miał odejść, kiedy coś go powstrzymało.
Jakaś część jego nie do końca zepsutej duszy nakazała mu przykryć przynajmniej gałęziami ciało. Jednak rozejrzawszy się zauważył niedaleko dość głęboki wykrot. Wepchnięcie tam ciała uprościło wiele spraw - zasypanie go ziemią było działem chwili.

* * *

Lekko już uspokojony Quarr ruszył w stronę młodnika, miał tam swoją kryjówkę, w jaskini którą odkrył jakiś czas temu przechowywał swoje "skarby".
Przedmioty zabrane elfce wkrótce do nich dołączyły.

* * *

Odgłosy walki obudziły Quarr'a.
W lesie trwała walka - nie trzeba było być wielkim geniuszem, żeby się zorientować, że mieszkający w niedalekim mieście - Loudwater - ludzie, krasnale i elfy postanowiły zrobić porządek z bandą koboldów, która od dłuższego czasu doskwierała im bardzo napadając na karawany i okoliczne wioski.

Cały dzień słychać było wkoło walki. Dopiero wieczorem krzyki i szczęk broni ustał. Quarr wiedział, że nie ma tu już czego szukać.

Zebrawszy swoje "skarby" do plecaka elfki wyszedł z jaskini i ruszył w stronę wioski.
Noc nie stanowiła dla niego problemu, widział w ciemnościach całkiem nieźle. Tak jak przypuszczał z wioski nic nie zostało, wszystko zostało zniszczone, namioty, stoły, wieszaki na mięso, nawet piwniczka z zapasami się zawaliła.
Pogrzebawszy w zgliszczach Quarr znalazł dwa nie uszkodzone bukłaki z wodą, parę monet, jakiś złamany sztylet i - ku swojej wielkiej radości - krzesiwo i hubkę.
Wygrzebał też trochę mięsa - musiał mieć jakieś zapasy - i z resztek namiotu szamana wygrzebał trochę ziół.

Tak wyekwipowany ruszył na północny-zachód.

* * *

"Ty chcieć zupa ??? " - cichutko i cieniutko zapytał Quarr.
Jednak osobnik do którego słowa te zostały skierowane zdawał się ich nie słyszeć.
"I co tam macie mości elfie" - rozległo się nagle za Quarr'em.
"Zupa" - pisnął Quarr, trzymając w lewej łapie mała miseczkę do której właśnie nalał świeżej zupy z kociołka.
W zasięgu wzroku Quarr'a, zza jego pleców pojawił się olbrzymi człowiek, ubrany w dziwne zwiewne i powłóczyste ubranie.
"Pokaż no ta swoją zupę" - powiedziała do Quarr'a i wyciągnął rękę po miskę. Przerażony Quarr podał i skulił się w sobie oczekując lada moment bólu wywołanego ostrą strzałą elfa.
"Smaczne" - stwierdził człowiek - "kto to gotował?" - zapytał między jedną łyżką a drugą.
"Quarr" - wyszeptał Quarr.
"Znaczy się ty?" - upewnił się człowiek.
Quarr tylko skinął głową.
"To ja ciebie ze sobą zabieram" - zaśmiał się człowiek. "o dobrego kucharza ciężko teraz".

* * *

Dni mijały Quarrowi na ciągłym gotowaniu i chodzeniu krok w krok za swoim "opiekunem".
Quarr poznał parę słów w języku elfów i krasnali, nauczył się nawet mówić w języku ludzi, ale nade wszystko Quarr nauczył się gotować.
Człowiek, który go zabrał ze sobą zostawił go na nauki u swojego przyjaciela, kucharza, który szybko poznał się na talencie Quarr'a.
Pod jego okiem Quarr doskonalił swój "warsztat" kulinarny, aż do czasu kiedy to obaj udali się w podróż do wielkiego miasta - "Wrót Baldura"
Quarr po raz pierwszy widział takie wielkie miasto, tyle tu było zapachów, tyle rzeczy się naraz działo.
Quarr zagapił się będąc w porcie na nabrzeżu i potraktowany przez jakiegoś pijanego marynarza, jako kolejny skórzany worek z towarem wylądował w ładowni statku. Chwilę później następny worek trafił Quarr'a w łeb pozbawiając go przytomności.

* * *

"A cóż to my tu mamy ?? - to było pierwsze co Quarr usłyszał. Bolały go wszystkie kości, bolał go łeb, był głodny i spragniony, a ten wielki groźnie wyglądający wojownik nie sprawiał wrażenia skorego do rozmów.
"Przemyt" - krzyknął. "Do celi z nim" - wskazał na Quarr'a.

* * *

I tak to pobyt w nowym miejscu Quarr rozpoczął od zwiedzania celi w siedzibie straży miejskiej w porcie na wyspie Aeris
Czy tak może być ??
Czy też muszę poprawić coś jeszcze ?
Akceptuję

Poproszę Morrie lub Heksagona o sprawdzenie.
Akceptuję
No to widzę że szykuje się nowa rasa dla mnie do dodania
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • latwa-kasiora.pev.pl