ďťż
Nathaniel


Bo człowiek głupi jest tak bez przyczyny

Dochodziła północ, kiedy Nathaniel siedział na polanie niedaleko miasta Merikan. Nathaniel miał 21 lat, krucze włosy opadające do ramion, wściekle niebieskie oczy i był człowiekiem. Z narodowości był Arminczykiem. Wychowywał się w mieście prawa, gdzie za najdrobniejsze przestępstwo czekała surowa kara. Tamtejsza straż była dobrze zorganizowana i wyposażona. Nic nie stało na przeszkodzie, aby chłopak urodził się tam, wychował i tam tez umarł. Niestety, matka umarła na skutek alkoholu, który nie był rzadkością w jego domu. Zatrucie doprowadziło do śmierci. Krótko potem na targu zginął jego ojciec, zasztyletowany przez płatnego zabójcę. Nadal nie wiadomo kto zlecił zabójstwo. 10-letni wtedy Nathaniel nie wiedział co ma począć. W mieście panowało przekonanie, że do 15 roku życia dziecko mężczyzna nie może wyjść poza mury miasta, chyba, że zostałoby wygnane. I tak właśnie się stało. Z rozpaczy i głodu chłopak zaczął kraść. Nauczył się złodziejskiego fachu otwierania zamków, czy włożenia ręki do kieszeni osoby, z którą rozmawiał. Szczęście, które mocno się go trzymało, wreszcie go opuściło, pozwalając wpaść w ręce nadgorliwego strażnika. Nathaniel pobity trafił do więzienia. Rada postanowiła nie zabijać go, ale nie pozwoliła mu pozostać w mieście. Według niej, dziecko, które od lat najmłodszych kradnie, kraść będzie do końca swoich dni. W ten oto sposób wygnano chłopca z miasta. Wiele dni błąkał się po lesie płacząc i wołając o pomoc. W końcu natrafił na małą chatkę drwala, który przyjął go do domu w zamian za pomoc przy rąbaniu drewna i sprzątaniu domu. Nathaniel oczywiście zgodził się na to. Mała to cena za jedzenie i dach nad głową. Ścienianie drzew uczyniło go mocnym człowiekiem. W wolnym czasie Nathaniel ćwiczył walkę mieczem i tarczą. Zamierzał opuścić dom swojego dobrodzieja, kiedy tylko skończy swoje 21 urodziny. Czas ten wreszcie nadszedł, i jako mężczyzna odszedł od drwala i jego rodziny. Teraz siedział w na polanie przy ognisku, grzejąc ręce. Wiał silny, zimny wiatr. Młodzieniec siedział na ziemi tak od kilku ładnych godzin myśląc, gdzie ma pójść. Odchodząc od drwala dokładnie wypytał go, o położenie jego domku i okolic. Na wszelki wypadek podwinął drwalowi mapę. Mimo życia z porządnymi ludźmi nie przestał kraść. Nie robił tego długo, ale nadal pamiętał jak się to robi. Obok Nathaniel’a leżał miecz. Tej nocy było głośno. W mieście prawdopodobnie było jakieś święto. Merikańczycy byli wojowniczym narodem, ale potrafili powstrzymać swoje nerwy, i w czasie sojuszu byli cennymi sojusznikami. Ze względów czysto taktycznych, jak i ze względu na surowce i wyroby zbrojne, z których słyną Merikańczycy. Pod swoimi rozkazami mają wiele kopalni złota i wiele złóż rud, przez co mają też dużo metalu. Miasto leży na morzem, więc ma dostęp do zagranicznego handlu.

W tę noc niebo było bezchmurne. Okrągły księżyc górował nad milionem gwiazd. Nathaniel siedział oparty o pień drzewa grzejąc się przy ognisku. Myślał o nawiedzających go od niedawna snach. Biegł z mieczem przez las, a ściagał go wielki potwór. Za każdym razem Nathaniel przebiegał przez rzekę, a potwór stawał dęba, kiedy tylko zbliżał się do wody. Na tym sen kończył się. Chłopak martwił się tym, zwłaszcza, że był to swego rodzaju koszmar. Nathaniel bał się spać. Wiedział, że i tak nie wypocznie. Po dłuższym czasie usnął. Obudził się wczesnym rankiem, kiedy unosiła się jeszcze mgła.
- Zimno- pomyślał chłopak- ale to nic dziwnego o tej porze roku.
Był koniec intensywnej zimy. Ziemia zaczęła się zielenić, a drzewa wypuszczać kwiaty. Jednak zima chciała pozostać tu jak najdłużej, i jak najdłużej męczyć mieszkańców tych ziem mrozem. Nathaniel podniósł miecz i tarczę. Ostrze wylądowało w pochwie zawieszonej przy boku młodzieńca. Ognisko, które zgasło podczas zimnej nocy nie potrzebowało, aby je dogaszać. Nathaniel czuł się słaby. Znów ten sam sen. Musi coś na to poradzić, inaczej zwariuje. Poczekał, aż mgła zrzednie, i ruszył dalej. Z polany wszedł w ciemny bór. Mimo wczesnej pory zwierzęta nie spały. Ptaki ćwierkały, jelenie szukały pożywienie, króliki uciekały przed lisami. Kiedy te wszystkie zwierzęta zobaczyły w lesie obcego, pochowały się w norkach i innych mieszkankach. Nathaniel szedł cały czas. Bór coraz bardziej się zaciskał się. Drzewa rosły bliżej siebie, nie pozwalając słońcu wedrzeć się między nie choć na chwile. W końcu knieja zaczęła się kończyć. Przed Nathanielem stała oddalona kilkadziesiąt metrów wioska., a że był bardzo głody, poszedł w tamtym kierunku. Wszedł na pagórek, i u jego zbocza zobaczył dwie osoby. Jedna ubrana w płaszcz, który zakrywał prawie całą twarz właściciela, a drugą człowieka ubranego w proste ubranie: skórzane spodnie i koszulę z wełny, który klęczał u stóp nieznajomego i coś mówił. Mężczyzna w płaszczu był jednak nieugięty. Uderzył najprawdopodobniej wieśniaka ,w twarz.. Ten padł jak rażony na ziemię, i zaczął płakać. Nathaniel bał się. Pierwszy raz w swojej podróży widział bandytę, bijącego mieszkańca wioski. Schował się za drzewem i spróbował podsłuchać rozmowę. Człowiek w płaszczu mówił cicho, więc Nathaniel słuchał odpowiedzi wieśniaka, starając się wywnioskować sens rozmowy:
- Nie, panie! Zrobię co chcesz, ale zostaw moją rodzinę w spokoju. Moja córeczka ma dopiero 2 latka. Chwila ciszy. Pewnie wieśniak słuchał, co ma mu do powiedzenia mężczyzna. Nagle chłop pokręcił przecząco głową. Osobnik w płaszczu zaczął bić wieśniaka. Nathaniel nie mógł na to patrzeć, i mimo woli podbiegł do bijącego i kopnął go w twarz. Przerażony swoim czynem stał w miejscu patrząc to na umierającego wieśniaka, to na człowieka w płaszczu, który trzymał rękę na wardze, z której ciekła krew.
- Niech no cię tylko dorwę, chłoptasiu- Powiedział gromko mężczyzna i rzucił się na Nathaniela. Doskoczył do niego i uderzył pięścią w twarz. Chłopaka odrzuciło na bok. Szybko jednak otrzeźwiał i wstał. Dobył miecza i czekał na kolejny ruch przeciwnika. Podczas czekania zmierzył go wzrokiem. Nie było widać twarzy, ale może był zobaczyć szramę pod lewym okiem. W oczach mężczyzny widać było szał. Mógłby nadawać się na kata. Widoczne mięśnie budziły podziw. Więcej Nathaniel nie zauważył, bo po raz drugi rzucił się na niego bandyta. Nathaniel odskoczył w bok próbując ciąć mieczem lecącego w dół przeciwnika, ale zrobił to za lekko, i klinga ześliznęła się z pancerza. Tajemniczy człowiek lecąc na ziemię zrobił przewrót i miękko wylądował na ziemi. On tez wyciągnął miecz. Większy od miecza chłopca. Stanęli naprzeciw siebie mierząc się wzrokiem. Kolejny ruch zrobił już Nathaniel. Zaczął biec na przeciwnika i zamachnął się mieczem. Cios został odparowany, i natychmiast oddany młodzieńcowi. Ten z niekrytym trudem odparował go, ale wywrócił się na ziemię. Ciężko dyszał. Upadając wypuścił miecz z rąk. Leżał dobre kilka centymetrów od niego. Do chłopca podszedł napastnik, celując mieczem w jego pierś.

Oceniajcie


2/10

- Nie podoba mi sie zbytnio twój styl pisania.
-
Co do pracy to tak:
- nudna i pozbawina treści (ani nie opowiada historii, ani nie uczy)
- niezwykle dużo powtórzeń
- zbiteg nie powiązanych ze sobą bliżej zdań
- nie najlepszy styl
- brak właściwych opisów
- brak logiki np.: Skąd bezdomny przybłęda zdobywa u drwala miecz do ćwiczeń, skoro drwala nie stać na tak strasznie drogą zabawkę dla dziecka (przecież drwal snie będzie się bronił mieczem, bo nie umie nim władać).

Nie będę oceniał, lecz praca się w moim odczuciu do niczego nie nadaje. Następnym razem pomyśl najpierw nad tym, co chcesz przekazać.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • latwa-kasiora.pev.pl